Mało zdjęć, bo chciałam szybko wam to napisać. W następnym będzie więcej i o wiele więcej akcji. Dochodzimy do końca... Trzymajcie się !!!
-CO!? –cała trójka teraz z wytrzeszczonymi oczami świdrowała
Elizabeth. Ona cały czas opierała się o ścianę, nie zważając na ich reakcje. Rzuciła im wyższe spojrzenie i głęboko westchnęła.
-O co wam chodzi? Nie dosłyszeliście. Księżyc! Trzeba go
wezwać!-
-Przepraszam, że ci przeszkodzę, ale Księżyc to wielka
srebrna tarcza na ciemnym niebie…Nie można go wezwać. Może jesteś
wilkołakiem?!-
zapytał sarkastycznie.
-Tak chodzę i wyję do księżyca. Mam pchły i mieszkam w
budzie. Do tego jestem strasznie owłosiona… Zadowolony! Jejku! Czy ktoś mu
wyjaśni o co mi chodzi!-
Anna się zaśmiała, ale Elsa nie była jeszcze przyjaźnie do
niej nastawiona.
-Nie martw się Kristoff, jesteś idiotą, ale ja też nie wiem,
o co jej chodzi. Czy będziesz łaskawa i się streścisz?!- powiedziała wrogo.
Elizabeth nie odpowiedziała nic tylko patrzyła na jej ponurą minę.
-Podobno Jack mówił ci wszystko?-
-No bo mówił!-
-Właśnie, że nie! Jeżeli uważasz, że Księżyc to jakaś
srebrna tarcza to nic ci nie powiedział.-
-No przecież wiem, że jest to opiekun strażników. Stworzył
ich wszystkich i przy okazji ciebie. Ale z tobą uważam to za jakąś pomyłkę.
Może go trochę zamroczyło. Chyba wtedy było zaćmienie-
-Możesz sobie mówić o mnie co chcesz, ale tak masz trochę
racji. Ja zostałam w pewnym sensie obdarzona, ale nie ze względu na Księżyc
tylko na Jacka.- wszyscy nie byli wstrząśnięci. Anna i Kristoff owszem, ale
Elsa wiedziała o co chodzi. Pamiętała jak jej opowiadał, jak ona… był normalna.
Jeżeli kiedyś była. Była pierwszą osobą, która zobaczyła Jacka, ale nawet w
niego nie wierzyła, po prostu widziała. Wtedy nie znał innych strażników, bo
był stosunkowo nowy w swojej posadzie. Gdy podeszli do siebie łącząc dłonie ona
została stworzona jako naturalne przeciwieństwo Jacka. On pan Lodu, a ona pani
Ognia. Prychnęła z niesmakiem.
-Ja nie mogę! Takie historie trzeba opowiadać dzieciom na
dobranoc!- wykrzyczał podekscytowany Kristoff.
-Tak, żeby tak jak ty rozwalili łóżko.- Anna miała racje.
Kristoff był tak przejęty, że wskoczył na nie i zaczął lekko podskakiwać.
-Złaź z tamtąd!- krzyknęła Elsa.
-Bo dostaniesz szlaban!- Anna popatrzyła zdziwiona na
siostrę. Czyżby nareszcie się rozluźniła. Pierwszy raz od początku sprawy z
Jackiem była szorstka, ale nie sarkastyczna i żartobliwa. Może perspektywa
planu ratowania pociesza ją dając nadzieję.
-Dobra dziecieczki! Wracamy do naszych spraw?- spytała
podenerwowana Elizabeth.
-No ok! Teraz wszyscy wiemy co miałaś na myśli. Księżyc to
opiekun, odznaczająca się swoją osobą na niebie w nocy. I chcesz go wezwać?
Niby jak? Pójdziesz na górkę powyjesz sobie i zaczniesz z nim pogawędkę.-
powiedziała Elsa.
-Coś w tym rodzaju. Chodzi mi o to, że Księżyc to nasz
stróż, ale jego osoba jest jak to ująć…w innym wymiarze, lub świecie. Musimy go
przywołać do tego za pomocą księgi ze zamku Simona. On pierwszy został
strażnikiem.-
-Co?- powiedziała Elsa.
-On był strażnikiem?-
-Tak. On był pierwszy, ale po jego samobójstwie jego moc
zniknęła z tego świata, powracając do Księżyca. Prędzej czy później musiałby
kogoś nią obdarzyć. W naszym świecie musi byś równowaga. Gdy Księżyc zobaczył
umierającego Jacka i dostrzegł jego charakter…wnętrze…-
Nie zapędzaj się!- ryknęła Elsa.
-Wybrał go na miejsce Simona. Jak, że on był pierwszym, dostał
od Księżyca nie tylko zdolności, ale i dary. Różne zaklęcia, księgi by opanować
moce i jeszcze inne. W jednej z ksiąg zauważyłam sposób wezwania w obliczu
potwornego zagrożenia samego Księżyca.-
-Coś nie wydaje mi się to bezpieczne.- powiedział cicho
Kristoff. Anna na niego fuknęła, więc teraz usadowił się zrezygnowany na
podłodze. Opierając twarz na ręce.
-Bo nie jest. Jest to bardzo niebezpieczne! Nikt jeszcze go
nie wzywał, ale na dole pisało, że jeżeli ktoś wezwie swego Pana bez powodu,
będzie na miejscu ukarany najgorszą z kar.- Kristoff przełknął głośno ślinę, a
Anna wlepiła przerażony wzrok w Elsę.
-Sorry, ale ja nie chcę umierać. Jestem za młody i piękny na
to!-
-Są gorsze rzeczy od śmierci.- powiedziała Elizabeth.
-Ja się na to piszę! Mam gdzieś jakąś tam karę, ale wy?!-
-Co masz na myśli? Zrobię wszystko dla Jacka! To jak go
wezwiemy!- powiedział to z słyszalną determinacją w głosie. Stanęła sztywno
przybliżając się powoli do Elizabeth.
-No właśnie…tu miałam problem.-
-Niby jaki?-
-Nie mam księgi, a tylko w niej było to wszystko opisane.-
-Chyba żartujesz?! Co mamy teraz zrobić wedrzeć się tam i po
prostu zapukać i poprosić o księgę by odebrać Jacka Mrokowi. Na pewno nam
pozwoli!- krzyczała i wymachiwała rękoma. Była już bardzo blisko niej. Mogła ją
sięgnąć na wyciągniecie dłoni.
Kristoff wstał zrezygnowany i już chciał wyciągnąć zdjęcie
Svena i małą pomarszczoną marchewkę i w tej chwili wyleciała książka. Elizabeth
pierwszy raz pokazała na swojej twarzy inne uczucia niż skrucha i powaga…była
bardzo zdziwiona.
-S-skąd t-y to wzią-łeś?- mówiła niewyraźnie pokazując
przedmiot na podłodze.
-Księga zabrana z zamku tego…tego Sajmona. Czy jakoś tak?!-
wzruszył ramionami. Anna popatrzyła na niego przeszywając wzrokiem.
-Simona! Czy ty słuchałeś?-
-A myślisz dlaczego jestem dostarczycielem lodu? Wyrzucili
mnie ze szkoły już w zerówce…- Anna parsnęła śmiechem, ale widząc urażoną twarz
Kristoffa podeszła do niego i ucałowała go w policzek. Zarumieniła się i dodał
-No może z tobą bym zdał do pierwszej klasy. Dawałabyś mi
ściągać.-
-Nie. Motywowałabym cię.- i pocałowała go w drugi. Elizabeth
tak i Elsa nie miały ochoty patrzeć na takie sentymenty w chwili zagrożenia
życia Jacka. Obie go kochały i to było przyczyną problemu.
-Dobra koniec tych czułości! Daj mi tą księgę!- wyciągnęła
rękę, a Kristoff posłusznie ją podniósł i podał Elizabeth. Była widocznie
zachwycona nią.
-Cyrusim! –powiedziała pod nosem.
-Że co?!- zapytał tępo Kristoff.
-Cyrusim. To jej nazwa. Dobra teraz zajrzyjmy.- wzięła
pewniej księgę w ręce i otworzyła ją delikatnie. Była bardzo stara i
poniszczona. Kartki ledwo trzymały się w środku, a okładka w strzępach. Przy
przewracaniu stron towarzyszył im nieprzyjemny zapach stęchlizny.
-Czy zdechł tam jakiś szczur?- zapytał Kristoff przez nos.
Elizabeth już nie zwracał na niego uwagi i została wciągnięta w poszukiwania
odpowiedniego zaklęcia. Trwało to może z 10 minut. Musiała wrócić się od końca,
bo go nie znalazła. Wreszcie natrafiła na właściwy fragment.
-Jest tutaj!
,,Kinos Deli amno
falidde.
Cumlo sahi elemi
delivo.
Ifgo betvo veli fotume Kerum’’.
Chyba nikt nie zrozumiał słów tego zaklęcia, ale Elizabeth
czytała go bez zająknięcia. Wpatrywała się w litery, jakby miały głębszy sens.
Gdy oderwała wzrok do księgi, zrozumiała
zakłopotane pozostałych.
-To jest język strażników. Wybrańców Księżyca. Tylko ci,
którzy zostali wybrani przez Księżyc
umieją to odczytać i zrozumieć. Tak samo jest z symbolami. Każdy ma jakieś
znaczenie, ale jest niedostępne dla innych. Ja znam podstawy, dzięki Jackowi.
-Fajnie! Bo już się martwiłem, ze jestem analfabetą.-
powiedział zadowolony Kristoff.
-I co teraz? Mamy zaklęcie i co wypowiemy je i on
przybędzie?- zapytała Anna.
-Nie to trochę skomplikowane…Ech! Musimy to zrobić podczas
pełni Księżyca w jakimś dobrym miejscu. Powinno byś dużo przestrzeni i
potrzebujemy noża.
Kristoff pewnie przeglądał zawartość swojej torby. Po chwili
wyją mały i tępy nożyk kuchenny , na którym widniały tłuste ślady.
-Co?! Po maśle. Jedliśmy z Svenem bułki z parówką!-
-Dzięki za starania, ale potrzebujemy metalu wybrańca.
Pierwszego z darów Księżyca. Były to na przykład te kajdany i nóż, który…ymmm
przykładałam tobie do gardła. Wybacz!- spojrzała przepraszająco na Annę. Ona
wciąż miała głębokie zadrapanie na szyi. Równolegle i bardzo prosto, biegła
jeszcze świeża, czerwona kreska. Była na tyle długa, że osoby, które tego nie
widziały brałyby to za jakiś wzorek lub nawet naszyjnik.
-Co było to było. Czyli co, nadal jesteśmy w kropce. Nie
mamy tego…
-A nie mamy! Wziąłem trochę tego łańcucha na przetop na
bardzo dobre płozy.- znów zagłębił dłoń w torbie w poszukiwaniu.
-Co ty tam trzymasz?- rzuciła zdegustowana Elsa. Raz
wyrzucił z niej spleśniały ser.
-To raczej nie był serek pleśniowy.- dodała tak samo
zniesmaczona Anna.
Wreszcie z dna wyją niezbyt długi srebrny łańcuch. Nie było
na nim ani cala rdzy, chociaż miał wiele wieków za sobą. Na całej jego
powierzchni widniały symbole podobne do tych co na skórze Jacka. Elsa
wzdrygnęła się na samą tą ponurą myśl. Przypomniała sobie Jacka, grożącego je
nożem z pustymi oczami i znakami wypalonymi na jego ciele. Potem jak płakał
czarnymi łzami, gdy nie mógł jej zabić. Teraz i ją zapiekły oczy, ale miała dość determinacji by się powstrzymać.
Widziała już nadzieje. Miała wiarę, ze mu pomogą.
-Nie wiem czy mam się cieszyć czy raczej dziwić. Zawsze
chodzisz w nieznajome miejsca i zabierasz przedmioty jak w jakimś supermarkecie?-
-W czym?- spytał zdziwiony. Elizabeth zapomniała, ze światy
są podzielone nie tylko strefami, ale także czasem. Owszem sprowadzono tutaj
dużo rzeczy, ale jeszcze nie są tak rozwinięci, jak świat ludzi.
-Sorry! Zapomniałam, że to inny świat. Wracając, musimy iść
teraz do kowala aby nam to przetopił na nóż. –
-O tej porze nikogo nie będzie. Jest pierwsza w nocy. A do
tego był alarm wywołany twoim pożarem.- Elsa spiorunowała Elizabeth wzrokiem.
-Tak tak! To mój pożar. Dobra, a może poprosicie go o
przysługę. Ty podobno jesteś Królową.- pierwszy raz od pojawienia się tutaj,
rzuciła zgryźliwą uwagę. Chyba czuła się coraz pewniej w ich towarzystwie.
Kristoff widząc jak Elsa patrzy na nią, zaciskając ponownie pięści, staną
miedzy nimi.
-Ja umiem! Kiedyś chciałem nim zostać, ale lód bardziej mnie
pociągał.-
-Bo będę zazdrosna.- dodała Anna.
-Dobra, to idziemy. Pożyczymy sobie pracownie nie budząc
waszych kochanych poddanych. – powiedział sarkastycznie Elizabeth. Elsa już
gotowała się w sobie. Co ona sobie myśli. Jest tutaj, bo Elsa jest na tyle
zdolna, aby jeszcze jej nie zabić. Gdyby nie to, że jest im potrzebna to już by
się zabawiła.
Idziemy!- powiedziała stanowczo zwracając się w stronę
drzwi. Reszta poszła w jej ślady. Najpierw Anna poganiała Krostoffa,
chowającego swoje ,,skarby’’ z powrotem do torby, a na końcu szła Elizabeth.
Miała w rękach Cyrusim, a łańcuch oplotła sobie wokół pasa. Szła zamyślona
rozglądając się po zamku. Weszła do ich pokoju przez okno, więc nie widziała
wszystkiego we wnętrzu. Zdziwiło ją to, że wszystko było albo zamarznięte albo
przykryte śniegiem. Ona nie przywykła do lodowatego pomieszczenia i powietrza.
Pocierała sobie energicznie ramiona i chuchała w dłonie swoim ognistym
oddechem. Elsa zobaczyła to i na złość, wywołała mroźny powiew wiatru.
Elizabeth wiedziała, ze zrobiła to specjalnie, więc ona przygrzała trochę.
Śnieg i lód zaczął się rozpuszczać i wszyscy stosunkowo pocić. Szli teraz nie
po śniegu tylko po wodzie. Anna nie wytrzymała tej wojny na żywioły.
-Przestańcie! Mam dosyć. Albo nas zamrozicie, spalicie lub
wypłuczecie. Nie wiem co gorsze, więc przestańcie.- kolejnie zmagania nie
nastąpiły. Elsa przyśpieszyła kroku z lekko oburzoną miną, za to Elizabeth
uśmiechała się.
Wyszli nareszcie z zamku idąc w stronę wewnętrznego muru.
Jeden ochraniał zamek, a drugi całe miasto.
-Jak dostaniemy się do kowala. Jest ciemno, a przecież
niedawno zaatakowały nas lodo…mroczno..ciemne..złe wilki.
-Co?- spytała zdziwiona Elizabeth.
-Zostaliśmy napadnięci przez dziwne wilki. Były ogromne i
jakieś nienaturalne.- tłumaczyła Anna. Elizabeth zamyśliła się co nie uszło uwadze Elsy. Stanęła
podchodząc do niej szybko.
-O co chodzi? Czego nam nie mówisz?- spytała poważnie.
-Te wilki stworzył Jack.- Elsa spiorunowała ją wzrokiem nie
wierząc w te słowa. Jak on mógłby ją atakować tworzyć coś takiego. Przecież
zaatakowały ich i omal nie zabiły.
-Nie wierzę. On nie mógłby…nie umie…- tłumaczyła go Elsa.
Odchodziła powoli od niej spuszczając wzrok i kręcąc energicznie głową.
-Umie! Gdy połączył moc swoją i Mroka, tworzą coś nowego,
mrocznego, ale bardzo potężnego. To były tylko próby. Nie wiem co on knuje, ale
mając Jacka, może stworzyć najbardziej przerażające stwory na świecie.-
powiedziała Elizabeth ze słyszalną grozą.
Twój blog jest świetny.! Juz sie balam, ze skoro nie piszesz postow to blog zostanie zawieszony, ale na szczescie tak sie nie stalo. Kiedy mozemy sie spodziewac nastepnego rozdzialu.?
OdpowiedzUsuńWenyy. I mam nadzieje, ze ksiezyc ich wyslucha i pomoze im w odzyskaniu Jacka i przywroceniu mu rozumu.. :D
Ja miałabym zawiesić bloga....nigdy!!! Jeżeli będziecie pisać to ja także. Będę z wami!!! Tylko ten cholerny wyrostek....Ale już go nie mam!! Nic już nie stanie mi na drodze do pisania!!! Wracając do rozdziału. Wszystko się po woli ułoży, wiem że się denerwujecie, ale będzie super koniec. Nie jednym was zaskoczę.
UsuńWOW super!!!lALE JAK TO NIEDŁUGO KONIEC?Mam nadzieje,że zrobisz jakąśdrugą część
OdpowiedzUsuńCo nie chodzi o koniec bloga.... nigdy!!! Chodzi mi o koniec tej historii ,ale pojawi się kolejna, aż do momentu gdy się mną znudzicie. Ja wciąż będę pisać!!!
UsuńMiło mi, że ci się podoba. Kolejny jeszcze was zaskoczy!!!
Przez to, ze byłam w szpitalu pisałam rozdziały na kartkach. Teraz je poprawiam i po woli wstawiam...
Mimo że Elizabeth chce im pomuc iratować Jacka to i tak jej nienawidze a rodzdział boski❤
OdpowiedzUsuń