Frozen Love

Frozen Love
Forever

niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 50 Lodowe więzienie

Wiem, że na to czekaliście. Na rozdział o losach Jacka. Będzie w nim opisane miejsce do, którego trafił i lekkie wprowadzenie do jutrzejszego rozdziału. Zdaję sobie sprawę, że chcecie już poznać wszystko, ale to buduję napięcie. Postaram się szybko napisać next... A i wybaczcie za ewentualne błędy. Ale pewnie się przyzwyczailiście...

Jack nie wiedział gdzie się znajduje. Szedł zamarzniętym jeziorem, a wokół padał lekki śnieg. Wszystko spowijała gęsta mgła, która poważnie utrudniała widoczność. Strój miał taki sam od czasu bitwy z Mrokiem. Czarny kombinezon podobny do zbroi był dobrze dopasowany. Na całej jego powierzchni wiły się niebieskie, świetliste paski. Swoim kształtem przypominały żyły. Rozcięcie na ramieniu, gdzie kiedyś był znak wiążący wciąż tam było i przypominało dalej o swej obecności. Zimny, ale dla Jacka przyjemny wiatr nasilał się  z każdą minutą, odkąd tu trafił. Czuł się pewniej, bo znalazł przy sobie swoją laskę i kamień strażnika. Kilkakrotnie  próbował wysłać jakiś sygnał do strażników, ale bez skutecznego efektu.
Nagle go olśniło. Widocznie to miejsce jest jak jego dobrze dopasowane więzienie. Chwycił mocniej swoją laskę i uniósł się szybko w górę. Ledwo coś widział, ale to nie było najgorsze. Wiatry się go nie słuchały. Wręcz przeciwnie. Jeden potężny prąd zmiótł go, jak natrętnego owada ponownie na ziemie. Wylądował brutalnie i bardzo boleśnie w śniegu, który minimalnie zamortyzował upadek. Przeturlał się na bok spluwając krwią. Czuł w swoich ustach jej metaliczny, słonawy posmak. Wytarł wierzchem dłoni swoje wargi pozostawiając na niej czerwony ślad. Dźwignią się na nogi z lekkim jękiem i zawrotami głowy.
Nie wierzę.- wypowiedział to szeptem i od razu skardził się, że nie wybuchł złością i niedowierzaniem.
Myślał, że ruszył się choćby o parę kroków, ale się przeliczył. Stał dokładnie w tym samym miejscu, gdzie się po raz pierwszy pojawił. Zamrznięte jezioro i widok zamglony wymieszany ze śniegiemm, a on sam stoi we samym środku. Zednerwowany nie próbował desperacko znów się wznieść. Wiedział, że jest nieśmiertelny, ale zdobywanie urazów nie jest jego ulubionym zajęciem.
Szedł szybkim i pewnym krokiem. Ku jego zadowoleniu, oddalał się od znajomego widoku. Brną w lekkim śniegu miotany przez jego własny żywioł. Im dalej się posuwał tym zmagał się wiatr, mgła i śnieg. Nic już nie widział, ledwo się poruszał. Mróz, który normalnie nie robi mu nic złego, nawet nie wywierając odczucia chłodu, przedzierał się przez niego zabierając po drodze wszystkie siły.
Nogi bezwładnie ugięły się pod nim i nagle wszystko ustało. Zmęczone i oprószone oczy rozszerzył się ze zdziwienia.
-Cholera! Co jest do diaska!- znów leżał na tym samym jeziorze. Zrezygnowany objął nogi ramionami i wtulił w nie głowę. Potrząsał nią energicznie strącając białe kosmyki na oczy.
Nie wiedział gdzie jest i co najważniejsze jak się stąd wydostać. Wiedział jedno. To wszystko jest stworzone dla niego. Jego własne więzienie, a on jest jedynym więźniem. Otaczał go śnieg, mroźny wiatr,  a nawet lód, a on nad nimi nie panuje. Jest bezużyteczny.
-Czuję się jak... śmiertelnik. - jego moc nie działa? Czy to możliwe? Szybko się podniósł usłyszawszy lekkie pęknięcie lodu, troszeczkę się rozluźnił. Wziął parę głębokich wdechów i wycelował przed siebie laską.
Nic...
Odłożył laskę na lodzie i wykonał energiczny ruch ręką.
Znów nic...
Zdenerwowany miotał rękoma we wszystkie strony, ale bez skutecznie. Nic się nie zmieniało. Nie panował nad niczym. Jego moc nie działała. Nie mógł nic zrobić. Żadnego promienia, sopla lub nawet płatka śniegu. Czuł się bezbronny i bezsilny. Naprawdę czuł się więźniem, ale świadomość, że nic nie może, doprowadzała go do obłędu. Znów usiadł na lodzie przysuwając do siebie swoją laskę. Teraz to zauważył. Na jej drewnianej powierzchni nie pojawił się charakterystyczny szron. W jego rękach była zwykłym kijem, a nie jego magiczną laską. Poczuł się złamany, jak lód pęka pod stopami on czuł, że jest przełamywany na pół.
Jest tutaj...Ale nawet nie może określić gdzie. Nie ma mocy. Jego własny żywioł miota nim jak nic nieznaczącym paprochem, którego chce strącić z eleganckiego płaszcza. Nie może się stąd wydostać, a nawet ruszyć od tego jeziora. Ale dlaczego jezioro...? Uniósł się do pozycji leżącej twarzą skierowaną do tafli lodu. Przetarł ją szybko ręką i zobaczył, że coś się błyszczy na samym dnie. Był to złotawy blask, który aż z tak daleka drażnił oczy. Wytężył wzrok i zobaczył znajomą złotą ramę z pięknymi zdobieniami i delikatnym równym środkiem przypominając szkło.
 To było lustr. To samo, które zobaczył wtedy w zamku. Te, które widocznie go pochłonęło i uwięziło. Może tylko ono jest jego drogą do wyjścia. Wstał szybko z nadzieją wydostania się z tego okropnego miejsca. Już miał zamiar przebić lód, gdy usłyszał jakiś szept.
Rozejrzał się nerwowo dookoła, ale nic nie zauważył. Mgła jakby się przeżedzała, ukazując więcej, ale nie źródła wołania. Znów wymieżył kopniaka w lód
-Jack...- zatrzymał się z noga uwieszoną w górze w pół czynnosci. Ten głos... Wszędzie by go rozpoznał. Poczuł jak jego serce bije szybciej, jak robi mu się nienaturalnie ciepło. Całe jego ciało wołało, alby popatrzył w tamtą stronę. Spojrzał szybko i zobaczył ją... Elsa.
Stałą tam w pięknej niebieskiej sukience przylegającej lekko do ciała. Była delikatna jak płatki śniegu i prześwitująca. Zbyt prześwitująca... Prawie widział ją całą, mimowolnie się uśmiechną podciągając u górze jedną brew.
-Taki strój dla królowej. Dlatego poddani tak cię kochają. - nie wiedział dlaczego to powiedział. Powinien być zdziwiony, że w ogóle tutaj jest, że jest z nim w tym okropnym miejscu. Niestety jego umysł  nie działał jak należy.
-Dlatego ty mnie kochasz.- przecież ona nie nosi takich rzeczy. Potrząsną energicznie głową spuszczając wzrok. Przecież jej tutaj nie może być. Poczuł delikatne dotknięcie na ramieniu. Zobaczył, że Elsa stała koło niego i uśmiechała się promiennie. Byłą taka zadowolona. Włosy miała rozpuszczone, a delikatne fale opadały jej na ramiona. Włosy tak jak cała ona jaśniałą, chociaż nie było żadnego światła.
-Nie cieszysz się, że tu jestem?- spytała, ale bez żadnego rozczarowania czy urazy. Wciąż się wpatrywała w niego, ale jakby nieprzytomnie. Nagle zrozumiał...
To naprawdę nie może być ona. W jej oczach zamiastbłękitnego blasku, który jaśniał w najgłębszej ciemności, zobaczył zwykłą otchłań. Te oczy były czarne...
Odsunął się gwałtownie od niej, ale ona pozostała nie poruszona.
-Nie jesteś Elsą- powiedział wstrząśnięty. Kim ona była? Ale nie to go tak zdenerwowało. Był tutaj bezbronny w miejscu gdzie nie działa jego moc i nie może uciec. A ta... istota nie może być przyjazna. Chwycił mocniej laskę i poczuł jak kostnieją mu palce w tępym ból.
Postać, która była teraz Elsą zaśmiała się szyderczo.
-A już myśleliśmy, że jesteś tępy.- ,,Myśleliśmy''! Jest ich więcej. O co tu chodzi?
-Kim jesteś?!- miał tyle pytań, które się nasuwały na pierwsze miejsce, ale wybrał właśnie to. Dziwny i nieprzyjaźny uśmieszek nie schodził z jej twarzy. Zaczęła, krążyć swobodnie wokół niego przyglądając mu się z uwagą i dostrzegalną wyższością.
-Podoba ci się to miejsce. Jest specjalne... Wyjątkowe... Stworzone dla ciebie.- Mówiła to ze zadowoleniem i rozbawieniem, zataczając coraz większe koła.
-No właśnie podziwiałem widoczki. Z góry było ładniej, ale grzmotnąłem stracony delikatnie w ziemie. Chciałem pospacerować po okolicy, ale śnieg wyrywał mi oczy. Wciąż wracałem do tego malowniczego jeziorka, a moja moc jest mi całkowicie nie potrzebna, bo po co... Tak to miejsce jest cudowne. Ciekawe czym sobie zasłużyłem na takie miłe traktowanie.- mówił to z nieskrywaną nienawiścią i sarkazmem,. Jakby był wężem, jago słowa ociekałyby jadem. Istota zatrzymała się w pól kroku i Jack zobaczył, że się śmieje. Trudno było to od razu poznać, bo zamiast normalnego chichotu lub śmiechu wydobywał się charchot połączobny z wyciem. Ten dźwięk był okropny, jak ocieranie paznokciami o tablicę, lub szorowanie widelcem po talerzu. Uszy go bolały, ale nie zważał na to. Strach przed tym ,,śmiechem'' i istotą był silniejszy.
-Zabawny jesteś. Pewnie dlatego ona cię tak polubiła.- od razu i prawie niedostrzegalnie zmienił pozycję. Wycelował w nią bezużyteczną laską w pół przysiadzie, gotowy do ataku. Ta istota mówiła o Elsie. Skąd o niej wiedziała i dlaczego mówiła to w taki dziwny sposób. Ona nic nie zrobią. Czarne jak dwa węgle oczy, rozrzeżyły się mimowolnie, ale ona wciąż stała w tym samym miejscu z uśmieszkiem na twarzy.
-Nic mi nie zrobisz. Jak to ładnie ująłeś. Nie potrzebna jest ci tutaj moc....
-No tak, ale sama laska ma swój ciężar, który mogę bardzo chętnie wypróbować na twojej głowie. Trudno, że przypominasz Elsę, ale z pewnością nią nie jesteś.- Istota się nie poruszyła, ale uśmiech znikł z jej twarzy. Oczy zrobiły się jeszcze bardziej ciemne, choć wydawało się to niemal niemożliwe. Jej twarz stężniała i zaczęła się prawie nie zauważalnie zmieniać. Gdyby był normalny, a jego oczy nie tak wprawione, nie dostrzegłby jak jej skóra zaczęła się łuszczyć zmieniając lekko barwę, a koniczyny wydłużać. Nagle wszystko wróciło do normy, jakby zatrzymała się i opanowała. Jej pierś unosiła się szybciej niż wcześniej i zamknęła mocno oczy.
Wiedział, że to jego jedyna szansa. Szybko uderzył laską o taflę lodu. Zapadł się momentalnie w dół, a przed upadkiem i ogarniającą ciemnością usłyszał łamiący lód trzask i przeraźliwy mrożący krew w żyłach krzyk. Potem tylko nieprzyjemny, kłujący chłód i ból, jakby małe sztyleciki wbijały mu się w każdy najmniejszy skrawek ciała. Później zobaczył momentalnie twarz Elsy i przygniatającą czerni...








1 komentarz:

  1. Wiem...trochę późno ale...twój blog jest zajexxsty! ^-^
    Ten rozdział mnie rozwalił <:

    OdpowiedzUsuń