Przykro mi, że publikuję to z widocznym opóźnieniem, ale dopiero niedawno wróciłam z zajęć dodatkowych. Jutro mam zawody sportowe. Trzymajcie kciuki i miłego czytania!
Nie
spodziewaliście się zapewne tego, ale ten rozdział zacznie się z perspektywy
Olafa. W przypadku Elsy i jej przyjaciół nic tak zjawiskowego się nie wydarzy. Nieporadny
i nie rzucający się w oczy bałwanek rzuci wam trochę mrozku na tę dziwną
historię…
Olaf szedł sobie
spokojnie, podskakując i nucąc coś pod swoją marchewą. Często zatrzymywał się
aby coś poobserwować. Tam z boku widział piękne niebieskie kwiatki, tam zauważył
dwa motylki, które lekko trzepotały skrzydełkami. Nareszcie wyszedł z lasu
obrzucany żołędziami i szyszkami przez niesforne wiewiórki. Nigdy nie
przepadały za nim.
Wyszedł cało,
chociaż jedna z nich wbiła mu się w tył głowy. Zbliżał się w kierunku rynku,
gdy drastycznie skręcił w bok. Okazało się, że zachwyciła go mała, choć bardzo
brzydka żabka. Poskakał za nią i trafił do królewskich stajni. Weszli razem do
środka i Olaf od razu wydał z siebie okrzyk radości.
-Svencio!!-
podbiegł do jednej z zagród i otworzył ją z trudem.
Zamek był znacznie wyżej od niego. Ściągną
sobie głowę i wziął ją w swoje patyczkowe dłonie. Uniósł ją wysoko, może nawet
nad wysokością głowy która powinna być teraz na jego szyi. Szarpną parę razy
zamek zębami i po chwili drewniane oraz bardzo podrapane drzwiczki uchyliły się
z piskiem.
-Oho ho!!!
Svenciu! Reniferciu ty mój.- mały bałwanek poleciał do jednego z reniferów, ale
to nie był Sven. Zniesmaczony widokiem małej hałaśliwej kulki śniegu, odwrócił
się niespodziewanie odtrącając go na bok. Gdy podszedł jeszcze parę kroków
renifer kopną go tylnimi kopytami i Olaf wystrzelił w powietrze.
-Haha!! Leci
śnieżyca!- nagle zobaczył, że leci prosto na ścianę po drugiej stronie stajni. Miną
przejście i następny boks i rozpłaszczył się na ścianie. Tułów oczywiście
oddzielił się od głowy, która poleciała nieco wyżej. Uderzył twarzą, aż mógł z
bliska ją poobserwować. Po chwili usłyszał trzask i potoczyła się po podłodze
usianej sianem. Ciało latało w tę i we wtę szukając brakującego elementu.
-Tutaj! No tak!
Tutaj! Uważaj!- tułów przywalił o drzwiczki, które lekko się ośnieżyły. Później
zaliczając wiele wpadek na różne przedmioty odnalazł się. Posadził głowę z
powrotem na miejsce i westchną.
-Od razu lepiej!
– patrzył nieprzytomnie i po chwili został czymś oblany na twarzy. Przed oczami
widział tylko różowe plamy i nieprzyjemny zapach. Dopiero po chwili okazało
się, że koło niego stoi prawdziwy Sven. Olaf jak to robi ze wszystkimi
napotkanymi reniferami krzykną i rzucił mu się na przednie nogi.
-Svencio!- Tym
razem nie został kopnięty. Trochę czasu minęło zanim Olaf odkrył źródło dziwnego
trzasku. Połamał sobie nos, a w tym przypadku jego marchewka w najgrubszym
miejscu co zawsze tworzyło mały garb, została przełamana. Reszta mu nie odpadła
i tylko zwisała na bardzo cienkiej skórce. Olaf zrobi smutną minę gotów
wybuchnąć płaczem. Nagle Sven poderwał się z miejsca i jednym chapnięciem zjadł
mu ją.
-Svencio! Nie dobry
renifer!- już chciał się na niego rzucić i otworzyć mu paszczę w poszukiwaniu
zguby, ale on był szybszy. Odszedł od niego do miski stojącej z bok. Olaf
dużymi oczami przyglądał mu się uważnie. Sven z uśmiechem i pełnym pyskiem
przydreptał do Olafa. Nagle znów przed oczami pojawiły mu się dziwne plamy i
został obklejony przez ślinę Sven. Olaf już się bał, że reniefer odgryzie mu
wreszcie głowę lecz nie. Próbując strącić część ohydnej śliny poczuł, że znów coś
ma na twarzy. Trochę większa i bulwiasta marchewka zagościła na dawnym miejscu.
-O jej! Ach ty
mały…- podbiegł do niego przygładził mu nikłe futerko koło kopyt. Wdrapał się
mu na grzbiet i wylecieli z zagrody.
Ludzie oglądali
się za nimi. Olaf nie miał nic przeciwko, ale widok dużego bezpańskiego renifera
z gadającym małym bałwanem na plecach, każdego by zadziwił. Szli tak przez całe
miasto, aż natrafili na skraj osady. Przeszli wokół wielkiego jeziora kierując
się w stronę lasu otaczającego wzgórze. Szli tak, podskakując i gawędząc, gdy
nagle natknęli się na dziwnego faceta. Przewalił się, a Sven stał jak wryty.
-Głupie bydle!-
chciał go uderzyć czymś w rodzaju laski z batem, ale Olaf się odezwał.
-Dzieńdoberek!-
zaskoczony nie trafił w renifera tylko w siebie. Znów się przewalił i klną pod
nosem.
-Jakiś dziwny
ten facio…- zwrócił się do Svena, który cofną się parę kroków.
-Odejdź plugawy
pomiocie! To ty jesteś tym stworem stworzonym przez Królową!- to nie brzmiało
jak pytanie tylko zarzut. Olaf uśmiechnął się głupawo i potrząsną rękoma.
-No tak, a co?-
-A może wiesz
gdzie podziewa się nasza Elsa?- teraz Olaf się trochę zdziwił. Z zgorzkniałego faceta,
który przed chwilą buchał gniewie, stał się przyjaznym pytającym gościem.
-Nie! Szukam
jakiego Krosta.- powiedział od niechcenia.
-Co? Krosta?-
znów pojawił się dawna pogarda i furia.
-Albo nie tak.
Rost, Lost, Mrost, Forst…- zaczął szukać odpowiedniej nazwy.
-Frost! Jack
Frost!-
-A no! Właśnie
ten! Ten dziwny chłopak, który ma łupież na głowie…- facet wyszczerzył się w
dziwnym uśmieszku.
-A dlaczego go
szukasz?- zapytał mrużąc oczy. Teraz znów udawał przyjaznego, ale w oczach
płonęło zaciekawienie i chęć szybkiego uzyskania informacji. Olaf nie lubił
kłamać i raczej tego nie zauważał. Był
mądry jak na bałwana, ale na człowieka nie.
-Elsa mi kazała.
Podobno gdzieś się zawieruszył, ale ja uważam, że wreszcie poleciał do sklepu
po szampon na kłaki.- teraz człowiek, był w nieopisanej euforii.
-A jednak! Mieli
racje! Trudno ten strażnik nam wystarcza. Później dorwiemy królową.- ostatnie
zdania wypowiedział z szczerą pogardą. Chyba zapomniał o obecności Svena i
Olafa bo mamrotał widocznie do siebie.
-A ty to kto?-
zapytał trochę nieprzytomnie Olaf.
-Chyba poznaję
tą gębę…- raczej nie mówił tego, żeby go wkurzyć, ale oczywiście mu się udało. W
jego oczach zapłoną dziwny czerwony blask. Skóra zrobiła się szarawa. W porę
się uspokoił, ale z widocznym trudem. Widocznie urósł o kilka stóp i teraz
zniżał się do normalnego wzrostu. Oczy zrobiły się na powrót normalne, ale wciąż było
czuć w nich wrogość. Kolor skóry wrócił do barwy kremowej, a wydłużone dziwnie
koniczyny się zwęziły. Strzepną sobie pyłek z suchej jesiennej trawy i Olaf
pierwszy raz zauważył coś dziwnego.
-Ale tym masz
szpony! Gościu idź lepiej na manikiur,
bo to odstrasza kobitki…- facet spiorunował go wzrokiem, ale widocznie nie
chcąc znów tracić kontroli uśmiechnął się złowieszczo.
-A żebyś się
zdziwił. Niedługo wyrwę z tego zapadłego królestwa samą królową, któraz będzie
błagać o…- nie dokończył, bo uznał, że za wiele powiedział. Olaf i tak go nie
słuchał. Poprawiał właśnie niesforne drobne patyczki na głowie.
-To jak mówiłeś,
że jesteś…
-Filip… na razie.
Nie długo będą mnie tu znać pod innym imieniem. – znów zrobił się dziwny, ale
oczywiście Olaf nie grzeszył bystrością i choć o drobinę minimalizmem
inteligencji.
Normalny
człowiek, który miałby tylko dwu cyfrowe IQ zauważyłby dziwne zachowanie Filipa.
Ale niestety! Olaf po pierwsze nie jest człowiekiem, a po drugie nie grzeszy
rozumem.
Pośród nich
jednak znajdowała się osoba mądrzejsza niż niezbyt mądry Olaf i gadatliwy Filip.
Może nie uwierzycie, ale był to Sven. Choć na zwykłego renifera, był bystry i
spostrzegawczy. On przecież czuł, że z tym facetem jest coś nie tak, ale przez
Olafa, który sturlał mu się z grzbietu nie mógł po prostu uciec.
Gdy szli po
lecie i natknęli się na niego Sven od razu zauważył niecodzienny strój. Miał
jakby czarną zbroję z dziwnymi symbolami. Fryzurę miał zmierzwioną i w
nieładzie. Oczy były nieprzytomne i podpuchnięte, jakby w ogóle ostatnio nie
spał. Jego cera nie mówiła zby t wiele o jego zdrowiu, wręcz przeciwnie. Wyglądał
jakby był chory. Sven od razu poczuł niechęć do niego, a przede wszystkim jak
się zamachnął bronią wyjętą za pasa.
-Głupie bydle!- krzykną,
ale Svnen przyglądał się groźnemu przedmiotowi
Był to dziwny czarny kij z długim batem. Był
inny i nietypowy. Gdy już się zamachną Sven ujrzał dziwny błysk. Na szczęście
Olaf się tym razem przydał.
-Dzieńdoberek!-
stracił z oczu cel i się zdziwił. Stracił równowagę i zamiast trafić w Svena
bat poleciał koło jego poroża trafiając w małe drzewko, które pogubiło
wszystkie liście na zimę. Gdy koniec broni dotkną drzewa, ono uschło, jakby w
ogóle nie żyło od bardzo dawna. Bat z impetem wrócił do niego, uderzają
niespodziewanie w bok. Nie zdołał utrzymać utraconej przed chwilą równowagi i
znów wylądował na ziemi. Zaczął coś mamrotać pod nosem w nieznanym języku lub
dialekcie. Gdy wstał zaczął prowadzić dziwną rozmowę z Olafem.
-Jakiś dziwny
ten facio…- Olaf szepną mu do ucha i zsuną się z jego grzbietu.
-Odejdź plugawy
pomiocie! To ty jesteś tym stworem stworzonym przez Królową!-
-No tak, a co?-
-A może wiesz
gdzie podziewa się nasza Elsa?- Z zgorzkniałego faceta, który przed chwilą
buchał gniewie, stał się przyjaznym pytającym gościem.
-Nie! Szukam
jakiego Krosta.- powiedział od niechcenia.
-Co? Krosta?-
znów pojawił się dawna pogarda i furia.
-Albo nie tak.
Rost, Lost, Mrost, Forst…- zaczął szukać odpowiedniej nazwy.
-Frost! Jack
Frost!- Sven nie widział dokładnie co widział w jego twarzy. Pogarda, gniew,
nienawiść, oraz zaskoczenie mieszane z tajemniczym uśmieszkiem.
-A no! Właśnie
ten! Ten dziwny chłopak, który ma łupież na głowie…- facet wyszczerzył się jeszcze
bardziej w dziwnym uśmieszku.
-A dlaczego go
szukasz?- zapytał mrużąc oczy. Teraz znów udawał przyjaznego, ale w oczach
płonęło zaciekawienie i chęć szybkiego uzyskania informacji. Patrzył na nich
jak skarbnica wiedzy, którą musiał szybko otworzyć i sprawdzić coś gorliwie. W
oczach jawiło się niebezpieczeństwo i dzikość, jakby chciał na nich skoczyć.
-Elsa mi kazała.
Podobno gdzieś się zawieruszył, ale ja uważam, że wreszcie poleciał do sklepu
po szampon na kłaki.- teraz człowiek, był w nieopisanej euforii.
-A jednak! Mieli
racje! Trudno ten strażnik nam wystarcza. Później dorwiemy królową.- ostatnie
zdania wypowiedział z szczerą pogardą. Chyba zapomniał o obecności Svena i
Olafa bo mamrotał widocznie do siebie.
-A ty to kto?-
zapytał trochę nieprzytomnie Olaf.
-Chyba poznaję
tą gębę…-
W jego oczach zapłoną
dziwny czerwony blask. Skóra zrobiła się szarawa. W porę się uspokoił, ale z widocznym
trudem. Widocznie urósł o kilka stóp i teraz zniżał się do normalnego wzrostu. Oczy
zrobiły się na powrót normalne, ale
wciąż było czuć w nich wrogość. Kolor skóry wrócił do barwy kremowej, a wydłużone
dziwnie koniczyny się zwęziły. Strzepną sobie pyłek z suchej jesiennej trawy.
-Ale tym masz
szpony! Gościu idź lepiej na manikiur,
bo to odstrasza kobitki…- facet spiorunował go wzrokiem, ale widocznie nie
chcąc znów tracić kontroli uśmiechnął się złowieszczo.
-A żebyś się
zdziwił. Niedługo wyrwę z tego zapadłego królestwa samą królową, która będzie
błagać o…- nie dokończył, bo uznał, że za wiele powiedział.
Sven wiedział co
chciał powiedzieć.
-To jak mówiłeś,
że jesteś…
-Filip… na razie.
Nie długo będą mnie tu znać pod innym imieniem. – znów zrobił się dziwny
Czuł już na pewno, że ten Filip, nie jest
zwykłym człowiekiem. Ale to nie było najważniejsze. Wiedział, że coś grozi
królowej, ale także Jackowi. On coś wiedział i Sven musi się dowiedzieć co…
Olaf najwyraźniej stracił zainteresowanie dziwnym nieznajomym, ale Sven nie
chciał spuszczać go z oczu. Po chwili on to zauważył i przez minutę czy dwie
patrzyli na siebie próbując odczytać drugiego. W końcu Filip potrząsną głową i
pogardliwym uśmieszku.
-On jest głupi…
przysyłać ciebie tutaj! Wiem kim jesteś naprawdę!- znów się wyszczerzył i pobiegł
do lasu. Sven stał jak wryty, a w oddali już nie było słychać odgłosów kroków,
ale dziwnego i złowieszczego dudnienia. Sven już wiedział o co chodzi… Widział
kim naprawdę jest Filip i do czego należał. Ale także co czeka świat, jeżeli
,,Oni’’ mają Jacka…
Czuję niedosyt ja chcę więcej. Pal sześć że później co będzie dalej? Kim jest Filip? Co on chce od Elsy? I o co chodzi ze Svenem?
OdpowiedzUsuńTyle pytań tak mało odpowiedzi.
Mroźne całusy