Przepraszam, ale dzisiaj króciutko. Znów mam problem z netem, ale obiecałam wam pisać i nie zostawiać. Jutro dłuższy i ciekawszy. Mam nadzieję, że spodoba się wam wstęp do nowego wątku... Nic nie zdradzam do jutra!!!!
-On mnie nie przestaje zadziwiać…- powiedziała Anna gładząc
włosy śpiącemu Kristofowi.
-Mógł przed chwilą umrzeć, a teraz chrapie sobie w najlepsze…
Jack przyglądał się tej scenie z daleka. Kristoff leżał na
ciemnej i mrocznej posadzce, a koło niego klęczały Anna i Elsa. Obie uśmiechały
się i zajmowały się śpiochem. Znów jego chrapnięcie odbiło się echem w
opustoszałym pałacu. Jack miał dość. Czuł się potwornie… Nie wiedział co jest
gorsze okropne poczucie winy związane z Elizabeth i Pożeraczami czy koszmarne
zmęczenie i przeszywając ból. Miał dość! Jego życie ostatnio nie było
najlepsze, ale starał się patrzeć na pozytywy. Chociaż oni przeżyli, a on cudem
wliczał się w ich skład. Odesłał Pożeraczy i świat może odetchnąć z ulgą, nie
czekając na zniszczenie. Mrok został wreszcie raz na zawsze pokonany i zostanie
surowo ukarany. Ta myśl jeszcze bardziej go ucieszyła. Uśmiechną się lekko pod
nosem i oparł się o ścianę. Zamkną oczy, aby choć na chwile przestać myśleć. Niestety
umysł wciąż miał trzeźwy i pracował na najwyższych obrotach. Adrenalina
powstała w walce z Mrokiem o władzę na Pożeraczami, wciąż płynęła w jego krwi. Ból
po zacięciach od noża Mroka i sztyletu wbitego w jego pierś przez Else dawały
mu siwe znaki. Dziwnie było to, że bolały go symbole na jego ciele. Paliły i
znów miał uczucie, że wrzynały się w jego skórę, coraz głębiej się
zapuszczając. Zsuną się po ścianie podciągając bliżej klatki nogi. Nic mu się
nie chciało… Stracił wszelkie siły. Nagle poczuł lekki i delikatny dotyk dłoni
na policzku. Niechętnie, ale ciekawość go zżerała, otworzył oczy. Okazało się,
że jest w swojej sypialni już w pałacu Arendell. Wstrząsnęło go to… Jak się tu
znalazł? Dlaczego nie pamięta tego, może zasną? Ale kto? Te pytania pozostały,
ale trudnił się tym, że nikogo tu nie było. Leżał na łóżku, sam…ale ktoś go
obudził. Może mu się zdawało? Nagle zobaczył Elizabeth. Stałą przy oknie
wpuszczając promienie słońca do jego pokoju. Uśmiechała się szeroka i była taka
rozpromieniona. Zmieniła się… Wyglądała bardziej dojrzale i pięknie. Włosy tak
jak dawniej opadały jej ognistymi falami na ramiona i pozostał ten zielony
błysk w jej oczach. To pozostało, ale reszta. Była wyższa i jej cera przybrała
dziwnego koloru złota. Miała na sobie piękną, przewiewną białą szatę zakończoną
małymi akcentami w kolebże miodu. To wszystko było do zniesienia, ale ta
poświata, która spowijała ją, była jakaś dziwna. Po chwili wpatrywania się w
nią zobaczył, że tworzy zarys rozłożystych złotawych skrzydeł. Zapierało mu
dech w piersiach. Elizabeth z cichej lecz później wybuchowej myszki, stała się utożsamieniem
wytworności, ale zawsze jej to przychodziło z trudem.
-Jack wiem, że nie możesz się pogodzić z moim wyborem.-
odezwała się wreszcie jako pierwsza i zaczęła się powoli przybliżać w jego
stronę.
-Nie to jakoś jest do zaakceptowania, ale gdyby nie ja nie
musiała byś tego robić. Sam powinienem tak postąpić. Odpokutować winy…- spuścił
głowę, nie mogąc dalej patrzeć na swoją przyjaciółkę.
-Jack to nie twoja wina. Ja sama jestem za to wszystko
winna. Gdyby nie moja zazdrość i ślepota nigdy by się to nie wydarzyło.- Jacak
już nie wiedział co powiedzieć. Ten argument miażdżył wszystko.
-To było moje przeznaczenie Jack. Zostałam wybrana na osobę,
która miała nosić w sobie dar Ognia do czasu, gdy urodzi się odpowiednia osoba.
Tak się wydarzyło. Księżyc dostrzegł tą osobę i ją Obdarzy. I tak musiałabym
oddać nieśmiertelność i zdolności, ale mogłam pomóc Kristofowi. Ty też byś to
zrobił…-
-Tak zrobiłbym.- uśmiechnęła się znowu. Podeszła do niego i
położyła rękę na jego ramieniu.
-Nie wiesz, jaka jestem szczęśliwa. Księżyc powierzył mi
pewne zadania, które są dla mnie stworzone. Jeszcze się zobaczymy.
-Jakie zadania?- spytał, bo uważał tą mowę za pożegnalną. Nie
chciał aby odchodziła.
-O to jedno z nich. Jack musisz byś gotów. Zostały Obdarzone
dwie wybrane osoby. Musisz je odnaleźć i wytłumaczyć kim są. Musisz ich nauczyć
wykorzystywać swoje zdolności, by pomagały ludziom i światu. Nie pozwól aby
byli samotni tak jak my kiedyś.- jej ręka spoczęła przez chwilę na jego
policzku i zaczęła zanikać. Po chwili rozpłynęła się w jaskrawym blasku i
zniknęła.
Jack otworzył oczy i zobaczył, że wcale nie był w zamku. Wciąż
siedział przy ścianie…skulony i wpatrujący się w przyjaciół. Miał wrażenie, że
przez ułamek sekundy tutaj był z Elizabeth o wiele dłużej. Wiedział, że nie
będzie miał wytchnienia. A tak o tym marzył. Ma kolejną misje, która nie jest
wcale prosta. Musi odnaleźdz dwie osoby rozproszone po świecie. Co to dla
niego.. On sam przeszukujący miliardy ludzi. Cześć jestem Jack, czy jesteś Obdarzonym?-
super pytania. O rany…Nie no łatwizna. Wstał niechętnie z podłogi i chwiejnymi
krokami podszedł do reszty. Elsa od razu popatrzyła na niego ze szczerym
uśmiechem.
-Może wyniesiemy się stąd, zanim firma sprzątająca się
wkurzy?-
-A co z Kristofem? Nie chcę go budzić.- chciał jej
odpowiedzieć, że będzie ogłuszał ludzi w królestwie, ale błagalny wzrok Anny go
powstrzymał.
-No dobra!- uniósł ręce ku górze i nagle go olśniło.
-Nie mogę obiecać, że się nie obudzi na tej przejażdżce.-
powiedział to uśmiechając się szeroko. Zobaczył zdziwione miny dziewczyn i
mimowolne wzruszenia ramion.
-Jaką przejażdżczkę? Mamy twój powóz koło zamku. –odezwała się
Elsa wstając.
-Ostatnio, nie mieliśmy lekko i chciałbym się troszkę
zrelaksować. Pozwolicie?- spytał lekko się kłaniając. Elsa niepewnie się uśmiechnęła
i potaknęła głową.
-Dobrze! A więc pokarzę wam mojego przyjaciela…
EJ no ! Czemu nie ma Jelsy ?! Gdzie są romantyczne momenty, ja się pytam ?! Już chyba przez około 15 rozdziałów, nie było ZUPRŁNIE NIC o Jelsowej miłości... I teraz też nie ma ! Więc lepiej wstawiaj szybko coś romantycznego, bo Cię spotka Lauren z mojego bloga, i nie będzie już tak wesoło !
OdpowiedzUsuńDon't sorry, that just a joke. :-)