Frozen Love

Frozen Love
Forever

środa, 12 listopada 2014

Rozdział 37 Wróć do mnie!

Taki mały rozdzialik. Pisałam go szybciorem,, bo mam problemy z netem, ale wam obiecała. Postaram sie pisać szybciej! Miłego czytania.

Anna wyrwała się spod żelaznych objęć Kristoffa. Biegła nie patrząc na nic, miała przed oczami tylko jeden najważniejszy obraz. Elsa leżała na ziemi nie ruszała się, a Jack rzucał im szydercze uśmieszki i się nią nie przejmował. Niechlujnie wytarł jakąś dziwną substancję o swój rękaw. Na pewno nie krew…  -pomyślała i dalej biegła. Jack ją nie zatrzymał, tylko odsuną się zadowolony i obojętny. Anna chwyciła Elsę i przetoczyła ją na plecy. Nic jej nie było. Nie miała najmniejszego zadrapania, ale była nieprzytomna. Schyliła się ku niej by sprawdzić czy na pewno oddycha. Tak! Czuła chłodny powiew wychodzący z lekko uchylonych ust siostry. Radość nie trwała wiecznie, odwróciła się do Jack i czuła wielką nienawiść.
-Co jej zrobiłeś?-
-Nic.- powiedział to bez najmniejszego zainteresowania.
-Gdyby to ode mnie zależało to już by nie żyła, ale Mrok ma co do niej plany.
-Co jakie?-
-Nie twój interes! Kazał mi ją ogłuszyć, ale o was nie wspominał, ani słowem.- uśmiechną się ponuro i wyciągną swój lodowy miecz, mierząc nim w Annę. Kristoff zerwał się, aby ja chronić. Rzucił się na Jacka, ale on lekko jak piórko przeskoczył nad nim i kopną go w plecy. Poleciał obijając się o ścianę i zrzucając półkę z różnymi księgami. Ogłuszyło go to, ale jeszcze bardziej zdenerwowało.
-I co robicie! Nie mam pokojówki. Będę musiał to ogarnąć…- wyrzucił zrezygnowany.
Duży miecz nagle przekształcił się w małe ostre sztylety. Jack zaczął rzucać we wszystkich z niebywałą dokładnością. Elizabeth zasłoniła Annę za ogniową tarczą, a Kristoff robił uniki. Niestety były za wolne i parę razy został poważnie zraniony. Nie wiedzieli czemu, ale Jack jeszcze bardziej się wyszczerzył.
-Co cię tak bawi Frost?!- wydarł się na niego zdenerwowany Kristoff. Poważnie krwawił z ręki i uda.
-Ale cienias z ciebie! Na szczęście trucizna w tych sztyletach cię odciągnie. Nie jesteś dla mnie wyzwanie i ty i ta twoja królewna. Elizabeth jest prawdziwym wyzwaniem. Nie dopuszczę aby myśli, że ona szkoliła się u Mroka i był jej mistrzem, zaprzątały mi głowę. Mam przecież zniszczenie świata… A to rozprasza.-
-Co?  Jaka trucizna?- Kristoff szybko spojrzał na swoje rany. Teraz poczuł mrożący jad rozchodzący się po ciele. Czuł lód, ale palił go od wewnątrz. Upadł na podłogę, podtrzymując się sofy. Anna poleciała szybko do niego i pomogła mu zyskać trochę równowagi.
-Jesteś idiotą! A poza tym niszczysz mi kanapę, swoimi brudnymi łapskami. Myśleliście oboje, że wejdziecie tu sobie i wyjdziecie bez szwanku. Jesteście słabi i mierni. Nienawidzę tego!-  powiedział to z głęboką pogardą. Kristoff robił się coraz bledszy i zimny. Anna pocierała jego policzek i z trudem hamowała łzy. Elizabeth schowała tarcze i wydobyła sztylet od Księżyca. Jack zaśmiał się złowrogo i kpiąco.
-Z takim sztyletem…Elizabeth! Miałem cię za godnego przeciwnika. Czyli, że te miernoty tak na ciebie wpływają. Robisz się słaba!-
-Nie Jack! To nie są twoje myśli! To Mrok. On tak sądzi. Mówiłam to samo. Pamiętasz, ale się zmieniłam i przejrzałam na oczy. Widocznie dla ciebie zastosujemy specjalną terapię.
-Siostro skarpel i tak dalej. Nie dziękuję! Czuję się świetnie. – w oczach czaiła się groźba. Szybko ruszył na nią z widocznym ostrzem. Skoczył i obalił ją na ziemię. Zatoczyli się i nawzajem ranili. Elizabeth cięła sztyletem by odsłonić ramię, a Jack po twarzy próbując zbliżyć się do gardła. Kiedy wbiła mu płomień w nogę, odskoczył z krzykiem. Nie był to ryk bólu, ale gniewu.
-Zapłacisz za to!- krzyknął. Złapał ręką za udo i nagle z dłoni wyleciał czarny piasek oplatujący mu nogę niczym bandaż. Po chwili rozsypał się na ziemię i znikną, tak jak jego rana.
-Kolejna runda!- machnął ręką i potężne sople przygwoździł ją do ściany, Powbijał się w ręce i w nogi. Wszędzie leciała krew. Już chciał podciąć jej gardło, ale jej temperatura była na tyle ciepła, że lód się rozpuścił. Zrobiła przewrót i zaatakowała od tyłu. Mignął jej przed oczami w bok, ale i tak poważnie go zraniła. Było teraz jak na dłoni…praktycznie na ramieniu. Wielki Czarny symbol, który mroził krew w żyłach znajdował się na jego ręce.
-Lubiłem tą zbroję!
-A co Mrok ci dał. O matko, jak się wytłumaczysz? Przepraszam panie Mrok, taka zła dziewczynka to zrobiła…- mówiła naśladując głos niewinnego dziecka. Jack runą na nią z ponownym lodowym mieczem. Tym razem naglę się wydłużył i wyglądał jak oszczep. Machał nim próbując ją trafić. Gdy mu się udało Elizabeth miała całkiem zamrożone nogi. Straciła równowagę i runęła na ziemię. Nie zdążyła do końca rozpuścić lodu, gdy Jack stał koło niej. Pochylił się i pociągnął lekko mieczem po szyi robiąc zadrapanie. Wyszczerzył się i powiedział bardzo starannie.
-Nieźle jak na zdrajczynie z piekła rodem. Gdybyś się przyłączyła, Mrok by ci darował.- Elizabeth nie odpowiedział. Splunęła mu na twarz śliną pomieszaną z krwią. Jack powstał i już miał się zamachnąć, ale dostrzegł Annę, która czaiła się z nożykiem w dłoni.
-Myślisz, że mi coś zrobisz tą zabawką. Oddaj to idź do domu, zanim zmienię zdanie.-
-A co mięknie ci serce!- ruszyła na niego, ale szybko ją powali. Śmiał się z tego, a głos odbijał się w korytarzach. Miał ją już uderzyć i znokautować, ale Elizabeth go oślepiła. Nic nie widział, przecierał oczy próbując się rozejrzeć. Coś zwaliło go z nóg i przygwoździło.
Nie mógł złapać tchu. Nareszcie coś dojrzał. Na nim leżał Kristoff pętając mu ręce pozostałością po kajdanach z zamku Simona. Popchną go w kierunku ściany i w tym czasie doszła Elizabeth.
-Pomożemy ci.- uklęknęła przy nim i w ręku trzymała sztylet. Jack syknął jakby wiedział co to oznacza.
-Zostawcie mnie! Odejdźcie! –już się nad nim pochylała,  gdy ktoś lub raczej coś wytrąciło jej broń z dłoni. To była Elsa. Stała i rzuciła w nią pociskiem z lodu. Sztylet poleciał daleko i uderzył o ziemię z wielkim hukiem. Nie mogli się nadziwić. Dlaczego ona to zrobiła? Stali jak wryci, a Elizabeth cały czas kucała koło Jacka, a on uśmiechał się.
-Elso dlaczego? Przecież chciałaś go…
-To nie ja! Nie wiem co się, dzieję!- mówiła płacząc. Miała rację. NIE panowała nad swoim ciałem. Czuła jak coś zimnego rozchodzi jej się po ciele. Słyszała jakiś  potężny głos w głowie z którym nie umiała walczyć. Kazał jej to zrobić. A byli tak blisko. Znów go usłyszała. Kazał jej uwolnić Jacka i pokonać swoich przyjaciół. Próbował się zatrzymać. Napinała mięśnie  i używała całej siły woli. Nie mogła. Po policzkach spływały jej gorzkie łzy, ale zaatakowała. Rzuciła się na nich, gwożdżąc ich jeszcze oszołomionych do ściany.
Potem z bolącym sercem podeszła do skrępowanego Jacka. Podniosła sztylet i zaczęła go uwalniać.
-Dobrze Elso. Może jeszcze się nam przydasz.- schylała się nad nim i nagle poczuła. Przyjemny chłód połączony z ciepłem. Przypomniała sobie o swoim nowym kamieniu strażnika. Księżyc obiecał jej jedno życzenie. A czego chciała najbardziej? . Kontroli. Władzy nad własnym ciałem. Skupiła się lekko zamykając oczy i wymówiła życzenie.
Księżycu pomóż. Daj mi siłę i wolność nad swoimi wyborami.
Nie wiedział czy ją wysłuchał, ale poczuła się inaczej. Poruszyła delikatnie ręką w niezamierzoną stronę i się udało. Nie czułą się uwięziona we własnym ciele. Znów miała panowanie nad sobą. Jack właśnie się uwolnił. Szedł w stronę Elizabeth znów ze swoim nożem.
-Jakieś ostatnie słowo?- nic nie odpowiedziała bo wzrok przykuła Elsa. Stała zaraz za Jackiem. Czuła taki gniew do tego co zrobił z nim Mrok. To nie był jej Jack! Jak mogła żyć w świecie, gdy miała tylko jakąś jego cząstkę. Odwrócił się do niej lekko zdezorientowany. Miał właśnie coś powiedzieć, ale Elsa odruchowo i prawie nieświadomie wbiła mu nóż w symbol na piersi. Zatoczył się do tyłu i upadł. Leżał nieruchomo nie ruszając się. Elsa stała w szoku. Co ja zrobiła.!- krzyczała sobie w głowie. W tym momencie Elizabeth się uwolniła spod lodowych więzów i pomogła reszcie. Elsa padła przed nim na kolana, płacząc. Położyła się na jego zakrwawionym torsie, wtulając głowę.
-Jack! Obudź się! Proszę!-
-Jack ja nie mogę bez ciebie…Zostań ze mną.- Elizabeth i Anna podeszły do jej boków. Położyły jej dłonie na ramionach i patrzył na ciało Jacka ze smutkiem.
-Elso. On nie…-
-Nie mów tak!- wykrzyczała.
-Elsa.- powiedziała Anna, ale ona jej nie słuchała. Krzyczała na siebie w duchu. Obwiniała co zrobiła. Krzyczała także do Jacka,  Aby żył.  Aby do niej wrócił.
Nagle poczuła jego chłodny i zimny oddech. Poczuła jak jego klatka piersiowa zaczyna opadać w górę i w dół. Jak zaczyna czuć puls jego krwi.
-On żyję!!- wykrzyczała, a echo rozniosło jej głos po pomieszczeniu.


1 komentarz: