Chris stał już oparty o drzwi u podnóża bramy wdychając świeże i czyste powietrze nocy.
Do wschodu słońca było jeszcze daleko, ale on właśnie lubił tą porę.
Bez rażących promieni słońca, poczucia, że teraz w nieprzeniknionych ciemnościach nocy każdy odpoczywa szykując się na nadejście jutra.
Jako, że jego drugą postacią jest śnieżnobiały potężny basior, który różni się wzrostem i wyglądem od innych wilków, nie mógł tak często paradować przy osadach ludzkich.
Dlatego tak lubił przebywać na biegunie. Tutaj oprócz lodowych pustyń, wysokich górskich szczytów, były także gęste busze, które tak bardzo przypominały mu dom.
Westchnął, a jego oddech utworzył wokół jego twarzy lekką parę.
Usłyszał mocniejszy powiew wiatru i głośne lądowanie pewnego niesfornego Strażnika Zabawy.
-No no. Nie ładnie tak wymykać się w nocy przez okno. Co powiedzą rodzice jeśli cię nakryją?- zapytał sarkastycznie.
Odwrócił wzrok do chłopaka, który stopniowo wyznóżał się z mroku, stając po chwili w snopie księżycowego blasku.
Nawet z daleka już widział jego arogancką postawę i lśniący uśmieszek błądzący na ustach.
-No ta. Co pomyślą? Hym...- zamyślił się teatralnie mrurząc oczy.
O nie! A co jeśli pomyślą, że wymykam się na randkę z moją ukochaną. No nie powiem chyba umówiłem się z tobą gdy byłem pijany, bo powinnaś być ładniejsza kochana.- zilustrował jego czarne spodnie i narzuconą niedbale skórzaną kurtkę na luźny podkoszulek, rzucając zdegustowane spojrzenie.
Zaśmiał się czując, że ten dawny Jack nie jest do końca stłumiony przez Elsę.
Możliwe, że to jej obecność go hamuję, ale napewno nie stał się nawet odrobinkę lepszy. Wciąż będzie starym dobrym, ale upierdliwym wżodem na tyłku.
-Wtedy nie narzekałeś maleńki. No to co wymykamy się na tą tajemną randkę?- Jack nic nie odpowiedział tylko mruknął coś niezrozumiałym szeptem. Wciąż się wpatrując w Chrisa posłał mu zirytowane spojrzenie.
-Ej to moja kurtka! Wszędzie ją szukałem!- olśniony chłopak wskazał oskarżycielsko na Chrisa, który uśmiechnął się z wyższością.
-Może jakbyś miał mniejszy burdel w pokoju to...
-Ej ej!- zastopował z uśmieszkiem. -Wiesz dobrze, że nie jestem fanem luksusów. A takie klimaty u mnie w Mojej spypialni mi całkowicie odpowiadają.
-Tsiiiaaa... Może dlatego, że zbyt często przebywałeś w takich ,,gustownych" lokalach?
-Ty to mnie znasz.- westchnął.
A teraz dawaj kurtkę. Wierz, że to moja ulubiona. Wyglądam w niej naprawdę gorąco.
-To ci jej nie oddam, bo jeszcze stopisz nam biegun, sopelku. Jeśli zasłużysz to dostaniesz.- Jack westchnął jakby wiedział, że prędzej czy później Chris zrobi to czego on będzie chciał, a kara z pewnością go nie ominie.
Mogła to być kąpiel w zamarzniętym jeziorze, wylądowanie w ,,małej" zaspie, poszatkowanie przez lodowe odłamki lub...
Księżyc wie co jeszcze... O zgrozo!!
Nie czekając na Chrisa, Jack zaczął iść wyznaczoną ścieżką prowadzącą nad stromy górski stok kończący się wysokim klifem wychodzącym na ocean.
Dogonił go szybko i przez chwilę przypatrywał mu się w ciszy.
Był jakiś... Spokojny
A to napewno do Jacka nie pasowało.
Jeśli ktoś taki jak on nie rzuca co chwila kąśliwych uwag i może utrzymać język na wodzy co chwila nie przeklinając, oznacza to, że napewno coś go dręczy.
Szedł zamyślony, lekko marszcząc brwi.
Jego biała czupryna jak zwykle była w całkowitym nieładzie i lśniła srebnymi refleksami.
Dodatkowym szokiem było to, że nie miał na sobie swoich zwyczajnych ubrań.
Owszem widywał go w o wiele dziwaczniejszych strojach lub bez nich...
Na świętego Księżyca, za co?
Miał na sobie czarne spodnie podwinięte na dole i biały podkoszulek.
No... Nie miał butów, ale widok go bez niebieskiej oszronionej bluzy, był zaskakujący.
Nagle przystanął I chwycił w ostatnim momencie Chrisa, który mógł przed chwilą sprawdzić czy woda na dole jest wystarczająco ciepła do nocnych kąpieli.
-Wołł... Mało brakowało.- popatrzył w przepaść kończąca się ciemną głębią oceanu. Parę luźnych kamieni urwało się od krańca.
Usłyszał jak dosłownie Jack wznosi oczy do nieba i wzdycha zmęczony.
-Ja naprawdę wiem, że jestem wyjątkowo przystojny, do tego na wieczornych spacerach przy świetle księżyca, ale nie gap się na mnie, bo wreszcie cię nie złapie i polecisz.
-Co?- uśmiechnął się- Nie chcesz abym na ciebie poleciał? Naprawdę ktoś cię zmienia.
Jack pokręcił głową, ale lekko się uśmiechnął. Przysiadł na jednym z kamieni wpatrzony w horyzont.
-Tak.-odezwał się po chwili.- Zmienia mnie.- Chris miał przez chwilę wrażenie, że Jack się rozmarzył i lekko zarumienił.
-Czyżbyś miał udaną noc?- zapytał zagadkowo trącając go ramieniem.
Parsknął śmiechem.
-Zazdrośnik. Nie zaszczycę cię uświadomiając co robią dorośli ludzie, gdy męczące dzieciaki nie siedzą im na głowie.
-Co? Ty hamie! Nie powiedziałeś mi, że już masz dzieci. No Ale znając twój styl życia i wiek już czas. Chociaż wciąż jesteś totalnym bachorem. Biedne dzieci.
Walną go mocno w bok, ale znów miał ten swój uśmieszek.
-Powiesz mi co cię gryzie?- zapytał po chwili. Miał dość dziwnej ciszy, przerywanej tylko szumem wody i uderzaniem fali o klif.
Jack przeniósł na niego zirytowany wzrok, ale po chwili westchnął smętnie.
-Jestem aż tak kiepskim aktorem?
-No nie. Nieźle udajesz czasem trzeźwego, choć teraz twoje przymroczenie to nie wina trunków.
Mam z nią pogadać. -uśmiechnął się, a jego oczy momentalnie rozbłysły
-Chcesz mnie pozbawić mojej kokainy ? Ty dręczycielu!
-A tak na poważnie. Co jest?- Jack westchnał mierzwiąc włosy.
-Elsa... Chcę abym jej opowiedział o sobie.
-Uuuuu. To masz kłopot, chłopie.- parsknął niepohamowanie.
Twoje wyskoki mogłyby znaleść się w księdze rekordów Guinnessa, gdybyś był śmiertelny.
-No właśnie!- wykrzyczał zagłuszając ocean. -Nie wiem o co jej chodzi. Czy chcę usłyszeć, że byłem totalnym kretynem przez te wieki...
-Wieków.- dodał szybko. Jack zmroził go wzrokiem, dosłownie.
Poczuł jak temperatura spadła o kolejne minusy.
Laska Jacka lekko rozbłysła niebieskim światłem. Ale sam Jack uśmiechał się diabelnie.
-No Christianie. Chcesz zobaczyć mój totalny kretynizm połączony z brakiem manier, gdy zrzucę cię z tego klifu i nie pomacham na pożegnanie?
-To było by straszne, ale może później. No Jackie przyznaj, że się boisz- powiedział wciąż poważnie.
Jack się opanował i niechętnie odłożył laskę. Zadarł głowę do góry patrząc w gwiazdy.
-Boję się... N-nie byłem zawsze taki jak mnie teraz poznała. Jestem... Inny przy niej, a inny przy tobie.- popatrzył na Chrisa z lękiem w oczach.
Ty mnie znasz i akceptujesz taki jaki jestem. Może dobrowolnie, a może z powodów bycia opiekunem- wzruszył ramionami.
Ale Elsy nie mogę stracić. -powiedział z mocą.
-Skąd wiesz, że ucieknie z wrzaskiem, gdy usłyszy twoje zwariowane wybryki. Ja jakoś nawet je przeżyłem. To ona może ich posłuchać.
-Ale ona chcę też abym mówił o moich byłych. A co jeśli kiedyś spotka się z Polly, albo broń Księżycu z Evą.
-To lepiej żeby wiedziała czego się spodziewać, stary.- zachichotał.
Zapewne o Polly musisz jej opowiedzieć. Gwiazdka coraz bliżej i niedługo tu będzie.
Jack uśmiechnął się łobuzersko.
-To doborze. Już znudziło mi się ciebie doprowadzać do szalaństwa czas na innych.
Nagle Chris zauważył lekko wystający materiał owinięty wokół ramienia Jacka.
Mogło to być coś normalnego, ale widział ciemne plamy przebijające się przez opatrunek.
-Chyba już kogoś doprowadziłeś.- skinął głową na ramie Jacka.- Elsa ci to zrobiła?- zapytał z nerwowym uśmieszkiem.
Jack spojrzał na ramię i machnął lekceważąco ręką.
-To nic. Skaleczyłem się jak głupi przez sen. Wystraszyłem tylko Elsę.-uśmiechnął się.
I to ona mnie doprowadza do szaleństwa...królowa.- prychnął znów zamyślony z błogim uśmiechem.
Chris czuł, że coś ukrywa, ale i tak dzisiaj dużo mu powiedział. Westchnął sięgając do kurtki.
Zdejmując ją z siebie widział kontem oka, że Jack unosi zaintrygowany brew.
-Zasłużyłeś.- mruknął podając mu kurtkę.
-Oczywiście. Dzięki tato, ale ja też chcę lizaka.- wyszczerzył się wstając i ubierają.
Poszedł za jego przykładem, ale nagle poczuł, że Jack łapie go od góry za ramiona i rzuca w przestrzeń.
Po chwili spadał ,krzycząc i miotając się próbując coś zrobić.
Słyszał trubalny śmiech Jacka przegłuszający pęd wiatru.
Spojrzał do góry i widział, że Jack rzucił się za nim by lecieć do niego, a teraz razem pędzili w dół do oceanu.
Woda... Była stanowczo za blisko...
Dwanaście metrów... Krzyki
Dziewięć metrów... Przekleństwa pod adresem Jacka
Pięć metrów... Modlitwa do Księżyca
Metr... Łup
Jack nadal się śmiejąc chwycił przerażonego Chrisa i wzleciał w górę unikając jednej z wyższych fal, która wyciągała się do nich, jakby chciała ich złapać.
-Zabiję. cię. Frost- wysapał próbując się uspokoić. Jack trzymał go mocno, ale co chwila udawał, że go puszcza.
-Musisz ustawić się w kolejce Pysiu. A ona jest naprawdę duża.- zaśmiał się donośnie zbliżając się do pobliskiego lasu.
-Jak się tylko dostanę na ziemię i zmienię uważaj lepiej na swoje tyły.
-Wiedziałem, że chcesz mnie obwąchać, ale nie martw się, ja cały świetnie pachnie. Dziewczyny coś wspominały o miętowym ciachu.
Gdy wylądowali wreszcie na małej polance w środku boru, Chrisowi wciąż się kręciło w głowie i czuł zimny pot ściekający mu po plecach.
Podniósł jedną rękę w stronę Jacka, żeby zaczekał, aby Chris był już zdolny do uduszenia go.
Chłopak zaśmiał się przechodząc radosnym krokiem chochlika koło drzew.
Uderzał lekko laską o ich pnie powodując nowe wzory ze szronu.
Gdy Chris wstał, warknął jeszcze jako człowiek na Jacka z drapieżnym uśmieszkiem.
Jack od razu zciągnął wyzywająco brwi lekko się uśmiechając.
Jego oczy błyszczały z podniecenia.
-Zabawmy się w pewną grę.
-,,Wilk owinięty wokół drzewa" czy ,,Mrożony kundel"?
-A może ,,Wilczy pazur w zmrożonym tyłku"?- Jack się zaśmiał.
-Coś chyba nie lubię tej gry...- nie skończył, bo ciało Chrisa przeszły zimne jak lód dreszcze i po chwili już się zmieniał.
Jego ciało się wydłużyło tak ,że musiał stanąć na czterech potężnych łapach.
Po niecałej sekundzie był w swoje drugiej formie i wpatrywał się niebieskimi dzikimi wilczymi oczami w Jacka z odsłoniętymi ostrymi kłami.
Czas się zabawić.- powiedział w myślach do chłopaka, który wzniósł się lekko w powietrze szykując laskę w gotowości.
Lubię zabawy.- mruknął rozbawiony i pognał do lasu, a zaraz po tym Chris warknął zadowolony i ruszył za jego tropem...
Miętowe ciasteczko... Też coś!
* * *
Elsa przekręciła się na drugi bok i usłyszała szelest papieru.
Otworzyła oczy i zobaczyła, że jednak Jack nie wrócił.
Zawiedzona usiadła na łóżku szukając źródła dźwięku.
Okazało się, że na poduszce Jacka leżała złożona karteczka z kremowego papieru, a koło niej róża.
Ale nie byle jaka... To była jej Róża.
Cała zrobiona z lodu, który nigdy się nie topił i lśnił niesamowitym blaskiem, a sam wyglądał jak diament.
Kiedyś Jack podarowała jej taki sam prezent mówiąc, że ta róża jest jak on i przedstawia jego miłość.
Twierdził, że zostawia w niej swoje serce, część swojej miłości, która dawała mu siły, ukazując ile Elsa dla niego znaczy.
Ale dla poświęcenia jej, aby uratować Jacka, Elsa ją straciła.
Zostały po niej tylko zniszczone małe kawałeczki, ale teraz cała znów leżała koło niej.
Uśmiechnięta od ucha do ucha, poderwała się z miejsca i chwyciła ją w dłonie.
Była ciepła i pachniała tak jak Jack.
Jakby czymś słodkim, wyrazistym, a zarazem czuć było świeży powiew lasu i mięty.
Chwyciła jakiś mały wazon i wstawiła tam róże. Wróciła do łóżka i podniosła karteczkę.
Papier był jakiś... Nietypowy.
Kojarzył jej się z swoim królestwem, ale u nich w krainie czas leciał inaczej.
Ten papier wyglądał tak drogo i znajomo, jakby pochodził prosto z jej gabinetu.
Uśmiechnięta wciąż, otworzyła kartkę i zobaczyła starannie i piękne pismo.
Niemożliwe żeby Jack tak pisał- mruknęła zaskoczona.
To ta sama Róża, tylko Cała,
Ta sama miłość, chyba, że Silniejsza,
Ten sam ja, ci ją Zwraca.
I kocha... I czeka
Wciąż zaskoczona, że z Jacka taki romantyk, położyła liścik na szafce i poszła się przyszykować.
-Cholera!- mimo iż i tak złamała tyle dworskich etykiet i zapewne wychodziła właśnie na dziewczynę bez manier, musiała krzyczeć.
Była sfrustrowana, ponieważ całkowicie już odświeżona, umalowana i uczesana, weszła do pokoju w celu ubrania się w swoją porzuconą lekką sukienkę.
Niestety nie doceniają Jacka, popełniła błąd.
Jej sukienka była ,,lekko" rozerwana i raczej była królowa nie powinna się pokazywać w takim stroju na śniadaniu.
Uśmiechnięta rumieniąc się przypomniała sobie jej nietypowe zachowanie.
Nawet nigdy się nie podejrzewała o to, że ona, poważna Królowa, może tak działać na mężczyzn i tak ich uwodzić.
Westchnęła porzucają swoją sukienkę i stając przed lustrem w samej bieliźnie.
Zastanowiła się czy umiałaby stworzyć jakąś nową kreację.
Pomyślała o topniejącym śniegu, jak wtedy lśni przez promienie słońca.
Wyobraźnia sobie oczy Jacka.
Jego głębię niebieskiego koloru, który czasem wyglądał na szary.
Po chwili na sobie miała już sukienkę, która lekko oplatała ją jak pajęczyna, a materiał błyszczał jakby był zrobiony z małych diamentów, które podczas ruchu zmieniały kolor.
Z niebieskiego w szary, z szarego w srebrny i znów lekko błękitny.
Miała sztywny gorset i luźny dół sięgający jej do kolan. Rękawy były troszkę dłuższe do łokci.
Jej zwyczajny delikatny makijaż i rozpuszczone włosy z małymi srebrnymi spinkami z warkocza, były do zaakceptowania jako całość.
Była z siebie całkiem zadowolona, gdy powędrowała krętymi korytarzami i wcale się nie zgubiła.
Znała już każdy cal tej bazy, którą zwiedziła, gdy Jack miał amnezję.
Kierując się do kuchni minęła się parę razy z elfami, które goniły coś co wyglądało jak mały niebieski świetlik, oraz szefa ochrony Pitha.
Stąpając cicho po czerwonym miękkim dywanie i mijając obrazy z historii Obdarzonych na marmurowych ścianach, dotarła wreszcie do dużych uchylonych drzwi zza których dobiegły ich głośne śmiechy.
Weszła i pierwsze co zobaczyła to Jacka i Chrisa, którzy razem się trzymali próbując przestać się zwijać ze śmiechu.
Stali za długim mahoniowym stołem, a po drugiej stronie siedziała Zębuszka i Zając, którzy także nie ukrywali uśmiechów.
Piasek unosił się nad wszystkimi na małej złotej chmurze.
Wszyscy widoczne mieli doskonały humor. Po chwili wszedł North trzymając się za swój pokaźny brzuch, co spowodowało kolejny napad śmiechu w pomieszczeniu.
- A teraz co mówi twój żołądek?- zapytał Jack Mikołaja ocierając łezkę z kącika oka.
North rzucił mu mordercze spojrzenie, ale zaraz znów wykrzywił twarz w grymasie lekko zieleniejąc.
-K-który to?- wskazał palcem na chłopaków, którzy przybili sobie piątkę.
-Chris.
-Jack.-powiedzieli jednocześnie.
-Mówić! Bo oboje dostaniecie Rózgi!- ryknął Święty czerwieniejąc się zmieniając kolor z zielonego.
-O nie!- Jack przyłożył ręce do ust udając przerażenie.- Jak możesz! Bez kwiatów, słodyczy i podziękowań za moje starania.-udał obrażonego.
-Czyli to ty! Co ty do nich dodałeś?- jakby na samą tą myśl North znów złapał się za brzuch i wyleciał jak strzała z kuchni.
-Troszkę mąki, jajek, czekolady, mąki i chyba czegoś jeszcze... -wyliczał Jack Chrisowi.
-Może. Ale chyba to czarne z komina to nie była czekolada, a to białe zeskrobane ze ściany to raczej nie mąka, Jack.- parskną Chris.
-Co? Całe życie w błędzie! A ja chciałem zrobić przysługę Northowi i upiec mu ciasteczka. Patrz jak mi odpłaca za moje dobro.
-Zapewne zapiszę ci to jako dobry uczynek.- mruknął Zając jedząc marchew.
-Biedny North. Jeszcze się pochoruje z tego twojego żartu Jack.- powiedziała przejęta Ząbek.
Piasek poparł ją pokazując nad swoją obrazek z złotego piasku, ukazujący Mikołaja pochylonego nad ubikacją.
Fuj....
Teraz Elsa całkowicie zrozumiała.
Na stole leżał dowód zbrodni.
Cała taca ciemnych jak noc ciastek w kształcie gwiazdek.
Jedno z nich było nadgryzione i porzucone na podłodze.
Na ciemno brązowych szafkach kuchennych leżały misy z dziwnymi składnikami, a z rozgrzanego pieca unosiła się ciepła para.
Jack szepną coś do Chrisa i dopiero teraz zobaczył Elsę, która stała koło drzwi.
Jego oczy momentalnie rozbłysły na jej widok i dziwnie pociemniały.
Klepną mocno Chrisa w ramię i podbiegł do Elsy.
Gdy był koło niej uniósł ją do góry przytulając i obracając ją w powietrzu.
-Ratuj mnie moja Pani. Wielki włochaty potwór będzie chciał mnie udusić za moje dzieło kulinarne.
Obroń mnie, o pani!
-Jack!- zaśmiała się. -Postaw mnie!
-Wiecie, że ja tu jem.- mruknął Zając za co dostał z łokcia od Ząbek.
Jack postawił Elsę na ziemi, ale wciąż ją przytulał, śmiejąc się.
-Kangur nie podskakuj tak, bo nie umiesz. Ucz się od najlepszych. Zrób Northowi karotkę, bo po moich ciachach nie prędko krzyknie ho ho ho na coś równie wspaniałego.
-Jasne. Wolę tu nie być gdy znajdzie siłę, aby wyjść z łazienki. -wstał od stołu tupiąc po chwili łapą o drewnianą podłogę, gdzie pojawił się krater.
-Muszę wrócić po resztę moich rzeczy z Nory, bo raczej większość czasu i tak tu spędzę. -Po chwili wskoczył do dziury, która zaraz po tym zniknęła, pozostawiając małego fioletowego kwiatka.
Jack westchnął i pocałował szybko, ale delikatnie Elsa w policzek.
-Jak się spało?- zapytał szepcząc.
Elsa poczuła jego chłodny oddech na skórze i znów się zarumieniła na wspomnienie nocy.
-Dobrze. Zakochałam się w twoimi łóżku.-odrzekła chichocząc.
-Oh. Poczekaj kochanie. To tylko gościnnie łóżko. Jeszcze nie poznałaś tego mojego.- pochylił się do niej bliżej.
I nie tylko w nim się zakochasz.
Pocałował ją w czubek nosa i pociągną ja w stronę Chrisa, który pił coś co parowało i pachniało jak czekolada.
-Mam nadzieję, że Jack dał ci spać w nocy.-powiedział Chris puszczając do niej oczko.
-Ja? To ona mi nie pozwalała. Pomyśl... Wracasz z patrolu, a tu piękna kobieta rozłożona słodko na łóżku, do tego z lekko orwartymi ustami. Takie widoki dekoncentrują.- Elsa poczuła motylki w brzuchu i ciepło w policzkach.
-Tak. Ale widocznie ją tak wymęczyłeś, że padła. Ale było ci mało i dałeś popalić Northowi. Nawet Święty przy tobie nie wytrzymuje.- mruknął rozbawiony.
Jack wyrwał mu kubek i wypił do końca czekoladę. Zostały mu ciemne wąsy przy ustach, które starł wolno kciukiem.
-Dlatego Elsa jest moim Aniołem. Jak święty nie wytrzymuje to pozostają tylko one. Ale znam tylko jednego.- założył jej kosmyk za ucho i podszedł do szafki coś szykując.
-Czy mam się bać twoich eksperymentów kulinarnych.- zapytała mając wciąż przed oczami udręczonego Northa jednym małym kęsem ciastka.
Chris zachichotał.
-Nie. To był zakład. Jack przegrał pewną grę i wisiał mi wygraną. Miało być śniadanie do łóżka, ale najpierw chciałem zobaczyć czy mnie nie otruje.
Oczywiście miałem rację. Niestety North uwielbia ciastka i gdy je widział na stole... No wiesz...- podrapał się po głowie tłumiąc śmiech.
Po chwili Jack wręczył Elsie nowy kubek z czekoladą i małe pudełko.
Uniosła brwi na co on się zaśmiał. Otworzył wieczko. W pudełku były już inne ciastka.
Były jasno brązowe z kawałkami czekolady.
-Mam się bać?- parsknął śmiechem.
-Raczej nie. No wiesz. Jak się ma te kilka... set lat to człowiek umie to i owo.
-Taaa...- mruknął Chris. Zmierzwił włosy Jackowi i wyszedł po chwili z kuchni.
-Co mu?- zapytała Ząbek.
Wciąż patrzyła za nieobecnym już chłopakiem.
Jack wzruszył ramionami z dziwnym uśmiechem błądzącym mu na ustach.
-Miał trochę zbyt dużą pewność co do tego, że zezłoszczony wredny duch zimy może się nie odegrać zbyt szybko.
-Ah. A wy wciąż tacy sami.- mruknęła Ząbek. Spojrzała w górę na Piaska, który już nie wisiał w powietrzu na złotej chmurce, ale na sporym łóżku, pochrapując niemie. Nad jego głową unosiły się małe literki Zzz zzz...
Wróżka wstała z krzesła, prostując swoje piękne skrzydła i unosząc się do góry z cichym trzepotem jak u kolibra.
-Sprawdzę jak u Northa.- poleciała do drzwi, ale odwróciła się jeszcze na chwilę.
I Jack...
-Hym...- odwrócił niechętnie wzrok od twarzy Elsy, która tuliła mu się do boku i popijała gorącą czekoladę.
-Odpuść już dzisiaj Northowi. Wiesz, że się stresuje na wizytę Polly.- Jack momentalnie lekko zesztywniał, tak że Elsa zdziwiona zadarła głowę by na niego spojrzeć.
-Czyli... Ona jednak przyjeżdża na Gwiazdkę.
-Tak.- pokiwała smętnie głową. - Proszę. Wiem jakie to dla ciebie trudne, ale postaraj się, aby chociaż jedno wasze spotkanie nie kończyło się tragedią.
-To nie do końca tragedia. Jeszcze nie... Wtedy tak dobrze nie celowałem nożami od zastawy, ale teraz może się udać.
-Jack...- Westchnęła zmęczona. -Chociaż się postaraj.
Po tych słowach wyleciała z kuchni, zostawiając w nich zupełną ciszę.
Elsa wciąż patrzyła na Jacka czekając na wyjaśnienia, ale on wciąż z zaciśniętymi szczękami patrzył tępo w przestrzeń.
-Jack?- szepnęła cicho, wykręcając się całkowicie w jego stronę.
Wciąż bez efektu.
Odłożyła pusty kubek na blacie za chłopakiem oraz pudełko z mniejszą niż wcześniej porcją ciastek.
Objęła go w pasie, stając na pacach pocałowała go w usta.
Spojrzał na nią zamroczony z lekkim uśmiechem.
-Nie powiedziałam ci dzisiaj dzień dobry, ale to chyba bardziej mi się podoba jako powitanie.- zaśmiał się już weselej.
-Czy każdego tak witasz? Oj jeśli Zająca to nie zazdroszczę, Northa tak samo, ale jeśli Chrisa to nie radzę. Dziś nie jest dzień dobroci dla zwierząt.
-Jesteś dziś wyjątkowo...
-Nieznośny, arogancki, sarkastyczny i totalnie przystojny?
-Też... Ale głównie chodzi, że zamyślony.- westchnął smętnie.- Kto to jest Polly?
Jack popatrzył jej głęboko w oczy. Elsa widziała, że zastanawia się nad tym jaką podjąć decyzję.
-To jakby kuzynka Northa
-I... Ty ją nie lubisz?
-Mało powiedziane, ale tak.- powiedział gniewnym tonem.
-Dlaczego? Zrobiła ci coś?- pytała dalej. Jack wpuścił drżący oddech i zaczął się bawić palcami Elsy.
-Tak naprawdę to wina leży po mojej stronie. Nie byłem z nią szczery i pewnej kiepskiej Gwiazdki, było naprawdę nieprzyjemnie. Bo wiesz...- spojrzał na Elsę spod rzęs.
-Polly była moją dziewczyną...
No LunaMoon masz tutaj ode mnie rozdział.
Pomysł na dokuczenie Nothowi wyszedł od ciebie, więc rozdział co się należy.
No mam nadzieję, że nośny.
Wiem, że jest przeciętny i nudny, ale już ja wiem co rozkręci później akcję.
Zamrażam was i całuje... ;>