Frozen Love

Frozen Love
Forever

piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 39 Wojna o wszystko!

 Przepraszam za opóźnienie i ewentualne błędy...polski! Ale to nic! Dużo chciała tu napisać i powiem wam jedno to ten rozdział na, który czekaliście...Miłego czytania!!!

Mrok stał na końcu sali kipiąc gniewem i patrząc ze wściekłością na wszystkich, a przede wszystkim na Elsę. Pomogła mi stanąć, ale czułem jak drży na całym ciele. Nic dziwnego… Mrok nie był sam za nimi czaiły się dziwne cienie, które co jakiś czas się wyłaniały i pokazywały swoją prawdziwą postać. Wyglądały strasznie! Ale tymi słowami nie można opisać wszystkiego. Był ogromne niczym dwie wielkie szafy połączone ze sobą. Spowijał ja mrok, ale znajdowały się na nich elementy lodu. Jack zrozumiał…to on je stworzył! To on przyczynił się do powstania takich demonów, które powinny smażyć się w piekle…lub chodziarz rozpuścić. W jego głowie mignęło okropne wydarzenie.
Widział jak stał zadowolony rozluźniony, koło Mroka. Nie chciał go kopnąć, poćwiartować ani nic takiego. Przyglądał się mu z podziwem i kiwał jak mały oswojony pudel. Gotował się na samą tą myśl, ale to nie sprzyja jego mocom. Zobaczył jak łączą swoje moce. Eksperymentują…tworzą coś co nie powinno nigdy powstać, a sama myśl zasługiwała na potępienie. Ale stworzyli. Były to istoty spowite z czystego mroku, którego nigdy nie będzie brakować. Dlatego nie można ich zniszczyć. Połączenie z nieugiętym i nie uległym lodem, dawał im moce równe winowajcy…Jemu! Stały na dwóch nogach lub kolosach, ale widział, że mogą zaczął się zmieniać zależnie od otoczenia czy przeciwnika. Mogły przybierać najróżniejsze postacie. Lód spowijał lekko nogi, przechodził do rąk które wyglądały jak ostre brzytwy. Na samej górze głowa była czarna, ale oczy lśniły błękitem i spowiła także rzędy ostrych kłów wychodzących z potężnie zbudowanych paszczy. Jeżeli ktoś widział coś najstraszliwszego na świecie nich to pomnoży przez nieskończoność…
Mrok przeszedł delikatnie i pewnie koło nich, głaszcząc jednego z boku.
-Prawda, że piękne! Dziękuję ci Jack! Bez ciebie nie miałbym tyle mocy, aby stworzyć coś równie cudownego.- Jack zaciskał pięści i zaczął się na nich pojawiać gruby lód.
-To ma byś cud! To wbrew naturze! Coś takiego nie powinni nigdy istnieć! Zniszczy wszystko na swojej drodze, czyli cały świat!!!- krzyczał, a głos odbijał się od ścian echem, tworząc wielką komorę dźwiękową. Nagle to zostało zagłuszone przez złowrogi śmiech Mroka.
-Przecież to jest cudowne. Jack tak jak ja będziemy wspólnie patrzeć na upadek świata, a wtedy zostaniemy jego jedynymi władcami.- w jego oczach czaił się blask lub zwykłe ogniki szaleństwa.
-Nie! Nigdy nie chciałem tego stworzyć!- pokazał na jednego z przedstawicieli zniszczenia.
-Ależ chciałeś to twój pomysł! Nawet ich nazwałeś! Pożeracze…czyż nie jest idealne?!- Jack zamarł. Jakby był pod całkowitą władzą Mroka nie zrobiłby czegoś takiego. Jak on sam mógł to stworzyć. Sam zaprowadził zniszczenie całego świata. Elsa zobaczyła jego zmagania i opuszczoną winie twarz.
-Jack to nie twoja wina!- zaczęła szukać jego wzroku, ale nie miał zamiaru na nią spojrzeć. Był ostatnim zdrajcą… zdrajcą całego świata. To wszystko nad czym pracował. Przyjaciele, dzieci, obowiązki strażnika i Elsa. To wszystko dostał od Księżyca. Został Obdarzonym, a on zrobił coś takiego. Nie mógł go zawieść!!! Przeszedł dalej do Sali mimo sprzeciwu przyjaciół i głośnego krzyku Elsy. W głowie gotował mu się plan…jedyna szansa.
-Jeżeli uważasz, że ja je stworzyłem i przede wszystkim…wymyśliłem- ostatniego bez przymusu nigdy by nie powtórzył.
-Mam prawo do władzy nad tą armią!-
-Nie!! Nie możesz…- sprzeciwiał się Mrok.
-Mogę! Słuchajcie pożeracze! Jam jest waszym stworzycielem i Mrok. Zamierzam walczyć o władzę nad wami. Jeśli wygram oddacie się w moje ręce niekoniecznie wychodzą z tego z istnieniem, ale gdy wygra Mrok, będzie miał takie same prawa. Przyjmujecie warunki o pojedynek.- z ust potworów wydobył się zduszony, ale równie przerażający ryk.
Nagle Jack, Mrok, Elsa i trochę niezrozumiale w głowie Elizabeth rozgrzmiał mrożący krew w żyłach głos… Na sam jego dźwięk, chciało się uciec waląc głową o ścianę. Włosy stawały dęba, ale wszyscy wytrwali.

Zgadzamy się Stwórco. Ale wiec, ty chciałeś tego co Mrok. Nawet po części widzimy twą naturę. Stworzyłeś nas z własnego pomysłu. Wiemy, że masz szlachetne cechy, ale ciemność także zagościła zbyt często w twoim ciele. Jesteś podatny na nią, ale teraz walcz o władzę nad nami. Pożeraczami Światów.

Nie był to odgłos jednego ryku, ale tysięcy łączących się w jeden, aż omal nie rozwalał czaszki głowy. Wszyscy oprócz leżącego na podłodze Kristoffa i Anny, która się nim zajmowała, spoglądali na Jacka. Nie chciał tak sterczeć. Musiał naprawić swoje winy…
-Może wyjdziemy na zewnątrz. Później przemienię twoją budę w perzynę!- fuknął Jack na Mroka, który śmiał się kpiąco.
-Myślisz, że mnie pokonasz, chłopczyku? Jestem potężniejszy dzięki tobie. Ta chwilowa więź miedzy nami odebrała twoje siły, dając je mnie. Nadal uważasz, ze masz jakiekolwiek szanse?- Jack wiedział co może stracić. Życie, przyjaciół, świat…Elsę! Wszystko spoczywało na jego barkach, nie mógł się wycofać.
-Jak chcesz zrezygnować to mów to prędzej!- odparł kierując się do ściany. Zamroził ją całkiem, po czym stworzył idealnie wyważony lodowy miecz. Zamachnął się i jednym ruchem zrobił gigantyczną dziurę w ścianie wychodzącą na ciemną polanę. Koło niej znajdowało się sporawe jezioro, a w oddali słychać było szum fal od morza.
Przeszedł przez nią tak jak Mrok i pozostali. Elsa patrzyła na niego przerażonymi oczami lekko szklistymi od łez. Miała skrzyżowane ręce. Nagle obtoczyli ją Pożeracze, aż się wzdrygnęła. Znów usłyszałem ten okropny głos.

Nie martw się, nie ugryziemy jej, chyba, że poprosisz.

-Nie. Nie poproszę!- odparł szorstko i spojrzał na stojącego trochę oddalonego Mroka.
Wyczarował swoją długą i podstępną kosę. Wyglądał trochę jak pan śmierci, ale Jack szybko odpędził to skojarzenie. Nigdzie się nie wybiera.
-Zaczynamy!- krzyknął.
Po tych słowach zniknął w mroku. Jack przeczuwał, że nie będzie to czysta gra, ale to było jeszcze trudniejsze. Nie miał szans. Mrok może pojawić się w każdym zaciemnionym miejscu. Nagle poczuł świst powietrza za sobą. Wielka kosa zamachnęła się na niego, ale szybko schylił głowę. I tak miał lekko skrócone niesforne kosmyki. Odskoczył na bok, ale po broni i przeciwniku nie było śladu. Rozglądał się i miał szeroko otwarte oczy. Znów chłód, ale tym razem niżej. Wyskoczyła nagle ręka zrywająca go z nóg. Uderzył o ziemię, która nie była w całości pokryta trawą. Małe zaostrzone kamyczki powbijały się mu w głowę, tworząc coraz głębsze rany. Chciał się poderwać, ale ręka teraz z czarnym nożem przecięła mu rękę po długości przedramienia. Zabrał ją szybko zamrażając dłoń, ale znów pustka. Rana krwawiła i się nie leczyła. Widział, że to jest na życie wieczne i potępienie… Kolejna seria małych i bolesnych cięć. W nogi raz w plecy… Walka była nie równa, a on bezsilny.
Elsa krzyczała, abym się nie poddawał. Moja siła życiowa…Nagle zrozumiałem walczę przede wszystkim także o Elsę. Nagle mój kamień połączony z nienaturalnym balaskiem księżyca oświetlił polanę. Mrok wypadł ze znikającego cienia z wielkim trzaskiem. Uśmiechając się zaatakowałem. Tak to mogę walczyć!- pomyślał. Stworzył zatrute sztylety i zaczął nimi rzucać. Kilka spudłowało, ale przynajmniej jeden trafił Mroka w nogę. Wyją go z sykiem. Widziałem jak robił się słabszy i wolniejszy. To moja szansa. Stworzyłem miecz już do niego biegłem, ale nie poddawał się bez walki. Znów zamachnął się kosą, ale podskoczyłem ku górze i przeleciałem na jego tył. Zahaczyłem mieczem o jego głowę i w ręku pojawiło się nowe ostrze.
-Pamiętasz nasze eksperymenty? Oto miecz z jadem skorpiona piekieł. Zabija wszystko nawet nieśmiertelnych. Sam to wymyśliłeś.- I pociągną sztyletem po jego ramieniu. Jakby małe skorpioniki weszły w ranę i Mrok upadł na ziemię. Wił się i powoli konał.. Miał już odejść gdy jeden skoczył mu na nogę. Wznosił się ku górze prosto na jego piekące ramie, gdy zamarł i zleciał. Ramie świeciło… Nagle oślepił ich wszystkich blask. Nie chciał przez chwile otwierać oczu, bo przez zamknięte powieki, światło go raziło, ale tym razem głos w jego głowie był kojący i delikatny.

Jack. Spójrz na mnie.

Jack wiedział, kto przed nim stoi. Od razu otworzył zdziwione, ale pełne podziwu i zaszczytu oczy. Ukląkłby, albo coś. Hycał płatkami śniegu lub podskakiwał, ale był cały sztywny. Dopiero teraz spostrzegł jak bardzo jej zmęczony i słaby. Postać Księżyca się uśmiechnęła.

Wiem, że dużo przeszedłeś, ale wiele przed tobą. Moja decyzja co do twojego obdarowywania, była najlepszą od czasów Simona. Widzę jak walczysz za to co kochasz. Rób tak dalej. Przyszedłem tu bo wiedzę, że będziecie mnie potrzebować. Wasz przyjaciel jest ciężko ranny.

Wszystko co Jack czuł radość, ulgę, zachwyt wszystko to znikło i pojawiło się poczucie winy. Przecież on zranił Kristoffa sztyletem nasączonym trucizną. Powoli, ale skutecznie rozchodziła się teraz po jego niewinnym ciele. Pozostawiając na końcu tylko jego śmierć.
 Nie czekał na dalsze słowa. Odwrócił się id Księżyca i pobiegł do wielkiej stworzonej przez niego dziury w ścianie. Pobiegł po gruzach i kawałkach lodu i znalazł ich. Elsa i Anna obtoczone pożeraczami i on. Kirstoff leżał prawie bez ruchu, cały blady i lśniący od potu.
Zobaczył go i się wymuszenie uśmiechną.
-Frost! Żyjesz chłopie! Cieszy mnie twój widok i twój cały zamrożony tyłek.- nawet bliski śmieci uśmiechał się i żartował, a Jack nie mógł na niego patrzeć. Ogarnęła go nienawiść do samego siebie.
-Przepraszam cię… Powinienem byś to ja. Nie ty! Nie zasłużyłeś na to…- uciszył go nie pewnym gestem dłoni.
-Jack…Jesteś cały! Zginąć za przyjaciela to dobra śmierć.- gdy powiedział to jedno słowo Anna ledwo się powstrzymała od rzucenia się niego. Płakała i wciąż ocierała nowe łzy już mokrą sukienką. Nagle pomieszczenie wypełniło się światłem. Do pomieszczenia wkroczył Księżyc wraz z Elizabeth. Nie patrzyła na nas i miała zadumaną minę.

Wiem, że przechodzicie trudne chwile, ale Elizabeth chciałaby wam coś powiedzieć.

Elizabeth wreszcie spojrzała na nas i na jej twarzy pojawił się dziwny uśmiech.
-Księżyc mówił, że powinnam być obdarzoną. Jestem nieśmiertelna, ale dzięki Jackowi. Dlatego chcę oddać moją nieśmiertelność za życie Kristoffa.
-Elizabeth…- zaczęła zdziwione Elsa.
-Uratowałyśmy Jacka. Obiecałam, że odejdę. A teraz mam wybór. Mogę uratować Kristoffa i iść razem z Księżycem. Moje życie nie jest tak wartę jak jego.
-Proszę Elizabeth…- tym razem był to Jack, ale nadal na nich nie patrzył.
-Już postanowiłam Jack. Wybaczcie za moje czyny i przyjmijcie ten gest na odkupienie win.- teraz zwróciła się do Księżyca.
-Jestem gotowa!- opowiedziała pewnie i zerknęła z ukosa na Jacka.
W pomieszczeniu rozbłysło nie białe lub żółte światło lecz pomarańczowe wpadające w czerwień. Po chwili zniknęło tak jak Elizabeth. Księżyc stał lekko się uśmiechając. Jack spojrzał szybko na Kristoffa i stwierdził, że na jego twarzy już nie ma potu i pojawiają się rumień i kremowa cera. Odetchną na ten widok, ale wicią zadręczał się oddaniem Elizabeth.

Jack. Te słowa są skierowane do ciebie. Elizabeth oddała swoje życie dla Kristoffa, aby nie stawać ci na drodze do szczęścia. Kochała cię, ale widziała jakim uczuciem darzysz Else. Odznaczyła się i teraz zostanie nagrodzona. Obiecaj, że nie będziesz się zadręczał, bo to nie koniec kolejnych informacji. Elizabeth jak wiesz podstawiała ogień. Ty jesteś panem lodu i przez to zachwiana jest równowaga. Mrok także umarł na zawsze i jego dusza będzie potępiona. Dlatego muszę powołać nowych Obdarzonych. Rozglądaj się i poleć to innym strażnikom. Daj sobie pomóc, ale bądź czujny i wytrwały.


Po tych słowach Księżyc ich opuścił. Jack stał jeszcze tak przez chwile wpatrując się nieobecnym wzrokiem w ścianę. Nowi obdarzeni. Ale kto? I jak ma ich znaleźć? Kto je dostanie? Dwie moce Ogień i Mrok…Rozmyślał jeszcze przez chwile, ale usłyszał znajome pochrapywanie. Odwrócił się i zobaczył Kristoffa już w pełni zdrowego, który drzemał sobie w najlepsze na kamiennej posadzce. Jack nareszcie poczuł, że ofiara Elizabeth nie poszła na marne…

2 komentarze:

  1. Wspaniały blog ! Bardzo przyjemnie się go czyta :) życze dużo weny i czasu :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mrok martwy? Kicha. Ale czytam dalej!

    OdpowiedzUsuń