Frozen Love

Frozen Love
Forever

wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 54 Oczekiwany głos

Pomyślałam, że może wam się spodoba perspektywa Chrisa...Więc dzisiaj rozdziali poświęcony z jego strony, ale nie martwcie się, będzie co czytać w jutrzejszym rozdziale, bo zaczyna się już jutro koniec tego wydarzenia... To taki prezent na święta. Długi napięty z emocji rozdział. Do jutra...

Chris, Słyszysz mnie. Proszę powiedz coś!- usłyszał tak oczekiwany od dawna głoś, że myślał, że już wariuje, ale stanowczość i jego moc ściągnęły go na ziemie.
O matko!- odpowiedział po chwili i chyba usłyszał śmiech Jacka. Cały się spiął, a pytania pozostałych strażników i Elsy ledwo do niego docierały.
Raczej nie jestem aż tak owłosiony jak twoja matka, ale na pewno fajniejszy.- to na pewno musi być on. Nikt nie potrafił by mnie tak zdenerwować jednym, krótkim zdaniem, ale już tak dawno nie miał od niego, żadnej oznaki życia, że wolał się nie łudzić i najpierw upewnić.
Jack to na prawdę ty!- spytał ostrożnie, ale ze stanowczością.
No ja, a kto inny. Oczekiwałeś kontaktu z gorącą laską z Arizony. Masz lepszy towar w mojej wersji.
- znowu te jego odzywki, nie wiedzieć czemu, ale się troszkę stęsknił. Zapewne będzie tego żałował, ale to się teraz nie liczyło.
Gdzie jesteś?- zapytał po chwili z przejęciem.
I to właśnie twoje zadanie. Nie mam bladego pojęcia...- oczywiście mógł nie zadawać takiego pytania. Jack miał zawsze problem z orientacją w otoczeniu. Nawet w swojej bluzie ledwo co znajdował. Westchnął i zaczął szukać Jacka. Miał znów utrudnienia. Jego moc była bardzo słaba i ledwo wyczuwalna, ale jednak coś znalazł. Dziwne było to, że to w okolicy Arendell.
Jack dobrze się czujesz?- spytał z troską. Jego energia była problemem, ale także wyczuł coś bardziej groźnego. Z Jackiem coś jest nie tak, jakby ktoś go uszkodził. Dziwnie to brzmi, ale miał takie skojarzenie.
Usłyszał głośne westchnięcie i już wiedział, że Jack szykuje dla niego soczystą odzywkę.
No wiesz jestem cały pokierszowany od płonących więzów, w których mnie trzymali, ale poza tym czuję się jak przeżuta guma. Prawie utonąłem w zatrutym lub morderczym jeziorze, a jakaś istota zwana Edona trzyma mnie w przepięknej i zatęchłej celi. Ale po za tym widoczki są piękne, kraty i szczury biegające po podłodze są obowiązkowe w tym wystroju... Wystarczy o mnie, jak tam na wolności.- usłyszał w jego głosie taką moc i sarkazm w ostatnim zdaniu, że aż przeszły go dreszcze.
A mówiłeś, że nie masz siły.- tak się za nim stęsknił, że nawet pozwolił się z nim trochę podroczył. Usłyszał znów cisze i przeraził się śmiertelnie.
Jack! Jack! Wszystko dobrze?!-znów cisza.
Przepraszam nagły spadek sił. Rozumiesz pewnie.- usłyszał prychnięcie ledwo trzymanego śmiechu.
Ty idioto! A ja się zamartwiam!
Ooo, aż tak ci na mnie zależy. Wzruszyłem się. 
Jack, ale tak na serio nic nie czujesz? Związanego z mocą.- zamyślił się trochę.
Wydaję się, że wszystko wraca do normy. Edona zabrała mi kamień, a wcześniej byłem w jakimś dziwnym miejscu. Nie proś o opis widokowy. Teraz mi go oddała lub po prostu zapomniała zabrać.- czyli jedna Jack odwiedził świat w bramie. 
Jack grozi nam wielkie niebezpieczeństwo. Naprawdę nie wiedz gdzie jesteś?- spytał z jeszcze większą paniką niż chciał.
Spróbuje coś zobaczyć przez okno.- teraz już nic nie słyszał. Napięcie pozostało z jeszcze większą paniką. A jeżeli Jack już jest w więzieniu Huntera. A co jeśli on nie trzyma go już tylko po to, aby zwabić Else.
Hej! Czy ty mnie słuchasz?!-niechcący przez bieg swoich myśli zgubił połączenie z Jackiem.
Tak, i co? Widzisz coś?- spytał przejęty.
Nie za wiele. Widzę chyba śnieg. Czuje zimno w powietrzu, ale wiesz, że nie mogę być tego pewień. Jestem jakimś ciemnym miejscu. Może to grota, ale na pewno wyczuwam śnieg i lód.-śnieg i lód. Chris zamyślił się. Wyczuł jacka właśnie w Arendelle, a jeżeli...
Jack jak się tam znalazłeś?
No wiesz nie wiedziałem że kręci cię więzienie i przebywanie z pozaziemską istotą, która ma coś dziwnego do ciebie, ale chyba się nie podzielę tą wygodą.- westchnął
Nie chodzi o to. Jak zostałeś porwany. W jaki sposób i miejscu?
Yyy. Nie pamiętam dokładnie. Leciałem, gdy nagle zerwała się burza śnieżna nad tą górą Simona w Arendelle. Potem znalazłem pałac Elsy i wszedłem do środka. Tam znalazłem jakieś lustro i...
Niech zgadnę. Musiałeś dotknąć.
Ej to nie moja wina. To on mnie uwiodło.
Ciebie wszystko uwodzi.-westchnął. Podejrzewał, że jednak tak się stało.-Co było dalej?
Trafiłem na jakieś zadupie z jeziorkiem pośrodku. Nie mogłem używać mocy i panować nad lodem i śniegiem, chociaż była tam tego cała masa. Nie mogłem się odsuwać od tafli jeziora, a potem zobaczyłem to samo zwierciadło na jego dnie.Gdy chciałem przebić lód, zobaczyłem Edone. Potem pamiętam tylko jak tonąłem i teraz jestem w tym luksusowym hotelu.- Chris zamyślił się na chwilę.
Chyba wiem gdzie jesteś. Przyślę pomoc.
NIE! krzyknął tak głośno, że Chrisa rozbolała głowa.
Dlaczego?-spytał chociaż domyślał się odpowiedzi.
Oni polują na Elsę. Jakiś Hunter i te istoty zawarły przymierze i zamierzają się na nią. Ja jestem tylko atrakcyjna przynętą. Nie możesz jej nic powiedzieć i się narażać.
Nie robię tego od niedawna, pamiętam.
Trudno zapomnieć, jak mi ciągle o tym jęczysz. Nie, nie możesz mnie ratować. Sam spróbuję coś wymyślić.
Jack ty masz problem z matmą, a chcesz wymyślić plan ucieczki.
Ej a kto wymykał się Nordowi na wykładach po ciastka. Spokojnie dam sobie radę. Obiecaj, że mi zaufasz.
Jack...
Obiecaj
Obiecuję....Jack, Jack?! Jack?- nagle wrócił do rzeczywistości i zobaczył pochyloną nad nim Elsę i Norda, którzy potrząsali nim energicznie.
-Chris. Chris. Wszystko dobrze? To Jack? Złapałeś kontakt?
-Tak- okazało się, że leżał na podłodze. Podniósł się powoli podtrzymywany przez strażników. Elsa wstała i przypatrywała mu się w napięciu.
-Wiem gdzie jest.
-Gdzie?- zapytali wszyscy chórem.
-W Arendelle. Pod Górą Simona, ale nie chce ratunku...




poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 53 Zła, a jednak pomaga?

Przykro mi za opóźnienia, ale wiecie jak to jest. Święta i te przygotowania. Miałam teraz dopiero trochę wolnego czasu więc jestem i tworzę. Miłego czytania z perspektywy i doznań Jacka! Rozdział jakby co okropny, ale musicie to przeczytać, to jest ważny moment, bo jutro jest już spotkanie z Hunterem....

Zawsze gdy byłem w ciemnościach czułem się nieswojo, ale teraz marzyłem aby pozostać w niej do końca życia. Nic nie było tutaj złe. Nie czułem nic i nawet nie chciałem. Nie wiedzieć czemu zobojętniałem na wszystko, a każda sekunda koiła mnie jeszcze bardziej. Nie obchodziło mnie czy jestem w jakimś jeziorze czy w obślizgłym żołądku tej poznanej prze zemnie istoty. Może nie będzie tak źle jeśli ta ,,dziewczyna'' żywi się na codzień takimi przystojnymi strażnikami, to jakoś wytrzymam. Gdy o niej pomyślałem przeszedł mnie dziwny dreszcz. To był pierwszy znak, że jednak żyję.
Ale nagle zaparło mi dech w piersiach. Co z Elsą? Jak mogłem być taki samolubny? A Chris i inni strażnicy zabiją mnie, co niedawno wydawało mi się przyjemne teraz przerażało. Znam dobrze pomysłowość swojego Opiekuna i znów zadrżałem. Ale to nie było normalne. To uczucie bolało...bardzo...coraz bardziej...Cholera boli!
Teraz dopiero otworzyłem oczy i miałem zamiar znów je zamknąć, ale ciekawość i zdziwienie wzięły górę. 
Leżałem teraz na czymś twardym i czułem, że jestem związany. Spuściłem wzrok na swoje obolałe ciało i wiedziałem, że nie chciałem tego zobaczyć. Byłem spleciony ciasno, jak cielak złapany na lasso i obwiązany nim z niezwykłą dokładnością. Coraz gorzej ze mną jeżeli myślę, o takich durnotach w takich momentach. Ale nie to było straszne. Więzy nie były normalne. Czy już nikt nie używa stary dobrych sznurów? Widocznie w moim przypadku zawsze jest to pechowy fart. Moje więzy były zrobione z czystego płomienia. Oplatały mnie i paliły moją skórę. Wszystko zaczynało do mnie docierać i napierać na mój otumaniony umysł.
 Gdzie ja jestem? A właściwe pytanie dlaczego? Może jednak tak istota miała ochotę mnie zjeść, ale chciała trochę mnie przypiec. 
Próbowałem się uwolnić, ale za każdym razem gdy napierałem na moje więzy zaczęły płonąć jeszcze bardziej. Wydałem cichy jęk, ale on poniósł się po pomieszczeniu echem. Teraz zdałem sobie sprawę, że jestem w więzieniu. Na prawdę w normalnym solidnym więzieniu dla przestępców. Stalowe kraty przywitały mnie przy drzwiach i oknach dodając temu wnętrzu uroku zimnej, ponurej celi. Teraz zrozumiałem, że leżę na metalowym stole po środku, odwiązany jak prosie na ucztę. Szarpałem się, ale żar już nie był najgorszy. Więzy po prostu wtapiały się w moją skórę, jak w masło. 
Krzyknąłem z bólu. Przestałem próbować. Teraz tkwiły tak mocno, że próbując dalej mógłbym odciąć sobie głowę i przy okazji każdą z koniczyn. Dziwnie by było paradować wiecznie z obciętą głową. 
Był już chyba taki jeden chyba jeździec bez głowy. Nawet on doczekał się swojego święta w Hallowen na ziemi, a ja nie. Co za niesprawiedliwość! 
Co ze mną nie tak. Przecież to jakieś błahostki!
-Jezioro do którego wpadłeś jest zabójcze lub szkodliwe dla Obdarzonych.- odezwał się nieznajomy głos.
Nagle z cienia w rogu wyłoniła się postać dziewczyny o brązowych długich włosach i co dziwne czerwonych oczach. Trochę się wzdrygnąłem na sam jej widok. 
-To jedzenie mnie zapewne nie wyjdzie ci na zdrowie.- powiedziałem stanowczo i przekonująco. Dziewczyna zaśmiała się donośnie, ale oczy pozostały bez wyrazu.
-Widocznie na ciebie działa jak środek odurzający, bo raczej nie jesteś taki głupi.
-Uspokoiłaś mnie. Powinnaś to powiedzieć paru innym osobom. Ej czekaj kim jesteś?- znów sakrdziłem się w duchu. Nie mogłem pohamować galopowania moich myśli własnymi ścieżkami. O co chodziło? 
-Nie poznajesz mnie? A już myślałam, że dobrze grałam tą małą.- Od razu napiąłem wszystkie mięśnie w zrozumieniu i momentalnie tego pożałowałem. Więzy znów wbiły się głębiej w moje ciało. Poczułem jak zimna z moich żył krew wylewa się strumieniami z otwartych ran. Dziewczyna zacmokała teatralnie i zaczęła się przechadzać koło mnie.
-Nie będzie zadowolony jeśli nie oddam cię mu żywego.- mówiła to ze strachem, ale jednak się nad czymś zastanawiała. Po chwili zaczęła mi się dokładnie przyglądać.
-Uciekniesz jeśli cie rozwiążę.
-Tak- wypaliłem bez ogródek. Teraz zdałem sobie sprawę, że mój mózg zaczyna pracować. Mój wzrok się wyostrzył, a lekka poświata znikła. Poczułem nagle bój w piersi i spojrzałem tam skrzywiony, ale nic nie zobaczyłem.
-Ach tak... Boli co?- zapytała troskliwie z uśmieszkiem. Nie wiedziałem czy udaję, ale z każdą chwilą stawała się coraz bardziej zrozumiała.
-Co mi zrobiłaś?- zapytałem lub raczej rozkazałem odpowiedzi ze złością. Ona tylko wzruszyła ramionami i wróciła do zataczania kółek wokół mnie.
-Jak mówiłam woda z jeziora by cię zabiła lub ogłupiła chwilowo. Gdy wyszedłeś z tamtąd od razu próbowałam abyś ją wykrztusił. Jakbyś się widział.- zaśmiała się ledwo przytomnie. -Ja cię walę w pierś pięściami, a ty jęczysz i się znów krztusisz. Po chwili już wszystko wykaszlałeś i spojrzałeś na mnie z wyrzutem. Później powiedziałeś tylko, żebym nie skakała na twojej piersi.- znów zachichotał.
-Niestety musiałeś potem stracić przytomność i psuć mi nastrój jęczeniem o Elsie.- westchnęła.
-Ty...uratowałaś mnie?- spojrzała na mnie wyzywająco. Mieszała się ze swoimi uczuciami i było to doskonale widać. Zarazem chciała coś odpowiedzieć i nie mogła.
-Nie- zdecydowała z westchnięciem. -Ja nie mogłabym...Po prostu muszę cię donieś do niego i będę miała spokój.- spojrzała na mnie smutno i coś mnie tknęło, że już mnie raczej nie zobaczy.
-Gdzie chcesz mnie zabrać?- spytałem cicho.
-Już mówiłam do niego.- odparła zniecierpliwiona.
-No tak. Pewnie miałem trochę wody w uszach. Raczej nie dosłyszałem imienia.- znów się uśmiechnęła.
-Nie jesteś taki jak nam opowiadają.- powiedziała po dłuższej chwili. Wiedziałem, że specjalnie zmienia temat.
-No wiesz. Urok osobisty, niezwykłe cechy charakteru i oczywiście łagodność i potulność baranka.- uśmiechnąłem się jak aniołek, a ona parsknęła śmiechem. Musiałem grać jak najdłużej na zwłokę. Może uda mi się ją przekonać, już wydaję się rozdarta.
-Kto i co dokładnie o mnie mówiono?- spytałem niewinnie. Przybliżyła się po namyśle bliżej i spojrzała na mnie z kolejną walką ze sobą.
-Mówili mi, że jesteście wszyscy potworami blokującymi nam życie na waszej ziemi.- prychnęła, a ostatnie słowa wypowiedziała dość dziwnie.
-Nie możemy tam schodzić właśnie przez was, ale nie jest to nam potrzebne. Nie rozumiem więc...- spojrzała znów na mnie smutno ze zamarszczonymi brwiami. Teraz to znów myślałem, że głupieje.
-Przepraszam, ale ja nic nie rozumiem. Mam wrażenie, że topisz mnie znów w jeziorze.- zachichotała i zaczęła coś majstrować przy moich więzach. Po chwili poczułem jak wraca mi czucie do rąk i nóg, a moje ciało nie jest już takie sztywne. Moje więzy znikły pozostawiając okropnie wyglądające i bolące rany w każdym miejscu. Podniosłem się ostrożnie do pozycji siedzącej, przy okazji rozśmieszając moją towarzyszę stekiem przekleńst wypowiedzianych w bólu. 
Czułem się tragicznie, zmęczony i bez żadnej energii. Najmniejszy ruch wywoływał tragiczny ból i kolejne steki soczystych powiedzonek. nawet nie wiedziałem, że jestem aż taki wysłowiony.  Wziąłem rękę do mojej szyi próbując odnaleźdź mój kamień strażnika.
-Nie znajdziesz go.- powiedziała zadziornie.
-Jak to? Po co ci on?- sam już wymyślałem najróżniejsze sposoby na wykorzystanie go i szczerze do niektórych nie był stworzony. 
-Mi? Po nic. To dla niego.- Jack poczuł ja traci cierpliwość.
-Powoedz już kim jest o którym wspominasz.- zapadła grobowa cisza. Mierzyliśmy się wzrokiem i chyba wygrałem bo westchnęła głośno.
-Moi nazywają go Wygnanym ze Świata, ale podobno niektórzy nazywają go Hunter Dark. Obie nazwy są równie śmieszne.- zachichotała, ale wcale nie było jej do śmiechu. Czułem jak się spina i zobaczyłem obawy w jej oczach. Zamierzałem odwrócić jej na chwilę uwagę.
-Jak się nazywasz?- spytałem z nieudawana ciekawością. Już nie chciałem nazywać ją istotą.
-Edona- powiedziała to szczerze zdziwiona. Wpatrywała się we mnie z podejrzliwością.
-Ładnie. Edono czego ode mnie chce Hunter?- spytałem ostrożnie. Zamyśliła się spuszczając wzrok.
-Podobno każdy Obdarzony jest naszym wrogiem od kiedy mamy rozejm z Hunterem. Powiedział, że jak pomożemy mu schwytać twoją Elsę, to da nam władzę na ziemi.-zrobiłem wielkie oczy. Elsa, Hunter i oni panujący na ziemi. Coś mi nie stykało w głowie.
-Ale co ja mam do tego?
-Podobno jesteś dla niej ważny, że zrobi dla ciebie wszystko. Hunter ponoć od stuleci jej szukał i nie ma zamiaru tego dalej ciągnąć. Poczeka sobie jak sama do niego przyjdzie.- powiedziała obojętnie.
-A ha,. Czyli jestem księżniczką czekającą w wierzy na swojego księcia. Mam mu spuścić mój warkocz czy raczej po wysiłku wspinania się na moją wierzę, dać chusteczkę na dowód mojej wdzięczności. -uśmiechnęła się do mnie szeroko, ale te oczy zbijały mnie z tropu. Wydawały się tak intensywne, a zarazem martwe.
-Dlaczego zabrałaś mi kamień?
-Żebyś nie miał jak się porozumieć z przyjaciółmi.
-A jeżeli nie chcę mieć nieatrakcyjnych blizn na ciele, to dobre wytłumaczenie.- przypatrywał się mi przez chwilę w zamyśleniu i nagle zniknęła. Rozglądałem się po celi, ale nic. Jak to możliwe? Nie mogłem się dłużej zastanawiać bo właśnie znalazła się dokładnie przy mnie siedząc z uśmieszkiem na stole.
-Bu.- powiedziała uśmiechnięta moją miną. Teraz zdałem sobie sprawę, że mam uchylone usta. Zamknąłem je w pośpiechu i spojrzałem na jej wystawioną do mnie dłoń. Miała ja zaciśniętą w pięść, ale i tak widziałem jasne niebieskie światło...moje światło.
Ujęła delikatnie moją dłoń i włożyła mi mój kamień do dłoni, zerkając na mnie niepewnie.
-Dziękuję.- poczułem jak zaczynam czuć się lepiej. Rany zaczęły się zasklepiać i goić, a energia mi wracała.
-Już nie jesteś już taki blady.- powiedziała nagle. Wciąż się mi zaciekle przypatrywała.
-No wiesz jak ktoś jest takim zimnym draniem to i jest blady.
-To ja nim jestem.- oznajmiła od razu. Zaszokowała mnie. Miała skruszoną minę. Pierwszy raz jej oczy nabrały jakiegoś wyrazu. Zeszkliły się jakby zamierzała płakać. Nie wiedzieć czemu, miałem ochotę ją pocieszyć, ale zatrzymywała mnie myśl, że w końcu to ona mnie więzi, więc jednak jest draniem.
-Dlaczego?- spytałem ostrożnie. Nic nie odpowiedziała po prostu znikła. A ja siedziałem tak ściskając coś w dłoni. Po chwili mnie olśniło. Miałem wciąż kamień strażnika. Szybko chwyciłem go w obie dłonie przyciskając do piersi zamknąłem oczy szukając kontaktu.
Chris, Słyszysz mnie. Proszę powiedz coś!
O matko!- odpowiedział po chwili. Uśmiechnąłem się triumfalnie.
Raczej nie jestem aż tak owłosiony jak twoja matka, ale na pewno fajniejszy.
Jack to na prawdę ty!
No ja a to inny. Oczekiwałeś kontaktu z gorącą laską z Arizony. Masz lepszy towar w mojej wersji.
Gdzie jesteś?
I to właśnie twoje zadanie. Nie mam bladego pojęcia...

niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 52 Ukryta groźba

Dzisiaj krótko, ale na tema. Jutro czeka was upragniony rozdział o losie Jacka. Od jutra zacznie się dziać!
Miłego czytania...

-Nie to niemożliwe! -wykrzykną zdenerwowany Chris. Elsa nie dziwiła mu się. Najchętniej sama by pokrzyczała, ale robiła to w swoim przypadku. Szczerze gardło ją zaczęło boleć. Ale czy to prawda? Czy rzeczywiście ona i Jack są jakby rodzeństwem? Przecież to chore!
-Chris ma racje. Jak Jack może być kimś takim jak ja? No, ma moc lodu, ale nie to nas łączy, prawda? -wszyscy wpatrywali się w Else w zamyśleniu i mieszanymi uczuciami.
-Elso, jak Elizabeth została Obdarzoną?- spytał, choć wiadomo było, że dobrze zna odpowiedź.
-Jack mi opowiadał, że tylko podali sobie dłonie. Po czym zapłonęły normalnym i niebieskim ogniem. -potrząsnęła głową. -Ale co to ma wspólnego z...
-Wciąż nie rozumiesz Elso? Jack natrafił na wyjątkową osobę, taką, którą można obdarzyć mocą Ognia. Gdy Jack dostał talent Lodu od Księżyca, natura musiała mu nakazać znaleźdź przeciwieństwo.
-Ale skąd ty tyle wiesz o Elizabeth? Jack powiedział, że nigdy nikomu o niej nie opowiadał.- spoglądali na nią smutno.
-Wiedzieliśmy. Ale od niedawna.- odpowiedział Zając.
-Gdy Jack bardzo to przeżywał, nie chcieliśmy aby przymusowo nam się zwierzał. Ledwo się trzymał po jej utracie. Polepszyło się po zostaniu strażnikiem. 
-Nie wiedziałam.- przyznała.
-Niewielu wie jak ciężko było Jackowi w przeszłości, ale raczej on sam powinien ci o tym opowiedzieć.
-Dobrze wiemy już, że Jack i Elsa są jakby Pradawnymi, ale dlaczego Jack?- spytał Chris.
-Podobno Jack był niezwykły, a najbardziej pasowała do niego moc Lodu. Księżyc uznał, że to właśnie znak, że to on powinien zostać Pradawnym. Nawet Simon miał jako pierwszy taki dar, a potem Elsa.
-Ale wiecie gdzie on jest?- dopytywał się natarczywie. Jego twarz mówiła, że zrobi dla Jacka wszystko
podobnie jak ona. Oddała by wszystko aby było z nim wszystko dobrze. Zobaczyła wahanie Norda.
Wstała z krzesła podobnie jak Chris i podeszli w jego kierunku.
-Nord. Proszę cię. Co się z nim dzieje.- nigdy Elsa nie widziała Chrisa w takim stanie. Po prostu błagał o odpowiedź. Złapał wielką dłoń Świętego i zwrócił na siebie jego wzrok.
-Proszę...-szepną z błyszczącymi oczami.
-Dobrze. Powiemy co wiemy, ale to bardzo mało.- Chris westchnął z ulgą i usiadł ponownie. Elsa nie mogła już usiedzieć. Stała przy ścianie i obserwowała wszystko.
-Mówiłem wam, że Bractwo Cienia się zmienia zależnie od dowódcy. Gdy został nim Hunter Dark ich celem stała się Elsa. Gdy nie udało mu się ją złapać, szukał po światach Obdarzonych. Niestety odnalazł bardzo ważne przedmioty przekazane jeszcze Simonowi przez Księżyc, a wiedzcie, że mają potężną moc. 
-Jakie na przykład?- dopytała się Elsa.
-Jednym z najbardziej niebezpiecznych przedmiotów był Antykryształ. Jego moc jest podobna do naszego kamienia strażnika. Każdy tu obecny posiada jeden.- Elsa wyciągnęła odruchowo swój i położyła na otwartej dłoni.
-Nawet  Opiekunowie mają swój własny. W nim mają określone jakim duchem jest Obdarzony. Jak pewnie zauważyłaś Elso, Chris przyjmuję postać Wilka. Jack najbardziej go przypomina, chce być wolny, szybki, a przede wszystkim dziki i nieujarzmiony. Ale tu już nie do końca.- spojrzał na Else z uśmiechem. Od razu zrozumiała i zaróżowiła się spuszczając wzrok.
-Antykryształ ma moc wzywania mocy zawartej w kamieniach powiązanych z głównym. Gdyby znalazłby się tutaj mógłby odebrać ci zdolności Lodu, oraz nadawania darów. Chrisowi także odebrano by jego przemianę, co odłączyło by go to od Jacka. Wtedy by... umarł.- przeniósł wzrok z Elsy na Chrisa, który wpatrywał się w Norda wielkimi oczami.
-Ten kryształ, może mnie oddzielić od Jacka? Nie wierze!
-Tak mówią nasze legendy i księga strażników, a na pewno nie chcesz się przekonać o tym na własnej skórze.
-Ale gdzie Jack?- spytała Elsa, już lekko zaniepokojona. Jeżeli oni wiedzą i mają Antykryształ to może, wiedzą o darze Jacka.- Czy... Bractwo Cienia mogło go pojmać?- spytał niepewnie przerażona własnym przypuszczeniem.
-Niestety uważamy, że tak.- powiedział smutno. -Jeżeli Chris nie może go wyczuć, to może to oznaczać, że Hunter go pojmał. Nie wiemy do końca jakim sposobem, ale mamy przypuszczenia.
-Jakie?- zapytał Chris. Był coraz bardziej zdenerwowany i zdołowany. Jego twarz była jeszcze bledsza niż zazwyczaj, a oczy przepełnione strachem.
-Elso czy kojarzysz wysokiego, młodego mężczyznę, który zasiada w ciebie w Radzie.- spytał Nord.- Podobno miał brązowe, krótkie włosy.
-Tak. Najbardziej ze wszystkich mnie irytował. Nazywał się Filip Girley. Jest stosunkowo nowy na tym stanowisku. Pojawił się przed przybyciem Ja...- zawahała się. Czyżby on był..
-Tak jest jednym z Bractwa. Ale nie jest jakiś przeciętny. Uważamy, że jest prawą ręką Huntera. Nie wiemy czy to prawda, ale Hunter znalazł go w poszukiwaniach po wszystkich światach, ale wiedź Elso, że o niektórych nawet my nie wiemy. Na pnie jest człowiekiem lub przeciętną istotą...
-Co masz na myśli?- spytał Chris, podnosząc wzrok.
-Jest podobny do ciebie Chris. Posiada jeszcze jedną postać. Sądzimy, że może przybierać ich więcej niż jedną. Ale także może być ich więcej.
-Kim on jest?- zapytała Elsa.
-Szukaliśmy takiego przypadku w księdze i wychodzi na to, że to starożytna istota pochodząca jeszcze sprzed zarania dziejów. Podobno ma moc samego Diabła, czyli możliwości zamiany i ukrycia swojej normalnej postaci. Nazywamy ich Eloidami czyli zmiennokształtnymi.
-Skąd Bractwo Cienia ma takich sojuszników.- spytała zaniepokojona.
-Podobno Hunter zawarł z nim przymierze. Sami zazdroszczą nam Obdarzonym i chcą zaatakować świat ludzi. Żywią się ich energią, ale są za słabi by to przetrwać, chociaż mają najmocniejszą dla nich. Stoimy im na drodze do władzy.
-Gdzie może być Jack i jakim cudem go złapano?- dopytywała się.
-Uważamy, że Eloidzi powierzyli Bractwu pewien potężny przedmiot, własnego pomysłu. Szukali sposobu na Obdarzonych przez tysiące lat i chyba go znaleźli. Jest to Brama, ale nie taka zwyczajna. Ma postać lustra, która przyciąga Obdarzonych swym pięknem i wciąga go do innego wymiaru, stworzonego idealnie do daru. Jeśli Jack jest w nim, to z pewnością Chris go nie wyczuje, a Jack będzie bezbronny. Tam wszystko działa przeciwko tobie.
-Myślicie, że wiedzą o nim, czy tylko chcą zwabić mnie?
-Właśnie tego nie wiemy. Miejmy nadzieje, że nie...Inaczej czeka nas koniec



sobota, 20 grudnia 2014

Dziś mam maraton...

Przepraszam, ale nowy rozdział pojawi się dopiero jutro, ale możliwe, że rano. Wybaczcie mi, ale mam plany i jestem teraz w Warszawie. Mam wykupiony z przyjaciółmi maraton filmowy w kinie i będę tam siedziała do 6 lub 7 rano.(wory pod oczami i jadka na kofeinie) Tragedia, ale mnie namówiono.
Obiecuję, że jutro wszystko zostanie wyjaśnione i podam odpowiedzi na wasze pytania.
Co się dzieje z Jackiem, kim była ta postać Elsy, coś więcej o Filipie i Bractwie Cienia. Również poznacie całkiem nowe fakty i magiczne przedmioty.
Niedługo akcja dobiegnie końca i mówię wam, że nie zawiedziecie się!
Mroźne i serdeczne pozdrowienia!

niedziela, 14 grudnia 2014

Zapodamy razem muzę...?

No nie wiem.... Myślałam ostatnio, że może znudziliście się tymi starymi piosenkami dodanymi do mojego bloga. Jeśli chcecie mogę zacząć układać nową, zmienioną listę. Możecie dawać swoje opinie i pomysły...
Jeśli chcecie mogę nawet pododawać wasze utwory... W końcu budujemy tego bloga wspólnie. Ja piszę czasem rysuję, a w czytacie. Skoro tyle razem działamy, to możemy więcej... Piszcie co o tym myślicie i jakie macie propozycje piosenek... Jestem strasznie ciekawa!!!!

Rozdział 50 Lodowe więzienie

Wiem, że na to czekaliście. Na rozdział o losach Jacka. Będzie w nim opisane miejsce do, którego trafił i lekkie wprowadzenie do jutrzejszego rozdziału. Zdaję sobie sprawę, że chcecie już poznać wszystko, ale to buduję napięcie. Postaram się szybko napisać next... A i wybaczcie za ewentualne błędy. Ale pewnie się przyzwyczailiście...

Jack nie wiedział gdzie się znajduje. Szedł zamarzniętym jeziorem, a wokół padał lekki śnieg. Wszystko spowijała gęsta mgła, która poważnie utrudniała widoczność. Strój miał taki sam od czasu bitwy z Mrokiem. Czarny kombinezon podobny do zbroi był dobrze dopasowany. Na całej jego powierzchni wiły się niebieskie, świetliste paski. Swoim kształtem przypominały żyły. Rozcięcie na ramieniu, gdzie kiedyś był znak wiążący wciąż tam było i przypominało dalej o swej obecności. Zimny, ale dla Jacka przyjemny wiatr nasilał się  z każdą minutą, odkąd tu trafił. Czuł się pewniej, bo znalazł przy sobie swoją laskę i kamień strażnika. Kilkakrotnie  próbował wysłać jakiś sygnał do strażników, ale bez skutecznego efektu.
Nagle go olśniło. Widocznie to miejsce jest jak jego dobrze dopasowane więzienie. Chwycił mocniej swoją laskę i uniósł się szybko w górę. Ledwo coś widział, ale to nie było najgorsze. Wiatry się go nie słuchały. Wręcz przeciwnie. Jeden potężny prąd zmiótł go, jak natrętnego owada ponownie na ziemie. Wylądował brutalnie i bardzo boleśnie w śniegu, który minimalnie zamortyzował upadek. Przeturlał się na bok spluwając krwią. Czuł w swoich ustach jej metaliczny, słonawy posmak. Wytarł wierzchem dłoni swoje wargi pozostawiając na niej czerwony ślad. Dźwignią się na nogi z lekkim jękiem i zawrotami głowy.
Nie wierzę.- wypowiedział to szeptem i od razu skardził się, że nie wybuchł złością i niedowierzaniem.
Myślał, że ruszył się choćby o parę kroków, ale się przeliczył. Stał dokładnie w tym samym miejscu, gdzie się po raz pierwszy pojawił. Zamrznięte jezioro i widok zamglony wymieszany ze śniegiemm, a on sam stoi we samym środku. Zednerwowany nie próbował desperacko znów się wznieść. Wiedział, że jest nieśmiertelny, ale zdobywanie urazów nie jest jego ulubionym zajęciem.
Szedł szybkim i pewnym krokiem. Ku jego zadowoleniu, oddalał się od znajomego widoku. Brną w lekkim śniegu miotany przez jego własny żywioł. Im dalej się posuwał tym zmagał się wiatr, mgła i śnieg. Nic już nie widział, ledwo się poruszał. Mróz, który normalnie nie robi mu nic złego, nawet nie wywierając odczucia chłodu, przedzierał się przez niego zabierając po drodze wszystkie siły.
Nogi bezwładnie ugięły się pod nim i nagle wszystko ustało. Zmęczone i oprószone oczy rozszerzył się ze zdziwienia.
-Cholera! Co jest do diaska!- znów leżał na tym samym jeziorze. Zrezygnowany objął nogi ramionami i wtulił w nie głowę. Potrząsał nią energicznie strącając białe kosmyki na oczy.
Nie wiedział gdzie jest i co najważniejsze jak się stąd wydostać. Wiedział jedno. To wszystko jest stworzone dla niego. Jego własne więzienie, a on jest jedynym więźniem. Otaczał go śnieg, mroźny wiatr,  a nawet lód, a on nad nimi nie panuje. Jest bezużyteczny.
-Czuję się jak... śmiertelnik. - jego moc nie działa? Czy to możliwe? Szybko się podniósł usłyszawszy lekkie pęknięcie lodu, troszeczkę się rozluźnił. Wziął parę głębokich wdechów i wycelował przed siebie laską.
Nic...
Odłożył laskę na lodzie i wykonał energiczny ruch ręką.
Znów nic...
Zdenerwowany miotał rękoma we wszystkie strony, ale bez skutecznie. Nic się nie zmieniało. Nie panował nad niczym. Jego moc nie działała. Nie mógł nic zrobić. Żadnego promienia, sopla lub nawet płatka śniegu. Czuł się bezbronny i bezsilny. Naprawdę czuł się więźniem, ale świadomość, że nic nie może, doprowadzała go do obłędu. Znów usiadł na lodzie przysuwając do siebie swoją laskę. Teraz to zauważył. Na jej drewnianej powierzchni nie pojawił się charakterystyczny szron. W jego rękach była zwykłym kijem, a nie jego magiczną laską. Poczuł się złamany, jak lód pęka pod stopami on czuł, że jest przełamywany na pół.
Jest tutaj...Ale nawet nie może określić gdzie. Nie ma mocy. Jego własny żywioł miota nim jak nic nieznaczącym paprochem, którego chce strącić z eleganckiego płaszcza. Nie może się stąd wydostać, a nawet ruszyć od tego jeziora. Ale dlaczego jezioro...? Uniósł się do pozycji leżącej twarzą skierowaną do tafli lodu. Przetarł ją szybko ręką i zobaczył, że coś się błyszczy na samym dnie. Był to złotawy blask, który aż z tak daleka drażnił oczy. Wytężył wzrok i zobaczył znajomą złotą ramę z pięknymi zdobieniami i delikatnym równym środkiem przypominając szkło.
 To było lustr. To samo, które zobaczył wtedy w zamku. Te, które widocznie go pochłonęło i uwięziło. Może tylko ono jest jego drogą do wyjścia. Wstał szybko z nadzieją wydostania się z tego okropnego miejsca. Już miał zamiar przebić lód, gdy usłyszał jakiś szept.
Rozejrzał się nerwowo dookoła, ale nic nie zauważył. Mgła jakby się przeżedzała, ukazując więcej, ale nie źródła wołania. Znów wymieżył kopniaka w lód
-Jack...- zatrzymał się z noga uwieszoną w górze w pół czynnosci. Ten głos... Wszędzie by go rozpoznał. Poczuł jak jego serce bije szybciej, jak robi mu się nienaturalnie ciepło. Całe jego ciało wołało, alby popatrzył w tamtą stronę. Spojrzał szybko i zobaczył ją... Elsa.
Stałą tam w pięknej niebieskiej sukience przylegającej lekko do ciała. Była delikatna jak płatki śniegu i prześwitująca. Zbyt prześwitująca... Prawie widział ją całą, mimowolnie się uśmiechną podciągając u górze jedną brew.
-Taki strój dla królowej. Dlatego poddani tak cię kochają. - nie wiedział dlaczego to powiedział. Powinien być zdziwiony, że w ogóle tutaj jest, że jest z nim w tym okropnym miejscu. Niestety jego umysł  nie działał jak należy.
-Dlatego ty mnie kochasz.- przecież ona nie nosi takich rzeczy. Potrząsną energicznie głową spuszczając wzrok. Przecież jej tutaj nie może być. Poczuł delikatne dotknięcie na ramieniu. Zobaczył, że Elsa stała koło niego i uśmiechała się promiennie. Byłą taka zadowolona. Włosy miała rozpuszczone, a delikatne fale opadały jej na ramiona. Włosy tak jak cała ona jaśniałą, chociaż nie było żadnego światła.
-Nie cieszysz się, że tu jestem?- spytała, ale bez żadnego rozczarowania czy urazy. Wciąż się wpatrywała w niego, ale jakby nieprzytomnie. Nagle zrozumiał...
To naprawdę nie może być ona. W jej oczach zamiastbłękitnego blasku, który jaśniał w najgłębszej ciemności, zobaczył zwykłą otchłań. Te oczy były czarne...
Odsunął się gwałtownie od niej, ale ona pozostała nie poruszona.
-Nie jesteś Elsą- powiedział wstrząśnięty. Kim ona była? Ale nie to go tak zdenerwowało. Był tutaj bezbronny w miejscu gdzie nie działa jego moc i nie może uciec. A ta... istota nie może być przyjazna. Chwycił mocniej laskę i poczuł jak kostnieją mu palce w tępym ból.
Postać, która była teraz Elsą zaśmiała się szyderczo.
-A już myśleliśmy, że jesteś tępy.- ,,Myśleliśmy''! Jest ich więcej. O co tu chodzi?
-Kim jesteś?!- miał tyle pytań, które się nasuwały na pierwsze miejsce, ale wybrał właśnie to. Dziwny i nieprzyjaźny uśmieszek nie schodził z jej twarzy. Zaczęła, krążyć swobodnie wokół niego przyglądając mu się z uwagą i dostrzegalną wyższością.
-Podoba ci się to miejsce. Jest specjalne... Wyjątkowe... Stworzone dla ciebie.- Mówiła to ze zadowoleniem i rozbawieniem, zataczając coraz większe koła.
-No właśnie podziwiałem widoczki. Z góry było ładniej, ale grzmotnąłem stracony delikatnie w ziemie. Chciałem pospacerować po okolicy, ale śnieg wyrywał mi oczy. Wciąż wracałem do tego malowniczego jeziorka, a moja moc jest mi całkowicie nie potrzebna, bo po co... Tak to miejsce jest cudowne. Ciekawe czym sobie zasłużyłem na takie miłe traktowanie.- mówił to z nieskrywaną nienawiścią i sarkazmem,. Jakby był wężem, jago słowa ociekałyby jadem. Istota zatrzymała się w pól kroku i Jack zobaczył, że się śmieje. Trudno było to od razu poznać, bo zamiast normalnego chichotu lub śmiechu wydobywał się charchot połączobny z wyciem. Ten dźwięk był okropny, jak ocieranie paznokciami o tablicę, lub szorowanie widelcem po talerzu. Uszy go bolały, ale nie zważał na to. Strach przed tym ,,śmiechem'' i istotą był silniejszy.
-Zabawny jesteś. Pewnie dlatego ona cię tak polubiła.- od razu i prawie niedostrzegalnie zmienił pozycję. Wycelował w nią bezużyteczną laską w pół przysiadzie, gotowy do ataku. Ta istota mówiła o Elsie. Skąd o niej wiedziała i dlaczego mówiła to w taki dziwny sposób. Ona nic nie zrobią. Czarne jak dwa węgle oczy, rozrzeżyły się mimowolnie, ale ona wciąż stała w tym samym miejscu z uśmieszkiem na twarzy.
-Nic mi nie zrobisz. Jak to ładnie ująłeś. Nie potrzebna jest ci tutaj moc....
-No tak, ale sama laska ma swój ciężar, który mogę bardzo chętnie wypróbować na twojej głowie. Trudno, że przypominasz Elsę, ale z pewnością nią nie jesteś.- Istota się nie poruszyła, ale uśmiech znikł z jej twarzy. Oczy zrobiły się jeszcze bardziej ciemne, choć wydawało się to niemal niemożliwe. Jej twarz stężniała i zaczęła się prawie nie zauważalnie zmieniać. Gdyby był normalny, a jego oczy nie tak wprawione, nie dostrzegłby jak jej skóra zaczęła się łuszczyć zmieniając lekko barwę, a koniczyny wydłużać. Nagle wszystko wróciło do normy, jakby zatrzymała się i opanowała. Jej pierś unosiła się szybciej niż wcześniej i zamknęła mocno oczy.
Wiedział, że to jego jedyna szansa. Szybko uderzył laską o taflę lodu. Zapadł się momentalnie w dół, a przed upadkiem i ogarniającą ciemnością usłyszał łamiący lód trzask i przeraźliwy mrożący krew w żyłach krzyk. Potem tylko nieprzyjemny, kłujący chłód i ból, jakby małe sztyleciki wbijały mu się w każdy najmniejszy skrawek ciała. Później zobaczył momentalnie twarz Elsy i przygniatającą czerni...








piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział 49 Pierwszy uśmiech od dawna...

Po upływie, aż tyle czasu można mieć zamęt w głowie lub nagłe przypływy weny wymieszane z fantazją.
Ja mam to i to, ale się postarałam. Miło mi, że ze mną jesteście i nie macie pojęcia z mojego szczęścia.
Czytajcie uważnie, bo ten rozdzialik, choć niepozorny skrywa niejedną tajemnice i odpowiedz na dręczące  was pytania. W nim znajdzie się wszystko po trochu...A i przepraszam za błędy. Kolejny rozdział dłuższy i o Jacku, więc warto wpaść i przeczytać.

Siedziała na łóżku w głębokim zamyśleniu. Ręce trzymała splecione na kolanach. Cała była zgarbiona, z opuszczoną głową spoglądała na dłonie, które się lekko trzęsły. Głowa jej pulsowała, ale była bardzo pobudzona. Czuła się bardzo dziwnie. Niby zmęczona psychicznie, ale fizycznie mogła by pozamrażać wszystkie oceany światów. Wstała niechętnie potykając się niezdarnie o torbę podróżną. Kopnęła ją i z impentem uderzała o ścianę. Otworzyła się i powylatywały jej ubrania.
Westchnęła i podeszła powoli do niej. Usiadła na podłodze i nagle zobaczyła w półmroku cień. Odwróciła się napięcie i zobaczyła Chrisa. Patrzył na nią ze uczuciem, ale mięsień jego policzka nerwowo drgał. Widocznie też był jeszcze zdenerwowany i żadne biegi w normalnym wcieleniu nic nie pomogą. Ukląkł naprzeciw niej spoglądając prosto w oczy.
Odkręciła ja szybko. To było tak dziwne. Jego oczy, jakby Jacka spoglądały na nią z uczuciem, ale to nie on. Poczuła rękę na jej policzku i dziwne ciepło. Zrozumiała, że płakała, a on ocierał łzy z jej policzków. Delikatnie skierował jej twarz w swoja stronę.
-Znajdziemy go. Obiecuję. Wiem, że tak i ty też powinnaś to wiedzieć.- uśmiechną się, ale to nie poprawiło jej humoru. Westchnęła i pomogła sobie jego ręką wstać. Nie potrafiła i tak wprost na niego patrzeć, ale spoglądała na niego z ukosa.
-Jak widzę torba nie chciała współpracować.- Szybko schylił się i pozbierał porozrzucane rzeczy. Zawiesił ją delikatnie na jej ramieniu, dostosowując długość paska.
-A ty? Spakowałeś się?- zapytała cicho i bez zbytniego zainteresowania.
-Jeśli myślisz jak twój kolega, że potrzebuję karmy dla psa to jesteś w błędzie.- powiedział wesołym tonem, ale i tak słychać było napięcie i oczekiwanie na odpowiedź.
-Nie.- teraz musiała spojrzeć na niego.
-Powinieneś wiedzieć, że kristoff bardzo kocha Annę. Zrobi dla niej wszystko i ma nadzieję, że ona też tak myśli. Już mieli nie małe sprzeczki, ale to kiedy indziej.- westchnęła zamykając na dłużej oczy.
-Musisz zrozumieć, że on będzie o nią do końca zazdrosny...- nie chciała wracać do tego zdarzenia sprzed roku.
-Dobra.- powiedział wzruszając ramionami. -Jeśli nie chcesz to nie musisz tłumaczyć.-
Odszedł od niej spoglądając w stronę okna. Było otwarte, a zasłony lekko powiewały na już zimowym wietrze. Lekko poruszał jego ubrania i mierzwił włosy. Znów napływ gorzkich wspomnień i łez. Nie dała im spłynąć więc podeszła do Chrisa.
-Ludzie nie często spoglądają na świat w nocy. A właśnie w niej jest najciekawszy i najpiękniejszy. Tyle jest odkryte, ale są rzeczy w wiecznej tajemnicy.- Elsa miała wrażenie, że nie zwracał się bezpośrednio do niej. Miał błędny, ale dziki wzrok. Jego niebieskie oczy podkreślały bardzo czarne źrenice, które teraz się rozszerzyły. Przekręcił się w jej stronę z determinacją.
-Ruszamy...-
-Tak. Ale jak...- już chciała zapytać w jaki sposób, ale on szybko podszedł do niej łapiąc zręcznym ruchem jej kryształ. Zawiesił sobie go również na szyi i przyciągną wisior do twarzy. Wypowiedział jakieś słowa, które Elsa zrozumiała.
Prosimy o pomoc Ciebie Księżycu. 
Potrzebujemy dostać się na Biegun Północny
Elsa nerwowo mrugał, próbując rozpoznać ten dziwny język. Nie zdążyła się nad tym zastanowić, bo zakręciło jej się w głowie. Poczuła bardzo mocne szarpnięcie i gdyby nie Chris, który ja przytrzymał odleciałaby od niego na kilkanaście metrów. Niechętnie, ale z głęboką ciekawością uchyliła oko. Po tym co ujrzało pierwsze musiała otworzyć drugie. Wokół niej nie było nic. Kręcili się i lecieli z niesamowitą prędkością, ale nie wyczuwała pędu powietrza, tylko dziwną siłę, która próbowała ją porwać.
-Trzymaj się!- próbował przekrzyczeć to wszystko, ale Elsie i tak dudniło w uszach.
-Niby jak?!!-  Widziała, że Chris chciał coś powiedzieć,ale nagle uderzyli o coś twardego. Nogi się pod nimi ugięły i podli na ziemię. Elsa czuła ból przeszywający powoli całe ciało. Przekręciła się na kamiennej posadzce w stronie Chrisa. Był koło niej i rozmasowywał bark. Widocznie nieźle nim przywalił.
-Musimy popracować nad lądowaniem.- mówił z sykiem. Wstał ostrożnie, rozglądając się przy tym z uśmiechem. Elsa podążyła za nim wzrokiem i była zdumiona.
Zamiast swojego ciemnego i opuszczonego pokoju w Arendell, ujrzał przepiękną przestronną salę. Podła, którą tak dobrze przed chwilą poznała, była z szarego gładzonego kamienia. Koło niej zaczynał się aksamitny czerwony dywan ze złotymi symbolami, które Elsa z pewnością poznała. Sufit był ozdobiony kolorowymi freskami przedstawiający znaną i poznaną jej postać Księżyca. Sklepienie było wspierane przesz potężne drewniane kolumny, ozdobione i pokryte kolorowymi materiałami.   Ściany były obwieszone najróżniejszymi obrazami, na których znajdowały się dziwne postacie. W oczy rzucił się jej jeden z nich. Ze zdumienia, bezwładnie podeszłą bliżej. Potarła jeszcze raz oczy i spojrzała na niego chłonąc każdy szczegół.
Jack Frost Strażnik Marzeń
Odczytała kilkakrotnie te same wyrazy i znów popatrzyła w górę. Jack opierał się swobodnie o swoją laskę, jakby była mocną podporą. Uśmiechał się szeroko z widzialnym błyskiem w oku. Miał na sobie tak dobrze jej znaną granatowa bluzę i brązowe spodnie. Jak to on miał białe w całkowitym nieładzie włosy, sterczące na wszystkie strony.
-Każdy strażnik ma tutaj swój portret.- odezwał się ciepły, donośny głos.
 Elsa nie chciała tam patrzeć wciąż spoglądając na jacka. Poczuła potężną dłoń obracającą ją delikatnie w drugą stronę. Przed twarzą miała wielki brzuch okryty czerwonym delikatnym płaszczem z białym futerkiem na dole i na rękawach. Poszła na dól i zobaczyła luźnie spodnie tego samego koloru i czarne zimowce. Poleciała w górę i dotarła wreszcie do twarzy. Miała teraz bardzo odchyloną głowę do tyłu, aż zabolała ją szyją. Poczuła się taka mała przy jego wzroście i prześwietlana przez małe, ale bardzo błękitne oczy zasłonięte przez ciemne krzaczaste brwi. Miał lekką łysinkę, ale długie białe włosy popadały mu na plecy. Ale nie to było, aż tak zdumiewające, ale gęsta siwa broda zasłaniająca szyje i pokrywająca połowę twarzy razem z wąsami. Na twarzy jak na swój wiek miał parę zmarszczek, ale nie dość głębokich. Wszystko to chowało się  przed promiennym i ciepłym uśmiechem skierowanym prosto do niej. Nie wiedzieć czemu, ale nareszcie poczuła jak jej mięśnie się rozluźniają i pozwoliła sobie n a pierwszy uśmiech od bardzo dawna...

czwartek, 4 grudnia 2014

Medalistka powraca!

Hejka... Tak mi głupio i zarazem się cieszę.
Najpierw z tego z czego się cieszę... Zdobyłyśmy pierwsze miejsce!
Było trudno, ale się udało. Nawet jedna z moich koleżanek złamała nogę...
Jestem już w domu i wracam do was.
I tu właśnie jest toz czego jestem smutna.
Tyle czasu minęło. Tak się za wami stęskniłam i za Jelsą...
Od jutra uzupełnienię brakujące rozdziały.
 Tak jak ja powróciłam to i wy wracajcie do mnie...
Mam tyle pomysłów, ale wiem, że nie mogę wykorzystać wszystkich naraz....
Wiec będzie sporo do czytania.
Mam nadzieję, że się cieszcie i poczytajcie moje dalsze wypociny...
                                                                Jak dobrze wrócić!!