Przepraszam za opóźnienie, ale net mi wciąż nie chodzi, ale i tak napisałam go na telefonie. Nie gniewajcie się za błędy...wciąż się uczę polskiego, a pośpiech mi nie służy. Nie będę przeciągać i miłego czytania.
Może ten rozdział wam się spodoba!!!!
Jack podniósł rękę ku twarzy i gwizdną palcami. Echo
rozniosło ten odgłos dalej korytarzami w głąb pałacu. Był troszkę
zniekształcony przez głośnie chrapania Kristoffa. Jack stał zwrócony w stronę
jednego przejścia uśmiechał się radośnie i chyba na kogoś lub coś czekał. Elsa
od tak dawna nie widziała jego uśmiechu. Oczywiście gdy był pod władzą Mroka
czasami to robił, ale to nie był on. Teraz jest tu z nią i jest bezpieczny.
Nawet nie zauważyła kiedy do niego podeszła i zaczęła przeplatać swoje palce z
jego. Odwrócił się zdziwiony w jej kierunku. Posłał jej ulubiony z uśmiechów,
trochę łobuzerski, ale czuły i ciepły.
-Królowo poddani patrzą…- jego wzrok powędrował do leżącego
Kristoffa i klęczącej koło niego Anny. Kristoff jeszcze się nie rozbudził, ale
był już bliski. Anna gładziła go po głowie mówiąc coś cicho.
-Nie prawda. Walnęłam jednego i teraz śpi. Więc mamy czas
dla siebie. –Jack roześmiał się, pokazując swoje białe zęby. Chyba to co
powiedziała na temat Kristoffa poprawia mu i tak dobry humor. Spostrzegła
także, że czerń, która kiedyś spowijała jego śnieżnobiałe włosy znikał nie
pozostawiając najmniejszego śladu. Jego oczy znów lśniły błękitem i sam Jack
był rozpromieniony. Jak ona za nim tęskniła. Teraz to on wykonał śmiały ruch.
Jeszcze trochę nie pewnie sięgną ją ręką na pasie i przybliżył do siebie.
Poczuła, że taki niby mały gest, ale cała krew spłynęła jej do policzków. Znów się
zaśmiał.
-Brakowało mi tego…- powiedział rozmarzonym głosek, gładząc
jej pewnie czerwony od rumieńców policzek. Nie wiedzieć czemu, ale wiedziała,
że teraz robi się jeszcze bardziej czerwona.
-To upokarzające…- dotknęła ręką drugiej strony poczerwieniałej
twarzy.
-Dlaczego? Ja uważam,
że to śliczne. Ja nigdy nie będę mógł się rumienić. Chyba, że Kristoff
zrealizuje swoje groźby i mnie lekko podwędzi. Może wtedy troszkę się opalę.-
Elsa nie mogła powstrzymać parsknięcia śmiechem. Wtuliła się w jego tors
nasłuchując pracy jago serca. Już myślała, że tylko jej tak szaleje w piersi,
ale nie. Jemu dudniło teraz z dwojoną siłą. Może ze zmęczenia, ale miała skrytą
nadzieję, że to dzięki niej. Uśmiechnęła się pod nosem i spostrzegła, że ukradkowo
się jej przygląda.
-O o chodzi?- spytała zdziwiona. Jack jakby świdrował ją
wzrokiem, jakby zrobiła mu coś dziwnego.
-Nic. Tylko tyle razy próbowano mi cię wymazać z pamięci, a
teraz jesteś tu ze mną i jakoś próbuję cię utrwalić. Nie chcę cię po raz
kolejny tracić Elso. Ani z oczu ani przede wszystkim z pamięci.- Else zatkało.
Jack mówił jej często coś miłego, ale to było przesłodkie.
-Jack już nigdy mnie nie stracisz…obiecuję.
-Nie możesz obiecać. Zawsze coś może stanąć nam na
przeszkodzie. Na przykład ja jestem nieśmiertelny a ty…- nie dokończył, bo Elsa
zatkała mu usta jednym palce. Zamroziła mu wargi, ale po chwili lód łączący je
znikną.
-A ja także jestem nieśmiertelna.- powiedziała z dumą i
szczerą radością. Myślała, że Jack zacznie skakać lub fruwać w powietrzu, ale
on miał cały czas zdziwioną minę.
-Jesteś…Zostałaś…-
-Obdarzoną tak!-
-Jak? Kiedy? Dlaczego wcześniej nie powiedziałaś?-
-No przedtem byłeś opętany, a potem walczyłeś na śmierć i
życie, jakoś wyleciało mi z głowy… Powiedział wzruszając teatralnie ramionami.
Jeszcze wywróciła oczami i wróciła do Jack. Wciąż był zamyślony i zaskoczony.
-O co chodzi? Myślałam, że się ucieszysz. Ja sądziłam że jak
będziemy razem to i wieczność. Może nie chcesz zrozumiem…- Już chciała odejść
od niego i nawet zrobiła parę kroków, ale Jack ją pociągną, że zrobiła obrót i
wylądowała w jego mocnym objęciu. Uśmiechał się promiennie, a zdziwienie
uciekło tak szybko jak się pojawiło.
-Elso. Myślisz, że nie chcę z tobą spędzić wieczności.
Oczywiście, że chcę. Cały czas martwiłem się jak będzie za parę lat, ale teraz
nie muszę. Kocham cię i liczysz się tylko ty. Życie w nieśmiertelności po tym
jak cię poznałem byłoby bez sensu. Już mówiłem to Księżycowi, że po twoim
odejściu ja też będę chciał. –Elsa wzdrygnęła się na myśl, że mógłby popełnić
samobójstwo tak jak jej ojciec, ale Jack ciągną dalej bacznie jej się
przyglądając.
-Elso bardzo cię kocham i chcę spędzić resztę wieczności
razem z tobą.- Elsie dudniło w uszach, przed oczami zaczęły jej latać mroczki,
ale nie spuszczała wzroku od twarzy Jacka. Postarał się skupić, ale nie było
łatwo. Miał wrażenie, że zaraz zemdleje, a to było by jeszcze bardziej
wstydliwe niż nic nie znaczące teraz rumieńce. Jack powiedział, że ją Kocha. E
tam kocha…powiedział, że chcę byś z nią do końca…świata. Co powiedzieć. Jej
słowa nie ułożą się tak ładnie jak jego po tej wypowiedzi. Już chciała się
odezwać, ale pocałował ją. Jak można by to opisać. Było cudownie. Chciała byś
silna, ale tak dawno go przy niej nie było, że prawie zapomniała jak on
świetnie całował. Niby był zamrożony, ale jego usta przy zetknięciu z nią, tak
jak całe ciało, robiło się ciepłe. Robił to z niesłychaną delikatnością, ale
też z wielkim uczuciem. Elsa w pełni się mu oddała i też zaczęła się udzielać. Wtuliła
się w niego mocniej dotykając jego włosów. Drugą ręką dotykała jego torsu. Teraz
poczuła jak szybko oddychał i jak waliło mu serce. Przez chwilę się bała, że mu
wyskoczy, ale on tylko się uśmiechną i wrócił do całowania. Jeździła ręką po
jego boku, aż natknęła się na wyszarpaną w pancerzu dziurę. Dotknęła przez
przypadek ją lekko, a Jack cicho syknął. Oderwała się od niego i spojrzała na
jego ramie. Symbol wiążący jakby się jarzył, ale po woli zmieniał kształt. Spojrzała
przestraszona na twarz Jack, który zrozumiał jej zachowanie.
-To nic. Troszkę piecze. Nic mi nie jest Elso, nie musisz
się martwić.- chciał ją uspokoić, ale troszkę mu się nie powiodło.
Nie wyglądało to dobrze. Dziwny świecący lekko ogniem znak
jakby wił się na jego ciele. Nie wiedziała co począć i czy to jest normalne.
Ale przecież ugodziła go w pierś sztyletem, który rozerwał łączącą go więź z
Mrokiem, a to z pewnością nie jest normalne.
-Może Księżyc popełnił błąd. Jeżeli ci się coś stanie. Przez
chwilę nie żyłeś. Czułam jak dopiero po chwili zaczęło bić twoje serce…- żaliła
się z tej okropnej chwili, a Jack znów ją mocno objął. Zaczął oswoić jej
niesforny kosmyk wsadzając jej go na ucho. Potem zaczął cicho i delikatnie
szeptać.
-Nie zależnie od tego co się może stać, jesteśmy razem, a to
mi wystarcza.- mogliby tak stać wtuleni w siebie zawsze, ale w korytarzu
doszedł ich dziwny szum. Elsa poczuła chwilowy niepokój, ale Jack był oazą
spokoju, Nawet nie poczuła jak jego mięśnie się napinają. Wpatrywał się w
miejsce z którego dochodził dźwięk i się znów
uśmiechnął.
-Jest już! – powiedział radośnie z lekkim zdziwieniem.
-Cholera jednak jest szybki. Właśnie będę miał koszmary przez
wiele stuleci.
-Co kto to i jakie koszmary?- dopytywała się. Nie wiedziała
o co chodzi i naprawdę zaczęła się denerwować. Jack wreszcie na nią spojrzał i
znów powrócił łobuzerski uśmieszek.
-Wezwałem mojego starego przyjaciela. Kiedyś się
założyliśmy, że jak pojawią się jakieś problemy i gdy go wezwę, mówił z
przekonaniem ,że przybiegnie z końca świata w niecały dzień. I właśnie
przegrałem. Będę musiał mu czesać włochaty tyłek przez godzinę…- właśnie zaklął
pod nosem w jakimś dziwnym nieznanym języku, ale go zrozumiała. Spojrzał na nią
i znów się wyszczerzył.
-Przepraszam, że musiałaś tego słuchać. Będę się musiał
przyzwyczaić, że znasz język Obdarzonych. Koniec świńskich kawałów…- Elsa
chciała już coś odpowiedzieć, ale zagłuszył ją głośny jęk Anny. Od razu
spojrzała w jej stronę i sama krzyknęła. Przed nim stał nie wielki, ale ogromny
wilk. Te, które pokonała w lesie były tylko lekko przerośnięte, ale ten… Sierść
miał białą jak włosy Jacka śnieżnobiałe. Potężne ciało, a przede wszytkim łapy wyposażone
w błękitne lodowe pazury. Do tego dochodziły piękne lecz zarazem groźne
niebieskie oczy, dziwnie podobne do Jacka. Ogólnie bardzo był do niego podobny.
Nie mylisz się,
jesteśmy podobni.
Znów usłyszała jakiś głos w głowie i zaczęła się rozglądać
kto to mógł byś. Jack roześmiał się i poprowadził ją w stronę wilka.
-Elso to jest mój opiekun.-
-C-o?- spytała niemrawo, bo wciąż wpatrywała się wielkimi
oczami w białą postać. Jack wciąż chichocząc zaczął jej tłumaczyć.
-Każdy Obdarzony dostaje swojego opiekuna, gdy no nie wie
kim jest. Ja jedyny się od razu nie domyśliłem i Księżyc go do mnie
przydzielił. Jakbyś ty Elso na przykład została stworzona w osamotnieniu i mnie
nie poznała też byś kogoś takiego miała. –Elsa pokiwała wolno głową, a wilk
jakby się wyszczerzył w uśmiechu.
Muszę go nieustannie
pilnować. Ten chłoptaś zawsze pakuję się w kłopotu i z trudem wychodzi z tego
cało.
-Jako, że teraz przeżyłem bez ciebie to muszę się z tobą nie
zgodzić.- odburknął.
Tak jasne. A ten
incydent w Moskwie, albo w Neapolu lub w Rzymie i nie wspomnę o Pizie.
-Pizie?- spytała Elsa, wciąż poszukując źródła głosu.
-Yyy…Powiedźmy, że krzywa wieża w Pizie nie zawsze była
krzywa.
Została zakrzywiona
przez niego. Albo nie wytrzymała twojego ciężaru, albo zdołowałeś ją
psychicznie.
-Ej wiesz przecież jak to było!- Podszedł bliżej do wilka
wskazując groźnie palcem
Teraz Elsa zrozumiała z lekkim opóźnieniem, że ten głos
słyszany w jej głowie pochodzi od tego wilka.
Jeśli mogę się wtrącić
to nie wilka. Jestem o wiele wyżej w hierarchii niż te pozbawione oswojenia
bestie.
-Tak, a ty jesteś
udomowionym pieskiem. Bo uwierzę.- powiedział z drwiną Jack. Elsa niepewnie
wreszcie odzyskała trzeźwość umysłu.
-Słyszysz co myślę?- zdziwiła się i lekko wystraszyła. Co
mógłby wyczytać z jej głowy. Odruchowo się zarumieniła.
Nie do końca. Wychwytuję
tylko te myśli, które krążą w głowach jakby z lekkim okrzykiem. Jakbyś myślała o
czymś tak, jakbyś krzyczała to wtedy to usłyszę.
Elsa od razu jakoś się uspokoiła. Jej głowa została
uspokojona. Pomyśleć ile mógłby w niej wyłapać chwil o których nie powinna
wspominać. Znów się zarumieniła i zaczęła szybko mówić, aby ochłonąć.
-A więc po co wezwałeś swojego opiekuna. Przecież już nic
nam nie grozi.- Jack nie od razu odpowiedział. Popatrzył znacząco na
przyjaciela i mogłaby się założyć, że właśnie coś mu przekazuje. Po chwili dopiero
popatrzył na nią z wymuszonym uśmieszkiem, który miał zmienić temat.
-Chciałem się rozerwać i przy okazji sprawdzić czy mnie nie
oszukiwał z tym swoim bieganiem. W końcu jesteśmy w innej krainie…- to było
całkiem logiczne, ale była przekonana, że czegoś jej nie mówi.
A właśnie! Jesteś mi
winny czesanie. Wybierz jakąś dobrą szczotkę, bo chyba mam dużego kołtuna na…
-Oszczędź mi na chwilę szczegół. Naprawdę zero wyczucia. Niedawno
omal nie zginąłem, z teraz mnie torturujesz….Też mi opiekun.- prychną na niego
i wrócił wzrokiem do Elsy.
Ale i tak nie zapomnę.
Uwierz, ja też żyję wiecznie… Dobra to co przejdziemy się? Dawno razem nie
biegaliśmy.
-To prawda. –spojrzał rozpromieniony na Elsę.
-Chcesz się przejechać?- spytał łobuzersko się uśmiechając.
-No nie wiem…- chciała zaprzeczyć, ale po chwili Jack już ją
poderwał od ziemi i teraz siedziała na gigantycznym wilku obtoczona wszędzie
miękkim śnieżno białym futrem. Popatrzyła na podnieconą twarz Jacka i ogniki w
jego oczach.
-Gotowa? Tylko trzymaj się mocno. To będzie ostra jazda…
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :-)
OdpowiedzUsuńNo i nareszcie Jelsa :) Czekam na kolejną notkę. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńTAK !!! Moje życie znów ma sens ! Już zwatpiłam w to, że jeszcze dodasz Jelsie... Ale na szczęście, dodałaś ! :-) Tego właśnie brakowało ! Teraz jest po prostu perrrfekcyjnie !
OdpowiedzUsuńA apropo samego rozdziału : Super pomysł z tym opiekunem, i jeśli mogę, chciałabym dać Ci pomysł na opiekuna dla Elsy. :-) Oczywiście, moim zdaniem, powinien być to Jack. :-) Tak, wiem, że sądząc po mnie, napewno, bardzo trudno byłoby się tego domyślić... (Ach, ta ironia w piśmie... :-) Oczywiście, jeżeli wymyśliłaś już miliard razy lepszy pomysł od mojego na opiekuna dla Elsy, wypaczam XDDD Wiem, że piszę Ci teraz jakieś nieogarnięte rzeczy, ale to po prostu przez to, że chyba coraz bardziej pogrążam się w moim własnym, internetowym świecie... Cyberpunk, Jelsa, Kotołaki, Kuroshitsui, Harry Potter... Mam mnóstwo zainteresowań, i od ich nadmiaru, chyba staję się szalona XD. :-)