Frozen Love

Frozen Love
Forever

sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 30 Współpraca czy zdrada...

Ten rozdział wyjaśnia powstanie wilków i to, jak Jack jest posłuszny Mrokowi. Niestety Elizabeth też tam jest. Nie obrażajcie się na mnie. Wszystko się ułoży!!!

Jack stał pośrodku wielkiej źle oświetlonej sali. Nie wiedział gdzie jest, ale szczerze miał to gdzieś. Czuł się pusty, jakby zabrano mu coś ważnego, bez czego nie można normalnie, tak po prostu żyć.







W nim już nie było dobrych uczuć i wspomnień. Tylko to! Okropny ponury stan. W nim wzbierała się nienawiść i wściekłość. Dlaczego istnieje…Najchętniej by się zabił. Miał na to, już parę razy ochotę. Widział ostry nóż połyskujący od nikłego, słabego światła. Wiedział, że może wyczarować sobie wielki lodowy sopel i dźgnąć siebie morderczym ciosem w opustoszałe serce. Miał tyle pomysłów, które go co chwila nachodziły i piętrzył się w niechlujny stosik w jego umyśle. Gdy o tym myślał, parę razy nawet się uśmiechnął. Po co ma istnieć…
-Powiem ci. Żeby niszczyć.- usłyszał mocny przenikliwy głos dochodzący z ciemnego kąta sali.
-Niszczyć?!- powtórzył zdziwiony.
-Tak Jack. Nic nie masz. Ktoś ci coś odebrał, jesteś pusty. To wszystko przez ten świat. Po co masz na nim istnieć robiąc coś dobrego, jeżeli cierpisz.-
Jack nie odpowiadał. Opuścił głowę i rozmyślał.
-Nazywam się Jack?!- mroczna postać wyłoniła się z ciemności i stanęła w miejscu słabego światełka. Była wysoka z czarnymi włosami odrzuconymi do tyłu. Jego skóra była szara, bez koloru tak jak zęby i oczy. Szaty zrobione jakby z mroku były lekko na nim zarzucone.
Uśmiechnął się podejrzanie, ale przyjaźnie.
-Tak! Nazywasz się Jack Frost. Ja jestem Mrok.-
-Kim ja jestem?!-
-Nikim. Nie masz nic. Zostałeś zdradzony przez swoich niby przyjaciół i nie masz nikogo. Tylko ja i Elizabeth zostaliśmy i ci pomagamy.- mówił to ze słyszalnym współczuciem.
-Nic nie pamiętam. – zmarszczył brwi masując sobie czoło. Szukał w pamięci czegokolwiek, …ale nic. Ta pustka jeszcze bardziej bolała. Znów miał ochotę poderżnąć sobie gardło.
-Nawet o tym nie myśl!- powiedział stanowczym głosem podchodząc bliżej. Jack popatrzył na niego ze zdziwieniem.
-Co?! Skąd ty…-
-Skąd wiem co myślisz? Po prostu wiem. Jesteś my połączeni Jack.-
-Co jak?!-
-Przez krew. Byłeś zakażony przez tych, którzy cię zdradzili. Byś się zatracił. Uratowałem cię od nich. –Jack znów nie odpowiedział. Jak to zdradzony? Jak zakażony? Przez kogo? Dlaczego?
-Chłopcze spokojnie! Odpowiem ci na wszystko, ale powiedź. Chcesz się zabić, bo czujesz się źle. Prawda?!-
-Tak… Ale dlaczego…-
-To czemu tylko ty masz cierpieć? Zemścij się na wszystkim. Na zdrajcach, byłych przyjaciołach na świecie. On tak samo jak oni na ciebie nie zasługują. Może tylko na cierpienie.
Jack połączymy siły i zadrżą przed nami.-
-JA…-
-Wiem, że jesteś skołowany, ale musisz podjąć decyzję własnowolnie. Nie mogę cię zmusić. To jest kruczek w tym wszystkim.- przeklną pod nosem. Teraz Jack nie wiedział już nic. Jaki kruczek w tym wszystkim? Czuł się okropnie, ale czy świat ma też tak cierpieć?
-Tak Jack. Bo to on ci to zrobił.-
-Ja…
-Zgódź się Jack!- teraz pojawiła się nowa postać. Była to dziewczyna. Była drobnej budowy o jasnej cerze. Miała przenikliwe połyskujące zielone oczy i jej największy atut. Piękne płomieniste włosy opadające luźno na jej ramiona.
-Kim jesteś?-
-Jestem Elizabeth. Ja pomogłam Mrokowi. Ratowaliśmy ciebie. Chcemy ci pomóc, ale musisz nam zaufać.- popatrzyła na niego z błagalną miną.
-No dobrze, ale co miałbym robić?- oboje się uśmiechnęli. Mrok podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu.
-Na początku. Masz Jack wielki dar. Musimy go teraz szybko wykorzystać.
Skup się na postaci Wilka. Pomyśl o nim, wyobraź go sobie.
Jack zacisnął mocno oczy i zrobił to co go prosił. Pomyślał o takim zwierzęciu. I nagle poczuł lekki, ale przyjemny chłód. Otworzył oczy i zobaczył całe stado wilków. Były zrobione z samego śniegu. Ale czemu ze śniegu? Wyglądają jakby mają się rozpaść. Czemu nie z lodu? I po chwili wilki nie był ze śniegu, ale z lodu. Nie błyszczały na biało w świetle, jak płatki
śniegu tylko na niebiesko, jak lód. Mrok wyszczerzył się i rzucił w nie dziwnym czarnym promieniem. Nagle wilki urosły i pokryły się jakby czarną sierścią. Widać było niebieskawe fragmenty na łapach i przede wszystkim w oczach. Błyszczały w mroku własnym światłem.
-Piękne co?- zwrócił się do Jacka.
-Idźcie. Dopadnijcie tych, którzy nam się sprzeciwiają.-
Zawyły i zawarczały. Wybiegł w stadzie przez widoczne w oddali wyjście. Przepychały się i gryzły. Po ziemi przebiegały głośne dudnienie wyczuwalne w nogach. Po chwili nie było ich. Wybiegły pozostawiając mroźny wiatr. Niby dokonał czegoś niezwykłego, ale czuł się dziwnie, jakby zrobił coś złego .
-Nie Jack! Zrobiłeś pierwszy krok w naszej małej współpracy. Teraz krok drugi.- wciąż trzymał swoją rękę na jego ramieniu, gdy poczuł okropny ból. Odsunął się gwałtownie i widział uśmieszek na jego twarzy.
-Co? C-o ty mi z-zrobiłeś?-
-To co mi się należało. Teraz jesteś pod moją władzą.-
Popatrzył szybko na swoje ramię. Miał tam kolejny dziwny symbol. Po chwili wszystkie zajaśniały granatowym blaskiem. 
W głowie przeleciały wspomnienia. Wypełniały powoli pustkę… Widział jakieś postaci. Krzywdy, które one mu wyrządziły. Widział jak Mrok go ratuje. Jak obtacza go pomocą. Pojawiły się uczucia gniewu i nienawiści do wszystkiego oprócz Mroka…i kogoś jeszcze.
Zobaczył Elizabeth. Poczuł jakie
ś odległe i dziwne uczucie do niej. W ogóle nie pasowało, ale było zbyt silne. Tym uczuciem była sztuczna miłość do niej. Do tego, nad tym wszystkim górowało oddanie i pełne posłuszeństwo do Mroka, jakby był jego środkiem. Jego panem…
-Nareszcie!- wykrzyczał. Nawet podskoczył lekko lądując na ugiętych nogach. Wyprostował się i ścisną mocno pięści. Na twarzy malował się triumf i euforia.
-Tyle lat czekałem na ten moment. Nareszcie!! Mam ostatni fragment, aby świat mi się poddał. Teraz gdy mam ciebie Jack…-
-Pamiętaj, że on też należy do mnie. Jesteśmy połączeni we trójkę.- wtrąciła się Elizabeth.
-Przykro mi, ale już ciebie nie potrzebuję.- w ręce miał jakiś dziwny przedmiot wyglądał jak mały czerwony kamień, na którym widniały symbole jedności. Zgniótł do w ręce, praktycznie bez wysiłku. Gdy otworzył dłoń miał tam tylko sam proszek.
Elizabeth popatrzyła na niego z furią. Ten kamień łączył ją z Mrokiem. Gdy go zniszczył wieź się przecięła. Nie słyszała już myśli Jacka i Mroka, a uczucie Jacka do niej zniknęło bezpowrotnie.
-Dlaczego!? Obiecałeś!!- ryknęła na niego z furią.
-Nie…mówiłem, że ci pomogę, że będziesz miała Jacka w małym stopni. I miałaś…trudno! Może była to niecała minuta, ale nie zamierzam się dzielić.
Strzelił w nią ciemnym promieniem. Elizabeth zrobiła szybki i zręczny unik, ale zbyt późno. Pocisk trafił w jej ramię. Poczuła piekący ból dochodzący aż do kości. Łypnęła na niego spode łba i strzeliła w  niego wielką kulą ognia. Ale nie trafiła…jak to? W sali unosiła się teraz para zmieszana z dymem. Gdy lekko opadła dostrzega postać Jacka. Stał przed Mrokiem chroniąc go wielką lodową tarczą. Mrok z podziwem i drwiącym uśmieszkiem podszedł do niego szepcąc.
-Dobry chłopiec!- poklepał go po ramieniu i wyszedł za niego.
-On już należy tylko do mnie. Bez wahania mogę rozkazać mu cię zabić. Więc masz teraz przed sobą akt mojej dobrej woli. Idź stąd, a przeżyjesz.
-Ty szumowino z…-
-A AAA!!!- machał w boki palcem.
-Bo zmienię zdanie i zaraz zgaszę twój płomyczek. –
Co miała robić. Zerknęła ukosem na Jacka. Stał nieruchomo z ciemnymi jak węgiel oczami. Biel jego włosów powoli zanikała ustępując miejsce nieprzeniknionej czerni. Symbole na jego ciel jarzył się teraz czarnym lekko granatowym blaskiem. Jak mogła? Jack ją ostrzegał przed Mrokiem. Teraz widziała. Co ona zrobiła? Myślała o sobie, nie licząc się z nim. Odebrała mu wolną wolę, czy istnieje gorsza zbrodnia.
-Dobrze odejdę!- powiedziała to ściskając pięści i mówiąc przez zęby.

Mrok już nic nie odpowiedział. Stał szczerząc się i pokazując drzwi. Elizabeth aż się gotowała, dosłownie. Płomienie pokryły jej ręce. Poczuła spływający pot po jej ciele. Obraz się rozmywał lub widziała wszystko w czerwieniach. Nie ruszyła się, ale wystrzeliły płomienie z jej rąk. Uniosła się w powietrze opuszczając salę pozostawiając wielką dziurę w suficie pomieszczenia. Ostatni raz zerknęła w dół. Zobaczyła Mroka ze zdziwioną miną. I jego... Jack stał, już całkiem w cieniu, ale dostrzegła jego twarz. Na niej nie było nic. Jakby nie czuł…  Co ja zrobiłam? Skardziła się i zacisnęła mocno szczęki. Wyleciała i upadła na ziemię z wielkim łoskotem. Poczuła w nogach mocne lądowanie i przeszywające ją dreszcze. Co miała teraz zrobić? Jak pomóc Jackowi i naprawić błędy? Była sama przed mrocznym budynkiem gdzie zostawiła go na pastwę Mroka. Jak mu pomóc?  Była sama…jedna. A może... Ale jak ma pójść do tych których skrzywdziła? Jak prosić o pomoc? Nie zaufają jej. Pewnie zabiją ją na miejscu. Nie zdziwiła by się temu. Już wyobraziła sobie lodowe szpikulce przeszywające jej ciało. Przełknęła głośno ślinę i pomaszerowała w ciemną gęstwinę lasu…

3 komentarze:

  1. Jestem ZŁA !!! Przepraszam, ale po prostu NIENAWIDZĘ tych mrocznych, czarnych wersji Jacka. To mnie tak denerwuje, jak nie wiadomo, co ! Dobrze, że chociaż Elizabeth się ogarnęła, ale masz szybko sprawić, że Jack też się ogarnie ! Bo sama przyjdę do Mroka z pistoletem , i go strzelę !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marta Kot mogę sie do ciebie przyłączyć,ja przyniosę nóż i wreszcie zabijemy tego Mroka co ty na to!!!!???Dosłownie Marta Kot wyjęła mi wszystko z ust więc nie mam nic wiecej do powiedzenia.

      Usuń
    2. Jeszcze bazukę przyniosę. Hehehahhahahahehheehahhah... XD

      Usuń