Frozen Love

Frozen Love
Forever

piątek, 21 listopada 2014

Rozdział 45 Odbicie zguby...

Przepraszam za opóźnienie!!! Ale mam dla as kolejną zapowiadającą się serię akcji... Miłego czytania...wciągającego!!!

Oboje byli zaszokowani tym co się nawzajem dowiedzieli. Szli teraz w stronę zamku. Elsa podobno miała jakiś plan. Nie wiedział, o co jej chodzi i dlaczego Anna nie może jej zastąpić w królestwie? Ale to go tak naprawdę nie męczyło. Rozmyślał o Elsie. Coś przed nim ukrywa. Ale przecież on mówił jej wszystko o sobie, dlaczego ona miałaby coś ukrywać. Raczej nie drugiego faceta? Odrzucił tą myśl i spojrzał na nią. Szła zamyślona i czymś się denerwowała. Mrużyła lekko wzrok i wokół oczu pojawiały się delikatne zmarszczki. Może naprawdę to coś poważnego? Trochę się już denerwował. Weszli wreszcie z powrotem do pałacu. Przez całą drogę w ogóle się do siebie nie odzywali. Gdy weszli do jednego z pomieszczenia Jack poczuł przyjemny chłód. Nie wiedzieć czemu, ale na podłodze leżały małe płatki śniegu, które po chwili się topił. Spojrzał pytająco na Else, ale nic nie mówiła, nawet na niego nie spojrzała. Nagle się uśmiechnęła i nie czekając na niego, pobiegła na górę po świeżych płatkach. Jack podążył za nią, przejęty. Co ją tak uszczęśliwiło?

Już odpowiedział sobie na to pytanie… przed nimi stał bałwan. Nie, no na serio bałwan! Taki ze śniegu,
tylko, że normalnie one nie żyją.
-Olaf!- krzyknęła przejęta i uradowana. Gdy ją zobaczył podskoczył nagle i jego głowa na chwilę była wyżej od tułowia odłączając się od niego. Jack zamrugał jakby mu się przywidziało.
-Elsa…- przydreptał szybkimi kroczkami do niej i wyciągną swoje
rączki z patyków. Elsa musiała się schylić, żeby on mógł ją przytulić. Jack czuł się dość nie zręcznie. Jak ktoś niepotrzebny, jak intruz. Chciał się już wycofać gdy usłyszał znów niski lekko zasłodzony dla niego głosik.
-A co to za kolo?- zapytał pokazując na Jacka i wlepiając swoje zbyt duże oczy w niego.
-To jest Jack Frost…
-A czy ten Nosr wie, że ma łupież na kłakach?- Elsa zachichotała, ale Jack przestał się dziwić jego widokiem, zaczął czuć niechęć do tego bałwana.
-Frost! I tak wiem, że moje włosy są białe, ale to nie łupież!- podniósł trochę głos
-O soreczka!- zachichotał
-To czy ten Lostr wie, że farbowane kłaki na biało nie robią wrażenia?- Jack teraz zaczął piłować sobie górne zęby o dolne.
-A czy Elsa wie, że gadamy z jakimś bałwanem, który ma zamrożony mózg, albo nie starczyło na niego śniegu? A poza tym to naturalny kolor.
-Ten facio jest jakiś nie ten tego. Uważaj na niego Elsa! To ja zmykam!- poszedł szybko w drugą stronę. Teraz jak się trochę uspokoił to zobaczył, że za Olafem ciągnie się mała śnieżna chmurka z której padają płatki.
-Jack nie denerwuj się na Olafa. On jest po prostu…
-…bałwanem.! odpowiedział.
-Niech ci będzie. Ale naprawdę Olaf jest w porządku, musisz po prostu go poznać i polubić.
-Lub znienawidzić i rozpalić ognisko.- Elsa spiorunowała go wzrokiem.
-No co? I tak trzeba byłoby po nim sprzątnąć, zostałaby kałuża. – wzruszył ramionami i popatrzył za odchodzącym bałwankiem.
-Za co ty go lubisz? Chyba jest nawet głupszy od Kristoffa, a to nie lada wyczyn.-
-Jack mówię. On jest fajny. Pomógł Annie i zresztą nam wszystkim.-
-No dobra, ale mnie nie. Co najwyżej za każdym razem myli moje nazwisko.-
-Chodźmy musimy znaleźdź Annę zanim wezwiemy Radę.- poszli do jej komnaty i zobaczyli uchylone drzwi i dróżkę śniegu.
-O nie! Ja poczekam tutaj. Mam dość małych knypków, które mają większego nosa od mózgu.- Elsa przewróciła oczami. Wzięła go za rękę i pociągnęła mimo sprzeciwu do środka.

Anna i Krostoff siedzieli razem na łóżku, a koło nich łaził Olaf podskakując i coś gadając
-O cześć wam! Jack poznałeś już Olafa?- spytał rozpromieniona Anna.
-Niestety nie ominęła mnie ta radość.- poczuł jak Elsa wbija mu łokieć w bok.
-Ał!! Tak poznałem…- wycedził rozmasowując sobie uderzone miejsce. Popatrzył z wyrzutem, a ona uśmiechnęła się chichocząc.
-Ta ja też go poznałem… Ten facio jest jakiś dziwny. Jakby nie wiedział, że są już rzeczy na łupież. Chyba jakiś zacofany…- ostatnie zdanie powiedział ściszonym głosem.
-Ja zacofany? Ja żyję setki lat i jestem wciąż nastolatkiem oczywiście, że jestem zacofany! Ale chociaż nie jestem chodzącym małym bałwanem z wielką bulwą zamiast nosa.- Kristoff wybuchnął śmiechem jak i pozostali.
-Takie wybuchy gniewu też są niepokojące… Chyba trzeba zabrać mu ten spróchniały badyl.. – znów zaczął mówić szeptem, który i tak każdy słyszał.
–Nie no, gdzie tu jest suszarka?!!-
-Jack nie możesz! – powiedziała szybko Elsa.
-Owszem mogę… Wystawię go bez tej chmurki na słońce, żeby mu marchewa dojrzała.-
-No Frost! Nareszcie jest ktoś kto się doprowadza do furii. Ja nie miałem tyle szczęścia- powiedział zadowolony Kristoff. Jack już nie mógł dłużej. Odwrócił się i wyszedł zatrzaskując drzwi trzęsącymi się rękoma. Wybiegł z zamku i poleciał od razu w górę.
Nie chciał przebywać z tymi dwoma bałwanami w jednym pomieszczeniu. Jeszcze im pokarzę, ale teraz chciał przestać się zamartwiać.
 Myślał, że wszystko będzie dobrze kiedy wróci, że poczuję się jak w domu. Nigdy nie miał takiego miejsca, gdzie mógłby zostać. Już miał nadzieję, że go znalazł, że jest on przy Elsie w Arendell. Jednak się mylił. Nic go nie łączyło z tym miejscem oprócz niej. Jak szybko mógłby stąd wybyć, gdyby nie ona. Ale za to ona nie może. Jest tutaj uwięziony! Nie chciał teraz tego mówić i się tym zamartwiać. Leciał przed siebie, nie zważając na nic. Czuł przyjemny mroźny wiaterek zapowiadający wczesną zimę. Oczy lekko mu łzawiły, ale miał to gdzieś. Chciał tylko lecieć. Dopiero teraz spostrzegł, że słońce zniża się ku ziemi i niebo z niebieskiego zmienia kolor na różowy. Robiło się późno i coraz ciemniej. Westchnął z niechęcią i zaczął lecieć z powrotem do Arendell. Miał skrytą nadzieję, że znajdzie jakiś zapalnik i przypadkiem natknie się na Olafa. 
Leciał już długo, ale nie trafiał do zamku. Krajobraz był inny. Zmienił się na wysokie góry pokryte śniegiem. Nie wiedział dlaczego, ale poleciał dalej. Widział jak nadciąga burza i uznał, że byłoby szaleństwem lecieć dalej. Opuścił się na ziemię i dostrzegł w oddali jaśniejący zamek z lodu. Był piękny, zapierający dech! Strzeliste wieżyczki lekko uszkodzony mostek prowadzący do wielkich wrót na których powtarzał się ten sam symbol. Wszedł śmiało do środka i dożył jeszcze większego zaszokowanie. 
Przed nim wznosiły się piękne lodowe schody, a koło nich znajdowała się fontanna z zamrożonymi w locie strumieniami. Na górze wisiała piękny kryształowy żyrandol, a w posadzce znów zobaczył śnieżkę.
 Poszedł na górę, dalej zwiedzając i podziwiając zamek. Schody piętrzyły się w lekkim łuku. Gdy doszedł na koniec dostrzegł cztery komnaty.
Wszedł przez wrota bez drzwi i dostrzegł od razu piękny i pokaźny balkon wychodzący na widok wzniesienia. Zdziwiło go jednak to, że w środku leżały wszędzie kawałki lodu, a w niektórych miejscach z podłogi wystawały szpikulce. W jednym
nawet tkwiła strzała. Jednym machnięciem ręki wszystko to znikło, pozostałą tylko strzała. Wyszedł kierując się dalej. Wszedł do następnego pomieszczenia. Było ogromnie i przestronne. W centrum stało wielkie lodowe łoże z śnieżnymi poduszkami. Jack z rozpędu wskoczył na nie, zanurzając się w czymś miękkim i chłodnym. Niechętnie z powrotem na nogi. Wszystko tu było zwyczajne. Szafka i łóżko.
Skierował się do następnego. Tym razem była to łazienka, nie różniąca się praktycznie niczym od innych, nie wliczając oczywiście budulca czyli lodu. Wyszedł po chłodzącym ochlapaniu twarzy. Zachował trzeźwość umysłu na ostatni pokój. Drzwi tego mieniły się pięknymi kolorami. Jakoś czuł, że musi tam wejść. Już chciał popchnąć wielkie wrota, ale go ubiegły. Same się przed nim otwarły. Nogi i ciekawość same go poprowadziły dalej. W środku nie było nic oprócz lustra. Jak wszystko było z lodu, ale tym razem nie był niebieski czy lekko zaróżowiony. Było złote. Jego cała rama była przepięknie zdobiona liśćmi i symbolami słońca.
 Sama jego tafla biła błękitem zmieszanym z różem i fioletem. Było coś w nim… Nie wiedział co, ale to go wzywało. Podszedł nie myśląc już co robi. Stał już przed nim na wyciągnięcie ręki i tak zresztą zrobił. Chciał, a nawet musiał go dotknąć. Gdy to zrobił, lustro zmieniło się w zimne maski, które pochłonęły go. Jack zniknął…


2 komentarze:

  1. Co?! Nie on nie może tak sobie po prostu zniknąć!!Boże pisz next bo nie wytrzymam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale chyba nie zniknie. Proszę nie rób tego ! A poza tym to jest .... CUDOWNIE :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń