-A tak w ogóle to się nie przedstawiłem . Jestem Kristof, a
to Sven.- pokazał przekonywująco jakby reklamował najlepsze towary na półkach.
-Miło was poznać. To co gotowi na niezłą frajdę. Czas się
trochę rozerwać.- zrobił łobuzerski uśmieszek.
Nagle spod stóp Kristofa zaczęła pojawiać się gigantyczna góra.
Nie minęła minuta jak pojawił się pod nimi lodowiec ,o zjeździe
prowadzącym do miasta. Kristof wraz ze
Svenem podeszli do krawędzi oceniając wysokość. Przerazili się nie na żarty.
Kristofowi
zakręciło się w głowie i jakby nie stojący obok Sven ,podziwiałby tą ,,zjeżdżalnie’’
z dość bliska. Chwycił się w ostatnim
momencie jego poroża i odzyskał równowagę. Odszedł kawałek dalej. Przykucną,
złapał się na klatkę piersiową jakby próbował zmusić serce do pozostania na
miejscu i zaczął głośno oddychać.
Kiedy wrócił do siebie zwrócił uwagę na przyglądającego się
mu Jacka. Miał figlarny uśmieszek i zerkał na niego co chwile.
-Lęk wysokości?- powiedział
to ze słyszalną drwiną.
-Nie. Ale chyba wolę jakoś popchać te sanki niż ryzykować
życiem na tym zjeździe śmierci. Ja nie uprawiam sportów ekstremalnych.-
Jack zaśmiał się głośno i po chwili podszedł do sań i
stworzył lodową płozę. Sprawnie przyczepił ją na miejsce zepsutej zamrażając
spód sań. Odwrócił się powoli do Kristofa obracając laską w ręce. Po tym chuchną na jej konic jakby zdmuchiwał dym od wystrzału. Miał wyraz który mówi, że było to
dziecinnie łatwe.
Patrzył tak na niego ledwo zmuszając się do zachowania
spokoju i nie wybuchnięcia ze śmiechu na widok twarzy Kristofa.
Miał ogromne
oczy i szeroko otwarte usta. Mówi się że trzeba zamknąć usta bo może wlecieć
mucha. U Kristofa było podobnie tylko
,że jemu mógł wlecieć nawet ptak.
W oka mgnieniu zmienił wyraz na bardzo poważy. Ściągnął brwi i wykrzywił lekko usta.
-Mam pytanie. Dlaczego tego wcześniej nie zrobiłeś? NA przykład ,kiedy
byliśmy na DOLE? Tak było by prościej!!.- ostatnie zdania wypowiedział prawie
krzycząc i wymachując rękami.
Jack jeszcze bardzie się uśmiechną. Tym razem się nie
powstrzymał i wybuchną wielkim śmiechem.
Gdy się opanował na silne nalegania Kristofa, ,,że to nie jest śmieszne'' podszedł do
niego troszkę bliżej.
-No wiesz. Tak dotrzemy do miasta szybciej i ciekawiej. Pomyśl ,że to spokojna przejażdżka saneczkami z górki- mówił to spokojnie i wyraźnie jakby uspokajał dziecko.
-Wiesz jednak spasuję. Ja nie jestem nieśmiertelny i wolę się
zestarzeć. Jak już naprawiłeś saki to możemy już jechać na Lodowy Wierch ,a do
miasta potem.- słychać było ogromną ulgę i naleganie.
Jack zrobił urażoną minę ,ale po tym się uśmiechną.
-Ta płoza nie wytrzyma długo. Musiałbym ją cały czas
zamrażać. Więc i tak musimy wybrać się do miasta by je naprawiono-
Westchną ze zrezygnowania- Dobra, ale proszę darujmy sobie
ten zjazd. Wytrzymają tą jazdę do miasta.-
Jack znów posłał mu figlarski uśmieszek. Kristof nie od razu
to zauważył ,ale i tak zaczął coś podejrzewać.
-No dobra innym razem. Tak?-
-Może? Kiedyś, może postradam zmysły ,ale teraz wolę sobie
pożyć.-
-Dobra wejdź do sań razem ze Svenem. Może się przerazić gdy
będę nasz opuszczać na dół.-
Kristof nie od razu się na to zgodził, ale pomyślał ,że Jack
jako strażnik nie zrobi nic głupiego.
Wsiadł do sań i
zawołał Svena ,który przed chwilą próbował polizać oszronioną laskę Jacka. Chłopak
to zauważał ,ale nie dawał tego po sobie poznać. Za każdym razem lekko odsuwał kij od już wyciągniętego jęzora renifera. Gdy Kristof go zawołał ,niechętnie zrezygnował z prób i poszedł
grzecznie w stronę sań. Wgramolił się niezdarnie na tylne siedzenie i pochylił
głowę w stronę Kristofa. A on poklepało go przyjaźnie po głowie ,uważając na długie poroże swego druha.
Jack gdy zauważył jak obaj siedzą ,wybuchł nagłym śmiechem.
-O co ci chodzi?- zapytał zdziwiony i zdezorientowany.
-Zapnijcie pasy dziewczynki .Będzie ostra jazda- mówiąc to
machną laską ,z której wystrzelił błękitny, podobny do błyskawicy promień. Trafił
w saki popychając dalej na zbocze. Można było usłyszeć jak ostanie przeraźliwy i piskliwy głosik Kristofa....
Nagle sanki znalazły się już na zjeżdżalni. Jack siedział
koło Kristofa podnosząc ręce do góry i krzycząc jak na kolejce górskiej. Kristof
jedynie zgłębiał tajemnicę wtapiania się w siedzenie sanek. Sven zaś wystawił
jęzor na wierzch i rozkoszował się pędem powietrza.
Pojazd zjeżdżał z ogromnej góry lodowej z niebywałą
prędkością. Oczy same łzawiły i deformowały twarz ja podczas lotu.
Tor był gładki niczym najspokojniejsze morze w nocy. Lśnił pod wpływem
promieni słońca ,tworząc niesamowity blask koloru błękitno-żółtego. Jednak
zdarzały się pewne górki ,które lekko unosiły saki w powietrze.
Wtedy właśnie
Kristof gubił najwięcej pojemności swojego żołądka. Zdążył jednak zapytać Jacka
o
torebkę.
Tor zbliżał się ku końcowi ,a zjazd malał już w oczach.
Ale jednak to nie koniec.
Na ostatnich metrach dało się zauważyć wielką rampę. Była o wiele wyższa
od pozostałych wzniesień. Tamte wyglądały jak niewielkie fałdki na piaskowej
drodze ,usypane przez wiatr. Kristof wstrzymał coś w ustach ,Sven schował
się za pierwszymi siedzeniami aby nie patrzeć ,a Jack darł się rzucając się z podekscytowania.
Coraz bliżej ..bliżej iiii sanki zawisły w powietrzu…. Przeleciały dobre 200 metrów i
zalazły się po drugiej stronie rampy. Wylądowały jeszcze lekko się rzucając i tor był już prosty.
Kristof wyrzucił już
wszystko to co mógł i opadł na siedzeniu padnięty z wrażeń. Jack nie czekał do
zatrzymania się tylko wzleciał w powietrze nie zważając na wcześniejsze obawy o
wietrze. Wydarł z siebie jeszcze kilka serii okrzyków i podleciał do lekko
zzieleniałego Kristofa.
Sven już także wyszedł z sanek, bojąc się powtórki. Znalazł kępkę jakiejś trawki pałaszując sobie w najlepsze jakby już zapomniał o przed chwilowej przejażdżce.
-I co super było. Wiedziałem ,że tak będzie. Oohhohoo!!!
Musimy to kiedyś powtórzyć..-
-O nie! Na mnie nie licz. Chyba ,że chcesz żebym na dobre
zmienił kolor twojej bluzy.-
-Oooo… No tak. Dzięki ,że nie zrobiłeś tego teraz.-
-Powinienem był.-
-No weź było ekstra!!! Od dawna się tak nie ubawiłem. W moim świecie ostatnio się tylko
zamartwiałem ,a tu śmieję się z najmniejszej błahostki. Te miejsce jest
niesamowite!-
-Ucieszyłbym się teraz z twojej radości ,a może nawet
podskoczył ,ale właśnie czekam aby moje narządy wrócą na swoje miejsce.-
Jack znowu głośno się zaśmiał. Nawet Kristof już się
uśmiechnął i zaczął mieć na powrót kremową twarz.
Ja też chcę na taką zjeżdżalnie! Jack wyczaruj ją dla mnie, proszę *.*
OdpowiedzUsuńBelieve! Uwierz, a przyjdzie....
OdpowiedzUsuńJaka cudna znajomość XD Tylko dlaczego Jack sie tak znęca nad biednym Kristoffkiem? XD
OdpowiedzUsuń~Fly c;