Frozen Love

Frozen Love
Forever

piątek, 17 kwietnia 2015

Rozdział Słodki pyszczek cz.2

Wszystkie te głupie powiedzonka z stylu zatrzęsła się ziemia lub usunęła mi się spod stóp, w jednej chwili dla Chrisa zyskały nowe znaczenie.

Obudził go przeraźliwy dźwięk, jak gdyby wzmocniony tysiąckrotnie trzask,  oraz rozbłysk zielonego oślepiajacego światła.
Nie miał pojęcia co się dzieje, ale jedno wiedział napewno.
Miał świadomość, że jego krzyk przebija się przez gwar osuwającej się ziemi i świst powietrza w uszach.

Spadał ...

Krzycząc mówiąc całkiem poważnie wysokim sopranem, którego pozazdrościłaby mu każda mała dziewczynka.
Widział wciąż rozproszoną zieloną poświatę i wielkie kawały ziemi towarzyszące mu w spadaniu.
Czuł to bardzo dobrze. Powietrze wydymało mu ciuchy i zapierało dech w piersi.

Rozejrzał się próbując ocenić sytuację.
Koło niego leciał Jack, próbując uniknąć bliskiego spotkania z kamieniami i wielkimi grudami ziemi jeszcze pokrytego mchem.
Nie był pewnien, ale miał wrażenie, że Jack walczy z nimi nie tylko próbując użyć swoich mocy, ale także wykorzystując najbardziej soczystą wiązanką przekleństw.
Ledwo go słyszał, ale jego frustracja i moc w jego słowach odbijało się echem w jego uszach.

Jack po chwili poddał się spadaniu i odnalazł wzrokiem Chrisa.
Skrzywił się nieznacznie i odepchnął się nogami od wielkiej skały. Poszybował prosto w stronę zdumiałego opiekuna.
Gdy znalazł się koło niego uczepił się mocno jego ramienia.

-Cudownie! Po prostu przez te cholerne tygodnie się nudziliśmy i ta powalona kraina zagwarantowała nam spadanie do jakiegoś przeklętego krateru!- krzyczał tak głośno, że nawet świst wiatru nie mógł go zagłuszyć.

Zamilknął dopiero, gdy w oddali w dole dostrzegli koniec ich podróży.
W przestrzeni unosiły się małe kropelki wody, które teraz im towarzyszyły w locie.
Po chwili Chris dostrzegł coś czego wystrzegał się od kiedy pojawił się na Ziemi- jego odwiecznego wroga...

Wodę!

Czemu akurat to- mruknął gniewnie, ale  stopniowo obejmowało go przerażenie.
Teraz to on szarpną mocno ramię Jacka, który przyglądał mu się stopniowo gniewnie, później ze zdziwieniem, aż wreszcie że zrozumieniem.

-Trzymaj się mnie i gdy tylko wpadniesz do wody postaraj się nie tracić przytomności.- mówił szybko patrząc w dół ze ściągniętymi brwiami- Od razu płyń na powierzchnię, pomogę ci.

Chrisa już nie obchodziły instrukcję Jacka, bo woda była zdecydowanie za blisko.
Trzy metry...
Dwa...
Jeden...

Łup!!!

Każdy wie, że spadanie do wody z dość sporej wysokości jest bolesne.
To wyobrazić sobie możecie, jak to jest uderzyć w taflę wody z przynajminiej ośmiopiętrowego wieżowca, a waszym końcem podróży jest bliskie i łamiące kości spotkanie z wodą przypominającą beton.
Oczywiście normalnego człowieka by to zabiło, ale Chris musiał się jeszcze pomęczyć.

Gdy tylko zderzył się z hektolitrami mętnej i zielonkawej wody od razu, krzyknął z bólu.
Do płuc dostał się płyn, który palił i nie dawał dalej wstrzymywać oddechu.
Był nieśmiertelny i nie musiał oddychać tak jak śmiertelnicy, ale jego nowe ciało było podobne do ludzkiego.
Potrzeba pozbycia się wody była silniejsza i znów zamiast powietrza dostał wodę.

Jego umysł spowiła mgła wiedział, że nie umrze, ale świadomość wiecznego tkwienia na dole jakiegoś zbiornika niczym w galarecie nie napawała go optymizmem.

Na początku próbował walczyć, ale nie umiał pływać. Jego ręce i nogi napierały na wodę i rosnące ciśnienie, które po woli rozrywało mu głowę.

W końcu się poddał opadał na dno...
Gdy oczy już się zamykały dostrzegł niewyraźny zarys bladych dłoni.
Pochwyciły go i unosiły ku górze, ale on już stracił przytomność obojętny na wszystko.

                                   *  *  *

Zawsze uważał, że stan zamrożenia w wodzie będzie całkiem spokojny.
Otaczała go woda, a on bez tlenu, przytomności, unosiłby się w mętnej toni, bez bólu i w spokoju.
Ale jednak nie!

Płuca jak i całe ciało domagało się powietrza. Woda w płucach zmieniła się w istny ogień, który trawił go od środka.
Do tego głową była tak ciężka jakby ktoś wpakował tam kilo ołowiu.

Jednak najgorsza była klatka piersiowa.
Bolała i co chwila się zapadała w niewiarygodnym bólu i czymś jeszcze...

Jego zmysły powracały. Stopniowo zaczął wychwytywać coś z otoczenia.
Jakieś słowa...
Chyba przekleństwa i to całkiem niezłe i oryginalne.
Słyszał jakiś dziwny łomot i trzaski.
Po chwili doszedł do wniosku, że te trzaski to jego żebra, a klatka boli ponieważ ktoś próbował wypompować z niego wodę.
Ten dziwny łomot okazał się być odgłosem jego niemrawego serca, które po woli zaczynało pracować.

Coś się z niego lało... Całymi strumieniami, co okazało się wodą.
Zaczął kaszleć i usłyszał głębokie i zmęczone westchnienie.
Otworzył oczy, ale ciągle widział mgłę. Próbując ponownie, dostrzegł dziwną masę skalą, która okazała się sklepieniem jaskini z małymi zielonymi punkcikami, które mogły być świetlikami.
Leżał na ziemi, a małe drobinki i kamyki wbijały mu się boleśnie w plecy.
Rozejrzał się i dostrzegł po chwili zarys postaci, gdy wzrok się wyostrzył zobaczył pochylonego nad nim Jacka.

-Na Wielkiego Księżyca! Wyglądasz okropnie.- krzyknął przytomniejąc Chłopak się skrzywił i odpowiedział mu swoimi łajdackim uśmieszkiem.

-Uważaj koleś. Woda jest blisko, a mnie coś korci abyś sobie jeszcze trochę popływał.

-To czemu mnie wyłowiłeś?- zapytał zdziwiony próbując usiąść.
Jack najnormalniej w świecie na niego warkną i szybko wstał oddalają się od Chrisa.

-Chyba mniej mi działałeś na nerwy, gdy byłeś nieprzytomny. Uważaj bo mogę zawsze to naprawić.- pokazał rękoma na kamienie i skalne ściany groty.
-Dużo tu kamyczków i zawsze jeden może utkwić ci w twojej małej główce.

Odszedł od niego na skraj jaskini stając tyłem do niego, zwrócony w stronę wody.

Chris zbeształ się w duchu i po woli wstał na nogi.
Nie miał zamiaru obrażać i denerwować chłopaka, ale nie wyglądał dobrze.
Jego twarz stała się jakby samymi bladościami, cieniami i kontami.
Wyglądał jakby nie spał od tygodni, a jego zapadnięte policzki ukazywały, że od dawna nic nie jadł.

Ale ostatnio tak nie wyglądał.
Widocznie pogorszyło mu się po nieprzyjemnej kąpieli.
Wzdrygnął się na samo przypomnienie spadania i wody.

Zbliżył się do Jacka, który skutecznie go ignorował.
Chris popatrzył przed siebie i dostrzegł bezkres połyskującej lekko zielonkawej tafli wody.

Aż jęknął.

-Jak mamy się teraz stąd wydostać?- popatrzył w oczekiwaniu na odpowiedź, lub choć najmniejszej jego ciętej riposty Jacka i wnet coś go olśniło.

-Jack twoja laska- gdzie ona jest?

-Przepadła...- mruknął łapiąc się za nasadę nosa. Wyglądał jak ktoś przegrany.

-Czy ty mnie uratowałeś poświęcając swoją...

-Tak!- krzyknął, a echo odbiło się od ścian powtarzając jego odpowiedź.- spojrzał wreszcie na niego z furią.
-Uratowałem twój nic nie znaczący tyłek, a teraz nie mam broni! Nie mam mocy!
Jestem bezbronny i tak samo jak ty- nic nie znaczący!- warknął, a jego oczy rozbłysły niebezpiecznie, ale Chris stał wciąż koło niego wmurowany w ziemię.

-Nigdy nie wydostanę się stąd. Zostanę tu...- westchnął. - Na zawsze.

Odwrócił się i poszedł w głąb jaskini zostawiając Chrisa samego z poczuciem winy narastającego mu w środku, który palił go niczym kwas.

                                *  *  *

Kolejne dni były potworne.
Wciąż tkwili w jaskini będącej jedynym punktem, którego nie zalewała woda.
Powietrze było tu niemal ciężkie i duszące, ale chociaż nie powodowało poczucia, że chciałoby się skoczyć znów do mulistej wody.

Brrrry...

Jaskinia okazała się kieszenią o dwóch wejściach otoczoną skalnymi ścianami.
Niestety z jednej strony było wyjście na widok toni wodnej, a drugie było zablokowane przez zielono- niebieski wodospad, z którego biło okropnie ciepło.
Właśnie przez to w jaskini było tak duszno.

Jack oczywiście próbował przejść przez niego, ale skończyło się na głębokich oparzeniach i krzykach.

Chris czuł się bezradny i winny.
Jack nie miał mocy już wcześniej, ale może zdołaliby coś wymyślić gdyby miał swoją laskę. A nie miał jej przez niego.
Gdyby nie on, Jack zapewnienie już dawno byłby na górze.

Czuł się jeszcze gorzej, gdy pomyślał, że to jego podopieczny go uratował, a on jako opiekun był po prostu jak to określił Jack - bezużyteczny.

Chłopak nie odzywał się do niego, ale już nie obwiniał go o swój los, obrzucając go co chwila zabójczymi spojrzeniami.
A uwierzcie, że jego spojrzenia mogły by zabić.
Bardziej wyglądał na przybitego i zrezygnowanego.
Chodził po jaskini z opuszczoną głową marszcząc brwi i mamrocząc coś pod nosem.

Wyglądał coraz gorzej. Jego twarz znów zrobiła się bledsza i jakby pozbawiona kolorów- niemal szara.
Chodził zgarbiony wciąż łapiąc się za bok.
Podejrzewał, że zapewne ma tam ranę, ale Chris wątpił, że pozwoli sobie ją opatrzyć.

Po tygoniu nic się nie zmieniło.
Jack już nie chodził i usiadł przy pierwszym wyjściu i się nie ruszał. Za to Chris miał dużo czasu aby pomyśleć i doszedł do pewnego mrożącego krew w żyłach założenia gdzie mogą się znajdować.

Po kolejnych dwóch dniach, gdy Jack już totalnie nie dawał znaku życia zamieniając się w przerażający wystrój wnętrza jaskini, jako ,,a là zombie" - Chris odważył się do niego podejść.

Usiadł opierając się o drugą ścianę naprzeciwko chłopaka.
Nie spojrzał na niego morderczo, nie uśmiechnął się na jego widok drwiąco, ani nie poczęstował go swoim arogancko sarkastycznym usposobieniem.

-Jack?- zero efektu. -Wyglądasz gorzej niż trup podczas rozkładu.- spróbował z drugiej strony- ale zero reakcji.
Westchnął zmuszony zrobić coś czego zapewne wkrótce pożałuje.
Podszedł do chłopaka usiadł koło niego i z całej swojej siły pchnął go do wody.

Zadziałało.

Wyłonił się z wody krzycząc ze zdumienia i wyrwany z otumanienia, by po chwili wrócił stary dobry Jack.

-Już nie żyjesz za to padalcu!

-Już mi to obiecywałeś.- westchnął z uśmieszkiem.

-Ah tak?!- wyszedł z wody cały nią ociekając i trzęsąc się ,,raczej nie z zimna". Uśmiechną się łobuzersko z dawnym błyskiem w oczach.- A ty co powiesz w zabawę ,,Zobaczmy czy tępe gnidy unoszą się na wodzie". Jestem tego bardzo ciekaw.- już miał się na niego rzucić.

-Wiem gdzie jesteśmy!- krzyknął.
Oczekiwał jakiegoś okrzyki radości, uśmiechu, ale Jack przystanią za Chrisem i bez żadnych skrupułów kopnął go w brzuch tak, że wylądował w wodzie.
Złapał się szybko brzegu i oddychał szybko ze strachu.

Jack patrzył na to zimnym wzrokiem, a nawet trochę zniecierpliwionym, jakby zastanawiał się dlaczego on tak długo nie tonie.

-Nie słyszałeś co powiedziałem!- warknął zdenerwowany wychodząc z wody i siadając jak najdalej od przeklętego zbiornika.

Jack tylko westchnął znudzony znów przyjmując pozycję obronne.

-Słyszałem w przeciwieństwie do ciebie ja jestem ten mądry, piękny i napewno Nie głuchy.- a ty? Nie słyszałeś czegoś takiego abyś na siebie uważał.
Ciesz się, że jednak nie zastosowałem tego kamienia i dopiero wtedy cię nie wrzuciłem do wody.- uśmiechnął się rozmarzony.

-Nie obchodzi cię gdzie jesteśmy?

-Przecież dobrze wiem. Jesteśmy w przeklętej jaskini w przeklętej krainie, przez przeklętego tępego idiotę, który na moje przeklęte szczęście siedzi właśnie przede mną.

-Odpuść już sobie te pozy a lá niedostępny samiec Alfa.

-A co? Masz ochotę mnie poderwać. Sorry ale jako ja -Samiec Alfa- nie mam ochoty przebywać z Zerem, takim jak ty.

-Czyli nie chcesz się ze mną pogodzić?

-Pogodzić?- wypowiedział to z obrzydzeniem. -Nie mam ochoty tu z tobą przebywać nie mówiąc już o godzeniu.- zmarszczył nos w trakcie rozkręcania swoich kąśliwych uwag.
-Znów jedzie od ciebie zmokłym psem. Takiego fetoru nie można otrzymać w nagrodę od natury. Widocznie twoj a matka ci to przekazała.- odwrócił się aby odejść.

-Ja nie mam matki. A ty?- zatrzymał się zaciskając mocno pięści.

-Nie twój interes, kundlu.

-Naprawdę?- zapytał czując, że znalazł jego czuły punkt. ,,Kundlu"?- naprawdę oryginalne- A ty myślisz, że dlaczego jeszcze zostałem do ciebie przesłany?- chłopak milczał tężniejąc.
-Księżycowi na tobie zależy Jack.

-Tak? A to niby czemu? Jak zapewne wiesz zostawił mnie samemu sobie, bez pamięci i do tego teraz dorzucił ciebie. Sam nie wiem co gorsze.

-Dobra! To znaczy, że wolisz tkwić w tej krainie na samym dnie niż stawić mu czoło? Czyli silny Jackson Frost jednak jest słabym tchórzem.- odwrócił się do niego powoli.

-Jednak... Jesteś... Gorszy- wycedził przez zęby.
Chris uniósł odważnie brodę do góry i podszedł do niego bliżej.

-Jesteśmy.Tu. Przez. Ciebie.- wypowiedział każde słowo z dobitną starannością.
Jack wykrzywił twarz w złości.

-Naprawdę? A ja uważam, że przez ciebie i przez...

-Zamknij się na chwilę!- rykną na niego.- Jesteśmy tu dlatego, że nie możemy się dogadać. Ja chcę, ale Ty nie!
Dlaczego czujesz się coraz słabiej, dlaczego twoje moce nie działają?

-Bo straciłem swoją laskę. Przez ciebie!

-Nie!- Chris tracił cierpliwość.- Czy ty kiedykolwiek zastanawiałeś się kim dokładnie jestem, skąd pochodzę?

-Nie interesuje mnie siedlisko takich zwyro...

-Chcesz wrócić na Ziemię czy nie?- powiedział stanowczo tym razem zamieniając się na miażdżące spojrzenia.

Jack znieruchomiał jeszcze bardziej i się nad czymś głęboko zastanawiał. Przyglądał się intensywnie Chrisowi , by po chwili obdarzyć go prawdziwym, miłym i chyba zadowolonym uśmiechem.

-Takiego opiekuna mogę mieć.

-Co?-zaskoczył go. Jack jeszce bardziej się wyszczerzył.

-Nie mogłem inaczej zobaczyć czy jesteś równym gościem. Sprawiałeś wrażenie... Hym no nie wiem ciapy, niedorajdy. No i ten zapach psa- musisz mi go wyjaśnić.

-Czekaj to ty mnie sprawdzałeś?- spojrzał na niego znów się zastanawiając czy dobrze chyba postąpił.

-A ty mnie nie? Jeśli faktycznie będziemy skazani na siebie na wieczność jak jakaś cholerna para z romansów to wolałem mieć pewność, że nie trafił mi się jakiś sztywny niedorajda. Ale ty nareszcie się postarałeś.

-Czyli zdałem twój powalony teścik, Frost?

-No wyrobłeś się na zdanie.- Chris rozluźnił się i niepewnie uśmiechnął.

-A moja ocena?

-Trójka.-uśmiechnął się pobłażliwie do niego.- Nie patrz tak na mnie. Śmierdzisz, nie umiesz pływać, zgubiłem przez ciebie laskę, no i jesteśmy tu bo jesteś do mnie przydzielony- jak to stwierdziłeś.

-A za co ta trójka z łaski swojej? No nie nie wiem czy zasłużyłem sobie na taką hojność.-mruknął.

-Ładne. Z sarkazmem jeszcze nie najgorzej, ale z twoim charakterkiem musimy popracować.

-Czyli co? Drinki, kobiety i latanie po światach tak, że tyłek można przewiać? To twój sposób na charakter?- zmarszczył brwi łapiąc się za bok.

-Nie.-mruknął. Na chwilę był nieobecny wzrokiem, ale po chwili się zrefleksował i uśmiechnął.- Ale z tymi kobietami trafiłeś. Jak znajdę dla ciebie jakąś, to wtedy poprawisz ocenę.- Chris westchnął zmęczony.

-To za co ta Trójka?- spoważniał, przystępując nerwowo z nogi na nogę. Jednak uśmiechał się pod nosem.

-Jak to za co? Że ze mną wytrzymałeś.-Chris teatralnie przyłożył rękę do piersi.

-Czyżbym śnił lub się przesłyszał Jackson Frost stwierdził, że ciężko z nim wytrzymać.- Jack uśmiechnął się na powrót łobuzersko.

-No oczywiście. Przecież z moimi wewnętrznym urokiem, osobistym czarem i wyglądem niczym miliony dolców mogę być nie do zniesienia. Taki ideał. Zapewne już złapałeś jakieś kompleksy.

-Oh jaki jeszcze do tego skromny.

-Ludzie brzydcy są skromni, a ja do nich nie należę.

-Faktycznie.-mruknął na co on się wyszczerzył.- Dobra. Wyjaśnię ci wszystko na swój temat i opowiem o tym miejscu, ale w zamian oczekuję tego samego od ciebie.

-Mogę opisać to miejsce dzięki mojemu bogatemu słownictwu, jeśli chcesz.

-Wolę zachować słuch.-mruknął uśmiechając się.

-Jak wiesz jestem przysłany do ciebie jako twój opiekun, przez Księżyc, ale wciąż nie masz pojęcia kim właściwie jesteś.

-Jesteś moim osobistym utrapieniem, ponieważ powiedziałem parę ładnych słów zaadresowanych do Pana Księżyca, a na dodatek zapewne jesteś moją wieczną karą, bo zrobiłem coś bardzo niedobrego w poprzednim życiu.

-Ha ha. Śmieszne Frost.

-Oczywiście.

-Jestem jakby to powiedzieć pomniejszym duchem natury, który znudził się pielęgnowaniem kwiatków i tak dalej.

-Czyli to stąd ten zapach? Jak może byłeś przy tych swoich kwiatkach podszedł piesek, podniósł nóżkę i...

-Nie. Frost daj dokończyć.

-Będę grzeczny panie psorze.-powiedział jak zganiany uczniak na lekcji. Chris pokręcił głową i pogroził palcem.

Jack obiecał później, że naprawdę da mu dokończyć, ale nie będzie bezczynnie stał. Przenieśli się do drugiego wejścia wysłuchani w szum wodospadu i czując ciepło, które suszy ich ubrania.

-Jak już mówiłem byłem marnym duchem natury, który miał dość swojej bezsensownej pracy. Ludzie i tak mają gdzieś ekologię i dbanie o środowisko- westchnął smętnie opierając się bardziej o ścianę.

-Usłyszałem o Strażnikach już dawno, ale gdy doszły mnie słuchy, że Księżyc powołuje innych Obdarzonych dostrzegłem szansę. Że może wreszcie zmienię swoje życie i stanę się kimś ważnym.

-Niestety Księżyc odrzucił moją prośbę, ale miał dla mnie inną propozycję.

-Gdy opowiedział mi o Opiekunach Obdarzonych, którzy potrzebują pewnego wsparcia, nie byłem zbytnio zadowolony. Miałem jak to ująłeś przez resztę wieczności uganiać się, jak niańka za jakimś bachorem, który miałby mnie w nosie, a ja sam miałbym znów robić coś w czym byłbym mały i nic nieznaczącym.

-Ale on nie skończył. Powiedział mi, że dostanę w pewnym sensie ciało podobne do Obdarzonego i przede wszystkim będę miał moc jego ducha.

-Co ? Jaką moc ducha? Nawiedzasz ludzi we śnie, czy co?

-Księżyc przysłał mnie do ciebie, bo wiedział, że pragnę wziąść udział w jakiejś wielkiej sprawie, a ty potrzebowałeś wsparcia.

-Zostałem twoim opiekunem, bo twój silny i nieujażmiony duch był podobny do mojego.

-Księżyc powiedział także, że moc ducha opiekuna dopiero z czasem się ujawni. Czasem jest to druga forma, jakaś moc, dokładnie nie wiadomo.

-Powiedział mi także, że teraz już nie będę duchem natury, ale Iskrą Księżca.

-Że niby co?- wykrztusił chłopak.- Będziesz świeciły w nocy?

-Nie. Masz przecież czasem takie poczucie, że Księżyc cię zostawił, ale on się tobą opiekuje i dlatego przysłał mnie. Jestem teraz częścią Księżyca, ale przede wszystkim ciebie, Jack.

-Czyli co?

-Czyli jak widzisz wyglądamy podobnie, wczuwam się w twoje emocje, możemy także porozumiewać się poprzez myśli, ale to się dopiero na czasem rozwinie, gdy otrzymasz swój kamień księżycowy.

-Dobra!- zrobił znak stopu z dłoni- Ale co tu robimy? Podobno wiesz.

-Księżyc powiedział kiedyś, że jak Obdarzony i Opiekun się nie dogadają, wysyła ich do Elenboru. To kraina jak sama wskazuje strażniczki drzew Eleny, która pomaga w znalezieniu kompromisu i skłania do współpracy.

-Niezłe mi skłanianie. Wylądowaliśmy w kwaterze i jesteśmy tu niewiadomo ile czasu. Nie wspominając, że jestem cholernie głodny i cała współpraca skończyła by się gdybym wreszcie cię zjadł.

-Zapewne byłbym wyśmienity, ale przyznaj, że jednak siedzimy i gadamy bez chęci zabicia się.

-Ja tam wciąż mogę mieć takie chęci.- mruknął, ale uśmiechnął się łobuzersko.-No to okej. Wiemy kim jesteś, dlaczego i tak dalej, ale wciąż nie wiemy jak się stąd wydostać.

-Przecież ci powiedziałem. To Elenbor. Musimy zaczekać na Panią tej Krainy.

-To coś ta panna się spóźnia. Już teraz można stwierdzić, że jest wredną, małą, zapuszczoną...

Nie dane mu było dokończyć, bo wodospad po prostu wystrzelił strumieniem prosto w jego twarz. Siła była tak wielka, że Jack uderzył mocno głową o ścianę jaskini i poleciał na ziemię.

Chris skoczył szybko do niego, ale chłopakowi nic nie było. Na szczęście stracił tylko przytomność, chociaż sądząc po uderzeniu będzie miał siniaka przez co najmniej tydzień, pomijając przyśpieszone gojenie nieśmiertelnych.

-Zasłużył na to.- po jaskini rozszedł się piękny i melodyjny głos należący do kobiety.-A już zaczynałam lubić tego chłopaka. -ciche westchnienie głosu było jak powiew wiatru lub szum małej górskiej rzeczki.

Przypominał Chrisowi o domu, który zostawił i poczuł palący smutek i tęsknotę.

-Nie smuć się Opiekunie. Dobrze wybrałeś swoją drogę.- na początku się przeraził, że ów głos słyszał jego myśli, ale jakoś nie specjalnie do to przejęło.

-Kim jesteś? Pokaż się.- przez chwilę nic się nie działo. Stał pośrodku jaskini, wodospad wciąż kasakdami wody opadał na dno, a Jack nadal nie odzyskał przyszłości. Nawet głos zamilkł pozostawiając Chrisa w samotności, która jednak nie trwała długo.

Małe zielone światełka na sklepieniu, które wcześniej uznał za świetliki zebrały się w jeden świetlisty kształt, który osunął się na ścianę jaskini.

Po chwili jego blask przybrał na sile i z jażącej się palmy światła wyłoniła się przepiękna istota.

Była to kobieta o skórze tak bladej jak płatki śniegu i o włosach jasnych niczym promienie słońca. Miała duże wnikliwe oczy, okolone długimi rzęsami, ale to ich kolor zwracał całą uwagę. Były niesamowicie zielone, niczym świeża trawka, lub najczystszej postaci jadeit.

Była ubrana w długą sięgającą do ziemi suknię, która była kremową i utkana z jakby z największych płatków Kali na świecie.

Spoglądają na Chrisa przyjaźnie uśmiechnęła się ukazując najpiękniejszy uśmiech na świecie mający moc topiący światy i rozpuszczające lodowce.

-Christianie.-przemówiła łagodnie, ale Chris się wzdrygną gdy wymówiła jego pełne imię.- Udało ci się pogodzić z Jacksonem. Gratuluję ci.

-Pani... Elena?- wykrztusił wreszcie.

-Oczywiście. Spisałeś się, ale uwierz z Jackiem nie będzie ci łatwo. Ma niesamowicie psotnego i nieposkromionego ducha. Nawet bardziej od ciebie, Christianie.

-Pani...- skłonił się ulegle.- Zawsze chciałem cię spotkać, ale...

-Nie tłumacz się Christianie.- zaśmiała się wesoło.- Każdy duch natury pragnie spotkać swoją panią nawet, gdy nim już nie jest.

-Jak to się stało,że użyczyłaś Pani swojej krainy na szkolenie opiekunów? Myślałem, że Elenbor to kraina zasłużonych duchów natury, a żadnego nie spotkałem.

-Bo już ich tutaj nie ma.-odrzekła spokojnie. Jednak Chris Nie podzielał tego stanu.

Zawsze marzył o narodzie jaką był Elenbor. Gdy był jeszcze duchem natury na Ziemi, pragną się tam dostał. Próbował ratować zagrożone tereny, ale jego działania spełzły na niczym.

Elena Pani Elenboru czyli beskresnej puszczy i natury to marzenie każdego ducha, aby ją spotkać i jej służyć

Wciąż nie rozumiał dlaczego nie ma tu żadnych duchów.

-Ponieważ, wszystkie które zasłużył na Elenbor zostały Opiekunami.

-Ale ja...

-Owszem, Christianie. Ty także zasłużyłeś na niego. Przykro mi, że spotykamy się w takim czasie, ale świat się zmienia. Duchy natury nigdy nie brały udziału w walkach ,,Wielkich Stron" , ale to się zmieni.

-Chyba nie sądzi pani ,że nadchodzi ...

-Owszem. Ale teraz nie pora na to. Gdy przyjdzie czas staniemy do walki. Każdy stanie.-Chrisa zamurowało.

Nigdy nie sądził, że może dojść do , ,tego ".

Nigdy...

Po to byli Obdarzeni i Przeklęci. To była ich wojna, dlaczego stała się także wojną natury?

-Gdy nadejdzie czas się dowiesz. Pilnuj Jacksona, Christianie. On i jeszcze jedna osoba będą mieli trudne życie, a ty będziesz ich wsparciem.

-Pani...

-Musisz już wracać. Pomagaj Jacksonowi, ale pamiętaj o moim ostrzeżeniu i dam ci pewną radę.

-Tak?

-Nie jesteś bezwartościowy.

-Ale jestem przecież...

-Bardzo słodki.- Chris chyba po raz pierwszy w tym życiu zarumienił się i miał wrażenie, że jego ,,Słodki Pyszczek" stał się właśnie Czerwoną Piwonią.

Elena zaśmiała się, a jej śmiech był ostatnim dźwiękiem pochodzącym z Elenboru- dawnego raju duchów natury.

                                        *  *  *

-No wstawaj słodki pyszczku!- obudził się w lecie, leżąc na ziemi, a nad sobą miał rozweselonego Jacka.

-Słodki Pyszczku? Ale ty?... Ale jak? Ty byłeś...

-Nieprzytomny? Owszem, ale to twoje magiczne połączenie duchowe czy jakieś tam działało i słyszałem twoją rozmowę z Panią Jestem Wredną Siksą.- Chris wstał gwałtownie czując, że znów się rumieni.

Nie wiedział co jest gorsze. To że jego raj już nie jest rajem to, że zbliża się ,,to" czy raczej to, że Jack słyszał jego rozmowę z Panią Eleną z jego punktu widzenia.

Już chciał naskoczyć na Jacka, że obraził Elenę i słusznie dostał po ryju, gdy się rozejrzał.

Znajdowali się dokładnie w tym samym miejscu w górach na Ziemi, gdzie ostatnim razem byli, przed wpadnięciem w przepastne światło.

Las budził się właśnie do życia, a niebo przybrało różową poranną barwę.

Jack stał koło niego uśmiechnięty i wyglądał o niebo lepiej niż ostatnio.

Elenbor to kraina duchów, która normalnie zabijała nieproszonych gości.

Gdyby pobyliby tam dłużej, Jack zapewne w jego najgorszym scenariuszu stałby się częścią lasu.

Ale teraz stał wyprostowany i przede wszystkim...

-Masz laskę!- ucieszył się. Nigdy nie sądził, że tak się rozpromieni na widok zakrzywionego badyla w rękach wcześniej nienawidzonego przez niego Frosta. Ale teraz było inaczej.

Jack uśmiechnął się szerzej i wzleciał w góry zanosząc się śmiechem. Zamroził także pobliskie drzewo i wylądował z powrotem.

-Elena mi ją oddała, ale za pewną cenę.

-Jaką?- Jack miał znów na powrót swoją maskę, ale zrefleksował się i westchnął.

-Jak powiedziałeś wcześniej. Ty opowiedziałeś o sobie, a teraz na muszę o sobie.

-Zapewne nie pominiesz ciekawych momentów.- chłopak trochę się uśmiechnął, by po chwili rzucić Chrisowi na powrót łobuzerski uśmieszek.

-Zapewne nie tak ciekawe jak twoja reakcja na Elenę, Słodki Pyszczku.

-Frost odpuść mi, choć raz.- Jack zaśmiał się z wyższością.

-Jakbym to zrobił to co z moją reputacją?

-Była by lepsza?

-O zgrozo!-udał przerażenie.-Widzisz dlatego nie mogę.

-Też ci nie odpuszczę jak się zauroczysz.

-Ja? Ja i zauroczenie? Co jeszcze? -może miłość? Nie no błagam.

-A tak Frost! Gdy trafi cię strzała Amorka, którego mogę przekupić, będziesz miał ze mną uciechę.

-Zapamiętaj, Słodki Pyszczku. Ja i miłość to coś absurdalnego. To jakby Mrok dawał na gwiazdkę Mikołajowi majtki w bałwanki.

-To jak się zakochasz, Mrok da takie gacie Northowi. To może lepiej się nie zakochuj.

-Właśnie!- uśmiechnął się...

                                   *  *  *

Obecnie. Biegun Północny.

-Jack!- Elsa parsknęła śmiechem. -Czyli stąd ta wojna pomiędzy Strażnikami, a Mrokiem. Bo chciał mu kupić gatki w bałwanki?

Jack przytulił ją mocniej do swojego boku i też się zaśmiał.

-A skąd wiesz? Ja się zakochałem, co było kiedyś niemożliwe, to Mrok mógł kupić coś takiego Nothowi.- Elsa zachichotała bawiąc się swoim blond warkoczem. Uderzyła go lekko w pierś wstając z łóżka.

-Ej a to za co?- zapytał udając obrażonego, na co ona zmrużyła swoje niebieskie oczy z rozbawieniem.

-Za wkręcanie mnie.-oskarżyła poważnie z ale wciąż z uśmiechem.

-Tak? A kiedy cię oszukałem kochanie? Może Mrok faktycznie kupił coś takiego Mikołajowi, ale on woli bieliznę w laski cukrowe, a nie bałwanki.- uśmiechnął się rozbawiony.

Elsa znów się zaśmiała. Jack poszedł za jej przykładem i też wstał z łóżka stając koło dziewczyny.

-Czyli Laski Cukrowe Tak? -uniosła słodko brew do góry.- Czyżbyś wiedział w jakim rodzaju bielizny gustuje North?- Jack zaśmiał się donośnie.

-Podobno gdy mnie nie było coś komuś opadło przy Strażnikach, a jak wiesz zabawa zawsze mnie odnajdzie.

-Tak jak zabawne zdarzenia?- dodała

-Oh Aniele jak ty mnie znasz. Ale wciąż mi nie powiedziałaś kiedy cię oszukałem.- Elsa spuściła wzrok z Jacka nagle zainteresowana kolorem ściany po jej lewej stronie.
Zagryzła nerwowo usta, robiła tak zawsze, gdy się denerwowała.

-Bo na końcu tej opowieści, ty... Raczej dawny ty, powiedziałeś, że nigdy się nie zakochasz i ja...- Jack stężniał.
Poczuł się tak jakby każdy jego mięsień się napiął oczekując kolejnego ciosu.

Spokojnie i delikatnie chwycił brodę Elsy i nakierował jej wzrok na siebie.
Widocznie wyglądał jeszcze gorzej niż się czuł, bo zobaczył strach i obawę w oczach dziewczyny.

-Czy... Czy ty nie wiesz Elso co do ciebie czuję?- chciała znów spuścić wzrok, ale jej nie pozwolił.

Westchnęła patrząc pewniej, ale wciąż z obawą.

-Ja? Nie wiem już. Bo byłeś zawsze wolnym duchem, który nie chciał wiedzieć co to miłość i może...- widocznie nie mogła dokończyć.

-I może wciąż jestem taki sam? Tak sądzisz?

-Ja...Ja się tego boję, Jack. Tyle o tobię nie wiem. A jeśli ja nic dla ciebie nie znaczę jestem wyznacznikiem charakteru, jak to stwierdziłeś, czyli kolejną panienką i ...

Porwał ją mocno w ramiona wzlatując do góry i lądując po chwili na łóżku.

-Elso...- wyszeptał jej imię z takim uczuciem i drżeniem w głosie, że dziewczyna spojrzała na niego z cieniem uśmiechu.
-Ja zawsze jestem wolnym duchem Elso
Zawsze nim pozostanę.- posmutniała- Ale moje serce już zawsze będzie należeć tylko i wyłącznie do ciebie.- uśmiechnęła się szeroko z przebłyskiem nadzieji w oczach.

-Nigdy w całym swoim ,,wolnym" życiu nie wiedziałem, że czegoś szukałem.
Krążyłem między krainami, światami niesiony podmuchami wiatru, ale bez większego celu.
Ale gdy ciebie spotkałem, gdy cię pierwszy raz zobaczyłem, wiedziałem.

-Co wiedziałeś?- zapytała ciekawa.

-Że ta panna może jako pierwsza podbić moje serce, ale także je złamać.

-Co?- przeraziła się. Uśmiechnął się czule.

-Jedno twoje słowo Elso, jedno pokazanie mi, że mnie nie chcesz, że nie kochasz mnie tak, jak ja ciebie, będzie w stanie mnie zabić.

-Nie mów tak. Nigdy...

-Owszem. Jeśli w przyszłości, będziesz chciała odejść ode mnie, bo odnajdziesz innego, który bardziej na ciebie zasługuje, pozwolę ci.
Ale będę umierał każdego dnia przez resztę wieczności, ale chociaż wiedząc, że ty jesteś szczęśliwa.
Jeśli to nie jest miłość, to może faktycznie nie mam serca, bo ono już nie należy do mnie.

W oczach Elsy wzbierały się łzy, a Jack już sądził, że powiedział, coś nie tak, że może przesadził.
Ale nie...
Elsa chwyciła go za jego niebieską bluzę i wbiła się niemal brutalnie w jego usta.
Objął ją mocniej wywołując u niej cichy jęk wymieszany z śmiechem.
Całował ją z uwielbieniem i miłością na zmianę z wiecznym pożądaniem.
Czuł jak błądziła swoimi rękoma po jego plecach, wplątują je na zmianę w jego włosy.
On suną dłońmi po jej tali i zjeżdżając na dół na uda.
Posadził ją na sobie tak, że teraz siedziała na nim okrakiem.
Nagle zrobiła coś czego się po królowej, a teraz księżniczce nie spodziewał.
Zściągnęła mu jednym szybkim ruchem bluzę, rzucając ją po chwili jak zbędny balast ma dywan.
Odsunął ja lekko od siebie z rozbawionym uśmieszkiem.

-Oj księżniczki, czy tak często traktujesz mężczyzn wyznających ci miłość?

-Możesz robić to częściej to się przekonasz czy tak.- nie miała go zachęcać.

-Kocham cię.- pocałował delikatnie jej nos, policzek i sunął lekko wargami po jej szyi, kończąc jej słodkie tortury łapiąc lekko za płatek jej ucha.
Pisnęła zaskoczona.

-Jeszcze jedno pytanie...

-Mym- wymruczał jej przy uchu, powodując u niej przyjemny dreszcz.

-Jeśli North ma bieliznę w cukrowe laski, to zapewne...

-Zając ma w marchewki. Ale jest problem on zasadniczo gaci nie nosi-uśmiechnął się sunąc teraz nosem po zagłębieniu na jej szyi.

-To ty masz w te słynne bałwanki, tak?- słyszał jak powstrzymywała się od śmiechu.
Spojrzał na nią, siedzącą tak blisko niego, z potarganymi włosami i napuchniętymi od całowania ustami z uwielbieniem.
Tak ją kochał....

-Ja co byś chciała, abym miał?- zaytał uwidzicielsko łapiąc jej warkocz.
Zarumieniła się i nachyliła się blisko, tak że czuł jeszcze silniejszą woń jej perfum.

-Nic...-wyszeptała.






 

16 komentarzy:

  1. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!
    Końcòwka zabòjcza Aaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!! xD xD xD
    świetny, genialny, bosssssssssssskiiiiiii rozdział!!!!!! aż chce mi się wyć z zachwytu, ake dałaś do pieca Dziewczyno!!!!^0^
    GENIALNE PO CAŁOŚCI!!!!!<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3
    heh Elsa tego się po Tobie nie spodziewałam xD
    Weny, weny Kochana <3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa!aaaaaaaaaaa....
      Kkkooooccchhhaannna jesteś.
      Po prostu jesteś cudowna.
      Taki kom... Hihi.
      Chociaż już wiem co dla ciebie pisać.
      Postaram się pisać częściej takie scenki, bo chyba ci się podobają.
      Weny mi nie potrzeba, zawsze coś mi się tam roi w głowie, ale takie komy to dopiero red bull.
      Całuje lodzikami i pozdrawiam...

      Usuń
    2. Podobają?! NO BAAAA!!! xD to mało powiedziane ^_^ Czytając coś takiego piszczę jak Chris spadający z wysokości xD haha
      Swoją drogą uwielbiam tą dwòjkę (Chris+Jack=dream team), heh to się dobrali xD
      Naprawdę świetnie ich wykreowałaś ^3^
      Po za tym Kocham Twoje poczucie humoru i już się cieszę na więcej takich akcji heh no i niegrzeczna Elsa achhhhhh nie mogłaś lepiej tego wymyślić xD Rozdział totalnie dopieszczony <3

      Usuń
    3. No a jak....
      Co tam królewska etykieta...
      Walić to! ;>
      Cieszę się, że ci się podoba.
      Lubię dokładnie dopieszczać.
      Ej ja też już czekam na twoje rozdziały... Niech coś się dzieje byle Seth był w akcji -kocham go...

      Usuń
    4. Będzie, będzie a jak xD
      Namiesza jak się patrzy :)Tak sądzę :P

      Usuń
    5. Supcioooo.
      Ej kochana tylko mi go tak szybko nie odbieraj.
      Wiele czarnych charakterów ma krótki żywot.
      Więc... Błagam zostaw Setha na dłużej...hihi.
      A i Vallara.-ah kocham ich.
      Jestem ciekawa co zrobisz.

      Usuń
    6. B) hehe też jestem tego ciekawa :P
      Hej spokojnie Seth jeszcze nigdzie się nie wybiera, poza tym Jack jako głòwny bohater też chce jeszcze trochę pożyć :P

      Usuń
    7. Aaa...kocham cię za to!
      Super ten pomysł z połączeniem ich życia.
      Oh. Już czekam na twój rozdział.
      I setha- juuu huuu

      Usuń
  2. Łohoho! Sie dzieje sie xd Rozdzial super! Jak zawsze ;) Nie moge sie doczekac NEXTA
    Pozdro i WENY!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihi... Postaram się aby się częściej działo... Ostatnio coś miałam załamkę,
      ale coś widzę, że mam dla kogo pisać.
      Całuje zimno...
      I powracam wasza Zmrożona ;)

      Usuń
  3. Mmmm... Piękny rozdział! Dziękuję, że umiliłaś mi wieczór tą lekturą, bo cały ten dzień był do niczego, a tu taka miła niespodzianka. Życzę Ci dużo weny i czasu na napisanie kolejnego rozdziału. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do usług... ;)
      Polecam się na przyszłość.
      Postaram się teraz pisać regularnie, bo znów dzięki wam złapałam wenę.
      Ściskam mroźno.

      Usuń
  4. Jej, taki beznadziejny dzień dziś miałam, wszyscy coś mieli do mnie, a tu takie piękne cuś na popołudnie po torturach.
    Dziękuję Ci za to ♥
    A końcówka... No, no Elsa czyżby królewska etykieta już nie obowiązywała? :P
    Pięknie, cudnie, wyśmienicie ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coooo!?
      Coś mieli do ciebie?
      Dawaj ich tu ja im już wygarnę.
      Dzięki kochana.
      Taki komentarz, to po prostu dla mnie wygrana.
      Warto pisać dla was, jeśli będziesz komentować tak jak teraz.

      Usuń
  5. Przecudne! Przecudne! Przecudne! Oczu nie mogłam oderwać! AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! Super rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihi...
      Dziękuję, ale nie zapomnij mrugać.
      Oh tak się bałam, że nikt nie będzie mnie czytał, a tu proszę nawet komy.
      Dziękuję i mroźno całuje.

      Usuń