Doszli nareszcie do zamku. Wszyscy byli bardzo zmęczeni i
zmarznięci. Wiatr wiał coraz bardziej i mroźniej, a na zewnątrz panował
nieprzejrzysty mrok. Nawet księżyc świecił najmocniej jak umiał, ale nic nie
przechodziło przez tą gęstwinę. Elsa wciąż szła szybko przed nimi. Nie mówiła
nic, a nawet się nie odwracała. Anna dalej była obejmowana przez niosącego ją
Kristoffa. Chyba ona jedyna tak bardzo się nie trzęsła. Przekroczyli już ostatni
z wielkich murów Arendell i wkroczyli na teren zamkowy. Na placu znajdowały się
spore grupki mieszkańców. Gdy zauważyli Elsę od razu do niej podbiegli
otaczając ją ze wszystkich stron. Już było cieplej…
-Królowo! Czy wszystko w porządku?-
-Nie ma niebezpieczeństwa?-
Elsa uciszyła ich jednym ruchem dłoni i przemówiła spokojnie
bez uczuć.
-Tak! Wszystko skończone. Pożar został zażegnany. Możecie
wracać spokojnie do domów. Tej nocy śpijcie spokojnie.- Po ostatnim słowie
wybuchły wiwaty i odgłosy wydychanego powietrza. Wszyscy zgromadzeni poczuli ulgę i zaczęli się
rozchodzić. Wreszcie pozostali we trójkę, ale ktoś im towarzyszył. To był
Filip. Stał uderzając wolno o dłonie, jakby klaskając. Na twarzy nie miał
uśmiechu tylko jakąś drwinę. Świdrował ich spojrzeniem, a najbardziej Elsę.
-Co chcesz Filipie? Nie mam czasu!- odpowiedziała szorstko.
-Królowa nie ma czasu dla poddanych, nie mówiąc o członkach
rady.- zacmokał i obszedł ją kołem. Robił wolne kroki spoglądając na nią z
ukosa.
-Mów czego chcesz…śpieszy mi się i nie mam czasu na twoje
gierki.-
-Gierki! Królowo czy ja z Panią kiedyś grałem w jakąś grę?-
zapytał, ale znał dobrze odpowiedź na swoje pytanie.
-Tak! Mów, albo odejdę nie słuchając.-
-Rada jest zaniepokojona.-
-Rada czy ty?-
-Wszyscy. Zaryzykowała Królowa dzisiaj własnym życiem. Co by
się stało jakby zginęła. Kto by rządził?-
-Anna.- Siostra spojrzał na Elsę z niedowierzaniem. Filip z
pogardą na sam pomysł.
-Wykazała się dziś zdeterminowaniem i widzę jak dojrzewa. Na
razie nigdzie się nie wybieram, a ona ma czas do nauki i rozwoju. Nie widzę
powodu na rozmowę w tej kwestii, chyba, że o zmianie członków Rady.- powiedział
surowo.
-Nie masz prawa nikogo zmieniać! A poza tym, przyszedłem tu
powiedzieć o zmianie terminu.-
-Jakiego terminu?- zdziwiła się. Maska poważnej Królowej
znikła w mgnieniu oka.
-Terminu twoich zaręczyn. Rada się boi o Królestwo. Dlatego
przyśpieszyliśmy twoją decyzję. Musisz się zaręczyć już za dwa miesiące.-
-Co?- tym razem wykrzyknęła Anna. –Jakie zaręczyny?
Poszaleliście? Po co zmuszacie ją do ślubu. Jestem wystarczająco odpowiedzialna
alby w najgorszym wypadku zostać królową.
-Właśnie widzę! Nie! Decyzja zapadła. Masz królowo dwa
miesiące. Czyli do gwiazdki musisz podjąć decyzję. Albo ty wybierzesz sobie
męża albo my to zrobimy. –rzucił jej na pożegnanie drwiący uśmieszek i odszedł.
Elsa była jeszcze bardziej zła. Znów przechodziły ją
dreszcze i powróciły trzęsące się dłonie.
Ruszyła szybko z miejsca w stronę drzwi otwierając je z
wielkim hukiem. Weszła do środka nie parząc na siostrę i na Krostoffa.
-Biedna Elsa. Nic mi nie mówiła o tym.-
-Ja na jej miejscu już bym wybrał.- popatrzył z uśmieszkiem
na Annę, która się zaróżowiła.
Pocałowała go w usta z wielką delikatnością. Teraz i on się
zaczerwienił. Na twarzy poczuł przyjemne ciepło tak i w całym ciele. Ale to
nie wystarczało. Kolejny podmuch mroźnego wiatru przyprawił ich kolejną falę dreszczy.
-Chyba powinniśmy iść do Elsy.
-I to i to. A co byś zrobił jakby było mi tylko zimno.
-Jeśli chcesz abym się rozebrał zdejmując koszulkę abyś mogła się ogrzać, wystarczy poprosić.- Uśmiechną
się wzruszając ramionami. Anna
poczuła jak spinają się jego mięśnie i podąrzył do szeroko otwartych drzwi. Ku
ich zaskoczeniu byłe zamarznięte, pokryte grubym lodem. Spojrzeli po sobie
wymieniając spojrzenia. Kistoff poszedł dalej, ale stawiając Annę na ziemi. Obeszli
niepewnie drzwi i zajrzeli do środka. Wszystko tak jak wrota był albo pokryte
lodem albo gęstym szronem. Anna patrzyła na to ze strachem, ale jednak z
podziwem. Ruszyła szybkim krokiem do schodów prawie się przewracając. Na
szczęście Kristoff dotrzymywał jej wtedy kroku i złapał ją w ostatnim momencie.
Uśmiechnęła się do niego szeroko i ruszyła biegiem po zamarzniętych schodach.
Na górnym piętrze padał lekki śnieżek lepiący się już z podłogi do butów. Teraz
zrobiło się tutaj chłodno i nieprzyjemnie. Chyba na dworze było cieplej niż w zamku.
Poszli w stronę komnaty Elsy i zajrzeli do środka. Nie było jej.
-Chyba wiem gdzie może być.-powiedział niepewnie Anna.
-Ja też się domyślam.- Wyszli nie zamykając za sobą drzwi.
Gdy zbliżali się do celu robiło się coraz chłodniej, a śnieg padał coraz
mocniej. Doszli do zamkniętego pokoju Jacka. Anna chciała go otworzyć, ale drzwi był zbyt
zamarznięte i nawet nie drgnęły. Było słychać lekkie trzaski lodu, ale nic poza
tym. Kristoff odsunął ją delikatnie i walną z rozpędu swoimi ramionami. Drzwi
wreszcie ustąpiły otwierając się z trzaskiem i hukiem, który zanikał w
śnieżycy. Nic nie było widać. Padało i wiało. Działo się to jakby sprowadzono
taką burzę prosto z środka biegun, ale nie to była Elsa. Szli dalej zakrywając
lekko oczy ramieniem. I tak było ciężko…Dostrzegli wreszcie koniec pokoju i
łóżko koło okna wychodzącego na taras. Na skraju łoża siedziała Elsa. Płakała i
trzymała coś w rękach. Ściskała mocno, coś kruchego i delikatnego, podobnego do
kawałka lodu. Podeszli do niej wolno nie tylko z powodu nawałnicy. Anna uklękła
obok niej próbując przekrzyczeć walący ze wszystkich stron śnieg.
-Elsa!! Damy radę!! Musimy!!! Odbijemy i uratujemy go!!
Obiecuję!!- po chwili burza słabła. Teraz padał ten sam śnieg co na korytarzu.
Płatki spadały spokojnie, a wiatr zniknął. Teraz można było dostrzec całą twarz
Elsy i trzymany ów przedmiot. To była róża…było coś nie tak. Była brzydka
poniszczona i czarna.
-To był prezent od Jacka. Kawałek jego…jego miłości do mnie.
Mówił, że ukazuje jego uczucia do mnie. A teraz tak wygląda…- nie dokończyła i
załkała głośniej. Upuściła ją na ziemię, ale Anna złapała ją zwinnym ruchem.
Podniosła ją do twarzy Elsy i mówiła spokojnie.
-Nie rezygnuj… Nie tak łatwo. Zobaczysz, zawalczymy o niego
i wygramy!-
-Niby jak?! Co z tego, że mamy te księgi i symbole jak nic o
nich nie wiemy. Patrzyłam tam. Wszystko jest w martwym języku. Nie uratujemy
go… Jesteśmy sami…-
-Nie sami!- dało się usłyszeć nowy kobiecy głos. Dochodził
od strony balkonu. Stała tam osoba z płomienistymi włosami i zielonymi oczami.
Była ubrana na czarno w skórzaną kurtkę, przylegającą bluzkę i obcisłe
dopasowanie spodnie. Koło paska wisiały ostre zdobione nieznanymi symbolami
noże. Patrzyła na nich z uczuciem i ze skruchą.
Elsa od razu wstała i cisnęła w nią odłamkami lodu, ale ona
nie stawiała oporu nie uciekała. Pozwoliła aby przeszyły ją w klatce i wbiły
się przeszywając ręce i nogi. Upadła klękając, ale z tą samą miną. Nie było na
niej wściekłości czy chęci zemsty. Wciąż skrucha…
Elsa podbiegła do niej nie czekając na jej ruch i
wyczarowała wielki lodowy miecz z długim ostrzem. Przyłożyła go jej do gardła
robiąc małe zacięcie.
-Daj powód abym nie rozcinała ci gardła za to co zrobiłaś.-
wysyczała z gniewem przez mocno zaciśnięte szczęki.
-Chcę wam pomóc uratować Jacka.-
-Już ci wierzę! To ty go tak urządziłaś. Zabrałaś go…-
-Nie przeczę, ale teraz widzę swoje błędy.- Elsa mocniej
przysunęła miecz.
-Kłamiesz!- ryknęła ze złością.
-Nie! Niby po co tu przyszłam!
Możesz mnie zabić w każdej chwili. Bezbronną…Nie będę się spierać. W pełni zasłużyłam na to, ale Jack nie. Wiem jak możemy go odzyskać, ale będziemy musieli działać razem.- Elsa prychnęła, a obok niej pojawiła się Anna. Położyła jej rękę na ramieniu i popatrzyła na nią z uczuciem.
Możesz mnie zabić w każdej chwili. Bezbronną…Nie będę się spierać. W pełni zasłużyłam na to, ale Jack nie. Wiem jak możemy go odzyskać, ale będziemy musieli działać razem.- Elsa prychnęła, a obok niej pojawiła się Anna. Położyła jej rękę na ramieniu i popatrzyła na nią z uczuciem.
-Elsa. Ona ma racje. Musimy jej zaufać. To nasza jedyna
szansa, aby pomóc Jackowi. W każdej chwili możesz ją zabić, a ona się nie
stawia. Widać, że jest szczera.-
-Ja jej nie ufam. Po tym co zrobiła Jackowi, co zrobiła
mnie!-
-Wiem, że to ciężkie, ale teraz chodzi o niego.-
Elsa niechętnie opuściła broń, która pochwali popękała i
roztrzaskała się na kawałki. Ze drżącymi rękami odeszła od Elizabeth,
przeszywając ją mroźnym wzrokiem. On wciąż leżała i z ran, z których wystawały
odłamki lodu, ciekła ciemna czerwona krew.
-Chodź musimy ci je wyjąć, a potem powiesz nam wszystko, od
początku.-
No, Elizabeth ogarnięta. W następnym rozdziale ma być normalny, ogarnięty Jack ! Bez tych symboli, okropnych czarnych włosów, i wszystkiego, co czyni z niego młodzieżowy duplikat Maroka ! Pisz, pisz, pisz...
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na cd. Ciekawe czy Elizabeth się naprawdę nawróciła... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTak się domyślałam że Elizabeth bedzie chciała wrućić i pomuc dla Elisy i Annie a szgegulnie dla Jacka i zgadzam się z Marta Kot
OdpowiedzUsuń