Frozen Love

Frozen Love
Forever

wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 54 Oczekiwany głos

Pomyślałam, że może wam się spodoba perspektywa Chrisa...Więc dzisiaj rozdziali poświęcony z jego strony, ale nie martwcie się, będzie co czytać w jutrzejszym rozdziale, bo zaczyna się już jutro koniec tego wydarzenia... To taki prezent na święta. Długi napięty z emocji rozdział. Do jutra...

Chris, Słyszysz mnie. Proszę powiedz coś!- usłyszał tak oczekiwany od dawna głoś, że myślał, że już wariuje, ale stanowczość i jego moc ściągnęły go na ziemie.
O matko!- odpowiedział po chwili i chyba usłyszał śmiech Jacka. Cały się spiął, a pytania pozostałych strażników i Elsy ledwo do niego docierały.
Raczej nie jestem aż tak owłosiony jak twoja matka, ale na pewno fajniejszy.- to na pewno musi być on. Nikt nie potrafił by mnie tak zdenerwować jednym, krótkim zdaniem, ale już tak dawno nie miał od niego, żadnej oznaki życia, że wolał się nie łudzić i najpierw upewnić.
Jack to na prawdę ty!- spytał ostrożnie, ale ze stanowczością.
No ja, a kto inny. Oczekiwałeś kontaktu z gorącą laską z Arizony. Masz lepszy towar w mojej wersji.
- znowu te jego odzywki, nie wiedzieć czemu, ale się troszkę stęsknił. Zapewne będzie tego żałował, ale to się teraz nie liczyło.
Gdzie jesteś?- zapytał po chwili z przejęciem.
I to właśnie twoje zadanie. Nie mam bladego pojęcia...- oczywiście mógł nie zadawać takiego pytania. Jack miał zawsze problem z orientacją w otoczeniu. Nawet w swojej bluzie ledwo co znajdował. Westchnął i zaczął szukać Jacka. Miał znów utrudnienia. Jego moc była bardzo słaba i ledwo wyczuwalna, ale jednak coś znalazł. Dziwne było to, że to w okolicy Arendell.
Jack dobrze się czujesz?- spytał z troską. Jego energia była problemem, ale także wyczuł coś bardziej groźnego. Z Jackiem coś jest nie tak, jakby ktoś go uszkodził. Dziwnie to brzmi, ale miał takie skojarzenie.
Usłyszał głośne westchnięcie i już wiedział, że Jack szykuje dla niego soczystą odzywkę.
No wiesz jestem cały pokierszowany od płonących więzów, w których mnie trzymali, ale poza tym czuję się jak przeżuta guma. Prawie utonąłem w zatrutym lub morderczym jeziorze, a jakaś istota zwana Edona trzyma mnie w przepięknej i zatęchłej celi. Ale po za tym widoczki są piękne, kraty i szczury biegające po podłodze są obowiązkowe w tym wystroju... Wystarczy o mnie, jak tam na wolności.- usłyszał w jego głosie taką moc i sarkazm w ostatnim zdaniu, że aż przeszły go dreszcze.
A mówiłeś, że nie masz siły.- tak się za nim stęsknił, że nawet pozwolił się z nim trochę podroczył. Usłyszał znów cisze i przeraził się śmiertelnie.
Jack! Jack! Wszystko dobrze?!-znów cisza.
Przepraszam nagły spadek sił. Rozumiesz pewnie.- usłyszał prychnięcie ledwo trzymanego śmiechu.
Ty idioto! A ja się zamartwiam!
Ooo, aż tak ci na mnie zależy. Wzruszyłem się. 
Jack, ale tak na serio nic nie czujesz? Związanego z mocą.- zamyślił się trochę.
Wydaję się, że wszystko wraca do normy. Edona zabrała mi kamień, a wcześniej byłem w jakimś dziwnym miejscu. Nie proś o opis widokowy. Teraz mi go oddała lub po prostu zapomniała zabrać.- czyli jedna Jack odwiedził świat w bramie. 
Jack grozi nam wielkie niebezpieczeństwo. Naprawdę nie wiedz gdzie jesteś?- spytał z jeszcze większą paniką niż chciał.
Spróbuje coś zobaczyć przez okno.- teraz już nic nie słyszał. Napięcie pozostało z jeszcze większą paniką. A jeżeli Jack już jest w więzieniu Huntera. A co jeśli on nie trzyma go już tylko po to, aby zwabić Else.
Hej! Czy ty mnie słuchasz?!-niechcący przez bieg swoich myśli zgubił połączenie z Jackiem.
Tak, i co? Widzisz coś?- spytał przejęty.
Nie za wiele. Widzę chyba śnieg. Czuje zimno w powietrzu, ale wiesz, że nie mogę być tego pewień. Jestem jakimś ciemnym miejscu. Może to grota, ale na pewno wyczuwam śnieg i lód.-śnieg i lód. Chris zamyślił się. Wyczuł jacka właśnie w Arendelle, a jeżeli...
Jack jak się tam znalazłeś?
No wiesz nie wiedziałem że kręci cię więzienie i przebywanie z pozaziemską istotą, która ma coś dziwnego do ciebie, ale chyba się nie podzielę tą wygodą.- westchnął
Nie chodzi o to. Jak zostałeś porwany. W jaki sposób i miejscu?
Yyy. Nie pamiętam dokładnie. Leciałem, gdy nagle zerwała się burza śnieżna nad tą górą Simona w Arendelle. Potem znalazłem pałac Elsy i wszedłem do środka. Tam znalazłem jakieś lustro i...
Niech zgadnę. Musiałeś dotknąć.
Ej to nie moja wina. To on mnie uwiodło.
Ciebie wszystko uwodzi.-westchnął. Podejrzewał, że jednak tak się stało.-Co było dalej?
Trafiłem na jakieś zadupie z jeziorkiem pośrodku. Nie mogłem używać mocy i panować nad lodem i śniegiem, chociaż była tam tego cała masa. Nie mogłem się odsuwać od tafli jeziora, a potem zobaczyłem to samo zwierciadło na jego dnie.Gdy chciałem przebić lód, zobaczyłem Edone. Potem pamiętam tylko jak tonąłem i teraz jestem w tym luksusowym hotelu.- Chris zamyślił się na chwilę.
Chyba wiem gdzie jesteś. Przyślę pomoc.
NIE! krzyknął tak głośno, że Chrisa rozbolała głowa.
Dlaczego?-spytał chociaż domyślał się odpowiedzi.
Oni polują na Elsę. Jakiś Hunter i te istoty zawarły przymierze i zamierzają się na nią. Ja jestem tylko atrakcyjna przynętą. Nie możesz jej nic powiedzieć i się narażać.
Nie robię tego od niedawna, pamiętam.
Trudno zapomnieć, jak mi ciągle o tym jęczysz. Nie, nie możesz mnie ratować. Sam spróbuję coś wymyślić.
Jack ty masz problem z matmą, a chcesz wymyślić plan ucieczki.
Ej a kto wymykał się Nordowi na wykładach po ciastka. Spokojnie dam sobie radę. Obiecaj, że mi zaufasz.
Jack...
Obiecaj
Obiecuję....Jack, Jack?! Jack?- nagle wrócił do rzeczywistości i zobaczył pochyloną nad nim Elsę i Norda, którzy potrząsali nim energicznie.
-Chris. Chris. Wszystko dobrze? To Jack? Złapałeś kontakt?
-Tak- okazało się, że leżał na podłodze. Podniósł się powoli podtrzymywany przez strażników. Elsa wstała i przypatrywała mu się w napięciu.
-Wiem gdzie jest.
-Gdzie?- zapytali wszyscy chórem.
-W Arendelle. Pod Górą Simona, ale nie chce ratunku...




poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 53 Zła, a jednak pomaga?

Przykro mi za opóźnienia, ale wiecie jak to jest. Święta i te przygotowania. Miałam teraz dopiero trochę wolnego czasu więc jestem i tworzę. Miłego czytania z perspektywy i doznań Jacka! Rozdział jakby co okropny, ale musicie to przeczytać, to jest ważny moment, bo jutro jest już spotkanie z Hunterem....

Zawsze gdy byłem w ciemnościach czułem się nieswojo, ale teraz marzyłem aby pozostać w niej do końca życia. Nic nie było tutaj złe. Nie czułem nic i nawet nie chciałem. Nie wiedzieć czemu zobojętniałem na wszystko, a każda sekunda koiła mnie jeszcze bardziej. Nie obchodziło mnie czy jestem w jakimś jeziorze czy w obślizgłym żołądku tej poznanej prze zemnie istoty. Może nie będzie tak źle jeśli ta ,,dziewczyna'' żywi się na codzień takimi przystojnymi strażnikami, to jakoś wytrzymam. Gdy o niej pomyślałem przeszedł mnie dziwny dreszcz. To był pierwszy znak, że jednak żyję.
Ale nagle zaparło mi dech w piersiach. Co z Elsą? Jak mogłem być taki samolubny? A Chris i inni strażnicy zabiją mnie, co niedawno wydawało mi się przyjemne teraz przerażało. Znam dobrze pomysłowość swojego Opiekuna i znów zadrżałem. Ale to nie było normalne. To uczucie bolało...bardzo...coraz bardziej...Cholera boli!
Teraz dopiero otworzyłem oczy i miałem zamiar znów je zamknąć, ale ciekawość i zdziwienie wzięły górę. 
Leżałem teraz na czymś twardym i czułem, że jestem związany. Spuściłem wzrok na swoje obolałe ciało i wiedziałem, że nie chciałem tego zobaczyć. Byłem spleciony ciasno, jak cielak złapany na lasso i obwiązany nim z niezwykłą dokładnością. Coraz gorzej ze mną jeżeli myślę, o takich durnotach w takich momentach. Ale nie to było straszne. Więzy nie były normalne. Czy już nikt nie używa stary dobrych sznurów? Widocznie w moim przypadku zawsze jest to pechowy fart. Moje więzy były zrobione z czystego płomienia. Oplatały mnie i paliły moją skórę. Wszystko zaczynało do mnie docierać i napierać na mój otumaniony umysł.
 Gdzie ja jestem? A właściwe pytanie dlaczego? Może jednak tak istota miała ochotę mnie zjeść, ale chciała trochę mnie przypiec. 
Próbowałem się uwolnić, ale za każdym razem gdy napierałem na moje więzy zaczęły płonąć jeszcze bardziej. Wydałem cichy jęk, ale on poniósł się po pomieszczeniu echem. Teraz zdałem sobie sprawę, że jestem w więzieniu. Na prawdę w normalnym solidnym więzieniu dla przestępców. Stalowe kraty przywitały mnie przy drzwiach i oknach dodając temu wnętrzu uroku zimnej, ponurej celi. Teraz zrozumiałem, że leżę na metalowym stole po środku, odwiązany jak prosie na ucztę. Szarpałem się, ale żar już nie był najgorszy. Więzy po prostu wtapiały się w moją skórę, jak w masło. 
Krzyknąłem z bólu. Przestałem próbować. Teraz tkwiły tak mocno, że próbując dalej mógłbym odciąć sobie głowę i przy okazji każdą z koniczyn. Dziwnie by było paradować wiecznie z obciętą głową. 
Był już chyba taki jeden chyba jeździec bez głowy. Nawet on doczekał się swojego święta w Hallowen na ziemi, a ja nie. Co za niesprawiedliwość! 
Co ze mną nie tak. Przecież to jakieś błahostki!
-Jezioro do którego wpadłeś jest zabójcze lub szkodliwe dla Obdarzonych.- odezwał się nieznajomy głos.
Nagle z cienia w rogu wyłoniła się postać dziewczyny o brązowych długich włosach i co dziwne czerwonych oczach. Trochę się wzdrygnąłem na sam jej widok. 
-To jedzenie mnie zapewne nie wyjdzie ci na zdrowie.- powiedziałem stanowczo i przekonująco. Dziewczyna zaśmiała się donośnie, ale oczy pozostały bez wyrazu.
-Widocznie na ciebie działa jak środek odurzający, bo raczej nie jesteś taki głupi.
-Uspokoiłaś mnie. Powinnaś to powiedzieć paru innym osobom. Ej czekaj kim jesteś?- znów sakrdziłem się w duchu. Nie mogłem pohamować galopowania moich myśli własnymi ścieżkami. O co chodziło? 
-Nie poznajesz mnie? A już myślałam, że dobrze grałam tą małą.- Od razu napiąłem wszystkie mięśnie w zrozumieniu i momentalnie tego pożałowałem. Więzy znów wbiły się głębiej w moje ciało. Poczułem jak zimna z moich żył krew wylewa się strumieniami z otwartych ran. Dziewczyna zacmokała teatralnie i zaczęła się przechadzać koło mnie.
-Nie będzie zadowolony jeśli nie oddam cię mu żywego.- mówiła to ze strachem, ale jednak się nad czymś zastanawiała. Po chwili zaczęła mi się dokładnie przyglądać.
-Uciekniesz jeśli cie rozwiążę.
-Tak- wypaliłem bez ogródek. Teraz zdałem sobie sprawę, że mój mózg zaczyna pracować. Mój wzrok się wyostrzył, a lekka poświata znikła. Poczułem nagle bój w piersi i spojrzałem tam skrzywiony, ale nic nie zobaczyłem.
-Ach tak... Boli co?- zapytała troskliwie z uśmieszkiem. Nie wiedziałem czy udaję, ale z każdą chwilą stawała się coraz bardziej zrozumiała.
-Co mi zrobiłaś?- zapytałem lub raczej rozkazałem odpowiedzi ze złością. Ona tylko wzruszyła ramionami i wróciła do zataczania kółek wokół mnie.
-Jak mówiłam woda z jeziora by cię zabiła lub ogłupiła chwilowo. Gdy wyszedłeś z tamtąd od razu próbowałam abyś ją wykrztusił. Jakbyś się widział.- zaśmiała się ledwo przytomnie. -Ja cię walę w pierś pięściami, a ty jęczysz i się znów krztusisz. Po chwili już wszystko wykaszlałeś i spojrzałeś na mnie z wyrzutem. Później powiedziałeś tylko, żebym nie skakała na twojej piersi.- znów zachichotał.
-Niestety musiałeś potem stracić przytomność i psuć mi nastrój jęczeniem o Elsie.- westchnęła.
-Ty...uratowałaś mnie?- spojrzała na mnie wyzywająco. Mieszała się ze swoimi uczuciami i było to doskonale widać. Zarazem chciała coś odpowiedzieć i nie mogła.
-Nie- zdecydowała z westchnięciem. -Ja nie mogłabym...Po prostu muszę cię donieś do niego i będę miała spokój.- spojrzała na mnie smutno i coś mnie tknęło, że już mnie raczej nie zobaczy.
-Gdzie chcesz mnie zabrać?- spytałem cicho.
-Już mówiłam do niego.- odparła zniecierpliwiona.
-No tak. Pewnie miałem trochę wody w uszach. Raczej nie dosłyszałem imienia.- znów się uśmiechnęła.
-Nie jesteś taki jak nam opowiadają.- powiedziała po dłuższej chwili. Wiedziałem, że specjalnie zmienia temat.
-No wiesz. Urok osobisty, niezwykłe cechy charakteru i oczywiście łagodność i potulność baranka.- uśmiechnąłem się jak aniołek, a ona parsknęła śmiechem. Musiałem grać jak najdłużej na zwłokę. Może uda mi się ją przekonać, już wydaję się rozdarta.
-Kto i co dokładnie o mnie mówiono?- spytałem niewinnie. Przybliżyła się po namyśle bliżej i spojrzała na mnie z kolejną walką ze sobą.
-Mówili mi, że jesteście wszyscy potworami blokującymi nam życie na waszej ziemi.- prychnęła, a ostatnie słowa wypowiedziała dość dziwnie.
-Nie możemy tam schodzić właśnie przez was, ale nie jest to nam potrzebne. Nie rozumiem więc...- spojrzała znów na mnie smutno ze zamarszczonymi brwiami. Teraz to znów myślałem, że głupieje.
-Przepraszam, ale ja nic nie rozumiem. Mam wrażenie, że topisz mnie znów w jeziorze.- zachichotała i zaczęła coś majstrować przy moich więzach. Po chwili poczułem jak wraca mi czucie do rąk i nóg, a moje ciało nie jest już takie sztywne. Moje więzy znikły pozostawiając okropnie wyglądające i bolące rany w każdym miejscu. Podniosłem się ostrożnie do pozycji siedzącej, przy okazji rozśmieszając moją towarzyszę stekiem przekleńst wypowiedzianych w bólu. 
Czułem się tragicznie, zmęczony i bez żadnej energii. Najmniejszy ruch wywoływał tragiczny ból i kolejne steki soczystych powiedzonek. nawet nie wiedziałem, że jestem aż taki wysłowiony.  Wziąłem rękę do mojej szyi próbując odnaleźdź mój kamień strażnika.
-Nie znajdziesz go.- powiedziała zadziornie.
-Jak to? Po co ci on?- sam już wymyślałem najróżniejsze sposoby na wykorzystanie go i szczerze do niektórych nie był stworzony. 
-Mi? Po nic. To dla niego.- Jack poczuł ja traci cierpliwość.
-Powoedz już kim jest o którym wspominasz.- zapadła grobowa cisza. Mierzyliśmy się wzrokiem i chyba wygrałem bo westchnęła głośno.
-Moi nazywają go Wygnanym ze Świata, ale podobno niektórzy nazywają go Hunter Dark. Obie nazwy są równie śmieszne.- zachichotała, ale wcale nie było jej do śmiechu. Czułem jak się spina i zobaczyłem obawy w jej oczach. Zamierzałem odwrócić jej na chwilę uwagę.
-Jak się nazywasz?- spytałem z nieudawana ciekawością. Już nie chciałem nazywać ją istotą.
-Edona- powiedziała to szczerze zdziwiona. Wpatrywała się we mnie z podejrzliwością.
-Ładnie. Edono czego ode mnie chce Hunter?- spytałem ostrożnie. Zamyśliła się spuszczając wzrok.
-Podobno każdy Obdarzony jest naszym wrogiem od kiedy mamy rozejm z Hunterem. Powiedział, że jak pomożemy mu schwytać twoją Elsę, to da nam władzę na ziemi.-zrobiłem wielkie oczy. Elsa, Hunter i oni panujący na ziemi. Coś mi nie stykało w głowie.
-Ale co ja mam do tego?
-Podobno jesteś dla niej ważny, że zrobi dla ciebie wszystko. Hunter ponoć od stuleci jej szukał i nie ma zamiaru tego dalej ciągnąć. Poczeka sobie jak sama do niego przyjdzie.- powiedziała obojętnie.
-A ha,. Czyli jestem księżniczką czekającą w wierzy na swojego księcia. Mam mu spuścić mój warkocz czy raczej po wysiłku wspinania się na moją wierzę, dać chusteczkę na dowód mojej wdzięczności. -uśmiechnęła się do mnie szeroko, ale te oczy zbijały mnie z tropu. Wydawały się tak intensywne, a zarazem martwe.
-Dlaczego zabrałaś mi kamień?
-Żebyś nie miał jak się porozumieć z przyjaciółmi.
-A jeżeli nie chcę mieć nieatrakcyjnych blizn na ciele, to dobre wytłumaczenie.- przypatrywał się mi przez chwilę w zamyśleniu i nagle zniknęła. Rozglądałem się po celi, ale nic. Jak to możliwe? Nie mogłem się dłużej zastanawiać bo właśnie znalazła się dokładnie przy mnie siedząc z uśmieszkiem na stole.
-Bu.- powiedziała uśmiechnięta moją miną. Teraz zdałem sobie sprawę, że mam uchylone usta. Zamknąłem je w pośpiechu i spojrzałem na jej wystawioną do mnie dłoń. Miała ja zaciśniętą w pięść, ale i tak widziałem jasne niebieskie światło...moje światło.
Ujęła delikatnie moją dłoń i włożyła mi mój kamień do dłoni, zerkając na mnie niepewnie.
-Dziękuję.- poczułem jak zaczynam czuć się lepiej. Rany zaczęły się zasklepiać i goić, a energia mi wracała.
-Już nie jesteś już taki blady.- powiedziała nagle. Wciąż się mi zaciekle przypatrywała.
-No wiesz jak ktoś jest takim zimnym draniem to i jest blady.
-To ja nim jestem.- oznajmiła od razu. Zaszokowała mnie. Miała skruszoną minę. Pierwszy raz jej oczy nabrały jakiegoś wyrazu. Zeszkliły się jakby zamierzała płakać. Nie wiedzieć czemu, miałem ochotę ją pocieszyć, ale zatrzymywała mnie myśl, że w końcu to ona mnie więzi, więc jednak jest draniem.
-Dlaczego?- spytałem ostrożnie. Nic nie odpowiedziała po prostu znikła. A ja siedziałem tak ściskając coś w dłoni. Po chwili mnie olśniło. Miałem wciąż kamień strażnika. Szybko chwyciłem go w obie dłonie przyciskając do piersi zamknąłem oczy szukając kontaktu.
Chris, Słyszysz mnie. Proszę powiedz coś!
O matko!- odpowiedział po chwili. Uśmiechnąłem się triumfalnie.
Raczej nie jestem aż tak owłosiony jak twoja matka, ale na pewno fajniejszy.
Jack to na prawdę ty!
No ja a to inny. Oczekiwałeś kontaktu z gorącą laską z Arizony. Masz lepszy towar w mojej wersji.
Gdzie jesteś?
I to właśnie twoje zadanie. Nie mam bladego pojęcia...

niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 52 Ukryta groźba

Dzisiaj krótko, ale na tema. Jutro czeka was upragniony rozdział o losie Jacka. Od jutra zacznie się dziać!
Miłego czytania...

-Nie to niemożliwe! -wykrzykną zdenerwowany Chris. Elsa nie dziwiła mu się. Najchętniej sama by pokrzyczała, ale robiła to w swoim przypadku. Szczerze gardło ją zaczęło boleć. Ale czy to prawda? Czy rzeczywiście ona i Jack są jakby rodzeństwem? Przecież to chore!
-Chris ma racje. Jak Jack może być kimś takim jak ja? No, ma moc lodu, ale nie to nas łączy, prawda? -wszyscy wpatrywali się w Else w zamyśleniu i mieszanymi uczuciami.
-Elso, jak Elizabeth została Obdarzoną?- spytał, choć wiadomo było, że dobrze zna odpowiedź.
-Jack mi opowiadał, że tylko podali sobie dłonie. Po czym zapłonęły normalnym i niebieskim ogniem. -potrząsnęła głową. -Ale co to ma wspólnego z...
-Wciąż nie rozumiesz Elso? Jack natrafił na wyjątkową osobę, taką, którą można obdarzyć mocą Ognia. Gdy Jack dostał talent Lodu od Księżyca, natura musiała mu nakazać znaleźdź przeciwieństwo.
-Ale skąd ty tyle wiesz o Elizabeth? Jack powiedział, że nigdy nikomu o niej nie opowiadał.- spoglądali na nią smutno.
-Wiedzieliśmy. Ale od niedawna.- odpowiedział Zając.
-Gdy Jack bardzo to przeżywał, nie chcieliśmy aby przymusowo nam się zwierzał. Ledwo się trzymał po jej utracie. Polepszyło się po zostaniu strażnikiem. 
-Nie wiedziałam.- przyznała.
-Niewielu wie jak ciężko było Jackowi w przeszłości, ale raczej on sam powinien ci o tym opowiedzieć.
-Dobrze wiemy już, że Jack i Elsa są jakby Pradawnymi, ale dlaczego Jack?- spytał Chris.
-Podobno Jack był niezwykły, a najbardziej pasowała do niego moc Lodu. Księżyc uznał, że to właśnie znak, że to on powinien zostać Pradawnym. Nawet Simon miał jako pierwszy taki dar, a potem Elsa.
-Ale wiecie gdzie on jest?- dopytywał się natarczywie. Jego twarz mówiła, że zrobi dla Jacka wszystko
podobnie jak ona. Oddała by wszystko aby było z nim wszystko dobrze. Zobaczyła wahanie Norda.
Wstała z krzesła podobnie jak Chris i podeszli w jego kierunku.
-Nord. Proszę cię. Co się z nim dzieje.- nigdy Elsa nie widziała Chrisa w takim stanie. Po prostu błagał o odpowiedź. Złapał wielką dłoń Świętego i zwrócił na siebie jego wzrok.
-Proszę...-szepną z błyszczącymi oczami.
-Dobrze. Powiemy co wiemy, ale to bardzo mało.- Chris westchnął z ulgą i usiadł ponownie. Elsa nie mogła już usiedzieć. Stała przy ścianie i obserwowała wszystko.
-Mówiłem wam, że Bractwo Cienia się zmienia zależnie od dowódcy. Gdy został nim Hunter Dark ich celem stała się Elsa. Gdy nie udało mu się ją złapać, szukał po światach Obdarzonych. Niestety odnalazł bardzo ważne przedmioty przekazane jeszcze Simonowi przez Księżyc, a wiedzcie, że mają potężną moc. 
-Jakie na przykład?- dopytała się Elsa.
-Jednym z najbardziej niebezpiecznych przedmiotów był Antykryształ. Jego moc jest podobna do naszego kamienia strażnika. Każdy tu obecny posiada jeden.- Elsa wyciągnęła odruchowo swój i położyła na otwartej dłoni.
-Nawet  Opiekunowie mają swój własny. W nim mają określone jakim duchem jest Obdarzony. Jak pewnie zauważyłaś Elso, Chris przyjmuję postać Wilka. Jack najbardziej go przypomina, chce być wolny, szybki, a przede wszystkim dziki i nieujarzmiony. Ale tu już nie do końca.- spojrzał na Else z uśmiechem. Od razu zrozumiała i zaróżowiła się spuszczając wzrok.
-Antykryształ ma moc wzywania mocy zawartej w kamieniach powiązanych z głównym. Gdyby znalazłby się tutaj mógłby odebrać ci zdolności Lodu, oraz nadawania darów. Chrisowi także odebrano by jego przemianę, co odłączyło by go to od Jacka. Wtedy by... umarł.- przeniósł wzrok z Elsy na Chrisa, który wpatrywał się w Norda wielkimi oczami.
-Ten kryształ, może mnie oddzielić od Jacka? Nie wierze!
-Tak mówią nasze legendy i księga strażników, a na pewno nie chcesz się przekonać o tym na własnej skórze.
-Ale gdzie Jack?- spytała Elsa, już lekko zaniepokojona. Jeżeli oni wiedzą i mają Antykryształ to może, wiedzą o darze Jacka.- Czy... Bractwo Cienia mogło go pojmać?- spytał niepewnie przerażona własnym przypuszczeniem.
-Niestety uważamy, że tak.- powiedział smutno. -Jeżeli Chris nie może go wyczuć, to może to oznaczać, że Hunter go pojmał. Nie wiemy do końca jakim sposobem, ale mamy przypuszczenia.
-Jakie?- zapytał Chris. Był coraz bardziej zdenerwowany i zdołowany. Jego twarz była jeszcze bledsza niż zazwyczaj, a oczy przepełnione strachem.
-Elso czy kojarzysz wysokiego, młodego mężczyznę, który zasiada w ciebie w Radzie.- spytał Nord.- Podobno miał brązowe, krótkie włosy.
-Tak. Najbardziej ze wszystkich mnie irytował. Nazywał się Filip Girley. Jest stosunkowo nowy na tym stanowisku. Pojawił się przed przybyciem Ja...- zawahała się. Czyżby on był..
-Tak jest jednym z Bractwa. Ale nie jest jakiś przeciętny. Uważamy, że jest prawą ręką Huntera. Nie wiemy czy to prawda, ale Hunter znalazł go w poszukiwaniach po wszystkich światach, ale wiedź Elso, że o niektórych nawet my nie wiemy. Na pnie jest człowiekiem lub przeciętną istotą...
-Co masz na myśli?- spytał Chris, podnosząc wzrok.
-Jest podobny do ciebie Chris. Posiada jeszcze jedną postać. Sądzimy, że może przybierać ich więcej niż jedną. Ale także może być ich więcej.
-Kim on jest?- zapytała Elsa.
-Szukaliśmy takiego przypadku w księdze i wychodzi na to, że to starożytna istota pochodząca jeszcze sprzed zarania dziejów. Podobno ma moc samego Diabła, czyli możliwości zamiany i ukrycia swojej normalnej postaci. Nazywamy ich Eloidami czyli zmiennokształtnymi.
-Skąd Bractwo Cienia ma takich sojuszników.- spytała zaniepokojona.
-Podobno Hunter zawarł z nim przymierze. Sami zazdroszczą nam Obdarzonym i chcą zaatakować świat ludzi. Żywią się ich energią, ale są za słabi by to przetrwać, chociaż mają najmocniejszą dla nich. Stoimy im na drodze do władzy.
-Gdzie może być Jack i jakim cudem go złapano?- dopytywała się.
-Uważamy, że Eloidzi powierzyli Bractwu pewien potężny przedmiot, własnego pomysłu. Szukali sposobu na Obdarzonych przez tysiące lat i chyba go znaleźli. Jest to Brama, ale nie taka zwyczajna. Ma postać lustra, która przyciąga Obdarzonych swym pięknem i wciąga go do innego wymiaru, stworzonego idealnie do daru. Jeśli Jack jest w nim, to z pewnością Chris go nie wyczuje, a Jack będzie bezbronny. Tam wszystko działa przeciwko tobie.
-Myślicie, że wiedzą o nim, czy tylko chcą zwabić mnie?
-Właśnie tego nie wiemy. Miejmy nadzieje, że nie...Inaczej czeka nas koniec



sobota, 20 grudnia 2014

Dziś mam maraton...

Przepraszam, ale nowy rozdział pojawi się dopiero jutro, ale możliwe, że rano. Wybaczcie mi, ale mam plany i jestem teraz w Warszawie. Mam wykupiony z przyjaciółmi maraton filmowy w kinie i będę tam siedziała do 6 lub 7 rano.(wory pod oczami i jadka na kofeinie) Tragedia, ale mnie namówiono.
Obiecuję, że jutro wszystko zostanie wyjaśnione i podam odpowiedzi na wasze pytania.
Co się dzieje z Jackiem, kim była ta postać Elsy, coś więcej o Filipie i Bractwie Cienia. Również poznacie całkiem nowe fakty i magiczne przedmioty.
Niedługo akcja dobiegnie końca i mówię wam, że nie zawiedziecie się!
Mroźne i serdeczne pozdrowienia!

niedziela, 14 grudnia 2014

Zapodamy razem muzę...?

No nie wiem.... Myślałam ostatnio, że może znudziliście się tymi starymi piosenkami dodanymi do mojego bloga. Jeśli chcecie mogę zacząć układać nową, zmienioną listę. Możecie dawać swoje opinie i pomysły...
Jeśli chcecie mogę nawet pododawać wasze utwory... W końcu budujemy tego bloga wspólnie. Ja piszę czasem rysuję, a w czytacie. Skoro tyle razem działamy, to możemy więcej... Piszcie co o tym myślicie i jakie macie propozycje piosenek... Jestem strasznie ciekawa!!!!

Rozdział 50 Lodowe więzienie

Wiem, że na to czekaliście. Na rozdział o losach Jacka. Będzie w nim opisane miejsce do, którego trafił i lekkie wprowadzenie do jutrzejszego rozdziału. Zdaję sobie sprawę, że chcecie już poznać wszystko, ale to buduję napięcie. Postaram się szybko napisać next... A i wybaczcie za ewentualne błędy. Ale pewnie się przyzwyczailiście...

Jack nie wiedział gdzie się znajduje. Szedł zamarzniętym jeziorem, a wokół padał lekki śnieg. Wszystko spowijała gęsta mgła, która poważnie utrudniała widoczność. Strój miał taki sam od czasu bitwy z Mrokiem. Czarny kombinezon podobny do zbroi był dobrze dopasowany. Na całej jego powierzchni wiły się niebieskie, świetliste paski. Swoim kształtem przypominały żyły. Rozcięcie na ramieniu, gdzie kiedyś był znak wiążący wciąż tam było i przypominało dalej o swej obecności. Zimny, ale dla Jacka przyjemny wiatr nasilał się  z każdą minutą, odkąd tu trafił. Czuł się pewniej, bo znalazł przy sobie swoją laskę i kamień strażnika. Kilkakrotnie  próbował wysłać jakiś sygnał do strażników, ale bez skutecznego efektu.
Nagle go olśniło. Widocznie to miejsce jest jak jego dobrze dopasowane więzienie. Chwycił mocniej swoją laskę i uniósł się szybko w górę. Ledwo coś widział, ale to nie było najgorsze. Wiatry się go nie słuchały. Wręcz przeciwnie. Jeden potężny prąd zmiótł go, jak natrętnego owada ponownie na ziemie. Wylądował brutalnie i bardzo boleśnie w śniegu, który minimalnie zamortyzował upadek. Przeturlał się na bok spluwając krwią. Czuł w swoich ustach jej metaliczny, słonawy posmak. Wytarł wierzchem dłoni swoje wargi pozostawiając na niej czerwony ślad. Dźwignią się na nogi z lekkim jękiem i zawrotami głowy.
Nie wierzę.- wypowiedział to szeptem i od razu skardził się, że nie wybuchł złością i niedowierzaniem.
Myślał, że ruszył się choćby o parę kroków, ale się przeliczył. Stał dokładnie w tym samym miejscu, gdzie się po raz pierwszy pojawił. Zamrznięte jezioro i widok zamglony wymieszany ze śniegiemm, a on sam stoi we samym środku. Zednerwowany nie próbował desperacko znów się wznieść. Wiedział, że jest nieśmiertelny, ale zdobywanie urazów nie jest jego ulubionym zajęciem.
Szedł szybkim i pewnym krokiem. Ku jego zadowoleniu, oddalał się od znajomego widoku. Brną w lekkim śniegu miotany przez jego własny żywioł. Im dalej się posuwał tym zmagał się wiatr, mgła i śnieg. Nic już nie widział, ledwo się poruszał. Mróz, który normalnie nie robi mu nic złego, nawet nie wywierając odczucia chłodu, przedzierał się przez niego zabierając po drodze wszystkie siły.
Nogi bezwładnie ugięły się pod nim i nagle wszystko ustało. Zmęczone i oprószone oczy rozszerzył się ze zdziwienia.
-Cholera! Co jest do diaska!- znów leżał na tym samym jeziorze. Zrezygnowany objął nogi ramionami i wtulił w nie głowę. Potrząsał nią energicznie strącając białe kosmyki na oczy.
Nie wiedział gdzie jest i co najważniejsze jak się stąd wydostać. Wiedział jedno. To wszystko jest stworzone dla niego. Jego własne więzienie, a on jest jedynym więźniem. Otaczał go śnieg, mroźny wiatr,  a nawet lód, a on nad nimi nie panuje. Jest bezużyteczny.
-Czuję się jak... śmiertelnik. - jego moc nie działa? Czy to możliwe? Szybko się podniósł usłyszawszy lekkie pęknięcie lodu, troszeczkę się rozluźnił. Wziął parę głębokich wdechów i wycelował przed siebie laską.
Nic...
Odłożył laskę na lodzie i wykonał energiczny ruch ręką.
Znów nic...
Zdenerwowany miotał rękoma we wszystkie strony, ale bez skutecznie. Nic się nie zmieniało. Nie panował nad niczym. Jego moc nie działała. Nie mógł nic zrobić. Żadnego promienia, sopla lub nawet płatka śniegu. Czuł się bezbronny i bezsilny. Naprawdę czuł się więźniem, ale świadomość, że nic nie może, doprowadzała go do obłędu. Znów usiadł na lodzie przysuwając do siebie swoją laskę. Teraz to zauważył. Na jej drewnianej powierzchni nie pojawił się charakterystyczny szron. W jego rękach była zwykłym kijem, a nie jego magiczną laską. Poczuł się złamany, jak lód pęka pod stopami on czuł, że jest przełamywany na pół.
Jest tutaj...Ale nawet nie może określić gdzie. Nie ma mocy. Jego własny żywioł miota nim jak nic nieznaczącym paprochem, którego chce strącić z eleganckiego płaszcza. Nie może się stąd wydostać, a nawet ruszyć od tego jeziora. Ale dlaczego jezioro...? Uniósł się do pozycji leżącej twarzą skierowaną do tafli lodu. Przetarł ją szybko ręką i zobaczył, że coś się błyszczy na samym dnie. Był to złotawy blask, który aż z tak daleka drażnił oczy. Wytężył wzrok i zobaczył znajomą złotą ramę z pięknymi zdobieniami i delikatnym równym środkiem przypominając szkło.
 To było lustr. To samo, które zobaczył wtedy w zamku. Te, które widocznie go pochłonęło i uwięziło. Może tylko ono jest jego drogą do wyjścia. Wstał szybko z nadzieją wydostania się z tego okropnego miejsca. Już miał zamiar przebić lód, gdy usłyszał jakiś szept.
Rozejrzał się nerwowo dookoła, ale nic nie zauważył. Mgła jakby się przeżedzała, ukazując więcej, ale nie źródła wołania. Znów wymieżył kopniaka w lód
-Jack...- zatrzymał się z noga uwieszoną w górze w pół czynnosci. Ten głos... Wszędzie by go rozpoznał. Poczuł jak jego serce bije szybciej, jak robi mu się nienaturalnie ciepło. Całe jego ciało wołało, alby popatrzył w tamtą stronę. Spojrzał szybko i zobaczył ją... Elsa.
Stałą tam w pięknej niebieskiej sukience przylegającej lekko do ciała. Była delikatna jak płatki śniegu i prześwitująca. Zbyt prześwitująca... Prawie widział ją całą, mimowolnie się uśmiechną podciągając u górze jedną brew.
-Taki strój dla królowej. Dlatego poddani tak cię kochają. - nie wiedział dlaczego to powiedział. Powinien być zdziwiony, że w ogóle tutaj jest, że jest z nim w tym okropnym miejscu. Niestety jego umysł  nie działał jak należy.
-Dlatego ty mnie kochasz.- przecież ona nie nosi takich rzeczy. Potrząsną energicznie głową spuszczając wzrok. Przecież jej tutaj nie może być. Poczuł delikatne dotknięcie na ramieniu. Zobaczył, że Elsa stała koło niego i uśmiechała się promiennie. Byłą taka zadowolona. Włosy miała rozpuszczone, a delikatne fale opadały jej na ramiona. Włosy tak jak cała ona jaśniałą, chociaż nie było żadnego światła.
-Nie cieszysz się, że tu jestem?- spytała, ale bez żadnego rozczarowania czy urazy. Wciąż się wpatrywała w niego, ale jakby nieprzytomnie. Nagle zrozumiał...
To naprawdę nie może być ona. W jej oczach zamiastbłękitnego blasku, który jaśniał w najgłębszej ciemności, zobaczył zwykłą otchłań. Te oczy były czarne...
Odsunął się gwałtownie od niej, ale ona pozostała nie poruszona.
-Nie jesteś Elsą- powiedział wstrząśnięty. Kim ona była? Ale nie to go tak zdenerwowało. Był tutaj bezbronny w miejscu gdzie nie działa jego moc i nie może uciec. A ta... istota nie może być przyjazna. Chwycił mocniej laskę i poczuł jak kostnieją mu palce w tępym ból.
Postać, która była teraz Elsą zaśmiała się szyderczo.
-A już myśleliśmy, że jesteś tępy.- ,,Myśleliśmy''! Jest ich więcej. O co tu chodzi?
-Kim jesteś?!- miał tyle pytań, które się nasuwały na pierwsze miejsce, ale wybrał właśnie to. Dziwny i nieprzyjaźny uśmieszek nie schodził z jej twarzy. Zaczęła, krążyć swobodnie wokół niego przyglądając mu się z uwagą i dostrzegalną wyższością.
-Podoba ci się to miejsce. Jest specjalne... Wyjątkowe... Stworzone dla ciebie.- Mówiła to ze zadowoleniem i rozbawieniem, zataczając coraz większe koła.
-No właśnie podziwiałem widoczki. Z góry było ładniej, ale grzmotnąłem stracony delikatnie w ziemie. Chciałem pospacerować po okolicy, ale śnieg wyrywał mi oczy. Wciąż wracałem do tego malowniczego jeziorka, a moja moc jest mi całkowicie nie potrzebna, bo po co... Tak to miejsce jest cudowne. Ciekawe czym sobie zasłużyłem na takie miłe traktowanie.- mówił to z nieskrywaną nienawiścią i sarkazmem,. Jakby był wężem, jago słowa ociekałyby jadem. Istota zatrzymała się w pól kroku i Jack zobaczył, że się śmieje. Trudno było to od razu poznać, bo zamiast normalnego chichotu lub śmiechu wydobywał się charchot połączobny z wyciem. Ten dźwięk był okropny, jak ocieranie paznokciami o tablicę, lub szorowanie widelcem po talerzu. Uszy go bolały, ale nie zważał na to. Strach przed tym ,,śmiechem'' i istotą był silniejszy.
-Zabawny jesteś. Pewnie dlatego ona cię tak polubiła.- od razu i prawie niedostrzegalnie zmienił pozycję. Wycelował w nią bezużyteczną laską w pół przysiadzie, gotowy do ataku. Ta istota mówiła o Elsie. Skąd o niej wiedziała i dlaczego mówiła to w taki dziwny sposób. Ona nic nie zrobią. Czarne jak dwa węgle oczy, rozrzeżyły się mimowolnie, ale ona wciąż stała w tym samym miejscu z uśmieszkiem na twarzy.
-Nic mi nie zrobisz. Jak to ładnie ująłeś. Nie potrzebna jest ci tutaj moc....
-No tak, ale sama laska ma swój ciężar, który mogę bardzo chętnie wypróbować na twojej głowie. Trudno, że przypominasz Elsę, ale z pewnością nią nie jesteś.- Istota się nie poruszyła, ale uśmiech znikł z jej twarzy. Oczy zrobiły się jeszcze bardziej ciemne, choć wydawało się to niemal niemożliwe. Jej twarz stężniała i zaczęła się prawie nie zauważalnie zmieniać. Gdyby był normalny, a jego oczy nie tak wprawione, nie dostrzegłby jak jej skóra zaczęła się łuszczyć zmieniając lekko barwę, a koniczyny wydłużać. Nagle wszystko wróciło do normy, jakby zatrzymała się i opanowała. Jej pierś unosiła się szybciej niż wcześniej i zamknęła mocno oczy.
Wiedział, że to jego jedyna szansa. Szybko uderzył laską o taflę lodu. Zapadł się momentalnie w dół, a przed upadkiem i ogarniającą ciemnością usłyszał łamiący lód trzask i przeraźliwy mrożący krew w żyłach krzyk. Potem tylko nieprzyjemny, kłujący chłód i ból, jakby małe sztyleciki wbijały mu się w każdy najmniejszy skrawek ciała. Później zobaczył momentalnie twarz Elsy i przygniatającą czerni...








piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział 49 Pierwszy uśmiech od dawna...

Po upływie, aż tyle czasu można mieć zamęt w głowie lub nagłe przypływy weny wymieszane z fantazją.
Ja mam to i to, ale się postarałam. Miło mi, że ze mną jesteście i nie macie pojęcia z mojego szczęścia.
Czytajcie uważnie, bo ten rozdzialik, choć niepozorny skrywa niejedną tajemnice i odpowiedz na dręczące  was pytania. W nim znajdzie się wszystko po trochu...A i przepraszam za błędy. Kolejny rozdział dłuższy i o Jacku, więc warto wpaść i przeczytać.

Siedziała na łóżku w głębokim zamyśleniu. Ręce trzymała splecione na kolanach. Cała była zgarbiona, z opuszczoną głową spoglądała na dłonie, które się lekko trzęsły. Głowa jej pulsowała, ale była bardzo pobudzona. Czuła się bardzo dziwnie. Niby zmęczona psychicznie, ale fizycznie mogła by pozamrażać wszystkie oceany światów. Wstała niechętnie potykając się niezdarnie o torbę podróżną. Kopnęła ją i z impentem uderzała o ścianę. Otworzyła się i powylatywały jej ubrania.
Westchnęła i podeszła powoli do niej. Usiadła na podłodze i nagle zobaczyła w półmroku cień. Odwróciła się napięcie i zobaczyła Chrisa. Patrzył na nią ze uczuciem, ale mięsień jego policzka nerwowo drgał. Widocznie też był jeszcze zdenerwowany i żadne biegi w normalnym wcieleniu nic nie pomogą. Ukląkł naprzeciw niej spoglądając prosto w oczy.
Odkręciła ja szybko. To było tak dziwne. Jego oczy, jakby Jacka spoglądały na nią z uczuciem, ale to nie on. Poczuła rękę na jej policzku i dziwne ciepło. Zrozumiała, że płakała, a on ocierał łzy z jej policzków. Delikatnie skierował jej twarz w swoja stronę.
-Znajdziemy go. Obiecuję. Wiem, że tak i ty też powinnaś to wiedzieć.- uśmiechną się, ale to nie poprawiło jej humoru. Westchnęła i pomogła sobie jego ręką wstać. Nie potrafiła i tak wprost na niego patrzeć, ale spoglądała na niego z ukosa.
-Jak widzę torba nie chciała współpracować.- Szybko schylił się i pozbierał porozrzucane rzeczy. Zawiesił ją delikatnie na jej ramieniu, dostosowując długość paska.
-A ty? Spakowałeś się?- zapytała cicho i bez zbytniego zainteresowania.
-Jeśli myślisz jak twój kolega, że potrzebuję karmy dla psa to jesteś w błędzie.- powiedział wesołym tonem, ale i tak słychać było napięcie i oczekiwanie na odpowiedź.
-Nie.- teraz musiała spojrzeć na niego.
-Powinieneś wiedzieć, że kristoff bardzo kocha Annę. Zrobi dla niej wszystko i ma nadzieję, że ona też tak myśli. Już mieli nie małe sprzeczki, ale to kiedy indziej.- westchnęła zamykając na dłużej oczy.
-Musisz zrozumieć, że on będzie o nią do końca zazdrosny...- nie chciała wracać do tego zdarzenia sprzed roku.
-Dobra.- powiedział wzruszając ramionami. -Jeśli nie chcesz to nie musisz tłumaczyć.-
Odszedł od niej spoglądając w stronę okna. Było otwarte, a zasłony lekko powiewały na już zimowym wietrze. Lekko poruszał jego ubrania i mierzwił włosy. Znów napływ gorzkich wspomnień i łez. Nie dała im spłynąć więc podeszła do Chrisa.
-Ludzie nie często spoglądają na świat w nocy. A właśnie w niej jest najciekawszy i najpiękniejszy. Tyle jest odkryte, ale są rzeczy w wiecznej tajemnicy.- Elsa miała wrażenie, że nie zwracał się bezpośrednio do niej. Miał błędny, ale dziki wzrok. Jego niebieskie oczy podkreślały bardzo czarne źrenice, które teraz się rozszerzyły. Przekręcił się w jej stronę z determinacją.
-Ruszamy...-
-Tak. Ale jak...- już chciała zapytać w jaki sposób, ale on szybko podszedł do niej łapiąc zręcznym ruchem jej kryształ. Zawiesił sobie go również na szyi i przyciągną wisior do twarzy. Wypowiedział jakieś słowa, które Elsa zrozumiała.
Prosimy o pomoc Ciebie Księżycu. 
Potrzebujemy dostać się na Biegun Północny
Elsa nerwowo mrugał, próbując rozpoznać ten dziwny język. Nie zdążyła się nad tym zastanowić, bo zakręciło jej się w głowie. Poczuła bardzo mocne szarpnięcie i gdyby nie Chris, który ja przytrzymał odleciałaby od niego na kilkanaście metrów. Niechętnie, ale z głęboką ciekawością uchyliła oko. Po tym co ujrzało pierwsze musiała otworzyć drugie. Wokół niej nie było nic. Kręcili się i lecieli z niesamowitą prędkością, ale nie wyczuwała pędu powietrza, tylko dziwną siłę, która próbowała ją porwać.
-Trzymaj się!- próbował przekrzyczeć to wszystko, ale Elsie i tak dudniło w uszach.
-Niby jak?!!-  Widziała, że Chris chciał coś powiedzieć,ale nagle uderzyli o coś twardego. Nogi się pod nimi ugięły i podli na ziemię. Elsa czuła ból przeszywający powoli całe ciało. Przekręciła się na kamiennej posadzce w stronie Chrisa. Był koło niej i rozmasowywał bark. Widocznie nieźle nim przywalił.
-Musimy popracować nad lądowaniem.- mówił z sykiem. Wstał ostrożnie, rozglądając się przy tym z uśmiechem. Elsa podążyła za nim wzrokiem i była zdumiona.
Zamiast swojego ciemnego i opuszczonego pokoju w Arendell, ujrzał przepiękną przestronną salę. Podła, którą tak dobrze przed chwilą poznała, była z szarego gładzonego kamienia. Koło niej zaczynał się aksamitny czerwony dywan ze złotymi symbolami, które Elsa z pewnością poznała. Sufit był ozdobiony kolorowymi freskami przedstawiający znaną i poznaną jej postać Księżyca. Sklepienie było wspierane przesz potężne drewniane kolumny, ozdobione i pokryte kolorowymi materiałami.   Ściany były obwieszone najróżniejszymi obrazami, na których znajdowały się dziwne postacie. W oczy rzucił się jej jeden z nich. Ze zdumienia, bezwładnie podeszłą bliżej. Potarła jeszcze raz oczy i spojrzała na niego chłonąc każdy szczegół.
Jack Frost Strażnik Marzeń
Odczytała kilkakrotnie te same wyrazy i znów popatrzyła w górę. Jack opierał się swobodnie o swoją laskę, jakby była mocną podporą. Uśmiechał się szeroko z widzialnym błyskiem w oku. Miał na sobie tak dobrze jej znaną granatowa bluzę i brązowe spodnie. Jak to on miał białe w całkowitym nieładzie włosy, sterczące na wszystkie strony.
-Każdy strażnik ma tutaj swój portret.- odezwał się ciepły, donośny głos.
 Elsa nie chciała tam patrzeć wciąż spoglądając na jacka. Poczuła potężną dłoń obracającą ją delikatnie w drugą stronę. Przed twarzą miała wielki brzuch okryty czerwonym delikatnym płaszczem z białym futerkiem na dole i na rękawach. Poszła na dól i zobaczyła luźnie spodnie tego samego koloru i czarne zimowce. Poleciała w górę i dotarła wreszcie do twarzy. Miała teraz bardzo odchyloną głowę do tyłu, aż zabolała ją szyją. Poczuła się taka mała przy jego wzroście i prześwietlana przez małe, ale bardzo błękitne oczy zasłonięte przez ciemne krzaczaste brwi. Miał lekką łysinkę, ale długie białe włosy popadały mu na plecy. Ale nie to było, aż tak zdumiewające, ale gęsta siwa broda zasłaniająca szyje i pokrywająca połowę twarzy razem z wąsami. Na twarzy jak na swój wiek miał parę zmarszczek, ale nie dość głębokich. Wszystko to chowało się  przed promiennym i ciepłym uśmiechem skierowanym prosto do niej. Nie wiedzieć czemu, ale nareszcie poczuła jak jej mięśnie się rozluźniają i pozwoliła sobie n a pierwszy uśmiech od bardzo dawna...

czwartek, 4 grudnia 2014

Medalistka powraca!

Hejka... Tak mi głupio i zarazem się cieszę.
Najpierw z tego z czego się cieszę... Zdobyłyśmy pierwsze miejsce!
Było trudno, ale się udało. Nawet jedna z moich koleżanek złamała nogę...
Jestem już w domu i wracam do was.
I tu właśnie jest toz czego jestem smutna.
Tyle czasu minęło. Tak się za wami stęskniłam i za Jelsą...
Od jutra uzupełnienię brakujące rozdziały.
 Tak jak ja powróciłam to i wy wracajcie do mnie...
Mam tyle pomysłów, ale wiem, że nie mogę wykorzystać wszystkich naraz....
Wiec będzie sporo do czytania.
Mam nadzieję, że się cieszcie i poczytajcie moje dalsze wypociny...
                                                                Jak dobrze wrócić!!
     

czwartek, 27 listopada 2014

Trzymajcie kciuki!

Ciągle jestem na zawodach. Dajemy z siebie wszystko, ale jest ciężko. Jutro walczymy o pierwsze miejsce.
Proszę trzymajcie kciuki...
Udało mi się wreszcie napisać ten post...
Wiem powinnam wcześniej, ale tyle się dzieje.
Możliwe, że już jutro wracamy.
Oby, bo się za wami stęskniłam!
Oj, mam tyle pomysłów na kolejne rozdziały.
Tęsknię i walczę o pierwsze miejsce!
                                                        Na razie nie tracę głowy...

wtorek, 25 listopada 2014

Oj będzie się działo!

Jeżeli ciekawi was, o co chodzi, to musicie przeczytać następnego posta. Pojawi się jak zwykle jutro. Chcę wam zdradzić tylko, że nareszcie będziecie mogli wszystko zrozumieć. Dowiecie się o co chodzi z Jackiem, czyli co się  z nim stało... Jak powiedzie się zadanie Elsy i Chrisa?  Co czeka Annę w Arendell i przede wszystkim kim naprawdę jest Sven i o co chodzi z ,,Nimi'' i Filipem. To wszystko już buzuję w mojej głowie i piszę obijając palce o klawiaturę.
Już nie mogę się doczekać waszej opinii i komentarzy.
      Nie wiem jak u was, ale mnie odwiedzi Jack Frost. Wszędzie w naszej okolicy leży śnieg!!!

Rozdział 48 Ukryte zagrożenie…

Przykro mi, że publikuję to z widocznym opóźnieniem, ale dopiero niedawno wróciłam z zajęć dodatkowych. Jutro mam zawody sportowe. Trzymajcie kciuki i miłego czytania!

Nie spodziewaliście się zapewne tego, ale ten rozdział zacznie się z perspektywy Olafa. W przypadku Elsy i jej przyjaciół nic tak zjawiskowego się nie wydarzy. Nieporadny i nie rzucający się w oczy bałwanek rzuci wam trochę mrozku na tę dziwną historię…

Olaf szedł sobie spokojnie, podskakując i nucąc coś pod swoją marchewą. Często zatrzymywał się aby coś poobserwować. Tam z boku widział piękne niebieskie kwiatki, tam zauważył dwa motylki, które lekko trzepotały skrzydełkami. Nareszcie wyszedł z lasu obrzucany żołędziami i szyszkami przez niesforne wiewiórki. Nigdy nie przepadały za nim.
Wyszedł cało, chociaż jedna z nich wbiła mu się w tył głowy. Zbliżał się w kierunku rynku, gdy drastycznie skręcił w bok. Okazało się, że zachwyciła go mała, choć bardzo brzydka żabka. Poskakał za nią i trafił do królewskich stajni. Weszli razem do środka i Olaf od razu wydał z siebie okrzyk radości.
-Svencio!!- podbiegł do jednej z zagród i otworzył ją z trudem.
 Zamek był znacznie wyżej od niego. Ściągną sobie głowę i wziął ją w swoje patyczkowe dłonie. Uniósł ją wysoko, może nawet nad wysokością głowy która powinna być teraz na jego szyi. Szarpną parę razy zamek zębami i po chwili drewniane oraz bardzo podrapane drzwiczki uchyliły się z piskiem.
-Oho ho!!! Svenciu! Reniferciu ty mój.- mały bałwanek poleciał do jednego z reniferów, ale to nie był Sven. Zniesmaczony widokiem małej hałaśliwej kulki śniegu, odwrócił się niespodziewanie odtrącając go na bok. Gdy podszedł jeszcze parę kroków renifer kopną go tylnimi kopytami i Olaf wystrzelił w powietrze.
-Haha!! Leci śnieżyca!- nagle zobaczył, że leci prosto na ścianę po drugiej stronie stajni. Miną przejście i następny boks i rozpłaszczył się na ścianie. Tułów oczywiście oddzielił się od głowy, która poleciała nieco wyżej. Uderzył twarzą, aż mógł z bliska ją poobserwować. Po chwili usłyszał trzask i potoczyła się po podłodze usianej sianem. Ciało latało w tę i we wtę szukając brakującego elementu.
-Tutaj! No tak! Tutaj! Uważaj!- tułów przywalił o drzwiczki, które lekko się ośnieżyły. Później zaliczając wiele wpadek na różne przedmioty odnalazł się. Posadził głowę z powrotem na miejsce i westchną.
-Od razu lepiej! – patrzył nieprzytomnie i po chwili został czymś oblany na twarzy. Przed oczami widział tylko różowe plamy i nieprzyjemny zapach. Dopiero po chwili okazało się, że koło niego stoi prawdziwy Sven. Olaf jak to robi ze wszystkimi napotkanymi reniferami krzykną i rzucił mu się na przednie nogi.
-Svencio!- Tym razem nie został kopnięty. Trochę czasu minęło zanim Olaf odkrył źródło dziwnego trzasku. Połamał sobie nos, a w tym przypadku jego marchewka w najgrubszym miejscu co zawsze tworzyło mały garb, została przełamana. Reszta mu nie odpadła i tylko zwisała na bardzo cienkiej skórce. Olaf zrobi smutną minę gotów wybuchnąć płaczem. Nagle Sven poderwał się z miejsca i jednym chapnięciem zjadł mu ją.
-Svencio! Nie dobry renifer!- już chciał się na niego rzucić i otworzyć mu paszczę w poszukiwaniu zguby, ale on był szybszy. Odszedł od niego do miski stojącej z bok. Olaf dużymi oczami przyglądał mu się uważnie. Sven z uśmiechem i pełnym pyskiem przydreptał do Olafa. Nagle znów przed oczami pojawiły mu się dziwne plamy i został obklejony przez ślinę Sven. Olaf już się bał, że reniefer odgryzie mu wreszcie głowę lecz nie. Próbując strącić część ohydnej śliny poczuł, że znów coś ma na twarzy. Trochę większa i bulwiasta marchewka zagościła na dawnym miejscu.
-O jej! Ach ty mały…- podbiegł do niego przygładził mu nikłe futerko koło kopyt. Wdrapał się mu na grzbiet i wylecieli z zagrody.
Ludzie oglądali się za nimi. Olaf nie miał nic przeciwko, ale widok dużego bezpańskiego renifera z gadającym małym bałwanem na plecach, każdego by zadziwił. Szli tak przez całe miasto, aż natrafili na skraj osady. Przeszli wokół wielkiego jeziora kierując się w stronę lasu otaczającego wzgórze. Szli tak, podskakując i gawędząc, gdy nagle natknęli się na dziwnego faceta. Przewalił się, a Sven stał jak wryty.
-Głupie bydle!- chciał go uderzyć czymś w rodzaju laski z batem, ale Olaf się odezwał.
-Dzieńdoberek!- zaskoczony nie trafił w renifera tylko w siebie. Znów się przewalił i klną pod nosem.
-Jakiś dziwny ten facio…- zwrócił się do Svena, który cofną się parę kroków.
-Odejdź plugawy pomiocie! To ty jesteś tym stworem stworzonym przez Królową!- to nie brzmiało jak pytanie tylko zarzut. Olaf uśmiechnął się głupawo i potrząsną rękoma.
-No tak, a co?-
-A może wiesz gdzie podziewa się nasza Elsa?- teraz Olaf się trochę zdziwił. Z zgorzkniałego faceta, który przed chwilą buchał gniewie, stał się przyjaznym pytającym gościem.
-Nie! Szukam jakiego Krosta.- powiedział od niechcenia.
-Co? Krosta?- znów pojawił się dawna pogarda i furia.
-Albo nie tak. Rost, Lost, Mrost, Forst…- zaczął szukać odpowiedniej nazwy.
-Frost! Jack Frost!-
-A no! Właśnie ten! Ten dziwny chłopak, który ma łupież na głowie…- facet wyszczerzył się w dziwnym uśmieszku.
-A dlaczego go szukasz?- zapytał mrużąc oczy. Teraz znów udawał przyjaznego, ale w oczach płonęło zaciekawienie i chęć szybkiego uzyskania informacji. Olaf nie lubił kłamać  i raczej tego nie zauważał. Był mądry jak na bałwana, ale na człowieka nie.
-Elsa mi kazała. Podobno gdzieś się zawieruszył, ale ja uważam, że wreszcie poleciał do sklepu po szampon na kłaki.- teraz człowiek, był w nieopisanej euforii.
-A jednak! Mieli racje! Trudno ten strażnik nam wystarcza. Później dorwiemy królową.- ostatnie zdania wypowiedział z szczerą pogardą. Chyba zapomniał o obecności Svena i Olafa bo mamrotał widocznie do siebie.
-A ty to kto?- zapytał trochę nieprzytomnie Olaf.
-Chyba poznaję tą gębę…- raczej nie mówił tego, żeby go wkurzyć, ale oczywiście mu się udało. W jego oczach zapłoną dziwny czerwony blask. Skóra zrobiła się szarawa. W porę się uspokoił, ale z widocznym trudem. Widocznie urósł o kilka stóp i teraz zniżał się do normalnego wzrostu. Oczy  zrobiły się na powrót normalne, ale wciąż było czuć w nich wrogość. Kolor skóry wrócił do barwy kremowej, a wydłużone dziwnie koniczyny się zwęziły. Strzepną sobie pyłek z suchej jesiennej trawy i Olaf pierwszy raz zauważył coś dziwnego.
-Ale tym masz szpony! Gościu idź  lepiej na manikiur, bo to odstrasza kobitki…- facet spiorunował go wzrokiem, ale widocznie nie chcąc znów tracić kontroli uśmiechnął się złowieszczo.
-A żebyś się zdziwił. Niedługo wyrwę z tego zapadłego królestwa samą królową, któraz będzie błagać o…- nie dokończył, bo uznał, że za wiele powiedział. Olaf i tak go nie słuchał. Poprawiał właśnie niesforne drobne patyczki na głowie.
-To jak mówiłeś, że jesteś…
-Filip… na razie. Nie długo będą mnie tu znać pod innym imieniem. – znów zrobił się dziwny, ale oczywiście Olaf nie grzeszył bystrością i choć o drobinę minimalizmem inteligencji.


Normalny człowiek, który miałby tylko dwu cyfrowe IQ zauważyłby dziwne zachowanie Filipa. Ale niestety! Olaf po pierwsze nie jest człowiekiem, a po drugie nie grzeszy rozumem.
Pośród nich jednak znajdowała się osoba mądrzejsza niż niezbyt mądry Olaf i gadatliwy Filip. Może nie uwierzycie, ale był to Sven. Choć na zwykłego renifera, był bystry i spostrzegawczy. On przecież czuł, że z tym facetem jest coś nie tak, ale przez Olafa, który sturlał mu się z grzbietu nie mógł po prostu uciec.
Gdy szli po lecie i natknęli się na niego Sven od razu zauważył niecodzienny strój. Miał jakby czarną zbroję z dziwnymi symbolami. Fryzurę miał zmierzwioną i w nieładzie. Oczy były nieprzytomne i podpuchnięte, jakby w ogóle ostatnio nie spał. Jego cera nie mówiła zby t wiele o jego zdrowiu, wręcz przeciwnie. Wyglądał jakby był chory. Sven od razu poczuł niechęć do niego, a przede wszystkim jak się zamachnął bronią wyjętą za pasa.
-Głupie bydle!- krzykną, ale Svnen przyglądał się groźnemu przedmiotowi
 Był to dziwny czarny kij z długim batem. Był inny i nietypowy. Gdy już się zamachną Sven ujrzał dziwny błysk. Na szczęście Olaf się tym razem przydał.
-Dzieńdoberek!- stracił z oczu cel i się zdziwił. Stracił równowagę i zamiast trafić w Svena bat poleciał koło jego poroża trafiając w małe drzewko, które pogubiło wszystkie liście na zimę. Gdy koniec broni dotkną drzewa, ono uschło, jakby w ogóle nie żyło od bardzo dawna. Bat z impetem wrócił do niego, uderzają niespodziewanie w bok. Nie zdołał utrzymać utraconej przed chwilą równowagi i znów wylądował na ziemi. Zaczął coś mamrotać pod nosem w nieznanym języku lub dialekcie. Gdy wstał zaczął prowadzić dziwną rozmowę z Olafem.
-Jakiś dziwny ten facio…- Olaf szepną mu do ucha i zsuną się z jego grzbietu.
-Odejdź plugawy pomiocie! To ty jesteś tym stworem stworzonym przez Królową!-
-No tak, a co?-
-A może wiesz gdzie podziewa się nasza Elsa?- Z zgorzkniałego faceta, który przed chwilą buchał gniewie, stał się przyjaznym pytającym gościem.
-Nie! Szukam jakiego Krosta.- powiedział od niechcenia.
-Co? Krosta?- znów pojawił się dawna pogarda i furia.
-Albo nie tak. Rost, Lost, Mrost, Forst…- zaczął szukać odpowiedniej nazwy.
-Frost! Jack Frost!- Sven nie widział dokładnie co widział w jego twarzy. Pogarda, gniew, nienawiść, oraz zaskoczenie mieszane z tajemniczym uśmieszkiem.
-A no! Właśnie ten! Ten dziwny chłopak, który ma łupież na głowie…- facet wyszczerzył się jeszcze bardziej w dziwnym uśmieszku.
-A dlaczego go szukasz?- zapytał mrużąc oczy. Teraz znów udawał przyjaznego, ale w oczach płonęło zaciekawienie i chęć szybkiego uzyskania informacji. Patrzył na nich jak skarbnica wiedzy, którą musiał szybko otworzyć i sprawdzić coś gorliwie. W oczach jawiło się niebezpieczeństwo i dzikość, jakby chciał na nich skoczyć.
-Elsa mi kazała. Podobno gdzieś się zawieruszył, ale ja uważam, że wreszcie poleciał do sklepu po szampon na kłaki.- teraz człowiek, był w nieopisanej euforii.
-A jednak! Mieli racje! Trudno ten strażnik nam wystarcza. Później dorwiemy królową.- ostatnie zdania wypowiedział z szczerą pogardą. Chyba zapomniał o obecności Svena i Olafa bo mamrotał widocznie do siebie.
-A ty to kto?- zapytał trochę nieprzytomnie Olaf.
-Chyba poznaję tą gębę…-
W jego oczach zapłoną dziwny czerwony blask. Skóra zrobiła się szarawa. W porę się uspokoił, ale z widocznym trudem. Widocznie urósł o kilka stóp i teraz zniżał się do normalnego wzrostu. Oczy  zrobiły się na powrót normalne, ale wciąż było czuć w nich wrogość. Kolor skóry wrócił do barwy kremowej, a wydłużone dziwnie koniczyny się zwęziły. Strzepną sobie pyłek z suchej jesiennej trawy.
-Ale tym masz szpony! Gościu idź  lepiej na manikiur, bo to odstrasza kobitki…- facet spiorunował go wzrokiem, ale widocznie nie chcąc znów tracić kontroli uśmiechnął się złowieszczo.
-A żebyś się zdziwił. Niedługo wyrwę z tego zapadłego królestwa samą królową, która będzie błagać o…- nie dokończył, bo uznał, że za wiele powiedział.
Sven wiedział co chciał powiedzieć.
-To jak mówiłeś, że jesteś…
-Filip… na razie. Nie długo będą mnie tu znać pod innym imieniem. – znów zrobił się dziwny
 Czuł już na pewno, że ten Filip, nie jest zwykłym człowiekiem. Ale to nie było najważniejsze. Wiedział, że coś grozi królowej, ale także Jackowi. On coś wiedział i Sven musi się dowiedzieć co… Olaf najwyraźniej stracił zainteresowanie dziwnym nieznajomym, ale Sven nie chciał spuszczać go z oczu. Po chwili on to zauważył i przez minutę czy dwie patrzyli na siebie próbując odczytać drugiego. W końcu Filip potrząsną głową i pogardliwym uśmieszku.

-On jest głupi… przysyłać ciebie tutaj! Wiem kim jesteś naprawdę!- znów się wyszczerzył i pobiegł do lasu. Sven stał jak wryty, a w oddali już nie było słychać odgłosów kroków, ale dziwnego i złowieszczego dudnienia. Sven już wiedział o co chodzi… Widział kim naprawdę jest Filip i do czego należał. Ale także co czeka świat, jeżeli ,,Oni’’ mają Jacka…

poniedziałek, 24 listopada 2014

Musicie to jutro przeczytać!

Och... Jestem rozbita! Nie wiem jestem podekscytowana i zarazem smutna. Dostałam takiego bzika na punkcie tego rozdziału, że się aż zapędziłam. Nie mogę go tak po prostu zakończyć i wam teraz pokazać w środku akcji. Dlatego jutro gdzieś tak o 18.00 pokażę się cały. Mam nadzieję, że tak jak ja będziecie z niego zadowoleni i przede wszystkim zaskoczeni. Och... po tym pisaniu mogę się wreszcie położyć i porozmyślać nad spektakularnym końcem....Pamiętajcie to wszystko dzięki wam i dla was!!!
                                   Na pewno się tego nie spodziewaliście...uwierzcie, ja też!!!

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 47 Nie pozwalaj sobie!

 -Co mamy zrobić? I jak go znaleźdź? Skoro ty jako opiekun nie możesz go nawet zobaczyć.-
-Elsa łaziła w tę i we wte, po pokoju, wymachując nerwowo rękami. Byłą na skraju załamania i płaczu. Nie wiedział czy to ze sfrustrowania, gniewu czy niesprawiedliwości świata. Znów go straciła. Miała go przy sobie na początku przez kilka dni, a potem wpadł w ręce Mroka i na początku Elizabeth. Gdy wycierpiała już dużo wreszcie przyszła pomoc od Księżyca i go odzyskała, ale po co? Żeby go po prostu Stracić?!
-Elso! Spokojnie... Nie gniewaj się na Chrisa. To przecież nie jego wina.- Elsa nieświadomie krążyła wokół niego i łypała w jego kierunku spode łba. Na pewno wyglądała groźnie. Stanęła i spróbowała załagodzić rysy twarzy.  Westchnęła i spojrzała przepraszająco na Chrisa. Miał stężoną lekko przestraszoną twarz. Był gotowy sięgnąć coś za pasa, cały czas zachowując czujność.
-Przepraszam. Ale to jest nie fair! Znów to samo. Czy świat się na mnie uwziął?- odeszła od niego parę kroków i spuściła głowę nadal mu się przyglądając.
-Kiedyś mówiono, że prawdziwa miłość wszystko zwycięży Elso. Pokaż nam, że jesteś gotowa zrobić i pokonać przeciwności losu. Nie załamuj się. Nie teraz. Nie w tej chwili.- podszedł spokojnie z wielką gracją do niej i położył jej rękę na ramieniu. Uśmiechnął się promiennie próbując ją pocieszyć, ale nie wiedział, że ten uśmiech był tak podobny do Jacka. Teraz miała jeszcze więcej motywacji niż przed przemową Chrisa. Musi go odnaleźdź choćby po to aby zobaczyć go ponownie.
-Ale co możemy zrobić? Kto go może zlokalizować jak nie ty, jego opiekun?- Chris spuścił wzrok i zamyślił się chwilę. Nagle rozpromieniony popatrzył w jej stronę.
-Może to dobry czas aby odwiedzić Biegun Północny.-
-Co ty też chcesz mnie tam zamknąć pod kluczem?- spytała zgryźliwie. Nie wiedział dlaczego jej ton głosu wydał się taki szorstki.
-Posłuchaj. Może Jack wcale nie chciał cię tam uwięzić. Może chciał ci coś pokazać i może ty jesteś kluczem do odszukania go.- była całkiem skołowana tym. Wydawało jej się to bez najmniejszego sensu. Jak ona na biegunie mogłaby go odnaleźdź.
-Nie do końca rozumiem.-
-Wszystko ci wyjaśnię na miejscu. Musimy szybko wyruszać.-
-Niby jak? Jesteśmy w innej krainie. Nie mamy portalu.-
-Oh Elso. Czy Jack w ogóle ci coś mówił o byciu Obdarzonym lub strażnikiem Marzeń?-
-No tak, ale by mi wspomniał, że mogę się teleportować.- Chris już jej nie odpowiedział tylko przybliżył się do niej. Szedł zdecydowanie w jej stronę nie zważając, że ona cały czas się odsuwa. Zapędził ją prawie w kozi róg, że Elsa aż się potknęła. Przytrzymał ją i był już stanowczo za blisko…
-Co ty robisz?- zapytała w gniewie. Patrzyła na niego groźnie próbując się uwolnić od jego uścisku. Złąpała ponownie równowagę i już chciała uderzyć go w policzek, gdy zrozumiała, że Chris trzyma w ręku jej kamień od Księżyca.
-Chyba nie myślałaś, że kradnę wszystkie laski Jacka. No jego tą drewnianą owszem, ale ciebie. Prędzej bym popełnił samobójstwo, gdyby się on o tym dowiedział. –Elsa mimowolnie uśmiechnęła się. Po chwili znów się skupiła i przyglądała się uważnie swojemu wisiorkowi.
-Po co ci on? Wykorzystałam już życzenie od Księżyca.- Chris jeszcze bardziej się uśmiechnął.
-Tak, ale to nie jest tylko nośnik życzenia. To jest twój kamień Obdarzonego. To raczej Jack ci powiedział.
-No tak. Mówił, że wskazują moc i łączą się z Księżycem i Kamieniem Strażnika.-
-Dobrze. Widać, że Jack nie tylko tu leniuchował.- Elsa już miała zaprzeczyć i tłumaczyć, że on wcale nie leżał do góry brzuchem, ale Chris ciągną dalej.
- Ten kamień jak sama powiedziałaś łączy się z Kamieniem Strażnika na biegunie północny. Jeżeli to łączy ciebie i Jacka to znaczy, że tylko on może go odnaleźdź.- Elsa była w szoku. Jaka ona jest tępa! Miała odpowiedź cały czas na szyi, tuż pod nosem.
-Kiedy ruszamy!- Chris roześmiał się głośno.
-Możemy w każdej chwili. Już od dawna chciałem rozprostować łapy.- Usłyszeli cichy chichot. To była Anna. Cały czas stała koło nich przy oknie.
Spoglądając, a teraz zakrywając twarz w dłoniach. Opanowała się i uspokoiła już po chwili, gdy zobaczyła na sobie jego spojrzenie.
-Wybacz.
-Nic nie szkodzi. Nie jestem dziki jak inne wilki. Ja nie gryzę.- uśmiechnął się i pokazał rząd ostrych kłów które wysunęły się i zaostrzył. Anna która opierała się na parapecie zsunęła się zaskoczona i wylądowała z hukiem na podłodze. Teraz usłyszały jak z gardła Chrisa wydobywa się coś w rodzaju połączenia wycia i śmiechu.
-Przepraszam. Jednak jestem zwierzęciem. Żadnego taktu.- uśmiechnął się teraz normalnie i pomógł wstać Annie podając rękę. Powoli mu pozwoliła, ale nie spuszczała wzroku od jego twarzy. Teraz to Elsa zachichotała.
-To co zapakuję parę rzeczy i wyruszamy za godzinę. Spotkajmy się na placu zamkowym.- Chris wzruszył ramionami i rozciągną je.
-Jak chcesz. Mnie tam wszystko jedno.- Nagle nadszedł Kristoff. Pogwizdywał sobie pod nosem i staną natychmiast gdy ich zauważył, w pełnej gotowości. Na pewno zdziwił go widok, że Chris stoi bardzo blisko Anny. Ona zaróżowiła się i szybko odskoczyła od niego jak poparzona.
-Co tu się dzieję?- nawet on, który nie jest bystrzakiem zobaczył to i teraz spoglądał wrogo w stronę Chrisa.
-Wybieramy się na biegun północny.- powiedział od niechcenia dłubiąc w zębach,  które znów się lekko zaostrzyły.
-Ty z nim. Nie ma mowy, nie pojedziesz!- krzykną i wskazał kciukiem w stronę Chrisa.
-Ja nawet…- zaczęła cicho Anna.
-On nie jedzie. Spokojnie nic między nami nie ma. Nie musisz się zachowywać jak zazdrosny kretyn.- powiedział stanowczo Chris.
-Ej! Nie obrażaj mnie! Widziałem jak staliście koło siebie. I to ma być normalne, że tak od ciebie odeszła, gdy mnie zobaczyła?-
-No tak. – powiedział. Nie patrzył w jego stronę, ale na swoje paznokcie.
-Tak jasne, bo ci uwierzę!-
-Jak nie chcesz to twoja sprawa. Idę się przewietrzyć, bo zaleciało łosiem.- machnął parę razy pod nosem i już chciał odejść
-A ja czuję tu tchórzliwego psa!- krzyknął za nim. Reakcja Chrisa była natychmiastowa. Zatrzymał się w pół kroku z noga zawieszoną w powietrzu. Odwrócił się szybko do Kristoffa z żądzą mordu i dzikości w oczach. Wyglądał przerażająco. Żeby znów się zaostrzyły i lekko się schylił, jakby był gotów do skoku, jak zwierze na wypatrzoną ofiarę.
-Powiedź to jeszcze raz, a pożałujesz.- Nawet na zdeterminowanym Kristoffie zrobiło to piorunujące wrażenie. Przełkną głośno ślinę i wpatrywał się w niego z przerażeniem.
-Tak myślałem…- pobiegł szybko w stronę drzwi i otworzył je z wielkim trzaskiem. Po chwili usłyszeli groźne wycie po woli się oddalające, ale pozostawiające ciarki na plecach i sztywne włosy.
-Jak możesz być takim chamem! On nam pomaga odnaleźdź Jacka, a ty tak go traktujesz?- wykrzyczała Elsa.
-Co? Przecież to on się przystawiało Anny!-
-Nie! Pomagał jej wstać. Co miał innego zrobić, usiąść na niej czy podać jej rękę?- fuknęła na niego. Krstoff zrobił zawstydzoną minę.
-Yyy… Przepraszam. Trochę mnie poniosło. Ale to on zaczął z przezwiskami. Nazwał mnie Jeleniem!-
- A nie przyszło ci do głowy, że wyczuł zapach Svena na tobie i pomylił rasy?- Kristoffa teraz już totalnie zatkało, zrobił się czerwony na twarzy,. Drapał się nerwowo i spoglądał na swoje buty.
-Dobra! Idę się przygotować do podróży. Anno, może wytłumaczysz Kristoffowi, jaki mamy plan.- Odeszła i usłyszał zdziwioną reakcję na zniknięcie Jacka. Ona też nie mogła się jeszcze otrząsnąć. Przed chwilą przecież był tutaj, bezpieczny w zamku. Śmiał się, żartował, był z nią. Już myślała, że wszystko będzie dobrze. Jakże się myliła… Dziwny głosik w jej głowie odezwał się niespodziewanie i prawie by wywaliła się na ostatnim ze stopni schodów.
,,To dopiero początek!’’


sobota, 22 listopada 2014

Rozdział 46 Następca...

Przykro mi, ale ten rozdział nie jest o Jacku. Wiem, wiem, ale muszę was trochę potrzymać w niepewności… Ale nie będziecie się nudzić. Miłego czytania!!!

-O co chodzi Jackowi? Dlaczego tak się zachowuje?- spytała zmieszana Anna
-Zmienił się po tym wszystkim.- powiedział bez zainteresowania Kristoff
-Co masz na myśli?- dołączyła się Elsa i dodała do tego mordercze spojrzenie.
-No błagam! Ja podobno jestem ten mniej inteligentny. Trzyma się na dystans, wybucha gniewem i przybył do tego Chris. Wciąż coś omawiają szeptem.- Elsa spuściła wzrok. Niechętnie to uznała, ale musi przyznać mu racje. Jack od tej pamiętnej chwili stał się inny. Jest wciąż sobą, tak samo troskliwy i czuły, ale można zauważyć zmianę. Stał się skryty, ale jak już musi to traci nad sobą kontrolę.
-No dobrze… masz trochę racji, ale to nie powód twierdzić, że coś się mu stało.-
-Oczywiście Elsa. Kristoff nie to miał na myśli.- szturchnęła do łokciem i spojrzała znacząco.
-A takkk. Nie chodzi o to, że on coś ukrywa i nie chcę nam powiedzieć. Szczerze nie dziwię - się. Pewnie Elso nie powiedziałaś mu o twoim terminie. –teraz Anna nie tylko wbiła mu łokieć w bok, ale jeszcze nadepnęła mocno na buta.
-Ałłł! To boli!-
-Ups! Bym cię przeprosiła, ci się należało za niewydarzoną buzię…- Odeszła od niego z lekko naburmuszoną miną. Podeszłą do Elsy i przytuliła ją. Ona za to wymigała się szybko i nie spojrzała na siostrę.
-Elso…Wiesz, że musisz podjąć kiedyś decyzję, a jeszcze przed tym powiedzieć Jackowi. Wiem, że to będzie trudne, ale pomożemy ci, jesteśmy z tobą.- znów podeszłą do niej i szukała jej wzroku. Elsa uniosła głowę i spojrzał na Annę. Ona też się zmieniła. Biło od niej coś. Wydoroślała stałą się lepsza.
-Dorastasz Anno… Teraz jestem pewna tego co muszę zrobić.- Anna uśmiechnęła się niepewnie.
-Ej o co biega, bo nie nadążam.- wtrącił się Kristoff miał minę, jakby co dopiero się obudził.
-Czy ty w ogóle słuchasz?- spytała się Anna.
-Czekaj…- włożył sobie palca do ucha i pokręcił. Potem coś strącił z niego, a to poleciało na okno. Była to duża kulka woskowiny.
-FFeeee… Nie mów, że zrobiłeś to o czym myślę.- na jej twarzy pojawiło się obrzydzenie.
-Dobrze nie powiem.-
-O rany! Tutaj kończy się twoja inteligencja. Anno musisz pójść ze mną zwołać zebranie Rady.- spojrzała z powagą na siostrę. Ona miała zmieszaną minę. Jeszcze częściowo miała wyraz obrzydzenia, a teraz połączonego ze zdziwieniem.
-Dlaczego?
-Już dawno powinnam to zrobić.- spojrzał znacząco na Annę i wiedziała, że zrozumie.
Wyleciała jak z procy z pokoju ciągnąc za sobą Kristoffa. Elsa została sama z Olafem, który siedział przy zaparowanym od niego oknie rysując reniferki.
-Olaf…- bałwanek od razu na nią spojrzał. Rozpromienił się i przydreptał szybko do  niej.
-Elsa. Co jest? Co masz taką minę?-
-Olaf musimy teraz coś załatwić, ty masz poszukać Jacka i mu przekazać, że ma przyjść na polanę koło Rynku. Tam gdzie jest jezioro.
-Będziecie pływać? O ja bym sobie ponurkował. Tylko, że niestety cały czas się unoszę. No i jeszcze rozdzielam się i tracę głowę. Nie mówiąc, że jakoś taki cięższy się robie. Jakieś kąpielów…-
-Olaf! Zrozumiałeś?
-Tak tak! Jasne jak śnieg!- Elsa odwróciła się od niego i tak samo jak siostra wybiegła w pośpiechu. Wiedziała co musi zrobić. Od dawna tego chciała i nie dawało jej to spokoju. Czy dobrze zrobi? Teraz jest pewna. Biegła korytarzem i zeszła po schodach. Weszła do dużego pokoju gdzie znajdował się dość obszerny stół pozajmowany prawie z wszystkich miejsc. Weszła dość nie królewsko. Zdyszana oddychała szybko i głośno. Wyprostowała się i przygładziła poroszczochrane włosy. Nie była dobrze ubrana. Zapomniała aby się przebrać. Dotknęła dłońmi swoich boków i po chwili jej luźny strój przemienił się w podobną niebieską sukienkę, która została zniszczona przez smoka.  Rozbiegły się szepty podziwu, a nie strachu. Elsa zauważyła prawie wszystkich członków Rady. Nie było Filipa. Nie wiedziała czy miał się cieszyć z tego powodu czy uznać to za zły znak. Zajęła swoje miejsce po środku i tym razem była też Anna. Uśmiechnęła się blado do niej i zajęła miejsce koło niej.
-Królowo. Czy coś się stało?-
-Pani zebrała tak nagle naradę.-
-Mamy się czym niepokoić?- znów sala wypełniła się pytaniami, które łączyły się w huk rozchodzący się echem. Elsa nie miał czasu się przekrzykiwać i tylko uniosła władczo rękę. Nagle wszyscy umilkli i spojrzeli na nią pytająco. Wszyscy teraz uważnie w oczekiwaniu ją obserwowali.
-Nie nie macie powodu do paniki. Nic się złego nie wydarzyło. Ta sprawa, która będzie dotyczyła tej narady jest najwyższej wagi.- znów przeszedł cichy szept, ale Elsa ciągnęła dalej.
-Dobrze wiecie, że przez śmierć ,,moich’’ rodziców zostałam koronowana na królową. Byłam najstarszą przedstawicielką rodu, ale teraz się to zmieniło. Zostałam Obdarzona. Wybrana przez Księżyc. Jestem od teraz i na zawsze nieśmiertelna.-
-Co królowi?
-Jak to?
-Nie możliwe!
-Cisza! Królowa mówi!- odezwał się jeden z najmłodszych w Radzie. Elsa uśmiechnęła się uprzejmie do niego, a on słoną rumieńcem.
-Tak to wszystko prawda, ale to nie wszystko. Okazało się, że nie jestem należytą następczynią tronu. Zostałam przygarnięta przez rodziców Anny. Nie jestem z rodu Królewskiego.
-Cooo?
-To absurd!
-Nie sądzę. Jestem córką Simona. Pierwszego strażnika i Obdarzonego. Nie jestem prawdziwą siostrą Anny, ale mam nadzieję, że mnie ją uzna.- Teraz wszyscy bez wyjątku spojrzeli na Annę. Byłą widocznie nie tylko zaskoczona przemową Elsy, ale także zakłopotana. Na jej twarzy pojawiły się czerwone plamki i kilka kropelek potu.
-Tak. Uznaję Elsę córę Simona, jako moją siostrę  i dalszą Królową Arendell.
-Nie z tym się  nie zgodzę. Chcę przekazać tron w odpowiednie ręce. Chcę aby Anna została nową i prawowitą Królową Arendell.- teraz zapanowała cisza. Wszyscy zamarli z miną wielkiego zaskoczenia, niektórzy zastygli z zdziwioną inni z zaskoczoną miną.

-Królowo to jest…- zaczął niepewnie jeden z Rady.
-Wiem, że to jest słuszna decyzja. Jeżeli uważacie Annę za osobę nieodpowiedzialną na to stanowisko to się mylicie. Moja siostra robi postępy i z każdym dniem się rozwija i dorasta. Ona będzie najlepszą królową w dziejach naszego królestwa. Jestem tego pewna.- Znów spojrzała na siostrę. Wciąż była czerwona, ale uśmiechała się zawstydzona.
-Jeżeli nadal macie wątpliwości to dalej będę królową do czasu ukończenia przez Annę osiemnastu lat. Jej urodziny wypadają za dwa miesiące, tuż przed gwiazdką. To idealny moment na ogłoszenie nowej Królowej.- uśmiechnęła się do nich.
-Tak. Owszem, ale…
-Czyli wszystko jasne. Ja po abdykacji zostanę znów księżniczką Arendell i przede wszystkim będę pomagała młodej Królowej w sprawowaniu władzy. Teraz Anna na próbę tygodnia zajmie się królestwem. Musicie ją doglądać i pomagać. Niech zobaczy czy da radę i wy będziecie mieli pewność co do swojej opinii.-
-A co z Królową?
-Opuszcza nas Pani?-
-Wyjeżdżam na ten tydzień w ważnej sprawie. Ufam Annie i wiem, że zostawiam Was i Królestwo w dobrych rękach.-
-Elso ja…- zaczęła niepewnie Anna.
-Aniu.- Siostra od razu zrobiła duże oczy i spojrzał zaskoczona na nią. Od dawna nie używała wobec niej zdrobnienia jej imienia. Uśmiechnęła się i mówiła dalej. Wcześniej wstała i podeszłą naprzeciw siostry.
-Aniu. Jesteś już gotowa. Przez ten okropny moment w moim życiu ty byłaś moją podporą. Trzymałaś mnie w nadziei i wspierałaś w moich działaniach nawet wtedy gdy nie byłam ich pewna. Kocham cię i wiem, że to samo zrobisz dla naszego Królestwa. Wiem, że dasz sobie radę.
-Niby dlaczego? Skąd masz taką pewność? Nie jestem taka jak ty.- teraz i ona wstała.
-Wiem i to jest w tobie najlepszej. Jesteś ode mnie lepsza. A wiem to bo jesteśmy siostrami.- Elsa podeszła do niej i przytuliła ją mocno. Szepnęła je do ucha
-Dasz radę.- poczuła jak Anna wzmocniła uchwyt. Gdy ją wreszcie puściła  Elsa poczuła znów jak jej płuca dostają tlen. Dziwne, ale pewnie jakby nie była nieśmiertelna, Anna prawie by ją udusiła. Uśmiechnęła się do siostry i skierowała do pozostałych.
-Dziękuję wam za przyjście i wysłuchanie. Mam nadzieję, że Anna was nie zawiedzie i pomożecie jej w sprawowaniu władzy.- powiedziała to i po chwili ten jeden z najmłodszych Radnych wstał i zaczął klaskać. Spojrzał na innych i nagle wszyscy zrobili to samo. Elsa stał koło siostry w oklaskach. Uśmiechnęła się promiennie i skłoniła. Odwróciła się i pewnie opuściła salę razem z Anną.
-Elsa! Byłaś niesamowita! Ale dlaczego? Nie chcesz już być królową?-
-Nie to nie to. Ty jesteś prawowitą Królową. Już jestem ci tak wdzięczna i naszym rodzicom, że byłam tu z wami. Ale teraz czuję, że to nie było to. Jestem potrzebna gdzie indziej.
-Dokąd się wybierasz?
-Jack opowiedział mi to, że na miejsce Mroka i Elizabeth zostały wybrane następne osoby. Jack został wybrany aby je odnaleźdź i pomóc opanować moce. Ja po prostu czuję, że muszę mu pomóc. No i przy okazji będę mogła się trochę podszkolić.
-I spędzić z nim czas sam na sam.- powiedział a dziwnym tonem.
-No weź Anna.- Elsa poczuła, że jej gorąco.
-Dobra dobra. To co zamierzacie? Jak ich znajdziecie?
-Jack ma pomysł, ale najpierw wyruszamy na biegun północny.
-Coo? Do Mikołaja?! A mnie wrobiłaś w papierkową robotę…- żaliła się głośno Anna. Elsa uśmiechnęła się i złapała za fruwające we wszystkie strony ręce.
-Następnym razem pojedziemy tam razem. Obiecuję!- Anna niechętnie się uciszyła i zrobiła smutną minkę psiaczka.
-No dobrze! Ale trzymam cię za słowo. OOo matko!!- za ściany wyszedł Chris i zaszedł ją od tyłu. Anna podskoczyła z zaskoczenia. On nawet się z tego nie uśmiechnął.
-Co jest?- zapytała przejęta Elsa.
-Wybieracie się z Jackiem na misje i nic mi o tym nie mówicie?- zapytał twardo i chłodno. Elsa aż poczuła zimny ogarniający ją wiaterek.
-Myślałam, że ci powiedział.
-No tak… Mieliśmy się przenieść do Nowego Jorku, a nie na biegun.- Chris zamyślił się .
-Chyba, że…-
-Chyba, że co?- zapytała pośpiesznie. Teraz już była naprawdę zdezorientowana.
-On chciał cię zostawić na biegunie. Chyba uważał tą misję za niebezpieczną dla ciebie. Czy miałaś ostatnio jakieś przebłyski lub dziwne sny?
-Tak, ale co ma to z tym wspólnego mo….-
-Wszystko jasne.-
-Niby co?-
-Ty też masz za zadanie znaleźdź tych dwoje. Najwidoczniej widziałaś przynajmniej jednego z nich w swoim śnie. Prawda?-
-No tak. Ostatnio miałam tak bardzo realistyczny sen, jakby był na jawie. Widziałam tam dziwnego enigmatycznego chłopca. Był w swoim pokoju i zajmował się swoimi kartami z magią. Potem weszła jakaś dziewczyna chyba jego siostra. Ona była jego totalnym przeciwieństwem. Radosna, uśmiechnięta, a on cichy spokojny i skryty.- Usłyszała ciche pomrukiwanie Chrisa i spostrzegła, że przygląda jej się w zamyśleniu.
-Najwidoczniej ty masz za zadanie odnaleźdź tego chłopca lub dziewczynę. Jedno z nich jest Obdarzone jako moc cienia lub ognia.
-Czemu Jack chce mnie chronić. Dlaczego chciał mnie uwięzić na biegunie północnym. Dam sobie radę.
-Temu nie przeczę, ale najwidoczniej nie tylko ty miałaś ostatnio dziwne sny.
-Jack zrobił się przecież ostatnio bardzo dziwny, prawda?- dodała Anna.
-Tak. Zmienił się. Kiedyś był inny. Weselszy, a teraz taki przygaszony, Chociaż jego skłonność do ryzyka pozostała.-
-Musimy go znaleźdź. Wybiegł w wielkiej złości i dotąd nie wrócił.- powiedziała to bardzo przybitym i zmartwionym głosem. Poczuła, że Anna położyła jej rękę na ramieniu, dla otuchy.
-Możesz go wyczuć?- spytała z nadzieją.
-Raczej tak…- już nic nie mówił. Zamkną oczy i zmarszczył brwi. Stał tak dłuższy czas coraz bardziej skupiony. Jego twarz wykrzywiała się w zawodzie.
-Nie mogę…- otworzył niechętnie oczy. Był zdołowany i zdezorientowany.
-Ja nie wiem… Jak?
-Chris spokojnie. Co się dzieje? Dlaczego go nie znalazłeś.- próbowała go uspokoić i wymusić odpowiedź na jej pytania.
-Nie wyczuwam go.
-Jak to nie. Jest w innej krainie?
-Nie. To bym wiedział. Chodzi o to, że go nie czuję jakby odszedł.-
-Co? To nie to niemożliwe!!! Jack żyję!!! On nie odszedł!!!- krzyczała Elsa. Odsunęła się gwałtownie od nich potrząsając głową i rzucając w Chrisa nienawistne spojrzenia.
-Nie to miałem na myśli. Wiedział bym gdyby umarł.  Nie wiem gdzie jest.
 On po prostu zniknął...