Frozen Love

Frozen Love
Forever

niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 31 Współpraca?!

 Doszli nareszcie do zamku. Wszyscy byli bardzo zmęczeni i zmarznięci. Wiatr wiał coraz bardziej i mroźniej, a na zewnątrz panował nieprzejrzysty mrok. Nawet księżyc świecił najmocniej jak umiał, ale nic nie przechodziło przez tą gęstwinę. Elsa wciąż szła szybko przed nimi. Nie mówiła nic, a nawet się nie odwracała. Anna dalej była obejmowana przez niosącego ją Kristoffa. Chyba ona jedyna tak bardzo się nie trzęsła. Przekroczyli już ostatni z wielkich murów Arendell i wkroczyli na teren zamkowy. Na placu znajdowały się spore grupki mieszkańców. Gdy zauważyli Elsę od razu do niej podbiegli otaczając ją ze wszystkich stron. Już było cieplej…
-Królowo! Czy wszystko w porządku?-
-Czy wszystko skończone?-
-Nie ma niebezpieczeństwa?-
Elsa uciszyła ich jednym ruchem dłoni i przemówiła spokojnie bez uczuć.
-Tak! Wszystko skończone. Pożar został zażegnany. Możecie wracać spokojnie do domów. Tej nocy śpijcie spokojnie.- Po ostatnim słowie wybuchły wiwaty i odgłosy wydychanego powietrza. Wszyscy  zgromadzeni poczuli ulgę i zaczęli się rozchodzić. Wreszcie pozostali we trójkę, ale ktoś im towarzyszył. To był Filip. Stał uderzając wolno o dłonie, jakby klaskając. Na twarzy nie miał uśmiechu tylko jakąś drwinę. Świdrował ich spojrzeniem, a najbardziej Elsę.
-Co chcesz Filipie? Nie mam czasu!- odpowiedziała szorstko.
-Królowa nie ma czasu dla poddanych, nie mówiąc o członkach rady.- zacmokał i obszedł ją kołem. Robił wolne kroki spoglądając na nią z ukosa.
-Mów czego chcesz…śpieszy mi się i nie mam czasu na twoje gierki.-
-Gierki! Królowo czy ja z Panią kiedyś grałem w jakąś grę?- zapytał, ale znał dobrze odpowiedź na swoje pytanie.
-Tak! Mów, albo odejdę nie słuchając.-
-Rada jest zaniepokojona.-
-Rada czy ty?-
-Wszyscy. Zaryzykowała Królowa dzisiaj własnym życiem. Co by się stało jakby zginęła. Kto by rządził?-
-Anna.- Siostra spojrzał na Elsę z niedowierzaniem. Filip z pogardą na sam pomysł.
-Wykazała się dziś zdeterminowaniem i widzę jak dojrzewa. Na razie nigdzie się nie wybieram, a ona ma czas do nauki i rozwoju. Nie widzę powodu na rozmowę w tej kwestii, chyba, że o zmianie członków Rady.- powiedział surowo.
-Nie masz prawa nikogo zmieniać! A poza tym, przyszedłem tu powiedzieć o zmianie terminu.-
-Jakiego terminu?- zdziwiła się. Maska poważnej Królowej znikła w mgnieniu oka.
-Terminu twoich zaręczyn. Rada się boi o Królestwo. Dlatego przyśpieszyliśmy twoją decyzję. Musisz się zaręczyć już za dwa miesiące.-
-Co?- tym razem wykrzyknęła Anna. –Jakie zaręczyny? Poszaleliście? Po co zmuszacie ją do ślubu. Jestem wystarczająco odpowiedzialna alby w najgorszym wypadku zostać królową.
-Właśnie widzę! Nie! Decyzja zapadła. Masz królowo dwa miesiące. Czyli do gwiazdki musisz podjąć decyzję. Albo ty wybierzesz sobie męża albo my to zrobimy. –rzucił jej na pożegnanie drwiący uśmieszek i odszedł.
Elsa była jeszcze bardziej zła. Znów przechodziły ją dreszcze i  powróciły trzęsące się dłonie.
Ruszyła szybko z miejsca w stronę drzwi otwierając je z wielkim hukiem. Weszła do środka nie parząc na siostrę i na Krostoffa.
-Biedna Elsa. Nic mi nie mówiła o tym.-
-Ja na jej miejscu już bym wybrał.- popatrzył z uśmieszkiem na Annę, która się zaróżowiła.
Pocałowała go w usta z wielką delikatnością. Teraz i on się zaczerwienił. Na twarzy poczuł przyjemne ciepło tak i w całym ciele. Ale to nie wystarczało. Kolejny podmuch mroźnego wiatru przyprawił ich kolejną falę dreszczy.
-Chyba powinniśmy iść do Elsy.
-Mówisz to, że chcesz ją pocieszyć, czy jest ci zimno?-
-I to i to. A co byś zrobił jakby było mi tylko zimno.
-Jeśli chcesz abym się rozebrał zdejmując koszulkę abyś mogła się ogrzać, wystarczy poprosić.- Uśmiechną 
się wzruszając ramionami. Anna poczuła jak spinają się jego mięśnie i podąrzył do szeroko otwartych drzwi. Ku ich zaskoczeniu byłe zamarznięte, pokryte grubym lodem. Spojrzeli po sobie wymieniając spojrzenia. Kistoff poszedł dalej, ale stawiając Annę na ziemi. Obeszli niepewnie drzwi i zajrzeli do środka. Wszystko tak jak wrota był albo pokryte lodem albo gęstym szronem. Anna patrzyła na to ze strachem, ale jednak z podziwem. Ruszyła szybkim krokiem do schodów prawie się przewracając. Na szczęście Kristoff dotrzymywał jej wtedy kroku i złapał ją w ostatnim momencie. Uśmiechnęła się do niego szeroko i ruszyła biegiem po zamarzniętych schodach. Na górnym piętrze padał lekki śnieżek lepiący się już z podłogi do butów. Teraz zrobiło się tutaj chłodno i nieprzyjemnie.  Chyba na dworze było cieplej niż w zamku. Poszli w stronę komnaty Elsy i zajrzeli do środka. Nie było jej.
-Chyba wiem gdzie może być.-powiedział niepewnie Anna.
-Ja też się domyślam.- Wyszli nie zamykając za sobą drzwi. Gdy zbliżali się do celu robiło się coraz chłodniej, a śnieg padał coraz mocniej. Doszli do zamkniętego pokoju Jacka. Anna chciała go otworzyć, ale drzwi był zbyt zamarznięte i nawet nie drgnęły. Było słychać lekkie trzaski lodu, ale nic poza tym. Kristoff odsunął ją delikatnie i walną z rozpędu swoimi ramionami. Drzwi wreszcie ustąpiły otwierając się z trzaskiem i hukiem, który zanikał w śnieżycy. Nic nie było widać. Padało i wiało. Działo się to jakby sprowadzono taką burzę prosto z środka biegun, ale nie to była Elsa. Szli dalej zakrywając lekko oczy ramieniem. I tak było ciężko…Dostrzegli wreszcie koniec pokoju i łóżko koło okna wychodzącego na taras. Na skraju łoża siedziała Elsa. Płakała i trzymała coś w rękach. Ściskała mocno, coś kruchego i delikatnego, podobnego do kawałka lodu. Podeszli do niej wolno nie tylko z powodu nawałnicy. Anna uklękła obok niej próbując przekrzyczeć walący ze wszystkich stron śnieg.
-Elsa!! Damy radę!! Musimy!!! Odbijemy i uratujemy go!! Obiecuję!!- po chwili burza słabła. Teraz padał ten sam śnieg co na korytarzu. Płatki spadały spokojnie, a wiatr zniknął. Teraz można było dostrzec całą twarz Elsy i trzymany ów przedmiot. To była róża…było coś nie tak. Była brzydka poniszczona i czarna.
-To był prezent od Jacka. Kawałek jego…jego miłości do mnie. Mówił, że ukazuje jego uczucia do mnie. A teraz tak wygląda…- nie dokończyła i załkała głośniej. Upuściła ją na ziemię, ale Anna złapała ją zwinnym ruchem. Podniosła ją do twarzy Elsy i mówiła spokojnie.
-Nie rezygnuj… Nie tak łatwo. Zobaczysz, zawalczymy o niego i wygramy!-
-Niby jak?! Co z tego, że mamy te księgi i symbole jak nic o nich nie wiemy. Patrzyłam tam. Wszystko jest w martwym języku. Nie uratujemy go… Jesteśmy sami…-
-Nie sami!- dało się usłyszeć nowy kobiecy głos. Dochodził od strony balkonu. Stała tam osoba z płomienistymi włosami i zielonymi oczami. Była ubrana na czarno w skórzaną kurtkę, przylegającą bluzkę i obcisłe dopasowanie spodnie. Koło paska wisiały ostre zdobione nieznanymi symbolami noże. Patrzyła na nich z uczuciem i ze skruchą.
Elsa od razu wstała i cisnęła w nią odłamkami lodu, ale ona nie stawiała oporu nie uciekała. Pozwoliła aby przeszyły ją w klatce i wbiły się przeszywając ręce i nogi. Upadła klękając, ale z tą samą miną. Nie było na niej wściekłości czy chęci zemsty. Wciąż skrucha…
Elsa podbiegła do niej nie czekając na jej ruch i wyczarowała wielki lodowy miecz z długim ostrzem. Przyłożyła go jej do gardła robiąc małe zacięcie.
-Daj powód abym nie rozcinała ci gardła za to co zrobiłaś.- wysyczała z gniewem przez mocno zaciśnięte szczęki.
-Chcę wam pomóc uratować Jacka.-
-Już ci wierzę! To ty go tak urządziłaś. Zabrałaś go…-
-Nie przeczę, ale teraz widzę swoje błędy.- Elsa mocniej przysunęła miecz.
-Kłamiesz!- ryknęła ze złością.
-Nie! Niby po co tu przyszłam!
  Możesz mnie zabić w każdej chwili. Bezbronną…Nie będę się spierać. W pełni zasłużyłam na to, ale Jack nie. Wiem jak możemy go odzyskać, ale będziemy musieli działać razem.- Elsa prychnęła, a obok niej pojawiła się Anna. Położyła jej rękę na ramieniu i popatrzyła na nią z uczuciem.
-Elsa. Ona ma racje. Musimy jej zaufać. To nasza jedyna szansa, aby pomóc Jackowi. W każdej chwili możesz ją zabić, a ona się nie stawia. Widać, że jest szczera.-
-Ja jej nie ufam. Po tym co zrobiła Jackowi, co zrobiła mnie!-
-Wiem, że to ciężkie, ale teraz chodzi o niego.-
Elsa niechętnie opuściła broń, która pochwali popękała i roztrzaskała się na kawałki. Ze drżącymi rękami odeszła od Elizabeth, przeszywając ją mroźnym wzrokiem. On wciąż leżała i z ran, z których wystawały odłamki lodu, ciekła ciemna czerwona krew.
-Chodź musimy ci je wyjąć, a potem powiesz nam wszystko, od początku.-


3 komentarze:

  1. No, Elizabeth ogarnięta. W następnym rozdziale ma być normalny, ogarnięty Jack ! Bez tych symboli, okropnych czarnych włosów, i wszystkiego, co czyni z niego młodzieżowy duplikat Maroka ! Pisz, pisz, pisz...

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam z niecierpliwością na cd. Ciekawe czy Elizabeth się naprawdę nawróciła... Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak się domyślałam że Elizabeth bedzie chciała wrućić i pomuc dla Elisy i Annie a szgegulnie dla Jacka i zgadzam się z Marta Kot

    OdpowiedzUsuń