Frozen Love

Frozen Love
Forever

Rozdział 11 Pierwsze spokanie

-Gdzie oni są. Naprawdę zaraz coś mi się zalęgnie w tej dziurze.- krzyczał Kristof, wymachując rękami. Chodził tak w kółko obok sań.
Sven się zaśmiał.
-Myślisz ,że to śmieszne?-
-No chyba tak, sam to wiesz.- powiedział Kristof za Svena zmienionym głosem.
-No tak ale jakoś mnie wspieraj.-
Sven uśmiechnął się i podszedł do przyjaciela. Trącił jego rękę głową i zrobił wielkie oczka psiaka.
-Tak tak nie gniewam się.-
Sven parsnął i podskakiwał w miejscu.
-Wiesz tylko się denerwuję. Minęło już sporo czasu a ich nie ma. Może ludzie zobaczyli białe włosy Jacka i zaczęli się bać i denerwować. Chcieli wyjaśnień?-
Znowu zaczął nerwowo chodzić w kółko. Ale nie robił tego długo ,nagle pod jego nogami pojawił się coś białego i lśniącego. Kristof stracił równowagę i w jednej chwili znalazł się na ziemi.
Przez moment jego nogi był na górze ,a głową dotykał tego na czym się wywalił. Po tym dobrze wiedział ,że to lód ,jego zimo jeszcze bardziej mroziło ,przez jego wielką dziurę  na spodniach.
-Ała!!!- krzykną, wydzierając się.
-Ups… Sorki to było niechcący.- powiedział Jack wyłaniając się za drzew razem z Anną.
-Jasne! Bo uwierzę. Niechcący wyczarowałeś lód pod moimi nogami ,żebym wyrżną.-
-Dokładnie.- uśmiechną się.
-Uważaj Frost bo twoja laska znajdzie się niedługo w kominku.-
Jack jeszcze bardziej się wyszczerzył.
-Dobra naprawdę sorki. To takie przyzwyczajenie. Nie ma tu Zająca i nie mam jak komuś dokuczyć.- wzruszył ramionami i popatrzył już teraz na Kristofa z przeprosinami w oczach.
-Ty po prostu tęsknisz za innymi strażnikami. Zgadłam prawda.- powiedziała Anna kładąc rękę na ramieniu Jacka. Lekko go trącając.
O od razu ją strącił i się od niej odsuną.
-Nie nieprawda ! Po co miałby tęsknić za denerwującym, przemądrzałym Zającem, wróżką która cały czas zagląda mi do buzi, piaskiem ,który mnie nie wspiera bo nie mówi i Nordem ,który robi mi wykłady jak jakiś ojciec . Niby dlaczego tak pomyślałaś?-
Anna i Kristof podeszli do siebie i wymienili znacząco spojrzenia i uśmiechy.
-Nie martw się Jack. Jakoś spróbujemy abyś wrócił do domu.-
-Nie! Na razie muszę dowiedzieć się dlaczego księżyc mnie tu wysłał ,a i musimy zszyć Kristofowi dziurę na tył… no na tyle spodni.- uśmiechną się przekonywująco.
Chciał zmienić temat jak najszybciej. Nie lubił za bardzo jak jest o nim mowa.
Naprawdę trochę tęsknił za strażnikami. Przygarnęli go po tym jak został wybrany.
Otworzyli dla niego ramiona ,no oprócz Zająca. On musiał się jeszcze do niego przekonać. Po tym już wszyscy się spierali i pomagali. Tylko ,że po pokonaniu Mroka wszyscy wrócili do swoich zajęć i nie zwracano na Jack zbytniej uwagi.
,,Pewnie i tak nie zauważyli ,ze mnie nie ma!’’ pomyślał.
Wciąż nie czuł się do końca jak jeden z strażników. Oni mieli określone zajęcia. Piasek miał przychodzić wieczorami do dzieci i zapewniać piękne sny. Zając miał teraz trochę luzu po Wielkanocy ,ale i tak musiał zająć się czymś w swojej Norce. Wróżka Zębuszka jak zawsze musiała zbierać razem z mleczuszkami zęby z całego świata. Jej praca trwa prawie 24h na dobę. A Nord miał zbliżającą się gwiazdkę na głowię.
A Jack? Jego mogło by nie być . Zima przychodziła co roku sama na świat ,a dzieciaki miały już swoich strażników.
Jack czuł się nieważny i mało wartościowy. Wiedział ,że został strażnikiem, bo ma tą iskrę, do wspierania i uszczęśliwiania dzieci ,ale jak ją wykorzystać w pełni, tego nie wiedział.
-No tak! Kristof musisz dać mi te rozdarte spodnie.- Anna walnęła się lekko w czoło i wyciągnęła rękę.
-Yyyy ,a on będzie się tak patrzył i ty też.- powiedział nieśmiało jak płochliwe zwierzątko.
-Już widzieliśmy twoje reniferki na gatkach. Czy coś jeszcze może nas zdziwić- powiedział  rozbawiony Jack.
-Też prawda ,no dawaj te spodnie ,bo pójdziesz do miasta w tym szykownym dodatku.-
-No dobra dobra! Ale Weście się znów nie śmiejcie.-
-Jack będziesz grzeczny? Prawda?- spytała Anna.
-Tak bardzo grzeczny. Nie chcę przecież na gwiazdkę rózgi.- powiedział uśmiechnięty.
-Dobra.- Kristof zdjął sprwanie spodnie i podał je Annie. Szybko po tym wskoczył do sań.
Jack chciał już się roześmiać ,ale Ania posłała mu ostrzegawcze spojrzenie. Udało mu się opanować i wskoczył na wysokie drzewo. Usadowił się na gałęzi i patrzył na wszystko z góry.
-Oooo… Stary czy ty czasem te spodnie pierzesz? Albo chociaż zmieniasz... wyglądają strasznie ,a śmierdzą jeszcze gorzej.- pomachał ręką przy twarzy, posyłając Kristofowi kpiarski uśmieszek.
-Hahha! A widziałeś swoje. Moje przy twoich to nówki sztuki. Ejj!!! I w ogóle nie śmierdzą!
-Nie wcale!-
-Chłopaki muszę się skupić.-
-Dobra już.-
Zapanowała cisza. Jack bawił się płatkiem śniegu ,dalej siedząc wysoko na drzewie. Czasem patrzył i oceniał na jakim etapie jest Anna. Kristof zasną w saniach i głośno chrapał. Miał przy tym otwarte usta ,gdzie wypływała ślina. Sven odszedł od niego i zaczął jeść pojedyncze kępki trawy wokół drzewa Jacka. Anna w tym czasie męczyła się z gigantyczną dziurą, kalecząc się co jakiś czas.
Szyła powoli bo dużo nie praktykowała. Ostatnio szyła gdy miała 11 lat. Parę razy już ukuła się w palce lekko sycząc z bólu. Ale dalej szyła.
-Matko co ty w nim widzisz!- wzdychną Jack lekko zdenerwowany tym odgłosem.
-Jest uroczy i taki czasem nieporadny i gapowaty, to jakoś mnie rozczula.-opisywała to rumieniąc się.
-Tak te ,,słodkie pochrapywanie’’ jest bardzo urocze.- powiedział sarkastycznie.
-Nawet.-
-W niezłych dziwactwach gustujesz.-
-No mam takiego chłopaka, siostrę czarodziejkę, Olafa ,który jest stworzony przez Elsę ,Svena ,który jest inteligentny i jest pierwszą rodziną Kristofa. Znam trole ,strażników marzeń i przede wszystkim zyskałam przyjaciela ,który ma dar taki sam jak Elsa, jest strażnikiem i przede wszystkim ma białe włosy i cerę bladą jak śnieg.
-Oł..- teraz to on się speszył.
-No właśnie idealnie pasujesz do mojego gustu.-
-Dzięki.- uśmiechną się , a ona odpowiedziała tym samym.
-No nareszcie skończyłam. Trochę to zajęło ,ale gotowe.- wzięła spodnie przed siebie i spoglądała na swoje dzieło.
Jack szybko zeskoczył z drzewa i staną obok Anny.
-Nieźle jak na księżniczkę.-
-Też tak uważam. Teraz możemy iść do miasta i pokarzę ci zamek.-
-Ooo… Super.- podskoczył ,pokazując wszystkie śnieżnobiałe zęby.
Podleciał do Kristofa ,lądując delikatnie jak płatek śniegu. Poruszał się powoli i naglę krzykną.
-Wyprzedaż Lodu!!-
Kristof zerwał się momentalnie –Gdzie?!!- wyleciał w tym czasie z sani na ziemię z wielkim łomotem.
-O wstałeś. Anna właśnie skończyła i wybieramy się do pałacu.- oparł się łokciem o sanie i przyglądał się z uśmieszkiem gramolącemu się Kristofowi.
-Oj Jack ,jakbym cię nie lubił to już byś miał ten kijek w du…- popatrzył na Annę ,która posłała mu groźnie spojrzenie.
-Ale mnie uwielbiasz! No wciągaj gatki na miejsce i idziemy.-
Niechętnie wstał i podszedł do Anny po spodnie. Popatrzył na wykonaną robotę i się uśmiechną.
-Łał! Aniu dziękuję. Niezła robota.
-Dzięki- zarumieniła się w tym momencie. Nagle Kristof do niej podszedł i ją pocałował. Nie był to buziak w policzek tylko prawdziwy pocałunek w usta.
Gdyby nie to ,że Jack chrząkną przypominając o swej obecności trwali by w nim jeszcze jakiś czas. Gdy Kristof się odsunął by założyć spodnie ,Anna jeszcze była pod wpływem tej niezwykłej chwili. Jej serce biło jak oszalałe i oddychała szybciej niż zazwyczaj. Była cała zarumieniona i patrzyła wciąż w las jak otępiała.
Jack podszedł do nich i oceniał stan Anny. Trochę go śmieszył i chciał ją z niego wyrwać.
-Oh …szkoda, że ja się tak nie rumienię.-
-Co zarumieniłam się?- Anna szybko wróciła do świata i zakryła policzki rękoma.
-Jak uważam ,że są piękne- wtrącił się już ubrany Kristof.
Położył jej rękę na ramieniu i popatrzył z uczuciem w oczach.
Anna odpowiedziała uśmiechem i jej cera przybierała na nowo swą kremową barwę.
-To co ruszamy!- powiedział podekscytowany Jack.
-Tak. Zapnę tylko Svena do sań i idziemy.-
Podszedł razem z Anną do sań puszczając jej rękę. Przypiął zadowolonego do jazdy Svena i obrócił się do Anny.
Lekko się ku niej pochylił ,zachęcając do jazdy.
-Czy pani powoli?- uśmiechną się szeroko przybliżając ku niej jeszcze bardziej rękę.
Anna dumnie uniosła brodę i z uśmiechem odpowiedziała
-Tak.- podała mu dłoń i poprowadził ją do sań. Podtrzymał drzwiczki i już po chwili znalazł się koło niej. Sięgną po lejce i spojrzał zadowolony na Annę.
-Jakoś dawno tutaj koło mnie nie siedziałaś.-
-No troszkę czasu minęło. Jack jedziesz z nami?-
-Mam nadzieję ,że ja i mój żołądek dojedziemy na miejsce w normalny sposób.- powiedział Kristof do Jack z bardzo poważną miną.
-Tak dojedziecie. A ja dziękuje za przejażdżkę. Dla mnie to nic fajnego.-
-No weź będzie dobrze.- Anna mówiła to robiąc wielki oczy.
-Sorki ,ale ja podróżuję troszkę inaczej od was.-
Odwrócił się od nich i pochwali zaczął ruszać dziwnie rękoma. Nagle można było zauważyć ,że coś powstaje. Koło Jack pojawiła się lodowa deska, jakby do surfingu. Była cała z lodu w niebieskim odcieniu. Sięgała Jackowi do klatki piersiowej opierając się lekko na niej.
Jack odwrócił się po chwili podziwiania swego dzieła i uśmiechną się szeroko do przyjaciół.
Każdy nawet Sven miał otwarte usta i patrzył się tylko na deskę nie zważając na stojącego obok Jacka.
-I jak podoba wam się! –
Anna się ocknęła i od razu odpowiedziała.
-No jasne! Nie wiedziałam ,że tak potrafisz. Ja nie mogę !!! Dasz mi się później przejechać .Prawda? –
-yyyy Anno uważam ,że z twoimi skłonnościami do wypadków nie powinnaś o tym myśleć.- wtrącił się Kristof.
-Ej chłopie wyluzuj. Później z wielką chęcią dam jej się przejechać. Po pierwsze będzie ze mną ,a po drugie widać ,że nawet dziewczyna wie co jest fajne.- powiedział z uśmieszkiem ,wyliczając na palcach.
-Tak tak wypowiesz się potem jak zobaczysz do czego jest zdolna.-
-Ej!! Ja tu jestem. Trudno może i mam taką skłonność ,ale nie będę się bała byle czego.-
-No niezłą masz dziewczynę. Ona ma większe jaja od ciebie.-
Anna popatrzyła na chwilę na Jacka ze złością ,ale potem uznała to za komplement więc się uśmiechnęła.
-Dobra to jesteśmy umówieni na jazdę ,a teraz w drogę!-
Jack wyczarował ,po chwili wielki lodowy tor z wzniesieniami i rampami.
Od razu uniósł się w powietrze z deską i runą do przodu jak strzała.
Kristof nie chciał pozostawać w tyle więc szybko szarpną lejce krzycząc –Wio!!-
Sven ruszył nawet wcześniej. Też chciał pościgać się z Jackem i popatrzyć jak ślizga się na swoim torze.
Jack był szybszy od reszty. Zjeżdżał z niebywałą prędkością ,ale także precyzją.
Robił przy tym niezwykłe triki ,jak zawodowy serfer na fali ,albo skyter na dyskorolce.
Robił obroty w powietrzu, ślizgi tworząc co nowe rampy i stocznie.
Śmiał się przy tym tak głośno jak mały chłopiec. Krzyczał co jakiś czas ,że jest super lub jak jazda…
Przyjaciele ledwo nadążali, Sven biegł przed siebie najszybciej jak tylko mógł.
Wywalił jęzor ze zmęczenia ,oddychając szybko i nie miarowo z wyczerpania . Ale dalej się nie poddawał i jeszcze bardziej zbliżył się do Jacka.
Już byli blisko miasta. Z oddali można było dostrzec jeziorko lekko oddalone od domów położonych na zboczu Arenndell i las.
Nagle Jack zobaczył ,że ktoś tam stoi. Jego trasa prowadziła prosto na tę osobę. Widocznie w ogóle go nie zauważyła.
Jack nie chciał jej skrzywdzić. Jechał bardzo szybko prosto na nią. Zaczął drastycznie hamować. Był coraz bliżej ..bliżej i bliżej… wciąż nie zwalniając.
Był już prawie przed nią. Zobaczył ją. Była to dziewczyna. Odwróciła się wreszcie. Zobaczyła pędzącego Jacka. Na jej twarzy malowało się wielkie przerażenie. Krzyknęła…. głośno jej oczy…. były wielkie ..strach…
Jack nie mógł jej skrzywdzić. Chciał za wszelką cenę jej nie zranić. Stworzył w ostatnim momencie rampę wymijającą w kierunku jeziora.
Nie mógł oddychać. Nabrał powietrze do płuc i….. udało się!! Ominą ją. Udało się!!
Leciał w powietrzu patrząc na oddalającą się z tyłu dziewczynę. Popatrzył jej w oczy. Ten błękit go dziwnie oszałamiał. Odetchną nareszcie z ulga, nie patrząc na trasę lotu. Nie przejmował się ,że może się rozbić, miał przed oczami widok który go ukoił, uspokajał, był wystarczający do szczęścia. Ona bezpieczna.

Nagle czuł tylko wieli ból… ziemia lub nie woda i ciemność… znów go ogarnęła jak na początku. Ale nie był sam miał ją. Jej widok, był szczęśliwy. To było to! Tego uczucia szukał całe swoje życie…. Chciał do niej wrócić . Zobaczyć ją znowu ,ale ciemność i zimno były zbyt silne. Ogarniały go ze wszystkich stron,a ona jej widok,obraz znikał w mroku....






7 komentarzy:

  1. A więc tak. :) Zacznę od stylu pisania. Jest ciekawy, ale akcja nieco zbyt chaotyczna i szczegółowa. Poza tym pisze się "mur" i nie stawia spacji przed znakiem interpunkcyjnym. D: Co do akcji to nieźle się uśmiałam, przypomina mi nieco początek mojego bloga. Jesteś odważna i robisz ciekawe zwroty akcji. Bardzo podoba mi się pomysł z powrotem do śmiertelności, jest oryginalny. Także koncepcja zmuszenia Elsy do ślubu. Pozdrawiam i życzę powodzenia! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Wiem i przepraszam za błędy. Mam nadzieję, że dalej będziesz śledzić i wypowiadać się na mim blogu.
      Uważasz, że powinnam rozdziały nie sortować jako strony tylko jako posty?
      Oroszę o odpowiedź i całuje mroźno!!!

      Usuń
    2. On krzyknąŁ, a oni może kiedyś krzyknĄ. Kap, kap różnicę?

      Usuń
  2. Suuuuuuper <3<3<3<3
    Blog jest super <3<3<3<3
    Jack jest super <3<3<3<3<3
    A lepiej by było gdybyś sortowała rozdziały nie jako strony, ale jako posty, tak jest wygodniej i większość osób tak robi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci za przeczytanie i opinie. Od teraz będę pisać rozdziały jako posty, a nie jako strony. Mam nadzieję, że dalej będziesz mnie odwiedzać i się wypowiadać. Następny rozdział już niedługo!!!
      Zmrożona dziękuje i ściska chłodno!!

      Usuń
  3. Masz na prawdę fajne i oryginalne pomysły, ale robisz troszeczkę za dużo błędów ortograficznych. A ten tekst Kristoffa mnie za przeproszeniem rozwala. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki. Wiem robię dużo błędów... niestety mam taką wadę. Nic nie poradzę, ale będę się bardzo starać. Super,że czytasz i wchodzisz na bloga. Ja na twoim też jestem stałym bywalcem.
      P.S Pięknie rysujesz!!!

      Usuń