Frozen Love

Frozen Love
Forever

wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział 48 Ukryte zagrożenie…

Przykro mi, że publikuję to z widocznym opóźnieniem, ale dopiero niedawno wróciłam z zajęć dodatkowych. Jutro mam zawody sportowe. Trzymajcie kciuki i miłego czytania!

Nie spodziewaliście się zapewne tego, ale ten rozdział zacznie się z perspektywy Olafa. W przypadku Elsy i jej przyjaciół nic tak zjawiskowego się nie wydarzy. Nieporadny i nie rzucający się w oczy bałwanek rzuci wam trochę mrozku na tę dziwną historię…

Olaf szedł sobie spokojnie, podskakując i nucąc coś pod swoją marchewą. Często zatrzymywał się aby coś poobserwować. Tam z boku widział piękne niebieskie kwiatki, tam zauważył dwa motylki, które lekko trzepotały skrzydełkami. Nareszcie wyszedł z lasu obrzucany żołędziami i szyszkami przez niesforne wiewiórki. Nigdy nie przepadały za nim.
Wyszedł cało, chociaż jedna z nich wbiła mu się w tył głowy. Zbliżał się w kierunku rynku, gdy drastycznie skręcił w bok. Okazało się, że zachwyciła go mała, choć bardzo brzydka żabka. Poskakał za nią i trafił do królewskich stajni. Weszli razem do środka i Olaf od razu wydał z siebie okrzyk radości.
-Svencio!!- podbiegł do jednej z zagród i otworzył ją z trudem.
 Zamek był znacznie wyżej od niego. Ściągną sobie głowę i wziął ją w swoje patyczkowe dłonie. Uniósł ją wysoko, może nawet nad wysokością głowy która powinna być teraz na jego szyi. Szarpną parę razy zamek zębami i po chwili drewniane oraz bardzo podrapane drzwiczki uchyliły się z piskiem.
-Oho ho!!! Svenciu! Reniferciu ty mój.- mały bałwanek poleciał do jednego z reniferów, ale to nie był Sven. Zniesmaczony widokiem małej hałaśliwej kulki śniegu, odwrócił się niespodziewanie odtrącając go na bok. Gdy podszedł jeszcze parę kroków renifer kopną go tylnimi kopytami i Olaf wystrzelił w powietrze.
-Haha!! Leci śnieżyca!- nagle zobaczył, że leci prosto na ścianę po drugiej stronie stajni. Miną przejście i następny boks i rozpłaszczył się na ścianie. Tułów oczywiście oddzielił się od głowy, która poleciała nieco wyżej. Uderzył twarzą, aż mógł z bliska ją poobserwować. Po chwili usłyszał trzask i potoczyła się po podłodze usianej sianem. Ciało latało w tę i we wtę szukając brakującego elementu.
-Tutaj! No tak! Tutaj! Uważaj!- tułów przywalił o drzwiczki, które lekko się ośnieżyły. Później zaliczając wiele wpadek na różne przedmioty odnalazł się. Posadził głowę z powrotem na miejsce i westchną.
-Od razu lepiej! – patrzył nieprzytomnie i po chwili został czymś oblany na twarzy. Przed oczami widział tylko różowe plamy i nieprzyjemny zapach. Dopiero po chwili okazało się, że koło niego stoi prawdziwy Sven. Olaf jak to robi ze wszystkimi napotkanymi reniferami krzykną i rzucił mu się na przednie nogi.
-Svencio!- Tym razem nie został kopnięty. Trochę czasu minęło zanim Olaf odkrył źródło dziwnego trzasku. Połamał sobie nos, a w tym przypadku jego marchewka w najgrubszym miejscu co zawsze tworzyło mały garb, została przełamana. Reszta mu nie odpadła i tylko zwisała na bardzo cienkiej skórce. Olaf zrobi smutną minę gotów wybuchnąć płaczem. Nagle Sven poderwał się z miejsca i jednym chapnięciem zjadł mu ją.
-Svencio! Nie dobry renifer!- już chciał się na niego rzucić i otworzyć mu paszczę w poszukiwaniu zguby, ale on był szybszy. Odszedł od niego do miski stojącej z bok. Olaf dużymi oczami przyglądał mu się uważnie. Sven z uśmiechem i pełnym pyskiem przydreptał do Olafa. Nagle znów przed oczami pojawiły mu się dziwne plamy i został obklejony przez ślinę Sven. Olaf już się bał, że reniefer odgryzie mu wreszcie głowę lecz nie. Próbując strącić część ohydnej śliny poczuł, że znów coś ma na twarzy. Trochę większa i bulwiasta marchewka zagościła na dawnym miejscu.
-O jej! Ach ty mały…- podbiegł do niego przygładził mu nikłe futerko koło kopyt. Wdrapał się mu na grzbiet i wylecieli z zagrody.
Ludzie oglądali się za nimi. Olaf nie miał nic przeciwko, ale widok dużego bezpańskiego renifera z gadającym małym bałwanem na plecach, każdego by zadziwił. Szli tak przez całe miasto, aż natrafili na skraj osady. Przeszli wokół wielkiego jeziora kierując się w stronę lasu otaczającego wzgórze. Szli tak, podskakując i gawędząc, gdy nagle natknęli się na dziwnego faceta. Przewalił się, a Sven stał jak wryty.
-Głupie bydle!- chciał go uderzyć czymś w rodzaju laski z batem, ale Olaf się odezwał.
-Dzieńdoberek!- zaskoczony nie trafił w renifera tylko w siebie. Znów się przewalił i klną pod nosem.
-Jakiś dziwny ten facio…- zwrócił się do Svena, który cofną się parę kroków.
-Odejdź plugawy pomiocie! To ty jesteś tym stworem stworzonym przez Królową!- to nie brzmiało jak pytanie tylko zarzut. Olaf uśmiechnął się głupawo i potrząsną rękoma.
-No tak, a co?-
-A może wiesz gdzie podziewa się nasza Elsa?- teraz Olaf się trochę zdziwił. Z zgorzkniałego faceta, który przed chwilą buchał gniewie, stał się przyjaznym pytającym gościem.
-Nie! Szukam jakiego Krosta.- powiedział od niechcenia.
-Co? Krosta?- znów pojawił się dawna pogarda i furia.
-Albo nie tak. Rost, Lost, Mrost, Forst…- zaczął szukać odpowiedniej nazwy.
-Frost! Jack Frost!-
-A no! Właśnie ten! Ten dziwny chłopak, który ma łupież na głowie…- facet wyszczerzył się w dziwnym uśmieszku.
-A dlaczego go szukasz?- zapytał mrużąc oczy. Teraz znów udawał przyjaznego, ale w oczach płonęło zaciekawienie i chęć szybkiego uzyskania informacji. Olaf nie lubił kłamać  i raczej tego nie zauważał. Był mądry jak na bałwana, ale na człowieka nie.
-Elsa mi kazała. Podobno gdzieś się zawieruszył, ale ja uważam, że wreszcie poleciał do sklepu po szampon na kłaki.- teraz człowiek, był w nieopisanej euforii.
-A jednak! Mieli racje! Trudno ten strażnik nam wystarcza. Później dorwiemy królową.- ostatnie zdania wypowiedział z szczerą pogardą. Chyba zapomniał o obecności Svena i Olafa bo mamrotał widocznie do siebie.
-A ty to kto?- zapytał trochę nieprzytomnie Olaf.
-Chyba poznaję tą gębę…- raczej nie mówił tego, żeby go wkurzyć, ale oczywiście mu się udało. W jego oczach zapłoną dziwny czerwony blask. Skóra zrobiła się szarawa. W porę się uspokoił, ale z widocznym trudem. Widocznie urósł o kilka stóp i teraz zniżał się do normalnego wzrostu. Oczy  zrobiły się na powrót normalne, ale wciąż było czuć w nich wrogość. Kolor skóry wrócił do barwy kremowej, a wydłużone dziwnie koniczyny się zwęziły. Strzepną sobie pyłek z suchej jesiennej trawy i Olaf pierwszy raz zauważył coś dziwnego.
-Ale tym masz szpony! Gościu idź  lepiej na manikiur, bo to odstrasza kobitki…- facet spiorunował go wzrokiem, ale widocznie nie chcąc znów tracić kontroli uśmiechnął się złowieszczo.
-A żebyś się zdziwił. Niedługo wyrwę z tego zapadłego królestwa samą królową, któraz będzie błagać o…- nie dokończył, bo uznał, że za wiele powiedział. Olaf i tak go nie słuchał. Poprawiał właśnie niesforne drobne patyczki na głowie.
-To jak mówiłeś, że jesteś…
-Filip… na razie. Nie długo będą mnie tu znać pod innym imieniem. – znów zrobił się dziwny, ale oczywiście Olaf nie grzeszył bystrością i choć o drobinę minimalizmem inteligencji.


Normalny człowiek, który miałby tylko dwu cyfrowe IQ zauważyłby dziwne zachowanie Filipa. Ale niestety! Olaf po pierwsze nie jest człowiekiem, a po drugie nie grzeszy rozumem.
Pośród nich jednak znajdowała się osoba mądrzejsza niż niezbyt mądry Olaf i gadatliwy Filip. Może nie uwierzycie, ale był to Sven. Choć na zwykłego renifera, był bystry i spostrzegawczy. On przecież czuł, że z tym facetem jest coś nie tak, ale przez Olafa, który sturlał mu się z grzbietu nie mógł po prostu uciec.
Gdy szli po lecie i natknęli się na niego Sven od razu zauważył niecodzienny strój. Miał jakby czarną zbroję z dziwnymi symbolami. Fryzurę miał zmierzwioną i w nieładzie. Oczy były nieprzytomne i podpuchnięte, jakby w ogóle ostatnio nie spał. Jego cera nie mówiła zby t wiele o jego zdrowiu, wręcz przeciwnie. Wyglądał jakby był chory. Sven od razu poczuł niechęć do niego, a przede wszystkim jak się zamachnął bronią wyjętą za pasa.
-Głupie bydle!- krzykną, ale Svnen przyglądał się groźnemu przedmiotowi
 Był to dziwny czarny kij z długim batem. Był inny i nietypowy. Gdy już się zamachną Sven ujrzał dziwny błysk. Na szczęście Olaf się tym razem przydał.
-Dzieńdoberek!- stracił z oczu cel i się zdziwił. Stracił równowagę i zamiast trafić w Svena bat poleciał koło jego poroża trafiając w małe drzewko, które pogubiło wszystkie liście na zimę. Gdy koniec broni dotkną drzewa, ono uschło, jakby w ogóle nie żyło od bardzo dawna. Bat z impetem wrócił do niego, uderzają niespodziewanie w bok. Nie zdołał utrzymać utraconej przed chwilą równowagi i znów wylądował na ziemi. Zaczął coś mamrotać pod nosem w nieznanym języku lub dialekcie. Gdy wstał zaczął prowadzić dziwną rozmowę z Olafem.
-Jakiś dziwny ten facio…- Olaf szepną mu do ucha i zsuną się z jego grzbietu.
-Odejdź plugawy pomiocie! To ty jesteś tym stworem stworzonym przez Królową!-
-No tak, a co?-
-A może wiesz gdzie podziewa się nasza Elsa?- Z zgorzkniałego faceta, który przed chwilą buchał gniewie, stał się przyjaznym pytającym gościem.
-Nie! Szukam jakiego Krosta.- powiedział od niechcenia.
-Co? Krosta?- znów pojawił się dawna pogarda i furia.
-Albo nie tak. Rost, Lost, Mrost, Forst…- zaczął szukać odpowiedniej nazwy.
-Frost! Jack Frost!- Sven nie widział dokładnie co widział w jego twarzy. Pogarda, gniew, nienawiść, oraz zaskoczenie mieszane z tajemniczym uśmieszkiem.
-A no! Właśnie ten! Ten dziwny chłopak, który ma łupież na głowie…- facet wyszczerzył się jeszcze bardziej w dziwnym uśmieszku.
-A dlaczego go szukasz?- zapytał mrużąc oczy. Teraz znów udawał przyjaznego, ale w oczach płonęło zaciekawienie i chęć szybkiego uzyskania informacji. Patrzył na nich jak skarbnica wiedzy, którą musiał szybko otworzyć i sprawdzić coś gorliwie. W oczach jawiło się niebezpieczeństwo i dzikość, jakby chciał na nich skoczyć.
-Elsa mi kazała. Podobno gdzieś się zawieruszył, ale ja uważam, że wreszcie poleciał do sklepu po szampon na kłaki.- teraz człowiek, był w nieopisanej euforii.
-A jednak! Mieli racje! Trudno ten strażnik nam wystarcza. Później dorwiemy królową.- ostatnie zdania wypowiedział z szczerą pogardą. Chyba zapomniał o obecności Svena i Olafa bo mamrotał widocznie do siebie.
-A ty to kto?- zapytał trochę nieprzytomnie Olaf.
-Chyba poznaję tą gębę…-
W jego oczach zapłoną dziwny czerwony blask. Skóra zrobiła się szarawa. W porę się uspokoił, ale z widocznym trudem. Widocznie urósł o kilka stóp i teraz zniżał się do normalnego wzrostu. Oczy  zrobiły się na powrót normalne, ale wciąż było czuć w nich wrogość. Kolor skóry wrócił do barwy kremowej, a wydłużone dziwnie koniczyny się zwęziły. Strzepną sobie pyłek z suchej jesiennej trawy.
-Ale tym masz szpony! Gościu idź  lepiej na manikiur, bo to odstrasza kobitki…- facet spiorunował go wzrokiem, ale widocznie nie chcąc znów tracić kontroli uśmiechnął się złowieszczo.
-A żebyś się zdziwił. Niedługo wyrwę z tego zapadłego królestwa samą królową, która będzie błagać o…- nie dokończył, bo uznał, że za wiele powiedział.
Sven wiedział co chciał powiedzieć.
-To jak mówiłeś, że jesteś…
-Filip… na razie. Nie długo będą mnie tu znać pod innym imieniem. – znów zrobił się dziwny
 Czuł już na pewno, że ten Filip, nie jest zwykłym człowiekiem. Ale to nie było najważniejsze. Wiedział, że coś grozi królowej, ale także Jackowi. On coś wiedział i Sven musi się dowiedzieć co… Olaf najwyraźniej stracił zainteresowanie dziwnym nieznajomym, ale Sven nie chciał spuszczać go z oczu. Po chwili on to zauważył i przez minutę czy dwie patrzyli na siebie próbując odczytać drugiego. W końcu Filip potrząsną głową i pogardliwym uśmieszku.

-On jest głupi… przysyłać ciebie tutaj! Wiem kim jesteś naprawdę!- znów się wyszczerzył i pobiegł do lasu. Sven stał jak wryty, a w oddali już nie było słychać odgłosów kroków, ale dziwnego i złowieszczego dudnienia. Sven już wiedział o co chodzi… Widział kim naprawdę jest Filip i do czego należał. Ale także co czeka świat, jeżeli ,,Oni’’ mają Jacka…

1 komentarz:

  1. Czuję niedosyt ja chcę więcej. Pal sześć że później co będzie dalej? Kim jest Filip? Co on chce od Elsy? I o co chodzi ze Svenem?
    Tyle pytań tak mało odpowiedzi.
    Mroźne całusy

    OdpowiedzUsuń