Frozen Love

Frozen Love
Forever

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 6 Słodki pyszczek cz. 1

Pomyślałam, że może to być rozdział z punktu widzenia Chrisa, przecież to jego historia.
A więc bez dalszych wstępów, miłego czytania.
Będzie to opowiadane jako inna historia...Może się wam spodoba.

 W odległej przeszłości...

Od ponad trzech tygodni Chris i Jack przedzierali się przez ciemną, mroczną i całkowicie im nieznaną gęstwinę lasu. Drzewa tu były zbyt wysokie, a ich korony za bardzo rozłożyste, żeby docierała do dołu choćby najmniejsza ilość światła. Przez te wszystkie dni jedynym źródłem ciepła, które rozpraszało jednocześnie nieprzeniknione ciemności było ognisko.
Przez ten czas stracili wyczucie pory dnia, więc nie byli pewni czy wędrowali i odpoczywali w odpowiednim czasie. Podczas marszu za pochodnię robił im stworzony przez Jacka duży kryształ, który jaśniał wypełniony mocą, rzucając na wszystko niebieską poświatę.

-Czy muszę jeszcze raz ci dziękować ,,opiekunie'' za te cudowne wakacje.- warkną białowłosy.
Jack nie ufał Chrisowi, jako swojemu nowemu opiekunowi, a do tego jeszcze teraz przez niego zagubili się w obcym dla niego miejscu. Wiedział tylko tyle, że nie znajdują się w świecie ludzi na ziemi, tylko w odrębnej krainie.
Wyczuwał inną magię w powietrzu. Jakby każda ma inny charakterystyczny zapach, po którym można je odróżnić. Wiedział, że energia budująca to miejsce jest bardzo potężna i jednocześnie może być zabójcza dla intruzów.
Niestety nimi właśnie był on i jego jeszcze świeżo upieczony podopieczny.

-Ile jeszcze będę ci powtarzał? Przepraszam! Co mam zrobić, żebyś przestał mi to wypominać?- Jack mrukną pod nosem niezbyt ładne słówka.

-Może na początek wyciągniesz mnie z tego zatęchłego boru, zrobisz mi porządnego drinka, po którym zapomnę czas spędzony w twojej obecności i może jednocześnie sam się usuniesz. To chyba tak na początek, ale jeszcze przed tym możesz spróbować mnie ubłagać na kolanach.- przyśpieszył kroku z jeszcze bardziej zezłoszczoną i zaciętą miną.

Chris miał jeszcze gorzej przy ich pierwszym spotkaniu. Jack odmroził mu pewną część ciała grożąc, że jeśli się nie wyniesie to straci czucie w tym miejscu na zawsze.
Jeszcze czuł jak ciało mu drętwieje i przechodzą go zimne dreszcze. Na szczęście przekonał go, że jest jakby to uznać jego pieskiem na posyłki, co trochę go uspokoiło.
Westchną i przyśpieszył.
Gdy zrównał się już z białowłosym, który jednocześnie posłał mu mordercze spojrzenie, po którym miał ochotę schować się za jeden z grubych pni, zaczął niepewnie rozmowę.

-Wiesz, że to nie ode mnie zależało, to że mnie do ciebie przydzielono. To wszystko przez twój wybuchowy temperament, nierozważność, częstą głupotę, porywczość...

-I zabójcze zdolności które mogę zaraz na tobie wypróbować. Znam jeszcze sposoby tortur ze średniowiecza, więc spadaj.

-Dobrze znam twoje talenty, chociaż wcale nie chciałem. Jesteśmy na siebie skazani, musisz to zaakceptować.

-Wcale nie. Mogę cię ,,przypadkowo'' zgubić w lesie, przywiązać do jednego z drzew i już skończymy te katusze.

-Ja coś myślę, że się dobrze bawisz używając swojego zbyt ciętego dowcipu i wrodzonej arogancji.- miał już dość postawy chłopaka. Jego też nie cieszyła myśl, że zostanie przydzielony do jakiegoś smarkacza, no i teraz przed sobą miał swój najgorszy koszmar.

-Proszę nie praw mi komplementów, nie pociągasz mnie. Wali od ciebie psem.

-Naprawdę? A wiesz, że wyglądam praktycznie jak ty. Jestem jakby twoim odbiciem lustrzanym, który jednocześnie jest twoją potrzebną połówką. Czyli jestem twoją mądrością i przede wszystkim odpowiedzialnością. Chociaż nie jesteś tępym idiotą, bo jednak coś wyczułeś.

-Tak? Czyli się przyznajesz, że jedzie od ciebie. Robisz postępy. Jak się przyznasz, że jesteś jeszcze upierdliwym idiotą, to może nawet nie będę myślał o twojej śmierci przez następne kilka godzin.- znów go wyprzedził i tym razem Chris nie miał ochoty go dogonić.
Tak wyglądała każda ich rozpoczęta rozmowa. Zaczynała się i kończyła na ,,pochlebnych słówkach'' i ,,przyjaznych spojrzeniach''.
Wciąż nie miał pojęcia w jaki sposób znaleźli się w tym kiepskim dla nich położeniu.

Obserwował go z pewnej odległości jak się włóczył po wysokich szczytach górskich na których jeszcze nie leżał śnieg.
Było mu ciężko się przed nim ukryć, bo jego postać nie jest wcale niezauważalna.
Jednak po chwili wyszedł za pagórka śląc, jeszcze zdziwionemu chłopakowi uśmieszek.

-Z czego się szczerzysz. Czekasz na moje oklaski i ciepłe powitania? Mam ci się rzucić w ramiona i nazwać braciszkiem?- nie zważając na jego słowa zbliżył się do niego.

-Wiesz przecież, że to też nie jest dla mnie cudowne. Muszę cię pilnować.

-Sam o siebie zadbam, ale martw się o siebie.- warknął na niego i już zamierzał odejść, gdy ziemia pod nimi zadrżała i rozjaśniła się dziwną zielenią.

Ostatnie co pamiętał to rażący blask i odgłosy zaskoczenia Jacka, gdy wylądowali nagle na jednym z powalonych konarów drzew. Od tamtej pory nic się nie zmieniło.
Dalej go nienawidzi i nie mogą się stąd wydostać.

Gdy już zwolnił kroku i wyrównał się niechętnie z Chrisem, Jack usiadł nagle na jednym z suchych i lekko spróchniałych pni.

-Możesz sobie iść dalej, ale ja zostaję. Ten las nie ma końca.- westchną i na moment zostawił swoją maskę arogancji i niedostępności za jaką się krył. Teraz Chris widział dokładnie bezsilność i napięcie jakie w sobie ukrywał.
Podszedł do niego bliżej zajmując miejsce lekko oddalone od niego.

-Nie kojarzę tej krainy. Jest ich bardzo dużo, a spamiętać ich nazwy nauczyli się tylko nieliczni. Przykro mi, ale nie wiem jak mamy się stąd wydostać.

-Czyli żadna nowość. Wiesz, że jestem nieśmiertelny tak jak ty i nie muszę jeść, ale jednak na pełny żołądek mógłbym cię lepiej znieść.- westchnął. - Nie widziałem w tym lesie niczego oprócz drzew i mroku. Nie ma tu inneg życia, żadnych zwierząt. Co to za powalona kraina!- Chris uśmiechną się pod nosem.

-Możemy ją tak nazwać jeśli chcesz.

-Taa. Bo nazwa tego zatęchłego miejsca poprawi mi humor. Jakbyś jeszcze dorzucił jakieś zatęchłe jedzenie też bym się ucieszył.- sposępniał nagle jeszcze bardziej.

-Nigdy nie próbowałem nie jeść i nie funkcjonować jak człowiek. Znów czuję się jak dziwadło.- Chris nagle wszystko zrozumiał. Czuł się inny, odmienny jako odstępstwo od normalność.
Może jednak cała ta arogancja nie jest wrodzona.

-Ludzie są przereklamowani, a nieśmiertelni nie. Chyba uważasz się za lepszego od innych co nie?- nawet zauważył cień uśmiechu na twarzy chłopaka.

-Od ciebie na pewno, a nie jesteś człowiekiem.

-Dobra kolejny plus dla ciebie. Jesteś wybrany przez Księżyc Jack z jakiegoś powodu, czyli tym samym nie jesteś gorszy czy jakimś odmieńcem, ale jesteś lepszy. Czy to ci przeszkadza?

-Nie. Ale znów ty.- westchnął, ale teraz nie krył lekkiego uśmiechu.

-Czyli jesteś moim opiekunem i jestem tym samym skazany na wieczność ze mną?

-No, w skrócie to tak.

-Nie mam ochoty w nieskończoność marnować mojego uroku aroganckiego i niedostępnego przystojniaka.-wzniósł oczy ku górze.
Niebieskie światło rzucało cienie na jego kości policzkowe i długie rzęsy. Gdyby częściej zrzucał z siebie swoją maskę chamstwa nie byłby wcale takim okropnym chłopakiem.

-Czyli chcesz zawrzeć pokój? Ty? Wielki Jackson Overland Frost? Jestem zaszczycony.- ukłonił się teatralnie, na co Jack się roześmiał. Była to pierwsza przyjazna oznaka, że może się coś udać.

-Czuj się tak, bo może nie potrwać to wieczność, nie wspominając o godzinach, ale tak. Musimy razem coś wymyślić, bo nie mam ochoty kryć swojej urody w tym buszu.

-Nie wiem co możemy zrobić. Ten las jest zaklęty. Nie możesz się przedrzeć przez korony drzew, nie możemy wyjść z jego obrębu, więc nie mam pojęcia co możemy zrobić.

-Może najpierw się prześpijmy, bo twoja obecność jest męcząca i później się jeszcze zastanowimy.- Chris nie krył zdumienia powodowany, opanowaniem Jacka i jego przyjaznym tonem.

-Dobra. Nie mogę ci życzyć dobrej nocy, bo nie jestem pewien czy jest akurat noc.- Jack położył się u podnóża drzewa, robiąc sobie podgłówek z paproci, ale nawet w ruchu widział na jego twarzy uśmiech.

-Życz sobie abyśmy nie zapadli się pod ziemię lub nie stali się częścią tego lasu podczas snu... Nie chciałbym zostać jakimś próchnem...

Zasnęli, ale tym razem w mniej bojowym nastawieniu.
Niestety nie zaznali snu i spokoju zbyt długo, bo zatrzęsła się ziemia...