Zapewne dobrze wiecie, kogo jest to wezwanie, ale może was trochę zaskoczę. Mam nadzieję, że się spodoba i się nie gniewacie za nieobecność... A i przepraszam za ewentualne błędy...Ach ten polski!
-Nie mówisz poważnie…prawda?- powiedział niepewnie Kristoff.
-Niestety tak. Jack jest teraz całkowicie pod jego władzą i
Mrok korzysta z jego mocy. Mogą narobić niezłego bałaganu. Czytałam w
Cyrusimie, że łączenie aż tak potężnych mocy, może zrobić wiele dobrego, albo…- zawahała się. Popatrzyła na przerażone twarze
utkwione w niej i tylko czekające jak skończy.
-Albo zniszczyć cały świat.- Usłyszała jak po kolei wstrzymują
powietrze, albo przełykają głośno ślinę.
-Niby jak!? Przez te wilczki. Elsa rozgromi te niegrzeczne
kundle swoim batem, prawda?!- spojrzał teraz błagająco na Elsę, ale ona wciąż
była nie obecna duchem.
-Nie. Te wilki jak wam mówiłam to początek. Mrok chce stworzyć
przerażające stworzenie i podporządkować sobie wszystkie wymiary magiczne i
świat ludzi. Po kolei za sprawą Jacka.
Dlatego musimy szybko ich rozdzielić. Im dłużej Jack jest z
nim połączony tym trudniej będzie bo uwolnić. Teraz jest jeszcze otępiały i
kieruję się samymi poleceniami, ale później sam będzie podejmował decyzje opowiadające
Mrokowi.-
-Nie wierzę! Frost ma swój porąbany łeb… Ale nie jest tak
głupi. Na pewno jest tego świadomy.-
-Nie. Zaklęcie wiążące jest bardzo potężne.-
-Ja nic nie kumam. O co w nim chodzi…- powiedział
zrezygnowany Kristoff.
-Rany! Nic dziwnego, że wyrzucono cię z zerówki. Gdy już
zwiąże się wybrane osoby powstaje mocna więź. Jedna wybrana jest dominująca. Wpaja
to co chce drugiej nie zważając na jego wolę. Jack zapomniał o wszystkim innym.
W głowie ma teraz tylko Mroka, jego polecenia są teraz dla niego święte tak jak
on. Zrobi wszystko dla niego…
-I ty chciałaś to zrobić dla siebie. To chore!- wtrąciła się
Anna.
-Wiem … Wiem, ze to nienormalne. Ja nie wiem co robiłam. Chciałam
odebrać mu wolną wolę i zmusić do kochania mnie, ale już nie chcę. Naprawdę,
chcę mu pomóc i odpokutować winy.-
-Nie wierzę ci…- powiedziała cicho Elsa. Zwróciła się w
stronę Elizabeth ze widocznymi łzami w oczach.
-Nie wierzę, że ty się zmieniłaś. Nie zważałaś na jego wolę
wcześniej to dlaczego teraz miało by byś inaczej.-
-Ja przepra…-
-On chciał mnie wtedy zabić!- wykrzyczała, a jej głos odbił
się od lasu i kamiennego muru.
-Elso.- Anna chciała do niej podejść, ale pokazała ręką, że
nie chcę.
-Wiem co zrobiłam. Widzę to teraz. Byłam zaślepiona
obietnicą Mroka, ze wreszcie nie będziemy sami. Wiesz chyba dobrze co to za
uczucie. Nie mieć nikogo takiego jak ty. Kto cię rozumie i pomaga.-
-Wiem.-
-Naprawdę, pomogę Jackowi i odejdę. Nie wrócę nigdy, mogę
się nawet oddać w twoje ręce. Możesz mnie zabić, nadziać na sopel, zamrozić co
chcesz. Wisi mi to. Moje istnienie jest pomyłką miałaś rację.- Spuściła głowę i
odwróciła się w stronę lasu. Miała już iść w jego stronę, ale Elsa znalazła się
za nią i wzięła ją za rękę. Towarzyszył jej zimy wiatr, ale w jej twarzy nie
było nic wrogiego. Patrzyła na nią z uczuciem i szklanymi oczami po łzach.
-Teraz mogę ci zaufać. Przekonałaś mnie. Ale uważaj musisz
pokazać, że się zmieniłaś i nam pomóc.-
-Zrobię wszystko co trzeba.- Wymieniły spojrzenia i się
uśmiechnęły. Pierwszy raz atmosfera pomiędzy nimi nie była napięta. Elsa
wytarła oczy i spojrzała teraz na Kristoffa.
-Na pewno uda ci się przetopić te kajdany na nóż?- na powrót
na twarzy wystąpiło zdeterminowanie.
-A myślisz, że te mięśnie były rzeźbione tylko przez lód.
Nie schlebiaj sobie…-
-Dobra, a teraz jak się ram dostaniemy?-
-Tym się nie martw. Sprowadziłam wasz pojazd.- gwizdnęła i
po chwili usłyszeli znajome rżenie koni i stukot kopyt i kół. Nagle spomiędzy
drzew wyłoniła się lodowa kareta Jacka. Konie były jak zwykle gotowe do drogi i
wierzgały co chwilę.
Wszystko było znajome, ale powóz sam w sobie się zmienił. Lód
który go tworzył był prawie przeźroczysty i wyglądał na bardzo kruchy.
Wcześniej mienił się błękitem i mocą. Konie były silne, ale tak samo jak powóz
wyglądały jakby chciały się rozsypać na płatki śniegu
-Dojedziemy tym na miejsce? Nie lubię, aż tak lodu. Mogę iść
pieszo.- wymigiwał się Kristoff.
-No wiesz mamy tu kolejnego mistrza lodu.- spojrzała ciepło
na Elsę. Odwzajemniła to, ale znowu wyglądała na zakłopotaną. Podeszła powoli
do jednego z koni i poklepała go po boku. Potrząsną zadowolony grzywą, ale na
dłoni Elsy pozostał śnieg. Popatrzyła na niego i zaczął się po woli rozsypywać.
Szybko znów go dotknęła i po chwili jego wnętrze wypełnił błękit. Wyglądał na
mocniejszego i jeszcze bardziej radosnego. Popchnął ją trącając głową w stronę
innych koni. Elsa pomogła im wszystkim, a potem dotknęła samego wozu. Znów
wypełnił się niebieskim kolorem, ale biło teraz od niego jasne światło. Uśmiechnęła
się zadowolona i odwróciła do pozostałych.
-A teraz Kristoff. Potrzebujemy woźnicy.- Pstryknęła palcami
i strój Kristoffa zmienił się w tani i poszarpany garnitur i był o wiele za
mały dla niego.
-Ej! Co to ma być!!- Dziewczyny zaśmiały się, ale Kristoff
nie był zadowolony. Próbował podejść do sanek, ale każdy ruch był utrudniony.
-Elsa!! Gacie wżynają się w mój tyłek jak jakieś springi!!-
krzyknął zrozpaczony.
Elsa ulitowała się nad nim i znów Kristoff był w swoich
starych ubraniach. Odetchnął z ulgą rozmasowując tyłek.
-Nie będę mógł siadać przez tydzień. Tak mi go wyjeździłaś,
że jest głębszy niż rów mariacki.
-No już już! Teraz jedziemy.-
Dziewczyny wsiadły jeszcze się śmiejąc, a Kristoff zajął
miejsce z przodu. Powoli jakby sięgał, że poduszka go ugryzie wreszcie usiadł.
Odetchnął z ulgą i otworzył okienko do środka.
-Mam szczęście, że poduszka jest miękka. Szczerze fajnie
chłodzi.
-No już nie zapędzaj się ze zwierzeniami i jedź.- Kristoff
posłusznie odwrócił się i szarpną lejce. Konie tylko na to czekały i polecieli
szybko przed siebie. Powóz mknął jak nigdy przedtem.
-Troszkę go ulepszyłam.- powiedziała reszcie.
-Czujemy! Już moja kolacja uciekła ode mnie.- powiedział
Kristoff hamując kolejny napa wymiotowy. Elsie się podobało. Od dawna nic ją
tak nie orzeźwiło. Nareszcie się jakoś wyluzowała. Zimny i chłodny wiatr
pomagał jej z nerwami. Wciąż się zamartwia o Jacka, ale teraz…czuję się wolna.
Nie nacieszyła się długo
bo właśnie stanęli przed zakładem kowalskim. Anna i Elizabeth wyszły, ale ona
zdziwiona i lekko oburzone jeszcze siedziała na miejscu.
-Sama go tak ulepszyłaś.- powiedziała Anna. Jako siostra
rozumiała Elsę bez zbędnych słów.
Wysiadła jeszcze trochę smutna, ale chłodne powietrze wieczoru
polepszyło jej humor. Dostrzegła Kristoffa, który miał nienaturalny kolor
twarzy. Pomiędzy zielonym, a żółtym… naprawdę trudno było określić.
-Rety… Elsa chcesz mnie wykończyć!- powiedział zasłaniając
usta ręką.
-A co za wolny. Może go przyśpieszę.
-NIE!!! Nie trzeba!- powiedział szybko ledwo łapiąc dech.
Zaśmiała się i poszła przodem. Zapukała do obszernych drewnianych
drzwi i usłyszała ujadanie psa. Zaświeciło się światło i po chwili otworzyły
się. Staną przed nimi masywny koleś z długą ciemną brodą ,na której było już
widać siwiznę. Za to na głowie nie miał ich. Był wielki i muskularny, a
Kristoff przy nim wyglądał na małego chłopczyka.
-Królowo!- krzyknął kłaniając się.
-To zaszczyt. I to o tej porze.
-Musimy skorzystać z twojej pracowni. –
-Ależ oczywiście. Już wszystko przygotuję.-
-Nie trzeba. Wracaj do rodziny, a my się zajmiemy swoimi
sprawami. Miałeś dzisiaj ciężki dzień i jutro pewnie nie będzie lżejszy. Idź
spać.-
-Dziękuję królowo. A i to są klucze.- Sięgną je z małego haczyka
koło drzwi. Podał je delikatnie, chociaż jego ręce były o wiele większe od
niej. Uśmiechnęła się i wyszła. Jeszcze przez chwilę na niech patrzył ,ale potem wszedł znów do domu. Dała klucze Kristofowi,
a on szybko otworzył pracownie.
W środku było ciepło i troszkę parno. Od razu rzucał się w
oczy olbrzymi piec i wielki stos drzewa i węgla po bokach. Na ścianach wisiały
miecze i najróżniejsze narzędzia. Po drugiej stronie był okazały stół i kowadło
na małym pachołku. Wszystko było w najlepszym porządku i ładzie.
-Tylko nie mieszajcie. Kowal zawsze zostawia narzędzia w
określanym miejscu.-
-Dlatego nim nie zostałeś. Jesteś straszna fleją.-
powiedziała baz ogrudek Elsa.
-No troszkę. Musimy szybko rozgrzać piec, ale to długo
potrwa, jest zimny od wielu godzin.-
-Odsuń się chłoptasiu.- Elizabeth przeszła koło niego w
stronę pieca. Wrzuciła szybko kilka łopat węgla i drewno na początek. Po chwili
opuściła szybko ręce, na których pojawiły się płomienie. Rzuciła je do środka i
od razu buchnął żar. Temperatura szybko skoczyła i się zwiększała. Odwróciła się
z wyraźnym triumfem i poklepała Kistoffa po ramieniu.
-Dawaj! Popisz się.- ściągnęła łańcuch z pasa i wepchnęła mu
go w rękę. Odeszła do dziewczyn a on zaczął wytapiać. Dorzucił jeszcze kilka
łopat i nagle zrobiło się tak gorąco. Elsa próbowała zmniejszać temperaturę,
ale rosłą za szybko.
Po godzinie Kristoff i dziewczyny były strasznie spoceni. Tylko
jedyna Elizabeth nie zdawała sobie z tego sprawy. Jej to w ogóle nie
przeszkadzało. On na dodatek parę razy się oparzył i usmolił. Ale na koniec
mieli nóż. Naprawdę się kiedyś szkolił. Wyglądał pięknie. Srebrny z bujną
rękojeścią . Symbole, które były na kajdanach pojawiły się po chwili na ostrzu.
-Brawo!- powiedziała Elizabeth, nawet z nie udawanym podziwem.
Anna podbiegła do niego i pocałowała go w jego spocony i
brudny policzek.
Może się zarumienił, ale i tak był czerwony. Podszedł do
Elsy i podał jej go.
-Uratujemy go.-
-Wiem!- powiedziała to uśmiechając się. Po chwili w
pomieszczeniu zapanował przyjemny chłodek.
-oj dzięki!- odetchnął zadowolony Kristoff.
-Co teraz?- spytała Elsa
-Znacie jakąś polanę ze stawem?-
-Tak tuż niedaleko obok zamku jest wolna przestrzeń wychodząca na las. Jest też tak jezioro.
-Tak! Jedziemy tam.
Wyszli w pośpiechu oddając klucze kowalowi. Zapewnili o pozostawionym
porządku i znów pognali dalej miastem. Po jakiś pięciu minutach, skończyły się
domy i było widoczne morze. Widzieli rozchodzące się polany i skrawek lasu. Gdy
się przybliżyli dostrzegli jezioro.
Esie kojarzyło się on i źle i dobrze. Jack został ranny, ale
go spotkała.
Wyszli zostawiając powóz i zdenerwowane konie. Szli razem
przybliżając się kolejnymi krokami ku jeziorze.
-Będzie w sam raz.- powiedział Elsa.
-I co teraz? Mamy nóż i zaklęcie, a nawet księżyc w pełni.-
powiedział Kristoff wskazując na niebo.
-Zobaczysz. Tylko zachowajcie spokój.- Odeszła od nich ściskając
księgę w rękach i przytulając do piersi. Była już nad samym brzegiem. Pozostali
niepewnie ruszyli za nią przyglądając się jej z uwagą i w ciszy.
Elizabeth była widocznie bardzo zdenerwowana, nóż w jej
rękach trząsł się i odbijał blask księżyca. Położyła go na ziemi koło siebie i
otworzyła Cyrusim. Zaczęła czytać tamto zaklęcie w nie znajomym dla reszty
języku. Gdy odczytywała kolejne linijki wszędzie robiło się coraz ciemniej i
ciszej,. Wiatr przestał wiać, ale ciągle było zimno. Księżyc wciąż trwał, ale
świecił coraz mocniej. Nie widać było już nic poza nim. Nagle zrobił się
całkiem niebieski. Jego tarcza mieniła się błękitem. Elizabeth skończyła czytać
i wzięła z powrotem nów. Odłożyła księgę i wyprostowała się w kierunku jeziora.
Chwyciła pewniej nów i rozcięła powierzchnię dłoni. Krew pociekła jej prosto do
wody. Dokończyła zaklęcie i nagle księżyc zniknął.
Zrobiło się jeszcze
bardziej upiornie. Stali tak przez chwile w ciemnościach i nagle jezioro zaczęło błyszczeć tak jak przed chwilą księżyc. Woda jak by się ustąpiła i wyłoniła się zniewalająca postać.
Elsa od razu ją poznała. Widziała ją już w Zamku Simona na
jedynym obrazie. Miał srebrną zbroje i piękną białą twarz. Jego włosy wyglądały
jak czyste srebro, a oczy były nieprzeniknione. Biło od niego jasne światło,
ale nie oślepiało tylko zachęcało do patrzenia. Wszyscy utkwili wzrok w jego
osobie. Nagle obniżył się i rozłożył zachwycające złote skrzydła. Wyglądały podobnie
jak u anioła, ale było piękniejsze. Po chwili Elsa zrozumiała, ze jego oczy są
jak miód. Na ciele miał takie same symbole jak Jack, tylko jego był jak jarzący
się ogień, a tej postać jak płynne złoto. Uśmiechną się do nas przyjaźnie, a my
zrobiliśmy podobnie. W ręce trzymał długi piękny miecz z podobnymi symbolami.
Teraz dotykał błyszczącej tafli wody, jakby na niej stał.
Dawaj Jelsie i romantyczne sceny jak najszybciej, bo już po prostu nie wytrzymuję ! Tylko ta durna Elizabeth... Ona mnie tylko denerwuje... To, jak nazywała Elsę nigdy nie wyleci mi z pamięci, i po prostu jej nienawidzę. Bardzo nienawidzę...
OdpowiedzUsuńAle, jak już wcześniej wspominałam, więcej JELSOWEJ MIŁOŚCI ! Bo właśnie jej brakuje!
Wiem wiem!!! Spokojnie, jeszcze jeden rozdzialik i już będzie gorąco....Dużo akcji i Jelsowej miłości....Wiem, że na nią czekacie, ale ona jest wieczna!!
OdpowiedzUsuń