Frozen Love

Frozen Love
Forever

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 53 Zła, a jednak pomaga?

Przykro mi za opóźnienia, ale wiecie jak to jest. Święta i te przygotowania. Miałam teraz dopiero trochę wolnego czasu więc jestem i tworzę. Miłego czytania z perspektywy i doznań Jacka! Rozdział jakby co okropny, ale musicie to przeczytać, to jest ważny moment, bo jutro jest już spotkanie z Hunterem....

Zawsze gdy byłem w ciemnościach czułem się nieswojo, ale teraz marzyłem aby pozostać w niej do końca życia. Nic nie było tutaj złe. Nie czułem nic i nawet nie chciałem. Nie wiedzieć czemu zobojętniałem na wszystko, a każda sekunda koiła mnie jeszcze bardziej. Nie obchodziło mnie czy jestem w jakimś jeziorze czy w obślizgłym żołądku tej poznanej prze zemnie istoty. Może nie będzie tak źle jeśli ta ,,dziewczyna'' żywi się na codzień takimi przystojnymi strażnikami, to jakoś wytrzymam. Gdy o niej pomyślałem przeszedł mnie dziwny dreszcz. To był pierwszy znak, że jednak żyję.
Ale nagle zaparło mi dech w piersiach. Co z Elsą? Jak mogłem być taki samolubny? A Chris i inni strażnicy zabiją mnie, co niedawno wydawało mi się przyjemne teraz przerażało. Znam dobrze pomysłowość swojego Opiekuna i znów zadrżałem. Ale to nie było normalne. To uczucie bolało...bardzo...coraz bardziej...Cholera boli!
Teraz dopiero otworzyłem oczy i miałem zamiar znów je zamknąć, ale ciekawość i zdziwienie wzięły górę. 
Leżałem teraz na czymś twardym i czułem, że jestem związany. Spuściłem wzrok na swoje obolałe ciało i wiedziałem, że nie chciałem tego zobaczyć. Byłem spleciony ciasno, jak cielak złapany na lasso i obwiązany nim z niezwykłą dokładnością. Coraz gorzej ze mną jeżeli myślę, o takich durnotach w takich momentach. Ale nie to było straszne. Więzy nie były normalne. Czy już nikt nie używa stary dobrych sznurów? Widocznie w moim przypadku zawsze jest to pechowy fart. Moje więzy były zrobione z czystego płomienia. Oplatały mnie i paliły moją skórę. Wszystko zaczynało do mnie docierać i napierać na mój otumaniony umysł.
 Gdzie ja jestem? A właściwe pytanie dlaczego? Może jednak tak istota miała ochotę mnie zjeść, ale chciała trochę mnie przypiec. 
Próbowałem się uwolnić, ale za każdym razem gdy napierałem na moje więzy zaczęły płonąć jeszcze bardziej. Wydałem cichy jęk, ale on poniósł się po pomieszczeniu echem. Teraz zdałem sobie sprawę, że jestem w więzieniu. Na prawdę w normalnym solidnym więzieniu dla przestępców. Stalowe kraty przywitały mnie przy drzwiach i oknach dodając temu wnętrzu uroku zimnej, ponurej celi. Teraz zrozumiałem, że leżę na metalowym stole po środku, odwiązany jak prosie na ucztę. Szarpałem się, ale żar już nie był najgorszy. Więzy po prostu wtapiały się w moją skórę, jak w masło. 
Krzyknąłem z bólu. Przestałem próbować. Teraz tkwiły tak mocno, że próbując dalej mógłbym odciąć sobie głowę i przy okazji każdą z koniczyn. Dziwnie by było paradować wiecznie z obciętą głową. 
Był już chyba taki jeden chyba jeździec bez głowy. Nawet on doczekał się swojego święta w Hallowen na ziemi, a ja nie. Co za niesprawiedliwość! 
Co ze mną nie tak. Przecież to jakieś błahostki!
-Jezioro do którego wpadłeś jest zabójcze lub szkodliwe dla Obdarzonych.- odezwał się nieznajomy głos.
Nagle z cienia w rogu wyłoniła się postać dziewczyny o brązowych długich włosach i co dziwne czerwonych oczach. Trochę się wzdrygnąłem na sam jej widok. 
-To jedzenie mnie zapewne nie wyjdzie ci na zdrowie.- powiedziałem stanowczo i przekonująco. Dziewczyna zaśmiała się donośnie, ale oczy pozostały bez wyrazu.
-Widocznie na ciebie działa jak środek odurzający, bo raczej nie jesteś taki głupi.
-Uspokoiłaś mnie. Powinnaś to powiedzieć paru innym osobom. Ej czekaj kim jesteś?- znów sakrdziłem się w duchu. Nie mogłem pohamować galopowania moich myśli własnymi ścieżkami. O co chodziło? 
-Nie poznajesz mnie? A już myślałam, że dobrze grałam tą małą.- Od razu napiąłem wszystkie mięśnie w zrozumieniu i momentalnie tego pożałowałem. Więzy znów wbiły się głębiej w moje ciało. Poczułem jak zimna z moich żył krew wylewa się strumieniami z otwartych ran. Dziewczyna zacmokała teatralnie i zaczęła się przechadzać koło mnie.
-Nie będzie zadowolony jeśli nie oddam cię mu żywego.- mówiła to ze strachem, ale jednak się nad czymś zastanawiała. Po chwili zaczęła mi się dokładnie przyglądać.
-Uciekniesz jeśli cie rozwiążę.
-Tak- wypaliłem bez ogródek. Teraz zdałem sobie sprawę, że mój mózg zaczyna pracować. Mój wzrok się wyostrzył, a lekka poświata znikła. Poczułem nagle bój w piersi i spojrzałem tam skrzywiony, ale nic nie zobaczyłem.
-Ach tak... Boli co?- zapytała troskliwie z uśmieszkiem. Nie wiedziałem czy udaję, ale z każdą chwilą stawała się coraz bardziej zrozumiała.
-Co mi zrobiłaś?- zapytałem lub raczej rozkazałem odpowiedzi ze złością. Ona tylko wzruszyła ramionami i wróciła do zataczania kółek wokół mnie.
-Jak mówiłam woda z jeziora by cię zabiła lub ogłupiła chwilowo. Gdy wyszedłeś z tamtąd od razu próbowałam abyś ją wykrztusił. Jakbyś się widział.- zaśmiała się ledwo przytomnie. -Ja cię walę w pierś pięściami, a ty jęczysz i się znów krztusisz. Po chwili już wszystko wykaszlałeś i spojrzałeś na mnie z wyrzutem. Później powiedziałeś tylko, żebym nie skakała na twojej piersi.- znów zachichotał.
-Niestety musiałeś potem stracić przytomność i psuć mi nastrój jęczeniem o Elsie.- westchnęła.
-Ty...uratowałaś mnie?- spojrzała na mnie wyzywająco. Mieszała się ze swoimi uczuciami i było to doskonale widać. Zarazem chciała coś odpowiedzieć i nie mogła.
-Nie- zdecydowała z westchnięciem. -Ja nie mogłabym...Po prostu muszę cię donieś do niego i będę miała spokój.- spojrzała na mnie smutno i coś mnie tknęło, że już mnie raczej nie zobaczy.
-Gdzie chcesz mnie zabrać?- spytałem cicho.
-Już mówiłam do niego.- odparła zniecierpliwiona.
-No tak. Pewnie miałem trochę wody w uszach. Raczej nie dosłyszałem imienia.- znów się uśmiechnęła.
-Nie jesteś taki jak nam opowiadają.- powiedziała po dłuższej chwili. Wiedziałem, że specjalnie zmienia temat.
-No wiesz. Urok osobisty, niezwykłe cechy charakteru i oczywiście łagodność i potulność baranka.- uśmiechnąłem się jak aniołek, a ona parsknęła śmiechem. Musiałem grać jak najdłużej na zwłokę. Może uda mi się ją przekonać, już wydaję się rozdarta.
-Kto i co dokładnie o mnie mówiono?- spytałem niewinnie. Przybliżyła się po namyśle bliżej i spojrzała na mnie z kolejną walką ze sobą.
-Mówili mi, że jesteście wszyscy potworami blokującymi nam życie na waszej ziemi.- prychnęła, a ostatnie słowa wypowiedziała dość dziwnie.
-Nie możemy tam schodzić właśnie przez was, ale nie jest to nam potrzebne. Nie rozumiem więc...- spojrzała znów na mnie smutno ze zamarszczonymi brwiami. Teraz to znów myślałem, że głupieje.
-Przepraszam, ale ja nic nie rozumiem. Mam wrażenie, że topisz mnie znów w jeziorze.- zachichotała i zaczęła coś majstrować przy moich więzach. Po chwili poczułem jak wraca mi czucie do rąk i nóg, a moje ciało nie jest już takie sztywne. Moje więzy znikły pozostawiając okropnie wyglądające i bolące rany w każdym miejscu. Podniosłem się ostrożnie do pozycji siedzącej, przy okazji rozśmieszając moją towarzyszę stekiem przekleńst wypowiedzianych w bólu. 
Czułem się tragicznie, zmęczony i bez żadnej energii. Najmniejszy ruch wywoływał tragiczny ból i kolejne steki soczystych powiedzonek. nawet nie wiedziałem, że jestem aż taki wysłowiony.  Wziąłem rękę do mojej szyi próbując odnaleźdź mój kamień strażnika.
-Nie znajdziesz go.- powiedziała zadziornie.
-Jak to? Po co ci on?- sam już wymyślałem najróżniejsze sposoby na wykorzystanie go i szczerze do niektórych nie był stworzony. 
-Mi? Po nic. To dla niego.- Jack poczuł ja traci cierpliwość.
-Powoedz już kim jest o którym wspominasz.- zapadła grobowa cisza. Mierzyliśmy się wzrokiem i chyba wygrałem bo westchnęła głośno.
-Moi nazywają go Wygnanym ze Świata, ale podobno niektórzy nazywają go Hunter Dark. Obie nazwy są równie śmieszne.- zachichotała, ale wcale nie było jej do śmiechu. Czułem jak się spina i zobaczyłem obawy w jej oczach. Zamierzałem odwrócić jej na chwilę uwagę.
-Jak się nazywasz?- spytałem z nieudawana ciekawością. Już nie chciałem nazywać ją istotą.
-Edona- powiedziała to szczerze zdziwiona. Wpatrywała się we mnie z podejrzliwością.
-Ładnie. Edono czego ode mnie chce Hunter?- spytałem ostrożnie. Zamyśliła się spuszczając wzrok.
-Podobno każdy Obdarzony jest naszym wrogiem od kiedy mamy rozejm z Hunterem. Powiedział, że jak pomożemy mu schwytać twoją Elsę, to da nam władzę na ziemi.-zrobiłem wielkie oczy. Elsa, Hunter i oni panujący na ziemi. Coś mi nie stykało w głowie.
-Ale co ja mam do tego?
-Podobno jesteś dla niej ważny, że zrobi dla ciebie wszystko. Hunter ponoć od stuleci jej szukał i nie ma zamiaru tego dalej ciągnąć. Poczeka sobie jak sama do niego przyjdzie.- powiedziała obojętnie.
-A ha,. Czyli jestem księżniczką czekającą w wierzy na swojego księcia. Mam mu spuścić mój warkocz czy raczej po wysiłku wspinania się na moją wierzę, dać chusteczkę na dowód mojej wdzięczności. -uśmiechnęła się do mnie szeroko, ale te oczy zbijały mnie z tropu. Wydawały się tak intensywne, a zarazem martwe.
-Dlaczego zabrałaś mi kamień?
-Żebyś nie miał jak się porozumieć z przyjaciółmi.
-A jeżeli nie chcę mieć nieatrakcyjnych blizn na ciele, to dobre wytłumaczenie.- przypatrywał się mi przez chwilę w zamyśleniu i nagle zniknęła. Rozglądałem się po celi, ale nic. Jak to możliwe? Nie mogłem się dłużej zastanawiać bo właśnie znalazła się dokładnie przy mnie siedząc z uśmieszkiem na stole.
-Bu.- powiedziała uśmiechnięta moją miną. Teraz zdałem sobie sprawę, że mam uchylone usta. Zamknąłem je w pośpiechu i spojrzałem na jej wystawioną do mnie dłoń. Miała ja zaciśniętą w pięść, ale i tak widziałem jasne niebieskie światło...moje światło.
Ujęła delikatnie moją dłoń i włożyła mi mój kamień do dłoni, zerkając na mnie niepewnie.
-Dziękuję.- poczułem jak zaczynam czuć się lepiej. Rany zaczęły się zasklepiać i goić, a energia mi wracała.
-Już nie jesteś już taki blady.- powiedziała nagle. Wciąż się mi zaciekle przypatrywała.
-No wiesz jak ktoś jest takim zimnym draniem to i jest blady.
-To ja nim jestem.- oznajmiła od razu. Zaszokowała mnie. Miała skruszoną minę. Pierwszy raz jej oczy nabrały jakiegoś wyrazu. Zeszkliły się jakby zamierzała płakać. Nie wiedzieć czemu, miałem ochotę ją pocieszyć, ale zatrzymywała mnie myśl, że w końcu to ona mnie więzi, więc jednak jest draniem.
-Dlaczego?- spytałem ostrożnie. Nic nie odpowiedziała po prostu znikła. A ja siedziałem tak ściskając coś w dłoni. Po chwili mnie olśniło. Miałem wciąż kamień strażnika. Szybko chwyciłem go w obie dłonie przyciskając do piersi zamknąłem oczy szukając kontaktu.
Chris, Słyszysz mnie. Proszę powiedz coś!
O matko!- odpowiedział po chwili. Uśmiechnąłem się triumfalnie.
Raczej nie jestem aż tak owłosiony jak twoja matka, ale na pewno fajniejszy.
Jack to na prawdę ty!
No ja a to inny. Oczekiwałeś kontaktu z gorącą laską z Arizony. Masz lepszy towar w mojej wersji.
Gdzie jesteś?
I to właśnie twoje zadanie. Nie mam bladego pojęcia...

2 komentarze:

  1. Wow ale super!!!!!Ale kim ona wogóle jest żeby się przystawiać do Jacka?!Pisz szybko next bo po prostu mój mózg zaraz się rozwali!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. mi też ale w moim przypadku ta wiadomość jest zacofana o 6 lat. jest 15 grudnia 2020

    OdpowiedzUsuń