Frozen Love

Frozen Love
Forever

czwartek, 27 listopada 2014

Trzymajcie kciuki!

Ciągle jestem na zawodach. Dajemy z siebie wszystko, ale jest ciężko. Jutro walczymy o pierwsze miejsce.
Proszę trzymajcie kciuki...
Udało mi się wreszcie napisać ten post...
Wiem powinnam wcześniej, ale tyle się dzieje.
Możliwe, że już jutro wracamy.
Oby, bo się za wami stęskniłam!
Oj, mam tyle pomysłów na kolejne rozdziały.
Tęsknię i walczę o pierwsze miejsce!
                                                        Na razie nie tracę głowy...

wtorek, 25 listopada 2014

Oj będzie się działo!

Jeżeli ciekawi was, o co chodzi, to musicie przeczytać następnego posta. Pojawi się jak zwykle jutro. Chcę wam zdradzić tylko, że nareszcie będziecie mogli wszystko zrozumieć. Dowiecie się o co chodzi z Jackiem, czyli co się  z nim stało... Jak powiedzie się zadanie Elsy i Chrisa?  Co czeka Annę w Arendell i przede wszystkim kim naprawdę jest Sven i o co chodzi z ,,Nimi'' i Filipem. To wszystko już buzuję w mojej głowie i piszę obijając palce o klawiaturę.
Już nie mogę się doczekać waszej opinii i komentarzy.
      Nie wiem jak u was, ale mnie odwiedzi Jack Frost. Wszędzie w naszej okolicy leży śnieg!!!

Rozdział 48 Ukryte zagrożenie…

Przykro mi, że publikuję to z widocznym opóźnieniem, ale dopiero niedawno wróciłam z zajęć dodatkowych. Jutro mam zawody sportowe. Trzymajcie kciuki i miłego czytania!

Nie spodziewaliście się zapewne tego, ale ten rozdział zacznie się z perspektywy Olafa. W przypadku Elsy i jej przyjaciół nic tak zjawiskowego się nie wydarzy. Nieporadny i nie rzucający się w oczy bałwanek rzuci wam trochę mrozku na tę dziwną historię…

Olaf szedł sobie spokojnie, podskakując i nucąc coś pod swoją marchewą. Często zatrzymywał się aby coś poobserwować. Tam z boku widział piękne niebieskie kwiatki, tam zauważył dwa motylki, które lekko trzepotały skrzydełkami. Nareszcie wyszedł z lasu obrzucany żołędziami i szyszkami przez niesforne wiewiórki. Nigdy nie przepadały za nim.
Wyszedł cało, chociaż jedna z nich wbiła mu się w tył głowy. Zbliżał się w kierunku rynku, gdy drastycznie skręcił w bok. Okazało się, że zachwyciła go mała, choć bardzo brzydka żabka. Poskakał za nią i trafił do królewskich stajni. Weszli razem do środka i Olaf od razu wydał z siebie okrzyk radości.
-Svencio!!- podbiegł do jednej z zagród i otworzył ją z trudem.
 Zamek był znacznie wyżej od niego. Ściągną sobie głowę i wziął ją w swoje patyczkowe dłonie. Uniósł ją wysoko, może nawet nad wysokością głowy która powinna być teraz na jego szyi. Szarpną parę razy zamek zębami i po chwili drewniane oraz bardzo podrapane drzwiczki uchyliły się z piskiem.
-Oho ho!!! Svenciu! Reniferciu ty mój.- mały bałwanek poleciał do jednego z reniferów, ale to nie był Sven. Zniesmaczony widokiem małej hałaśliwej kulki śniegu, odwrócił się niespodziewanie odtrącając go na bok. Gdy podszedł jeszcze parę kroków renifer kopną go tylnimi kopytami i Olaf wystrzelił w powietrze.
-Haha!! Leci śnieżyca!- nagle zobaczył, że leci prosto na ścianę po drugiej stronie stajni. Miną przejście i następny boks i rozpłaszczył się na ścianie. Tułów oczywiście oddzielił się od głowy, która poleciała nieco wyżej. Uderzył twarzą, aż mógł z bliska ją poobserwować. Po chwili usłyszał trzask i potoczyła się po podłodze usianej sianem. Ciało latało w tę i we wtę szukając brakującego elementu.
-Tutaj! No tak! Tutaj! Uważaj!- tułów przywalił o drzwiczki, które lekko się ośnieżyły. Później zaliczając wiele wpadek na różne przedmioty odnalazł się. Posadził głowę z powrotem na miejsce i westchną.
-Od razu lepiej! – patrzył nieprzytomnie i po chwili został czymś oblany na twarzy. Przed oczami widział tylko różowe plamy i nieprzyjemny zapach. Dopiero po chwili okazało się, że koło niego stoi prawdziwy Sven. Olaf jak to robi ze wszystkimi napotkanymi reniferami krzykną i rzucił mu się na przednie nogi.
-Svencio!- Tym razem nie został kopnięty. Trochę czasu minęło zanim Olaf odkrył źródło dziwnego trzasku. Połamał sobie nos, a w tym przypadku jego marchewka w najgrubszym miejscu co zawsze tworzyło mały garb, została przełamana. Reszta mu nie odpadła i tylko zwisała na bardzo cienkiej skórce. Olaf zrobi smutną minę gotów wybuchnąć płaczem. Nagle Sven poderwał się z miejsca i jednym chapnięciem zjadł mu ją.
-Svencio! Nie dobry renifer!- już chciał się na niego rzucić i otworzyć mu paszczę w poszukiwaniu zguby, ale on był szybszy. Odszedł od niego do miski stojącej z bok. Olaf dużymi oczami przyglądał mu się uważnie. Sven z uśmiechem i pełnym pyskiem przydreptał do Olafa. Nagle znów przed oczami pojawiły mu się dziwne plamy i został obklejony przez ślinę Sven. Olaf już się bał, że reniefer odgryzie mu wreszcie głowę lecz nie. Próbując strącić część ohydnej śliny poczuł, że znów coś ma na twarzy. Trochę większa i bulwiasta marchewka zagościła na dawnym miejscu.
-O jej! Ach ty mały…- podbiegł do niego przygładził mu nikłe futerko koło kopyt. Wdrapał się mu na grzbiet i wylecieli z zagrody.
Ludzie oglądali się za nimi. Olaf nie miał nic przeciwko, ale widok dużego bezpańskiego renifera z gadającym małym bałwanem na plecach, każdego by zadziwił. Szli tak przez całe miasto, aż natrafili na skraj osady. Przeszli wokół wielkiego jeziora kierując się w stronę lasu otaczającego wzgórze. Szli tak, podskakując i gawędząc, gdy nagle natknęli się na dziwnego faceta. Przewalił się, a Sven stał jak wryty.
-Głupie bydle!- chciał go uderzyć czymś w rodzaju laski z batem, ale Olaf się odezwał.
-Dzieńdoberek!- zaskoczony nie trafił w renifera tylko w siebie. Znów się przewalił i klną pod nosem.
-Jakiś dziwny ten facio…- zwrócił się do Svena, który cofną się parę kroków.
-Odejdź plugawy pomiocie! To ty jesteś tym stworem stworzonym przez Królową!- to nie brzmiało jak pytanie tylko zarzut. Olaf uśmiechnął się głupawo i potrząsną rękoma.
-No tak, a co?-
-A może wiesz gdzie podziewa się nasza Elsa?- teraz Olaf się trochę zdziwił. Z zgorzkniałego faceta, który przed chwilą buchał gniewie, stał się przyjaznym pytającym gościem.
-Nie! Szukam jakiego Krosta.- powiedział od niechcenia.
-Co? Krosta?- znów pojawił się dawna pogarda i furia.
-Albo nie tak. Rost, Lost, Mrost, Forst…- zaczął szukać odpowiedniej nazwy.
-Frost! Jack Frost!-
-A no! Właśnie ten! Ten dziwny chłopak, który ma łupież na głowie…- facet wyszczerzył się w dziwnym uśmieszku.
-A dlaczego go szukasz?- zapytał mrużąc oczy. Teraz znów udawał przyjaznego, ale w oczach płonęło zaciekawienie i chęć szybkiego uzyskania informacji. Olaf nie lubił kłamać  i raczej tego nie zauważał. Był mądry jak na bałwana, ale na człowieka nie.
-Elsa mi kazała. Podobno gdzieś się zawieruszył, ale ja uważam, że wreszcie poleciał do sklepu po szampon na kłaki.- teraz człowiek, był w nieopisanej euforii.
-A jednak! Mieli racje! Trudno ten strażnik nam wystarcza. Później dorwiemy królową.- ostatnie zdania wypowiedział z szczerą pogardą. Chyba zapomniał o obecności Svena i Olafa bo mamrotał widocznie do siebie.
-A ty to kto?- zapytał trochę nieprzytomnie Olaf.
-Chyba poznaję tą gębę…- raczej nie mówił tego, żeby go wkurzyć, ale oczywiście mu się udało. W jego oczach zapłoną dziwny czerwony blask. Skóra zrobiła się szarawa. W porę się uspokoił, ale z widocznym trudem. Widocznie urósł o kilka stóp i teraz zniżał się do normalnego wzrostu. Oczy  zrobiły się na powrót normalne, ale wciąż było czuć w nich wrogość. Kolor skóry wrócił do barwy kremowej, a wydłużone dziwnie koniczyny się zwęziły. Strzepną sobie pyłek z suchej jesiennej trawy i Olaf pierwszy raz zauważył coś dziwnego.
-Ale tym masz szpony! Gościu idź  lepiej na manikiur, bo to odstrasza kobitki…- facet spiorunował go wzrokiem, ale widocznie nie chcąc znów tracić kontroli uśmiechnął się złowieszczo.
-A żebyś się zdziwił. Niedługo wyrwę z tego zapadłego królestwa samą królową, któraz będzie błagać o…- nie dokończył, bo uznał, że za wiele powiedział. Olaf i tak go nie słuchał. Poprawiał właśnie niesforne drobne patyczki na głowie.
-To jak mówiłeś, że jesteś…
-Filip… na razie. Nie długo będą mnie tu znać pod innym imieniem. – znów zrobił się dziwny, ale oczywiście Olaf nie grzeszył bystrością i choć o drobinę minimalizmem inteligencji.


Normalny człowiek, który miałby tylko dwu cyfrowe IQ zauważyłby dziwne zachowanie Filipa. Ale niestety! Olaf po pierwsze nie jest człowiekiem, a po drugie nie grzeszy rozumem.
Pośród nich jednak znajdowała się osoba mądrzejsza niż niezbyt mądry Olaf i gadatliwy Filip. Może nie uwierzycie, ale był to Sven. Choć na zwykłego renifera, był bystry i spostrzegawczy. On przecież czuł, że z tym facetem jest coś nie tak, ale przez Olafa, który sturlał mu się z grzbietu nie mógł po prostu uciec.
Gdy szli po lecie i natknęli się na niego Sven od razu zauważył niecodzienny strój. Miał jakby czarną zbroję z dziwnymi symbolami. Fryzurę miał zmierzwioną i w nieładzie. Oczy były nieprzytomne i podpuchnięte, jakby w ogóle ostatnio nie spał. Jego cera nie mówiła zby t wiele o jego zdrowiu, wręcz przeciwnie. Wyglądał jakby był chory. Sven od razu poczuł niechęć do niego, a przede wszystkim jak się zamachnął bronią wyjętą za pasa.
-Głupie bydle!- krzykną, ale Svnen przyglądał się groźnemu przedmiotowi
 Był to dziwny czarny kij z długim batem. Był inny i nietypowy. Gdy już się zamachną Sven ujrzał dziwny błysk. Na szczęście Olaf się tym razem przydał.
-Dzieńdoberek!- stracił z oczu cel i się zdziwił. Stracił równowagę i zamiast trafić w Svena bat poleciał koło jego poroża trafiając w małe drzewko, które pogubiło wszystkie liście na zimę. Gdy koniec broni dotkną drzewa, ono uschło, jakby w ogóle nie żyło od bardzo dawna. Bat z impetem wrócił do niego, uderzają niespodziewanie w bok. Nie zdołał utrzymać utraconej przed chwilą równowagi i znów wylądował na ziemi. Zaczął coś mamrotać pod nosem w nieznanym języku lub dialekcie. Gdy wstał zaczął prowadzić dziwną rozmowę z Olafem.
-Jakiś dziwny ten facio…- Olaf szepną mu do ucha i zsuną się z jego grzbietu.
-Odejdź plugawy pomiocie! To ty jesteś tym stworem stworzonym przez Królową!-
-No tak, a co?-
-A może wiesz gdzie podziewa się nasza Elsa?- Z zgorzkniałego faceta, który przed chwilą buchał gniewie, stał się przyjaznym pytającym gościem.
-Nie! Szukam jakiego Krosta.- powiedział od niechcenia.
-Co? Krosta?- znów pojawił się dawna pogarda i furia.
-Albo nie tak. Rost, Lost, Mrost, Forst…- zaczął szukać odpowiedniej nazwy.
-Frost! Jack Frost!- Sven nie widział dokładnie co widział w jego twarzy. Pogarda, gniew, nienawiść, oraz zaskoczenie mieszane z tajemniczym uśmieszkiem.
-A no! Właśnie ten! Ten dziwny chłopak, który ma łupież na głowie…- facet wyszczerzył się jeszcze bardziej w dziwnym uśmieszku.
-A dlaczego go szukasz?- zapytał mrużąc oczy. Teraz znów udawał przyjaznego, ale w oczach płonęło zaciekawienie i chęć szybkiego uzyskania informacji. Patrzył na nich jak skarbnica wiedzy, którą musiał szybko otworzyć i sprawdzić coś gorliwie. W oczach jawiło się niebezpieczeństwo i dzikość, jakby chciał na nich skoczyć.
-Elsa mi kazała. Podobno gdzieś się zawieruszył, ale ja uważam, że wreszcie poleciał do sklepu po szampon na kłaki.- teraz człowiek, był w nieopisanej euforii.
-A jednak! Mieli racje! Trudno ten strażnik nam wystarcza. Później dorwiemy królową.- ostatnie zdania wypowiedział z szczerą pogardą. Chyba zapomniał o obecności Svena i Olafa bo mamrotał widocznie do siebie.
-A ty to kto?- zapytał trochę nieprzytomnie Olaf.
-Chyba poznaję tą gębę…-
W jego oczach zapłoną dziwny czerwony blask. Skóra zrobiła się szarawa. W porę się uspokoił, ale z widocznym trudem. Widocznie urósł o kilka stóp i teraz zniżał się do normalnego wzrostu. Oczy  zrobiły się na powrót normalne, ale wciąż było czuć w nich wrogość. Kolor skóry wrócił do barwy kremowej, a wydłużone dziwnie koniczyny się zwęziły. Strzepną sobie pyłek z suchej jesiennej trawy.
-Ale tym masz szpony! Gościu idź  lepiej na manikiur, bo to odstrasza kobitki…- facet spiorunował go wzrokiem, ale widocznie nie chcąc znów tracić kontroli uśmiechnął się złowieszczo.
-A żebyś się zdziwił. Niedługo wyrwę z tego zapadłego królestwa samą królową, która będzie błagać o…- nie dokończył, bo uznał, że za wiele powiedział.
Sven wiedział co chciał powiedzieć.
-To jak mówiłeś, że jesteś…
-Filip… na razie. Nie długo będą mnie tu znać pod innym imieniem. – znów zrobił się dziwny
 Czuł już na pewno, że ten Filip, nie jest zwykłym człowiekiem. Ale to nie było najważniejsze. Wiedział, że coś grozi królowej, ale także Jackowi. On coś wiedział i Sven musi się dowiedzieć co… Olaf najwyraźniej stracił zainteresowanie dziwnym nieznajomym, ale Sven nie chciał spuszczać go z oczu. Po chwili on to zauważył i przez minutę czy dwie patrzyli na siebie próbując odczytać drugiego. W końcu Filip potrząsną głową i pogardliwym uśmieszku.

-On jest głupi… przysyłać ciebie tutaj! Wiem kim jesteś naprawdę!- znów się wyszczerzył i pobiegł do lasu. Sven stał jak wryty, a w oddali już nie było słychać odgłosów kroków, ale dziwnego i złowieszczego dudnienia. Sven już wiedział o co chodzi… Widział kim naprawdę jest Filip i do czego należał. Ale także co czeka świat, jeżeli ,,Oni’’ mają Jacka…

poniedziałek, 24 listopada 2014

Musicie to jutro przeczytać!

Och... Jestem rozbita! Nie wiem jestem podekscytowana i zarazem smutna. Dostałam takiego bzika na punkcie tego rozdziału, że się aż zapędziłam. Nie mogę go tak po prostu zakończyć i wam teraz pokazać w środku akcji. Dlatego jutro gdzieś tak o 18.00 pokażę się cały. Mam nadzieję, że tak jak ja będziecie z niego zadowoleni i przede wszystkim zaskoczeni. Och... po tym pisaniu mogę się wreszcie położyć i porozmyślać nad spektakularnym końcem....Pamiętajcie to wszystko dzięki wam i dla was!!!
                                   Na pewno się tego nie spodziewaliście...uwierzcie, ja też!!!

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 47 Nie pozwalaj sobie!

 -Co mamy zrobić? I jak go znaleźdź? Skoro ty jako opiekun nie możesz go nawet zobaczyć.-
-Elsa łaziła w tę i we wte, po pokoju, wymachując nerwowo rękami. Byłą na skraju załamania i płaczu. Nie wiedział czy to ze sfrustrowania, gniewu czy niesprawiedliwości świata. Znów go straciła. Miała go przy sobie na początku przez kilka dni, a potem wpadł w ręce Mroka i na początku Elizabeth. Gdy wycierpiała już dużo wreszcie przyszła pomoc od Księżyca i go odzyskała, ale po co? Żeby go po prostu Stracić?!
-Elso! Spokojnie... Nie gniewaj się na Chrisa. To przecież nie jego wina.- Elsa nieświadomie krążyła wokół niego i łypała w jego kierunku spode łba. Na pewno wyglądała groźnie. Stanęła i spróbowała załagodzić rysy twarzy.  Westchnęła i spojrzała przepraszająco na Chrisa. Miał stężoną lekko przestraszoną twarz. Był gotowy sięgnąć coś za pasa, cały czas zachowując czujność.
-Przepraszam. Ale to jest nie fair! Znów to samo. Czy świat się na mnie uwziął?- odeszła od niego parę kroków i spuściła głowę nadal mu się przyglądając.
-Kiedyś mówiono, że prawdziwa miłość wszystko zwycięży Elso. Pokaż nam, że jesteś gotowa zrobić i pokonać przeciwności losu. Nie załamuj się. Nie teraz. Nie w tej chwili.- podszedł spokojnie z wielką gracją do niej i położył jej rękę na ramieniu. Uśmiechnął się promiennie próbując ją pocieszyć, ale nie wiedział, że ten uśmiech był tak podobny do Jacka. Teraz miała jeszcze więcej motywacji niż przed przemową Chrisa. Musi go odnaleźdź choćby po to aby zobaczyć go ponownie.
-Ale co możemy zrobić? Kto go może zlokalizować jak nie ty, jego opiekun?- Chris spuścił wzrok i zamyślił się chwilę. Nagle rozpromieniony popatrzył w jej stronę.
-Może to dobry czas aby odwiedzić Biegun Północny.-
-Co ty też chcesz mnie tam zamknąć pod kluczem?- spytała zgryźliwie. Nie wiedział dlaczego jej ton głosu wydał się taki szorstki.
-Posłuchaj. Może Jack wcale nie chciał cię tam uwięzić. Może chciał ci coś pokazać i może ty jesteś kluczem do odszukania go.- była całkiem skołowana tym. Wydawało jej się to bez najmniejszego sensu. Jak ona na biegunie mogłaby go odnaleźdź.
-Nie do końca rozumiem.-
-Wszystko ci wyjaśnię na miejscu. Musimy szybko wyruszać.-
-Niby jak? Jesteśmy w innej krainie. Nie mamy portalu.-
-Oh Elso. Czy Jack w ogóle ci coś mówił o byciu Obdarzonym lub strażnikiem Marzeń?-
-No tak, ale by mi wspomniał, że mogę się teleportować.- Chris już jej nie odpowiedział tylko przybliżył się do niej. Szedł zdecydowanie w jej stronę nie zważając, że ona cały czas się odsuwa. Zapędził ją prawie w kozi róg, że Elsa aż się potknęła. Przytrzymał ją i był już stanowczo za blisko…
-Co ty robisz?- zapytała w gniewie. Patrzyła na niego groźnie próbując się uwolnić od jego uścisku. Złąpała ponownie równowagę i już chciała uderzyć go w policzek, gdy zrozumiała, że Chris trzyma w ręku jej kamień od Księżyca.
-Chyba nie myślałaś, że kradnę wszystkie laski Jacka. No jego tą drewnianą owszem, ale ciebie. Prędzej bym popełnił samobójstwo, gdyby się on o tym dowiedział. –Elsa mimowolnie uśmiechnęła się. Po chwili znów się skupiła i przyglądała się uważnie swojemu wisiorkowi.
-Po co ci on? Wykorzystałam już życzenie od Księżyca.- Chris jeszcze bardziej się uśmiechnął.
-Tak, ale to nie jest tylko nośnik życzenia. To jest twój kamień Obdarzonego. To raczej Jack ci powiedział.
-No tak. Mówił, że wskazują moc i łączą się z Księżycem i Kamieniem Strażnika.-
-Dobrze. Widać, że Jack nie tylko tu leniuchował.- Elsa już miała zaprzeczyć i tłumaczyć, że on wcale nie leżał do góry brzuchem, ale Chris ciągną dalej.
- Ten kamień jak sama powiedziałaś łączy się z Kamieniem Strażnika na biegunie północny. Jeżeli to łączy ciebie i Jacka to znaczy, że tylko on może go odnaleźdź.- Elsa była w szoku. Jaka ona jest tępa! Miała odpowiedź cały czas na szyi, tuż pod nosem.
-Kiedy ruszamy!- Chris roześmiał się głośno.
-Możemy w każdej chwili. Już od dawna chciałem rozprostować łapy.- Usłyszeli cichy chichot. To była Anna. Cały czas stała koło nich przy oknie.
Spoglądając, a teraz zakrywając twarz w dłoniach. Opanowała się i uspokoiła już po chwili, gdy zobaczyła na sobie jego spojrzenie.
-Wybacz.
-Nic nie szkodzi. Nie jestem dziki jak inne wilki. Ja nie gryzę.- uśmiechnął się i pokazał rząd ostrych kłów które wysunęły się i zaostrzył. Anna która opierała się na parapecie zsunęła się zaskoczona i wylądowała z hukiem na podłodze. Teraz usłyszały jak z gardła Chrisa wydobywa się coś w rodzaju połączenia wycia i śmiechu.
-Przepraszam. Jednak jestem zwierzęciem. Żadnego taktu.- uśmiechnął się teraz normalnie i pomógł wstać Annie podając rękę. Powoli mu pozwoliła, ale nie spuszczała wzroku od jego twarzy. Teraz to Elsa zachichotała.
-To co zapakuję parę rzeczy i wyruszamy za godzinę. Spotkajmy się na placu zamkowym.- Chris wzruszył ramionami i rozciągną je.
-Jak chcesz. Mnie tam wszystko jedno.- Nagle nadszedł Kristoff. Pogwizdywał sobie pod nosem i staną natychmiast gdy ich zauważył, w pełnej gotowości. Na pewno zdziwił go widok, że Chris stoi bardzo blisko Anny. Ona zaróżowiła się i szybko odskoczyła od niego jak poparzona.
-Co tu się dzieję?- nawet on, który nie jest bystrzakiem zobaczył to i teraz spoglądał wrogo w stronę Chrisa.
-Wybieramy się na biegun północny.- powiedział od niechcenia dłubiąc w zębach,  które znów się lekko zaostrzyły.
-Ty z nim. Nie ma mowy, nie pojedziesz!- krzykną i wskazał kciukiem w stronę Chrisa.
-Ja nawet…- zaczęła cicho Anna.
-On nie jedzie. Spokojnie nic między nami nie ma. Nie musisz się zachowywać jak zazdrosny kretyn.- powiedział stanowczo Chris.
-Ej! Nie obrażaj mnie! Widziałem jak staliście koło siebie. I to ma być normalne, że tak od ciebie odeszła, gdy mnie zobaczyła?-
-No tak. – powiedział. Nie patrzył w jego stronę, ale na swoje paznokcie.
-Tak jasne, bo ci uwierzę!-
-Jak nie chcesz to twoja sprawa. Idę się przewietrzyć, bo zaleciało łosiem.- machnął parę razy pod nosem i już chciał odejść
-A ja czuję tu tchórzliwego psa!- krzyknął za nim. Reakcja Chrisa była natychmiastowa. Zatrzymał się w pół kroku z noga zawieszoną w powietrzu. Odwrócił się szybko do Kristoffa z żądzą mordu i dzikości w oczach. Wyglądał przerażająco. Żeby znów się zaostrzyły i lekko się schylił, jakby był gotów do skoku, jak zwierze na wypatrzoną ofiarę.
-Powiedź to jeszcze raz, a pożałujesz.- Nawet na zdeterminowanym Kristoffie zrobiło to piorunujące wrażenie. Przełkną głośno ślinę i wpatrywał się w niego z przerażeniem.
-Tak myślałem…- pobiegł szybko w stronę drzwi i otworzył je z wielkim trzaskiem. Po chwili usłyszeli groźne wycie po woli się oddalające, ale pozostawiające ciarki na plecach i sztywne włosy.
-Jak możesz być takim chamem! On nam pomaga odnaleźdź Jacka, a ty tak go traktujesz?- wykrzyczała Elsa.
-Co? Przecież to on się przystawiało Anny!-
-Nie! Pomagał jej wstać. Co miał innego zrobić, usiąść na niej czy podać jej rękę?- fuknęła na niego. Krstoff zrobił zawstydzoną minę.
-Yyy… Przepraszam. Trochę mnie poniosło. Ale to on zaczął z przezwiskami. Nazwał mnie Jeleniem!-
- A nie przyszło ci do głowy, że wyczuł zapach Svena na tobie i pomylił rasy?- Kristoffa teraz już totalnie zatkało, zrobił się czerwony na twarzy,. Drapał się nerwowo i spoglądał na swoje buty.
-Dobra! Idę się przygotować do podróży. Anno, może wytłumaczysz Kristoffowi, jaki mamy plan.- Odeszła i usłyszał zdziwioną reakcję na zniknięcie Jacka. Ona też nie mogła się jeszcze otrząsnąć. Przed chwilą przecież był tutaj, bezpieczny w zamku. Śmiał się, żartował, był z nią. Już myślała, że wszystko będzie dobrze. Jakże się myliła… Dziwny głosik w jej głowie odezwał się niespodziewanie i prawie by wywaliła się na ostatnim ze stopni schodów.
,,To dopiero początek!’’


sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 46 Następca...

Przykro mi, ale ten rozdział nie jest o Jacku. Wiem, wiem, ale muszę was trochę potrzymać w niepewności… Ale nie będziecie się nudzić. Miłego czytania!!!

-O co chodzi Jackowi? Dlaczego tak się zachowuje?- spytała zmieszana Anna
-Zmienił się po tym wszystkim.- powiedział bez zainteresowania Kristoff
-Co masz na myśli?- dołączyła się Elsa i dodała do tego mordercze spojrzenie.
-No błagam! Ja podobno jestem ten mniej inteligentny. Trzyma się na dystans, wybucha gniewem i przybył do tego Chris. Wciąż coś omawiają szeptem.- Elsa spuściła wzrok. Niechętnie to uznała, ale musi przyznać mu racje. Jack od tej pamiętnej chwili stał się inny. Jest wciąż sobą, tak samo troskliwy i czuły, ale można zauważyć zmianę. Stał się skryty, ale jak już musi to traci nad sobą kontrolę.
-No dobrze… masz trochę racji, ale to nie powód twierdzić, że coś się mu stało.-
-Oczywiście Elsa. Kristoff nie to miał na myśli.- szturchnęła do łokciem i spojrzała znacząco.
-A takkk. Nie chodzi o to, że on coś ukrywa i nie chcę nam powiedzieć. Szczerze nie dziwię - się. Pewnie Elso nie powiedziałaś mu o twoim terminie. –teraz Anna nie tylko wbiła mu łokieć w bok, ale jeszcze nadepnęła mocno na buta.
-Ałłł! To boli!-
-Ups! Bym cię przeprosiła, ci się należało za niewydarzoną buzię…- Odeszła od niego z lekko naburmuszoną miną. Podeszłą do Elsy i przytuliła ją. Ona za to wymigała się szybko i nie spojrzała na siostrę.
-Elso…Wiesz, że musisz podjąć kiedyś decyzję, a jeszcze przed tym powiedzieć Jackowi. Wiem, że to będzie trudne, ale pomożemy ci, jesteśmy z tobą.- znów podeszłą do niej i szukała jej wzroku. Elsa uniosła głowę i spojrzał na Annę. Ona też się zmieniła. Biło od niej coś. Wydoroślała stałą się lepsza.
-Dorastasz Anno… Teraz jestem pewna tego co muszę zrobić.- Anna uśmiechnęła się niepewnie.
-Ej o co biega, bo nie nadążam.- wtrącił się Kristoff miał minę, jakby co dopiero się obudził.
-Czy ty w ogóle słuchasz?- spytała się Anna.
-Czekaj…- włożył sobie palca do ucha i pokręcił. Potem coś strącił z niego, a to poleciało na okno. Była to duża kulka woskowiny.
-FFeeee… Nie mów, że zrobiłeś to o czym myślę.- na jej twarzy pojawiło się obrzydzenie.
-Dobrze nie powiem.-
-O rany! Tutaj kończy się twoja inteligencja. Anno musisz pójść ze mną zwołać zebranie Rady.- spojrzała z powagą na siostrę. Ona miała zmieszaną minę. Jeszcze częściowo miała wyraz obrzydzenia, a teraz połączonego ze zdziwieniem.
-Dlaczego?
-Już dawno powinnam to zrobić.- spojrzał znacząco na Annę i wiedziała, że zrozumie.
Wyleciała jak z procy z pokoju ciągnąc za sobą Kristoffa. Elsa została sama z Olafem, który siedział przy zaparowanym od niego oknie rysując reniferki.
-Olaf…- bałwanek od razu na nią spojrzał. Rozpromienił się i przydreptał szybko do  niej.
-Elsa. Co jest? Co masz taką minę?-
-Olaf musimy teraz coś załatwić, ty masz poszukać Jacka i mu przekazać, że ma przyjść na polanę koło Rynku. Tam gdzie jest jezioro.
-Będziecie pływać? O ja bym sobie ponurkował. Tylko, że niestety cały czas się unoszę. No i jeszcze rozdzielam się i tracę głowę. Nie mówiąc, że jakoś taki cięższy się robie. Jakieś kąpielów…-
-Olaf! Zrozumiałeś?
-Tak tak! Jasne jak śnieg!- Elsa odwróciła się od niego i tak samo jak siostra wybiegła w pośpiechu. Wiedziała co musi zrobić. Od dawna tego chciała i nie dawało jej to spokoju. Czy dobrze zrobi? Teraz jest pewna. Biegła korytarzem i zeszła po schodach. Weszła do dużego pokoju gdzie znajdował się dość obszerny stół pozajmowany prawie z wszystkich miejsc. Weszła dość nie królewsko. Zdyszana oddychała szybko i głośno. Wyprostowała się i przygładziła poroszczochrane włosy. Nie była dobrze ubrana. Zapomniała aby się przebrać. Dotknęła dłońmi swoich boków i po chwili jej luźny strój przemienił się w podobną niebieską sukienkę, która została zniszczona przez smoka.  Rozbiegły się szepty podziwu, a nie strachu. Elsa zauważyła prawie wszystkich członków Rady. Nie było Filipa. Nie wiedziała czy miał się cieszyć z tego powodu czy uznać to za zły znak. Zajęła swoje miejsce po środku i tym razem była też Anna. Uśmiechnęła się blado do niej i zajęła miejsce koło niej.
-Królowo. Czy coś się stało?-
-Pani zebrała tak nagle naradę.-
-Mamy się czym niepokoić?- znów sala wypełniła się pytaniami, które łączyły się w huk rozchodzący się echem. Elsa nie miał czasu się przekrzykiwać i tylko uniosła władczo rękę. Nagle wszyscy umilkli i spojrzeli na nią pytająco. Wszyscy teraz uważnie w oczekiwaniu ją obserwowali.
-Nie nie macie powodu do paniki. Nic się złego nie wydarzyło. Ta sprawa, która będzie dotyczyła tej narady jest najwyższej wagi.- znów przeszedł cichy szept, ale Elsa ciągnęła dalej.
-Dobrze wiecie, że przez śmierć ,,moich’’ rodziców zostałam koronowana na królową. Byłam najstarszą przedstawicielką rodu, ale teraz się to zmieniło. Zostałam Obdarzona. Wybrana przez Księżyc. Jestem od teraz i na zawsze nieśmiertelna.-
-Co królowi?
-Jak to?
-Nie możliwe!
-Cisza! Królowa mówi!- odezwał się jeden z najmłodszych w Radzie. Elsa uśmiechnęła się uprzejmie do niego, a on słoną rumieńcem.
-Tak to wszystko prawda, ale to nie wszystko. Okazało się, że nie jestem należytą następczynią tronu. Zostałam przygarnięta przez rodziców Anny. Nie jestem z rodu Królewskiego.
-Cooo?
-To absurd!
-Nie sądzę. Jestem córką Simona. Pierwszego strażnika i Obdarzonego. Nie jestem prawdziwą siostrą Anny, ale mam nadzieję, że mnie ją uzna.- Teraz wszyscy bez wyjątku spojrzeli na Annę. Byłą widocznie nie tylko zaskoczona przemową Elsy, ale także zakłopotana. Na jej twarzy pojawiły się czerwone plamki i kilka kropelek potu.
-Tak. Uznaję Elsę córę Simona, jako moją siostrę  i dalszą Królową Arendell.
-Nie z tym się  nie zgodzę. Chcę przekazać tron w odpowiednie ręce. Chcę aby Anna została nową i prawowitą Królową Arendell.- teraz zapanowała cisza. Wszyscy zamarli z miną wielkiego zaskoczenia, niektórzy zastygli z zdziwioną inni z zaskoczoną miną.

-Królowo to jest…- zaczął niepewnie jeden z Rady.
-Wiem, że to jest słuszna decyzja. Jeżeli uważacie Annę za osobę nieodpowiedzialną na to stanowisko to się mylicie. Moja siostra robi postępy i z każdym dniem się rozwija i dorasta. Ona będzie najlepszą królową w dziejach naszego królestwa. Jestem tego pewna.- Znów spojrzała na siostrę. Wciąż była czerwona, ale uśmiechała się zawstydzona.
-Jeżeli nadal macie wątpliwości to dalej będę królową do czasu ukończenia przez Annę osiemnastu lat. Jej urodziny wypadają za dwa miesiące, tuż przed gwiazdką. To idealny moment na ogłoszenie nowej Królowej.- uśmiechnęła się do nich.
-Tak. Owszem, ale…
-Czyli wszystko jasne. Ja po abdykacji zostanę znów księżniczką Arendell i przede wszystkim będę pomagała młodej Królowej w sprawowaniu władzy. Teraz Anna na próbę tygodnia zajmie się królestwem. Musicie ją doglądać i pomagać. Niech zobaczy czy da radę i wy będziecie mieli pewność co do swojej opinii.-
-A co z Królową?
-Opuszcza nas Pani?-
-Wyjeżdżam na ten tydzień w ważnej sprawie. Ufam Annie i wiem, że zostawiam Was i Królestwo w dobrych rękach.-
-Elso ja…- zaczęła niepewnie Anna.
-Aniu.- Siostra od razu zrobiła duże oczy i spojrzał zaskoczona na nią. Od dawna nie używała wobec niej zdrobnienia jej imienia. Uśmiechnęła się i mówiła dalej. Wcześniej wstała i podeszłą naprzeciw siostry.
-Aniu. Jesteś już gotowa. Przez ten okropny moment w moim życiu ty byłaś moją podporą. Trzymałaś mnie w nadziei i wspierałaś w moich działaniach nawet wtedy gdy nie byłam ich pewna. Kocham cię i wiem, że to samo zrobisz dla naszego Królestwa. Wiem, że dasz sobie radę.
-Niby dlaczego? Skąd masz taką pewność? Nie jestem taka jak ty.- teraz i ona wstała.
-Wiem i to jest w tobie najlepszej. Jesteś ode mnie lepsza. A wiem to bo jesteśmy siostrami.- Elsa podeszła do niej i przytuliła ją mocno. Szepnęła je do ucha
-Dasz radę.- poczuła jak Anna wzmocniła uchwyt. Gdy ją wreszcie puściła  Elsa poczuła znów jak jej płuca dostają tlen. Dziwne, ale pewnie jakby nie była nieśmiertelna, Anna prawie by ją udusiła. Uśmiechnęła się do siostry i skierowała do pozostałych.
-Dziękuję wam za przyjście i wysłuchanie. Mam nadzieję, że Anna was nie zawiedzie i pomożecie jej w sprawowaniu władzy.- powiedziała to i po chwili ten jeden z najmłodszych Radnych wstał i zaczął klaskać. Spojrzał na innych i nagle wszyscy zrobili to samo. Elsa stał koło siostry w oklaskach. Uśmiechnęła się promiennie i skłoniła. Odwróciła się i pewnie opuściła salę razem z Anną.
-Elsa! Byłaś niesamowita! Ale dlaczego? Nie chcesz już być królową?-
-Nie to nie to. Ty jesteś prawowitą Królową. Już jestem ci tak wdzięczna i naszym rodzicom, że byłam tu z wami. Ale teraz czuję, że to nie było to. Jestem potrzebna gdzie indziej.
-Dokąd się wybierasz?
-Jack opowiedział mi to, że na miejsce Mroka i Elizabeth zostały wybrane następne osoby. Jack został wybrany aby je odnaleźdź i pomóc opanować moce. Ja po prostu czuję, że muszę mu pomóc. No i przy okazji będę mogła się trochę podszkolić.
-I spędzić z nim czas sam na sam.- powiedział a dziwnym tonem.
-No weź Anna.- Elsa poczuła, że jej gorąco.
-Dobra dobra. To co zamierzacie? Jak ich znajdziecie?
-Jack ma pomysł, ale najpierw wyruszamy na biegun północny.
-Coo? Do Mikołaja?! A mnie wrobiłaś w papierkową robotę…- żaliła się głośno Anna. Elsa uśmiechnęła się i złapała za fruwające we wszystkie strony ręce.
-Następnym razem pojedziemy tam razem. Obiecuję!- Anna niechętnie się uciszyła i zrobiła smutną minkę psiaczka.
-No dobrze! Ale trzymam cię za słowo. OOo matko!!- za ściany wyszedł Chris i zaszedł ją od tyłu. Anna podskoczyła z zaskoczenia. On nawet się z tego nie uśmiechnął.
-Co jest?- zapytała przejęta Elsa.
-Wybieracie się z Jackiem na misje i nic mi o tym nie mówicie?- zapytał twardo i chłodno. Elsa aż poczuła zimny ogarniający ją wiaterek.
-Myślałam, że ci powiedział.
-No tak… Mieliśmy się przenieść do Nowego Jorku, a nie na biegun.- Chris zamyślił się .
-Chyba, że…-
-Chyba, że co?- zapytała pośpiesznie. Teraz już była naprawdę zdezorientowana.
-On chciał cię zostawić na biegunie. Chyba uważał tą misję za niebezpieczną dla ciebie. Czy miałaś ostatnio jakieś przebłyski lub dziwne sny?
-Tak, ale co ma to z tym wspólnego mo….-
-Wszystko jasne.-
-Niby co?-
-Ty też masz za zadanie znaleźdź tych dwoje. Najwidoczniej widziałaś przynajmniej jednego z nich w swoim śnie. Prawda?-
-No tak. Ostatnio miałam tak bardzo realistyczny sen, jakby był na jawie. Widziałam tam dziwnego enigmatycznego chłopca. Był w swoim pokoju i zajmował się swoimi kartami z magią. Potem weszła jakaś dziewczyna chyba jego siostra. Ona była jego totalnym przeciwieństwem. Radosna, uśmiechnięta, a on cichy spokojny i skryty.- Usłyszała ciche pomrukiwanie Chrisa i spostrzegła, że przygląda jej się w zamyśleniu.
-Najwidoczniej ty masz za zadanie odnaleźdź tego chłopca lub dziewczynę. Jedno z nich jest Obdarzone jako moc cienia lub ognia.
-Czemu Jack chce mnie chronić. Dlaczego chciał mnie uwięzić na biegunie północnym. Dam sobie radę.
-Temu nie przeczę, ale najwidoczniej nie tylko ty miałaś ostatnio dziwne sny.
-Jack zrobił się przecież ostatnio bardzo dziwny, prawda?- dodała Anna.
-Tak. Zmienił się. Kiedyś był inny. Weselszy, a teraz taki przygaszony, Chociaż jego skłonność do ryzyka pozostała.-
-Musimy go znaleźdź. Wybiegł w wielkiej złości i dotąd nie wrócił.- powiedziała to bardzo przybitym i zmartwionym głosem. Poczuła, że Anna położyła jej rękę na ramieniu, dla otuchy.
-Możesz go wyczuć?- spytała z nadzieją.
-Raczej tak…- już nic nie mówił. Zamkną oczy i zmarszczył brwi. Stał tak dłuższy czas coraz bardziej skupiony. Jego twarz wykrzywiała się w zawodzie.
-Nie mogę…- otworzył niechętnie oczy. Był zdołowany i zdezorientowany.
-Ja nie wiem… Jak?
-Chris spokojnie. Co się dzieje? Dlaczego go nie znalazłeś.- próbowała go uspokoić i wymusić odpowiedź na jej pytania.
-Nie wyczuwam go.
-Jak to nie. Jest w innej krainie?
-Nie. To bym wiedział. Chodzi o to, że go nie czuję jakby odszedł.-
-Co? To nie to niemożliwe!!! Jack żyję!!! On nie odszedł!!!- krzyczała Elsa. Odsunęła się gwałtownie od nich potrząsając głową i rzucając w Chrisa nienawistne spojrzenia.
-Nie to miałem na myśli. Wiedział bym gdyby umarł.  Nie wiem gdzie jest.
 On po prostu zniknął...


piątek, 21 listopada 2014

Rozdział 45 Odbicie zguby...

Przepraszam za opóźnienie!!! Ale mam dla as kolejną zapowiadającą się serię akcji... Miłego czytania...wciągającego!!!

Oboje byli zaszokowani tym co się nawzajem dowiedzieli. Szli teraz w stronę zamku. Elsa podobno miała jakiś plan. Nie wiedział, o co jej chodzi i dlaczego Anna nie może jej zastąpić w królestwie? Ale to go tak naprawdę nie męczyło. Rozmyślał o Elsie. Coś przed nim ukrywa. Ale przecież on mówił jej wszystko o sobie, dlaczego ona miałaby coś ukrywać. Raczej nie drugiego faceta? Odrzucił tą myśl i spojrzał na nią. Szła zamyślona i czymś się denerwowała. Mrużyła lekko wzrok i wokół oczu pojawiały się delikatne zmarszczki. Może naprawdę to coś poważnego? Trochę się już denerwował. Weszli wreszcie z powrotem do pałacu. Przez całą drogę w ogóle się do siebie nie odzywali. Gdy weszli do jednego z pomieszczenia Jack poczuł przyjemny chłód. Nie wiedzieć czemu, ale na podłodze leżały małe płatki śniegu, które po chwili się topił. Spojrzał pytająco na Else, ale nic nie mówiła, nawet na niego nie spojrzała. Nagle się uśmiechnęła i nie czekając na niego, pobiegła na górę po świeżych płatkach. Jack podążył za nią, przejęty. Co ją tak uszczęśliwiło?

Już odpowiedział sobie na to pytanie… przed nimi stał bałwan. Nie, no na serio bałwan! Taki ze śniegu,
tylko, że normalnie one nie żyją.
-Olaf!- krzyknęła przejęta i uradowana. Gdy ją zobaczył podskoczył nagle i jego głowa na chwilę była wyżej od tułowia odłączając się od niego. Jack zamrugał jakby mu się przywidziało.
-Elsa…- przydreptał szybkimi kroczkami do niej i wyciągną swoje
rączki z patyków. Elsa musiała się schylić, żeby on mógł ją przytulić. Jack czuł się dość nie zręcznie. Jak ktoś niepotrzebny, jak intruz. Chciał się już wycofać gdy usłyszał znów niski lekko zasłodzony dla niego głosik.
-A co to za kolo?- zapytał pokazując na Jacka i wlepiając swoje zbyt duże oczy w niego.
-To jest Jack Frost…
-A czy ten Nosr wie, że ma łupież na kłakach?- Elsa zachichotała, ale Jack przestał się dziwić jego widokiem, zaczął czuć niechęć do tego bałwana.
-Frost! I tak wiem, że moje włosy są białe, ale to nie łupież!- podniósł trochę głos
-O soreczka!- zachichotał
-To czy ten Lostr wie, że farbowane kłaki na biało nie robią wrażenia?- Jack teraz zaczął piłować sobie górne zęby o dolne.
-A czy Elsa wie, że gadamy z jakimś bałwanem, który ma zamrożony mózg, albo nie starczyło na niego śniegu? A poza tym to naturalny kolor.
-Ten facio jest jakiś nie ten tego. Uważaj na niego Elsa! To ja zmykam!- poszedł szybko w drugą stronę. Teraz jak się trochę uspokoił to zobaczył, że za Olafem ciągnie się mała śnieżna chmurka z której padają płatki.
-Jack nie denerwuj się na Olafa. On jest po prostu…
-…bałwanem.! odpowiedział.
-Niech ci będzie. Ale naprawdę Olaf jest w porządku, musisz po prostu go poznać i polubić.
-Lub znienawidzić i rozpalić ognisko.- Elsa spiorunowała go wzrokiem.
-No co? I tak trzeba byłoby po nim sprzątnąć, zostałaby kałuża. – wzruszył ramionami i popatrzył za odchodzącym bałwankiem.
-Za co ty go lubisz? Chyba jest nawet głupszy od Kristoffa, a to nie lada wyczyn.-
-Jack mówię. On jest fajny. Pomógł Annie i zresztą nam wszystkim.-
-No dobra, ale mnie nie. Co najwyżej za każdym razem myli moje nazwisko.-
-Chodźmy musimy znaleźdź Annę zanim wezwiemy Radę.- poszli do jej komnaty i zobaczyli uchylone drzwi i dróżkę śniegu.
-O nie! Ja poczekam tutaj. Mam dość małych knypków, które mają większego nosa od mózgu.- Elsa przewróciła oczami. Wzięła go za rękę i pociągnęła mimo sprzeciwu do środka.

Anna i Krostoff siedzieli razem na łóżku, a koło nich łaził Olaf podskakując i coś gadając
-O cześć wam! Jack poznałeś już Olafa?- spytał rozpromieniona Anna.
-Niestety nie ominęła mnie ta radość.- poczuł jak Elsa wbija mu łokieć w bok.
-Ał!! Tak poznałem…- wycedził rozmasowując sobie uderzone miejsce. Popatrzył z wyrzutem, a ona uśmiechnęła się chichocząc.
-Ta ja też go poznałem… Ten facio jest jakiś dziwny. Jakby nie wiedział, że są już rzeczy na łupież. Chyba jakiś zacofany…- ostatnie zdanie powiedział ściszonym głosem.
-Ja zacofany? Ja żyję setki lat i jestem wciąż nastolatkiem oczywiście, że jestem zacofany! Ale chociaż nie jestem chodzącym małym bałwanem z wielką bulwą zamiast nosa.- Kristoff wybuchnął śmiechem jak i pozostali.
-Takie wybuchy gniewu też są niepokojące… Chyba trzeba zabrać mu ten spróchniały badyl.. – znów zaczął mówić szeptem, który i tak każdy słyszał.
–Nie no, gdzie tu jest suszarka?!!-
-Jack nie możesz! – powiedziała szybko Elsa.
-Owszem mogę… Wystawię go bez tej chmurki na słońce, żeby mu marchewa dojrzała.-
-No Frost! Nareszcie jest ktoś kto się doprowadza do furii. Ja nie miałem tyle szczęścia- powiedział zadowolony Kristoff. Jack już nie mógł dłużej. Odwrócił się i wyszedł zatrzaskując drzwi trzęsącymi się rękoma. Wybiegł z zamku i poleciał od razu w górę.
Nie chciał przebywać z tymi dwoma bałwanami w jednym pomieszczeniu. Jeszcze im pokarzę, ale teraz chciał przestać się zamartwiać.
 Myślał, że wszystko będzie dobrze kiedy wróci, że poczuję się jak w domu. Nigdy nie miał takiego miejsca, gdzie mógłby zostać. Już miał nadzieję, że go znalazł, że jest on przy Elsie w Arendell. Jednak się mylił. Nic go nie łączyło z tym miejscem oprócz niej. Jak szybko mógłby stąd wybyć, gdyby nie ona. Ale za to ona nie może. Jest tutaj uwięziony! Nie chciał teraz tego mówić i się tym zamartwiać. Leciał przed siebie, nie zważając na nic. Czuł przyjemny mroźny wiaterek zapowiadający wczesną zimę. Oczy lekko mu łzawiły, ale miał to gdzieś. Chciał tylko lecieć. Dopiero teraz spostrzegł, że słońce zniża się ku ziemi i niebo z niebieskiego zmienia kolor na różowy. Robiło się późno i coraz ciemniej. Westchnął z niechęcią i zaczął lecieć z powrotem do Arendell. Miał skrytą nadzieję, że znajdzie jakiś zapalnik i przypadkiem natknie się na Olafa. 
Leciał już długo, ale nie trafiał do zamku. Krajobraz był inny. Zmienił się na wysokie góry pokryte śniegiem. Nie wiedział dlaczego, ale poleciał dalej. Widział jak nadciąga burza i uznał, że byłoby szaleństwem lecieć dalej. Opuścił się na ziemię i dostrzegł w oddali jaśniejący zamek z lodu. Był piękny, zapierający dech! Strzeliste wieżyczki lekko uszkodzony mostek prowadzący do wielkich wrót na których powtarzał się ten sam symbol. Wszedł śmiało do środka i dożył jeszcze większego zaszokowanie. 
Przed nim wznosiły się piękne lodowe schody, a koło nich znajdowała się fontanna z zamrożonymi w locie strumieniami. Na górze wisiała piękny kryształowy żyrandol, a w posadzce znów zobaczył śnieżkę.
 Poszedł na górę, dalej zwiedzając i podziwiając zamek. Schody piętrzyły się w lekkim łuku. Gdy doszedł na koniec dostrzegł cztery komnaty.
Wszedł przez wrota bez drzwi i dostrzegł od razu piękny i pokaźny balkon wychodzący na widok wzniesienia. Zdziwiło go jednak to, że w środku leżały wszędzie kawałki lodu, a w niektórych miejscach z podłogi wystawały szpikulce. W jednym
nawet tkwiła strzała. Jednym machnięciem ręki wszystko to znikło, pozostałą tylko strzała. Wyszedł kierując się dalej. Wszedł do następnego pomieszczenia. Było ogromnie i przestronne. W centrum stało wielkie lodowe łoże z śnieżnymi poduszkami. Jack z rozpędu wskoczył na nie, zanurzając się w czymś miękkim i chłodnym. Niechętnie z powrotem na nogi. Wszystko tu było zwyczajne. Szafka i łóżko.
Skierował się do następnego. Tym razem była to łazienka, nie różniąca się praktycznie niczym od innych, nie wliczając oczywiście budulca czyli lodu. Wyszedł po chłodzącym ochlapaniu twarzy. Zachował trzeźwość umysłu na ostatni pokój. Drzwi tego mieniły się pięknymi kolorami. Jakoś czuł, że musi tam wejść. Już chciał popchnąć wielkie wrota, ale go ubiegły. Same się przed nim otwarły. Nogi i ciekawość same go poprowadziły dalej. W środku nie było nic oprócz lustra. Jak wszystko było z lodu, ale tym razem nie był niebieski czy lekko zaróżowiony. Było złote. Jego cała rama była przepięknie zdobiona liśćmi i symbolami słońca.
 Sama jego tafla biła błękitem zmieszanym z różem i fioletem. Było coś w nim… Nie wiedział co, ale to go wzywało. Podszedł nie myśląc już co robi. Stał już przed nim na wyciągnięcie ręki i tak zresztą zrobił. Chciał, a nawet musiał go dotknąć. Gdy to zrobił, lustro zmieniło się w zimne maski, które pochłonęły go. Jack zniknął…


czwartek, 20 listopada 2014

Nowa postać...

Ostatnio pisała ze mną pewna osoba abym wprowadziła kogoś ważnego do mojego bloga.
Muszę przyznać, że spodobał m i się ten pomysł.
Od jutra zapoznam was z kimś nowym, zabawnym i wesołym.
Zapewne polubicie ją tak samo mocno jak ja...
To do jutra.... Trzymajcie się zimno!!! Nie wiem jak u was, ale u mnie padał śnieg!!!

środa, 19 listopada 2014

Rozdział 44 Zawsze coś...

 Krótki, bo miałam dużo nauki, ale następny już się tworzy. Jutro będzie o wiele ciekawszy. Miłego czytania!

-Kristoff czy ty musisz się tak obżerać- spytał zniesmaczony Jack. Chris robił właśnie ten sam grymas.
-No co! Jestem głodny!!- powiedział to bardzo niewyraźnie z buzią pełną plasków. Nie przeżuł jeszcze wszystkiego i bezpośrednio wlał sobie sos czekoladowy do ust.
-Raczej byłeś jakąś godzinę temu. Teraz wyglądasz jak spasione prosie. Chyba zawołam rzeźnika, bo zaczyna zajeżdżać jak w chlewiku.- machał sobie teatralnie przed nosem, robią obrzydzoną minę. Dziewczyny i Chris zachichotali.
-Czy przypadkiem spodnie ci na szwach nie pękają?- spytał Chris.
-N- ii-e- kolejna porcja trafiła mu do buzi.
-No stary, twoje gacie nie są już takie mocne. Zawsze może ci pójść oczko na tyle.
-Hej miałeś o tym nie wspominać!-
-A ty możesz przestać mlaskać…-
-Jak tu człowiek może sobie w spokoju zjeść?- Wstał wreszcie od stołu i widać było wybity brzuch spod bluzki. Wszyscy znów się zaśmiali. Kristoff popatrzył na siebie i rzucił im gniewne spojrzenie.
-Yyy… To same mięśnie!-
-Jasne.- powiedziała Elsa ledwo utrzymując się od śmiechu. Jack pokazał głową w stronę wyjścia i nie musiał nic więcej robić. Elsa od razu poszła za nim. Miała wrażenie, że Chris cały czas ją obserwuję, jakby miała zrobić coś Jackowi. On nie zaważał na to, lecz poszedł dalej. Nie chciał się zatrzymać, szedł wciąż przed siebie, kierując ich na dziedziniec. Elsa ledwo dotrzymywała mu kroku, nie mówiąc o pełnym żołądku jako balast. Lekko zdyszana, wreszcie zobaczyła upragniony widok. Jack staną, ale nie odwrócił się do niej. Miała wrażenie, że coś go trapi. Miała już niemiłe przeczucie, że czeka ją jakaś nie miła niespodzianka. Odetchnęła głęboko i podeszła powoli do niego. Nawet gdy położyła mu rękę na ramieniu, był jakiś nieobecny. Szukała jego wzroku lecz na próżno. Wreszcie uśmiechnął się w jakiś wymuszony sposób.
-Pięknie prawda.- patrzył jak słońce jest wysoko na przepięknym błękicie nieba. Nie było bez chmurnie, ale wyglądały teraz jak kłębiaste obłoczki, tworzące masę kształtów.
-Tak. –musiała to przyznać, ale wiedziała, że nie to chciał jej powiedzieć. Długo czekała i wreszcie musiała zrobić pierwszy krok.
-Jack czy coś się stało?- zapytała z lekką obawą w głosie. Dopiero teraz spojrzał na nią ze zdziwieniem i czymś tajemniczym w oczach. Nie mogła się skupić. Włosy lśniły mu bielą, a oczy błyszczały błękitem nieba. Do tego właśnie oświetlało go słońce, więc stał w jasnej poświacie. Uśmiechnął się i ujął jej dłoń.
-Nic złego… Naprawdę!-
-To dlaczego jesteś taki nieobecny…- teraz to wiedział a na pewno, że z czymś się waha.
-Możesz mi wszystko powiedziesz. Wiesz o tym prawda?-
-Oczywiście, ale…- odwrócił wzrok i puścił jej rękę. Chodził niespokojnie tam i z powrotem. Wreszcie odetchnął i spojrzał na nią. Pewnie zobaczył niepewną minę, więc znów do niej podszedł.
-Pamiętasz jak ci opowiadałem, że w naturze wszystko musi zachować równowagę?-
-Tak. Mówiłeś, że jak Księżyc was Obdarzał musiał znajdywać dary przeciwne do innych.
-Właśnie…- uśmiechnął się i sapnął z ulgą.
-No więc…tego. Elizabeth poświęciła swoją nieśmiertelność dla Kristoffa, ale także zwróciła swoją moc. Teraz aby wszystko wróciło do normy, Księżyc wybrał jej następcę.
-Naprawdę? Wiesz kto to?- Jack potrząsną głową.
-To nie wszystko. Wiesz, że pokonałem Mroka i teraz on też odszedł…
-Czyli brakuję jedności. Ktoś otrzyma jego dar. –stwierdziła z lekkim lękiem. Ostatni właściciel tej umiejętności, chciał zawładnąć światem.
-Tak. Te dwie osoby zostały wybrane i możliwe, że nie są jeszcze tego świadome.
-Niby dlaczego? Nie mógł im się objawić Księżyc i wyjaśnić wszystko?-
-Elso… do Księżyca należy Obdarowywanie. Dał moc mi, Mrokowi, Nordowi i pozostałym strażnikom, ale do zachowania równowagi dąży sama natura. Księżyc nie ma pojęcia kto ma te moce. Zostały podarowane osobom, które najbardziej charakteryzuje dana umiejętność.
-Czekaj ja wciąż nie rozumiem.
-Ja też, ale wciąż pozostaje ostatnie. Elizabeth odwiedził mnie.
-Co? Kiedy?-
-W pałacu, tuż po tym jak odeszła z Księżycem. Dostała polecenie, aby wyznaczyć mi zadanie.- zatrzymał się tu na chwilę, wypatrując zmian na twarzy Elsy. Ona już chyba widziała o co chodzi.
-Jack…To szaleństwo! Jak niby mamy ich znaleźdź?-
-A myślisz, że Chris zaszczycił mnie swoją włochatą obecnością, jakbym nie miał zadania?- uśmiechnął się łobuzersko.
-Ale przecież nie było go gdy zjawiłeś się tutaj. Mówiłeś tak samo, że zostałeś wysłany na misje.-
-Tak, ale przez Księżyc w określonym celu prawda. Mówił ci o tym.- przenikał ją wzrokiem. Skąd wiedział o jej rozmowie przy jeziorze? On tylko znów się wyszczerzył.
-Podejrzewałem, że Księżyc ci powiedział. Nie mogłabyś stać się nieśmiertelna, od tak. Musiał ktoś ci ją oddać lub podarować z mocą. Ale dar miałaś po ojcu.-
-Tak. Po Simonie.- staną jak wryty.
-Po kim? Simonie? Tym Simonie? Pierwszym Obdarzonym?
-Tak. Myślałam, że wiesz?-
-Nie! Wiedziałem, że masz dar po ojcu, który musiał byś obdarowany, ale jakoś mi się nie zgadzało, bo ja jestem panem Lodu. A więc wszystko jasne. Jesteś jego córką i dostałaś ją  po nim.- Elsa pokiwała głową.
-Ale jak? Skąd? Przecież nie byłaś nieśmiertelna, gdy cię poznałem.-
-Księżyc opowiedział mi jak to było ze mną.- Elsa po chwili jeszcze bardziej go zdziwiła i zaszokowała. Mówiła, o tym jak Simon poświęcił się dla niej, a Księżyc o niej nie wiedział. Jak żyła nieświadoma i jak on dostał moc.
-Miałbym teraz moc wiatru? Super!- Elsa uśmiechnęła się szeroko.
-Pasuję to do ciebie bardziej…Ale Jack, jak masz zamiar znaleźdź nawet za pomocą Chrisa tych dwoje?
-Oczywiście pójdziemy najpierw w pewne miejsce. Zawsze chciałem ci je pokazać.
-Domek Baby Jagi.- Jack zaśmiał się.
-Nie. Ale byłaś blisko. Co powiesz na domek Św. Mikołaja?
-Naprawdę? O rany! Jasne z przyjemnością, tylko co z królestwem?
-Przecież jest Anna. Nie może cię zastąpić?- to wcale nie głupi pomysł, tylko, że Rada nie ufa jej siostrze i dlatego nie może jej powierzyć władzy. Do tego dochodzi jej przymuszone małżeństwo. Zostało tak mało czasu. Jeszcze Jack nic nie wie. Poczuła jak coś przewraca jej się w żołądku. Popatrzyła na jego wyczekującą minę.

-Chyba mam pomysł…

wtorek, 18 listopada 2014

Rozdział 43 Bliźniak?

 Nareszcie! Elsa już miała serdecznie dość! Nie przyzwyczaiła do gigantycznego białego wilka, który teraz biegł z zawrotną prędkością przez bardzo gęsty las. Już i tak ją to dziwiło, jakim cudem to, że jest nieśmiertelna uratują przed wylądowaniem na jakimś drzewie? I jeszcze Jack jej w tym nie pomagał. On czuł się świetnie. Krzyczał wstawał i udawał, że balansuje. Chłopcy…prychnęła. Od dawna już nie miała chwili wytchnienia. Miała nadzieję, że jeżeli znajdą Jack i go odzyska od razu poczuję się lepiej. Niestety, na początku była w totalnej euforii, ale teraz jest wykończona. Od ponad dwóch dni nie przymrużyła oka, nie mówiąc, że czuję się teraz fatalnie. Czemu nieśmiertelni mają tak samo jak śmiertelni? Może chociaż jakiś butik z kawą dla wieczny.
Nagle znajdowała się w jakimś dziwnym domu. Było tu ponuro i ciemno. W oddali widniała zarys jakiejś twarzy. Chłopca. Był jeszcze bardzo młody. Miał kruczoczarne włosy, które idealnie pasowały do brązowych włosów. Wszystko to podkreślała lekka opalenizna lub to była jego naturalna karnacja. Siedział w koncie chyba swojej sypialni i przeglądał jakieś kartki. Elsa powoli, bo jakoś miała dziwnie ciężkie nogi powłuczyła się w jego stronę. Po kilu minutach, nareszcie stała nad nim. Okazało się, że ma tam jakieś karty do grania. Widziała na nich jakieś magiczne stworzenia. Smoki, gobliny, bogowie, herosi i nawet postaci z baśni. Ujrzała Św. Mikołaja, Zębuszke, Zająca wielkanocnego i Piaskowego Ludka. Wpatrywał się w nie i mruczał coś pod nosem. Elsa zauważyła jaką przyjemność sprawiało mu samo ich przeglądanie i układanie. Nagle do cichego i spokojnego pokoju, weszła dziewczynka. Była całkowitym przeciwieństwem tego chłopca. Oczy miała w kolorze miodu, a włosy jak czyste złoto. Była wyższa i wyglądała na starszą, ale musiała przyznać, że zauważyła podobieństwo. Mimo tak dzielących ich różnic widziała podobną sylwetkę, rysy twarzy a nawet sposób mówienia. Pewnie są rodzeństwem.
Oh, a ty znowu przeglądasz te głupie karty. One są beznadziejne! Choć ze mną na dół  Noah, będzie o wiele ciekawiej. –zaproponowała z entuzjazmem.
-Nie dzięki Eve. Wolę tu posiedzieć.-
-Oh jesteś niemożliwy. No weź świeci słońce i jest ciepło, a ty siedzisz w tej swojej norze.-
-Eve przestań! Tu mi dobrze…- odparł lekko podnosząc głos. Dziewczyna jeszcze raz spiorunowała go wzrokiem i wyszła zatrzaskując drzwi. Huk był ogromny, ale po chwili znikał w tym pokoju, jakby się wchłaniał z ciemnością. Chłopak, który podobno ma na imię Noah, znów opuścił głowę. Tym razem już nie patrzył w karty, ale przed siebie. Elsa niemal poczuła, jak patrzy na nią. Na pewno ją zauważył. Serce zabiło jej mocniej, Chłopak uśmiechnął się dziwnie do niej i zaczął przeczesywać ręką swoje średnie włosy.
Nagle Elsa niemal poczuła ucisk na ramieniu, zimny i nieprzyjazny. Otworzyła nagle oczy i nagle znalazła się na podłodze. Widocznie zasnęła, chociaż było to prawie niemożliwe podczas przejażdżki. Teraz zauważyła, że była cała owinięta kocem i razem z nim zleciała z łóżka. Poczuła jak kropelki potu spływają jej po czole i miała przyśpieszony oddech. Mimo iż spała to czułą się jakby przebiegła maraton. Sen nic nie pomógł, na zmęczenie. Nie chciała już znów zasypiać, bo prawdę mówiąc bała się kolejnego tak realistycznego snu. Wszystko z niego zapamiętała, a praktycznie nigdy tak nie jest. Wstała i rzuciła z powrotem koc na łóżko. Pobiegła, jeszcze trochę otępiała do swojej kosmetyczki. Przejrzała się w lustrze i znów powinna mieś koszmary następnej nocy. Wyglądała jeszcze gorzej niż myślała. We włosach sterczały jej urywki gałęzi i listków, a włosy były i tak niemal spięte w ohydny warkocz. Twarz pobrudzona, czymś ciemnym i lekko posiniaczona na boku. Ubranie wyczarowane przez Elizabeth też było porozdzierane i brudne. Elsa nie mogła tak wyjść. Poleciała szybko do swojej prywatnej łazienki i zaczęła napuszczać wodę. Szybko rozpuściła i tak rozczochrane włosy i powyjmowała ozdoby pamiątkowe z lasu. Gdy woda byłą już na odpowiednim poziomie rozebrała się i wskoczyła do ciepłej wody. Tego jej było trzeba. Od tak dawna nie robiła nic dla siebie, a taka mała rzecz, od razu ją zrelaksowała. Niechętnie z niej wyszła i poszła do szafy. Wybrała coś lekkiego i wygodnego. Nie miała dziś w głowie jakiś zadań królowej. Chciała spędzić go z Jackiem. Wybrała krótką białą spódniczkę, wyglądającą jak płatki ,śniegu i do tego niebieską bluzkę. Była wykonana z jedwabnego materiału, który lśnił za najmniejszym ruchem lub dotknięciem. Podeszłą teraz do lusterka i tym razem nie wystraszył ja swój widok. To jakieś postępy! Nałożyła szybko makiaż i nawet nie chciało, jej się zaplątywać włosów. Pozostawiła je rozpuszczone popadające falami na ramiona. Już chciała pobiec do drzwi, gdy zauważyła coś błyszczącego w świetle. Tak to ona!!!! Jej prezent od Jacka., róża zrobiona całkowicie z lodu, leżała cała na jej szafce. Była taka jak kiedyś, a nawet piękniejsza. Płatki jakby się bardziej rozłożyły i zaróżowiły. Lśniła i odbijała światło słoneczne. Nie była już czarna i brzydka, lecz piękna. Przytuliła ją odruchowo do piersi i wstawiła do kryształowego wazonu. Spojrzała na nią jeszcze przez chwilę i wybiegła z pokoju. Chciała już z całych sił pobiec w stronę komnaty Jacka i uwiesić mu się na szyi, ale nagle poczuła niebiański zapach. Wszędzie i na końcu świata by go rozpoznała…czekolada. Od razu sobie przypomniała, że od wielu dni nic nie jadał. Zaczęło jej burczeć w brzuchu, tak głośno, ze sama się go przestraszyła. Nogi same ją poniosły na dół do kuchni. Zapach robił się coraz mocniejszy i Elsa aż lekko obśliniona weszła dalej. Otworzyła z rozmachem drzwi do jadalni i zobaczyła tam wszystkich,. Anna i Kristoff siedzieli przy stolę koło siebie rozmawiając wesoło i jedząc placki. Obok okna stał oparty o ścianę Jack. Ku zdziwieniu Elsy, ktoś stał koło niego. Aż zdrętwiała…Zobaczyła dwie prawie identyczne osoby. Gdyby nie to, że ten drugi miał dłuższe włosy, możliwe, że by ich nie rozpoznała. Takie same błękitne oczy, blada cera, śnieżnobiałe włosy, a nawet postawa i wzrost. On był ubrany na biało, a Jack jeszcze nosił ubiór od Mroka. Materiał na ramieniu, był cały i nie było najmniejszego rozdarcia. Jack przestał cicho mówić do swojego towarzysza i spojrzał na nią. Uśmiechnął się momentalnie i tak samo znalazł się przy niej. Ucałował ją  delikatnie w usta i spojrzał przenikliwie.
-Co?-
-Nie nic! Tylko już się przyzwyczaiłem do mojej leśnej nimfy, a teraz znów mam królową śniegu.- uśmiechnął się żartobliwie. Elsa zrozumiała, że pamięta jej wygląd zanim dojechali tutaj. Zrobiło jej się ciepło i znów pojawił się rumieniec. Jack zaśmiał się i pogładził jej policzek. Czując, że zaraz zrobi się jeszcze bardziej czerwona odezwała się szybko.
-Kto to jest?- zapytała i nie musiała udawać zdziwienia. Widziała tego człowieka po raz pierwszy w życiu, a on tak był podobny do Jacka.
-Przecież dobrze wiesz…- znów omamił ją swoim łobuzerskim uśmieszkiem.
-Nie wygłupiaj się. Przecież go nie znam. A on wygląda prawie tak samo jak ty…- musiała to powiedzieć na głos, bo to było troszkę dziwne. Jack pociągną ją zachęcająco za sobą w stronę nowego przybysza. Zrobiło się jeszcze dziwniej, gdy uśmiechnął się tak jak Jack w tej chwili.
-Czy możecie mi to jakoś wytłumaczyć. Masz brata bliźniaka, albo co?- znów się wyszczerzyli i wymienili szybkie spojrzenie.
-Coś w tym stylu.- mruknął wzruszając ramionami.
-Dobra nie bajeruj jej już. Widzisz, że nie rozumie.- głos mieli podobny, ale tego drugiego był głębszy i groźniejszy, podobny do powarkiwania co jakiś czas.
-Dobra…Chris.- Elsa teraz chociaż wiedział podstawy.
-Ej mówiłem ci chyba to jakieś milion razy, że Christopher.- przewrócił oczami.
-Tak ale to było ponad 50 lat temu, może zmieniłeś zdanie, ale ja nie. Więc Elso to jest Chris i jest moim opiekunem.- Elsa już teraz nic nie rozumiała. To Jack ma dwóch opiekunów?- usłyszała śmiech Chrisa.
-Nie. Ma jednego, ale mógłby mieć więcej. Jest strasznie upierdliwy i pakuję się w kłopoty. Szczerze nie wiem czy inni sobie z nim poradzili.-
-Przecież jego opiekunem jest gigantyczny biały wilk.- powiedziała to z lekką irytacją.
-Tak to on. To jest jego ludzka forma, ale paskudniejsza od drugiej.- Chris szturchnął Jacka mocno łokciem w bok.
-Yyyy… Przepraszam nie wiedziałam. –
-Nic nie szkodzi. Jack jest zły, bo przegrał zakąś. Biegam szybciej od jego fruwającego tyłka.- tym razem to Jack nadepną mu mocno na nogę.
-Hej to prawda i teraz będziesz pomagał mnie czesać.- Jack nie był widocznie zadowolony z tego powodu, ale wzruszył obojętnie ramionami. Christ wyszczerzył się triumfująco i popatrzył na Elsę.
-Pewnie masz dużo pytań.- powiedział łagodnie.
-Tak. –
-To może zacznijmy od śniadania jestem głodny jak wilk. –Elsa i Jack zaśmiali się głośno i dopiero teraz sobie przypomniała o rozchodzącym się zapachu czekolady. Znów usłyszała domagający się jedzenia żołądek. Jack zauważył i usłyszał to i na chwilę pobiegł do kuchni.
-Po co poszedł?- Chris obojętnie wzruszył ramionami.
-Myślałam, że wiesz, skoro jesteś jego opiekunem?-
-To nie tak działa. Wyczuwałam Jack, jak jest w potrzebie, albo ja tego chcę, ale teraz on ma własne sprawy, Nie muszę węszyć. –poczuła się dziwnie tego słuchając.
-Pewnie się zastanawiasz dlaczego jesteśmy tacy do siebie podobni?- spytał obojętnie.
-Tak…- powiedziała ze szczerym zainteresowaniem i lekko podniesionym głosem.
-Obdarzony, który ma specjalne tendencję do pakowania się w kłopoty, a Jack z pewnością zalicza się na pierwsze miejsce, dostaje opiekuna, który ma go bronić i nauczyć posługiwać się darem. Do tego przyjmuje dwie postaci. Jedna jak sama widziałaś jest zwierzęca, a druga człowiecza. Jesteśmy ze sobą związani mocą Elso i dlatego wyglądały prawie tak samo.
-A dlaczego wilk, a nie inne zwierze?-
-Wilk najlepiej opisuję charakter Jack. Wolt, prawie nie ujarzmiony. Mógłbym też wymieniać lekkomyślny i tak dalej, ale zajmie to za dużo czasu. Opiekunowie przyjmują pierwszą formę, która jest odzwierciedleniem duszy chronionego. – Elsa była zdumiona tymi informacjami.
-Długo jesteś jego opiekunem?-
-Zaczęło się od urwania kontaktów z Elizabeth. Był gubiony i do tego wywołał tą światowa śnieżycę. Księżyc to dostrzegł i uznał, że potrzebna mu pomoc.- Elsa chciała zapytać  jeszcze tyle rzeczy, ale nagle wparował tu Jack. Niósł coś za plecami, cały rozgromiony. Chris chyba wiedział po co poszedł, bo śmiał się cicho. Jack podszedł do niej i podał jej coś małego i błyszczącego. Była to mała lodowa kuleczka. Elsa nie wiedziała co to i po co jej to dał. Spojrzała na niego pytająco, ale nie musiał nic mówić. Kuleczka zaczęła rosnąć i nagle zmieniła się w wielkie czekoladowe serce. Miało piękne zdobienia jakby szron zrobiony z białej czekolady, które świetnie wyglądało na tle ciemnej. Else zatkało.
-Podoba ci się?- spytał nieśmiało, ale mu nie odpowiedziała.
-Myślałem, że lubisz czekoladę.- spojrzał złowrogo na Annę.
-Jest piękne. I ty myślisz, że je zjem?- nie mogła by.

-Owszem, możesz bo to nie jest wieczne .Widziałem, że nie będziesz chciała tego spróbować więc nie jest nie roztapiane…- poszli do stołu i usiedli wszyscy koło siebie. Elsa podzieliła serduszko pomiędzy przyjaciół i od razu wiedział co Jack mówi. Była strasznie głodna i poza tym nie wie czy by wytrzymała by go nie zjeść. Po chwili weszła ich gosposia i podała wszystkim tacę z jedzeniem. Wszyscy chmurnie zagarnęli świeże placki z jabłkami i zajadali się…Było cudownie i słodko!