Frozen Love

Frozen Love
Forever

piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział 56 Największe poświęcenie cz.2

Przepraszam za wtrynienie rozdziału ,,Pradawni''. To jest ten sam rozdział, ale wystąpił mi błąd i znów się udostępnił i zaktualizował. Trudno. Mała powtórka była, ale czas na wielki Finał.
Właśnie udostępniam ostatni rozdział z tej historii. Będzie się działo! A i proszę nie oceniajcie mnie za szybko przez to co przeczytacie na samym końcu. Wiecie, że muszę mieć nową historię... Wybaczcie za błędy, a u mnie to jak najbardziej możliwe. Ale za to postaram się stworzyć nowy rozdział z następnej historii już na następny dzień....

 Jack wytrzeszczył oczy, nie wierząc w to co widzi przed sobą albo raczej kogo.
-Niemożliwe. Ty nie powinieneś żyć Księżyc zabrał ci dar. Zabrał ci nieśmiertelność- wyszeptał, ale w wielkiej sali jego głos rozszedł się echem. Hunter Dark uśmiechnął się zadowolony z takiego obrotu spraw.
-Sprawiłem ci zawód, że żyję?- zapytał ze śmiechem.
-Tak! To może naprawisz swój błąd, dając przebić sobie serce soplem.- jeden z demonów uderzył go mocno w brzuch. Jękną i od razu wrócił wzrokiem do Huntera.
 -Jak to możliwe?!- powtórzył wciąż zdumiony. Kręcił głową na tyle na ile pozwalały mu przytrzymujące mu głowę za włosy dłonie Eloida. Demony, które poznał jeszcze parę godzin temu musiały nimi być.
Zmiennokształtni...na ziemi?! I jeszcze on! Ale to nie może być ON!
-Nie cieszysz się, że masz zaszczyt mnie ujrzeć?- zapytał z udawaną urazą i bólem rozczarowania.
-Przecież jestem sławą wśród waszych okropnych nudnych historii. Jestem najstarszym Obdarzonym chodzącym na tym świecie.- powiedział to ze słyszalną wyższością.
-Nie jesteś Obdarzonym!- zaprzeczył krzycząc tak głośno, że zabrakło mu tchu, a gardło pulsowało tępym bólem.
- Jesteś zdrajcą nas wszystkich! Sprzeciwiłeś się Księżycowi, chciałeś zniszczyć świat! A teraz wyskakujesz mi, że jesteś jednym z nas! Nie! Może i jesteś staruszkiem, ale to nic nie zmienia. Zawsze będziesz zakałą wśród nas.
-No nie mów, że nigdy nie marzyłeś o czymś lepszym od ratowaniu tych wszystkich plugawych istot ludzkich. Jeszcze dochodzi nasz Kochany Pan Księżyc. Odległy o kilkanaście wymiarów i głuchy na prośby o pomoc. Ile razy ludzie cię zawiedli nie wierząc w ciebie. Ile razy prosiłeś Księżyc o pomoc lub choćby o radę, a on milczał. -Jack zaczął się trząść ze złości. Wszystko co mówił było prawdą, a on nie mógł zaprzeczyć.
-Widzisz. Znam cię. Jack Frost.- schodził powoli z podwyższenia, stawiając z delikatnie i z uwagą stopy wciąż wpatrując się przeszywającym wzrokiem.
 Chłopak, który został wybrany za ratunek siostry. Uratowany, ale z utraconą pamięcią, odrzucany od innych strażników. Gdyby Księżyc łaskawie się nad tobą nie zlitował i nie wybrał na jednego z nich, wciąż byłbyś ich utrapieniem. Myślisz, że zaczęli z tobą rozmawiać z własnej woli, czy tylko po to aby cię wykorzystać by zabić mojego Brata.- powiedział ostatnie słowo ze wstrętem i wyraźnym obrzydzeniem na twarzy.
-Gdyby nie moja jak to ująłeś zdrada, Mrok nie byłby Obdarzonym tylko śmiertelnikiem. Ja byłem panem Mroku, ale nie chciałem nim być. Zostałem posługaczem na niemych rozkazach Okrągłej Tarczy Nieba!
-Mrok był twoim bratem?- zapytał zdziwiony, zapominając o groźnej minie na twarzy.
-Oczywiście. Oczywiście, że nie powiedzieli ci prawdy. Jesteś Strażnikiem, ale nie znasz ich tajemnej wiedzy. Jesteś taki jak ja! Wykorzystywany!
-Nie.- szepną.
-Tak. Wiesz kim jesteś? Wiesz dlaczego został przydzielony do ciebie Chris? Wiesz kim jest twoja ukochana? - Jack milczał nie wiedząc co powiedzieć.  Hunter stał teraz metr od niego prześwietlając go na wskroś.
-Czy zdajesz sobie sprawę, że jesteś niechciany i odrzucany od innych, bo jesteś naj[potężniejszą istotą na tym świecie?
-Co masz na myśli?
-Czy wiesz kim są Pradawni?- ciągną wciąż swoją listę pytań, alby upokorzyć Jacka przez jego niewiedzę.
-Nie.- odparł beznamiętnie.
-Pradawnymi są istoty wybrane jeszcze raz przez Księżyc. Ich moc jest także kolejnym przekleństwem. Musisz wiecznie sam przemierzać świat i szukać wybranych ludzi na Obdarzonych. Niezrozumiany, nawiedzany przez niespokojne sny i najpotężniejszy. Mają moc nadawania darów. Wyczuwają ich potencjał i wybierają odpowiedni z drów. Ich zadanie jest także zachowanie równowagi mocy. Pewnie wiesz o co chodzi.- Jack przypomniał sobie ciemny i gęsty las. Duszne powietrze i pęd powietrza w locie. Jedyne światło płomiennych włosów Elizabeth i ten moment. Dotknięcie i płomień...
-Nie.- wytrzeszczył oczy, a Hunter się uśmiechną.
-Tak Jack. Już kiedyś przywróciłeś równowagę dotykając pewną młoda dziewczynę. Hym- udawał, że rozmyśla szukając czegoś w pamięci.- Jak ona miała na imię? Czyżby Elizabeth?- uśmiechnął się jeszcze bardziej, a Jackowi zaparło dech.
-Tak, zgadłem. Przekląłeś dziewczynę obarczając mocą, której nie chciała, bo jesteś Pradawnym.
-Nie.-znów kręcił głową, a ręka na jego włosach wzmocniła uścisk.
-Oczywiście, że tak. Zaprzeczasz temu co jest oczywiste. Może i jestem tym, który was zdradził. Tym, który sprowadził Eloidów  na ziemię. Tym, który obiecał im wolność i świat. Tym, który zaplanował wszystko, by mieć cię tu kiedy nie jest zachowana równowaga.
-CO?- wszystkie informacje rozsadzały mu czaszkę, ale tak przykuła jego uwagę.
-Równowaga jest zachwiana. Brakuje daru Mroku i Ognie, a są Światłości czyli nadziei, oraz ty i Elsa.- Jack zamarł.
-Tak Elsa. Hym. A właśnie. Czy wiedziałeś o tym, że twoja dziewczyna jest Pradawną.- Jack znów zaczął się szarpać i zaliczył kolejny cios w brzuch.
-Pierwszym pradawnym był Simon, a zapewne wiesz, że ona jest jego ukochaną córunią, która odziedziczyła moce po tatusiu.- mówił przesłodzonym głosem, udając dziecko.
-Dlaczego przekazując moc Lodu nie mógłby podarować jej gwiazdkę samotności. Przekleństwo bycia samotną i zamrożoną w czasie i w wciąż zmieniającym się świecie. Ty też jesteś taki sam jak ona. Zabawny kochający życie, ale nie zmieniający się. Zamrożony. Dlaczego nie obarczyć cię klątwą? Przecież nie zawadzi.- wzruszał ramionami, jakby mówił o błahostkach, lub nieistotnych sprawach. Jack jeszcze nigdy nie rozumiał wszystkiego tak jasno. On był Pradawnym razem z Elsą. Zamrożeni mocą i przeklęci przez kolejny dar. Skazani na bycie samotnymi. Zawsze czuł się inny, jakby nie mógł być szczęśliwy. A wtedy w lesie. Dał Elizabeth moc. Dar wyrównujący równowagę na świecie. Był Lód to musiał powstać Ognień. Dlaczego Księżyc mu to zrobił?
-Dlaczego?- zapytał, ale nie chciał wypowiadać tego na głos.
-Dlaczego wybrał ciebie. Już mówiłem. Myślał, że nic ci nie zrobi samotność. Na początku miałeś być obdarzony lodem, bo wszechwiedzący Księżyc nie wiedział o Elsie. Twoją natura jest wiatr Jack. Samotny, nieujarzmiony i dziki. Lód pasuje do ciebie tylko w połowie. Przekleństwo było ci pisane, więc jest potężniejsze od Elsy. Ty jesteś od niej potężniejszy.
-Przecież jest taka jak ja.
-Nie. Ona otrzymała wszystko od Ojca. Przekazanie osłabia dary i także Klątwę. Więc się ciesz Jack. Jesteś numerem jeden.
-Dlaczego chciałeś mieć jeszcze Else. Schwytałeś mnie, ale po to aby ją zwabić. Dlaczego?- Hunter uśmiechnął się chytrze.
-No weź. Jesteście zakochani. Czyż nie będzie romantycznie jak drugie zobaczy śmierć pierwszego. Jak ona zobaczy i będzie cierpieć, gdy umrzesz.- Jack przerażony wytrzeszczył oczy. Nie ze strachu przed śmiercią. Przez to o czym się dowiedział podróż w zaświaty mu niestraszna, ale widok cierpiącej Elsy...Tego nie zniesie. Hunter widział rozterki Jacka i nie dał mu czasu do myślenia i ciągną dalej.
-Gdy ty umrzesz, ona straci jedyną osobę, którą mogła kochać pomimo Klątwy. Jesteście jak to się mówi dla siebie stworzeni, nie ,,Wybrani''. Widok jak ostatnia z Pradawnych zabija się z rozpaczy, a ja, który przeją twoją moc został jedynym i najpotężniejszym Obdarzonym.
-Przecież nami gardzisz. Jak możesz chcieć być znów jak dawniej i do tego Pradawnym.- znów przebiegły uśmiech. Hunter sięgną ręką do tyłu i wyciągną za pasa laskę.
Była metalowa i lśniąca srebrem. Na jej powierzchni ciągnęły się czerwone jarzące się linie. Ale nie to było warte oglądania w niej. Na samej górze był przymocowany fioletowy Antykryształ.
-Jak go znalazłeś? Przecież on przepadł po Nadaniu Simonowi pierwszej mocy. Skąd masz dar Księżyca i cię nie niszczy?- ktoś kto nie niej Obdarzonym nie ma prawa dotykać tak potężnych przedmiotów. Mogło to go zabić, a nawet przekląć na wielki.
-Mówiłem ci. Jestem najstarszym Obdarzonym. Byłem wyjątkowy. Księżyc może i zabrał mi moc, ale pozostał nieśmiertelność, a ona wystarcza by zrobić to.- sięgną do laski, a ona zalśniła porażającym fioletowym blaskiem.Wiedział co zamierza Hunter. Chciał zabrać mu moc. Zabrać i zabić. Nie może tego zrobić. Nie przez wzgląd na niego, ale na Else.
Po chwili światło zgasło, a w pomieszczeniu pojawiło się z tuzin nowych demonów. Eloidzi wpatrywali się w Jacka czerwonymi ślepiami.
-Antykryształ lub jeszcze zwany Antyklejnotem nigdy nie zaginą. Po prostu czekał spokojnie i bezpiecznie u mnie czekając na zachwianie równowagi. Aby zabrać ci Moc Pradawnego musiałem czekać na taki moment.
-Jaki? Gwiazdkę? Wątpię czy Nord da ci prezent.- wiedział co niedługo nastąpi, a tylko sarkazmem mógł znieść myśl, że niedawno odnalazł sens, życia, a teraz go straci. Elsa zostanie sama. Może jest szansa, może nie kocha go aż tak mocno, aby tak cierpieć.
Hunter uśmiechną się i kiwną głową do strażników Jacka. Zaczęli go pchać w stronę podium.
 Jack zaczął się jeszcze bardziej szamotać. Wyrywał się i próbował skupić się na swojej mocy. Poczuł przyjemny podmuch zimnego wiatru. Wiedział, że ma małe szanse na pokonanie tylu demonów, ale nie podda się bez walki.
 Od zastrzyku energii zyskał pewność, że bez swojej laski nie jest całkiem bezbronny. Pomyślał o ostrych soplach i usłyszał krzyk jednego z demonów. Stał koło Jacka i pozostałych, ale był przebity od dołu na wylot. Czerwień trysnęła z niego jak fontanna.
 Dostał mocno pięścią w twarz i usłyszał gruchot własnej szczęki i nosa. Gdyby nie trzymały go
z osiem rąk, zapewne by już leżał na podłodze i szukał gwiazd. Znów przytrzymany przez żelazne ręce znieruchomiał. Poczuł na twarzy coś ciepłego i mokrego. Po chwili na czarną kamienną posadzkę poleciała strużka szkarłatnej krwi. W ustach poczuł gorzki i słony smak. Dziwne, ale dla niego smakowała przewagą. Jednego mniej, a on nie był całkowicie bezbronny.
Uśmiechną się zwycięsko ukazując zabarwione na czerwono od krwi zęby. Hunter momentalnie, widząc jego minę, skiną głową w stronę swoich ludzi. Znów nieprzyjemny ból, który zamroczył mu umysł. Przed oczami zobaczył ciemne plamy, a oprócz bólu poczuł jak jego głowa krwawi. Szkarłat, który zabarwił jego zęby i pozostał na twarzy pojawił się na białych włosach sklejając je ze sobą.
Jack wiedział, że Hunter kazał go obezwładnić. Czuł jak jego głowa opada ciężko i całkowicie bezwładnie.
Po chwili mocny ucisk na dłoniach znikną, a jego położenie się zmieniło. Teraz czuł chłód płynący od podłogi. Próbował na nią popatrzyć, ale obraz się rozmywał.
-Zakuć go!- wrzasną, a groźny głos Huntera rozniósł się po pomieszczeni z nieprzyjemnym zgrzytem.- Nie! Te z Mrocznego Metalu!- usłyszał ciężkie kroki, głośny trzask i stukot. Poczuł jak podłoga lekko zadrżała. Wytężył wzrok zwracając obolałą i otępiałą głowę w  stronę nieprzyjemnych odgłosów. Zobaczył jak Hunter stoi nad jednym z jego strażników. Leżał w kałuży własnej krwi, a w jego piersi tkwiła jego broń. Kamień z fioletowego zmienił się w czerwony. Hunter wyszarpał z piersi Eloida laskę i teraz Jack widział, że dolny jej koniec jest zaostrzony niczym ostrze miecza.
Od razu lekko oprzytomniał i próbował się poderwać, ale nie mógł.
Był przykuty do ziemi. Nawet nie poczuł jak strażnicy przemieścili go na drugi skraj sali nie mówiąc o przykuwaniu łańcuchami. Były dziwne... Jakby utkano ciemność z jedyną iskrą światła w czerwonej barwie. Próbował je rozerwać, ale na próżno. Osłab. Nawet chłód posadzki nikł przy cieple bijącym od jego kajdan. Próbował przyzwać moc, ale to nic nie dało. Nie wytworzył lodu, wiaterku, a nawet jednego płatka śniegu.
Zdenerwowany i wściekły znów szarpną się do przodu. Rozejrzał się i stwierdził, że jest już na podwyższeniu, na którym przedtem stał Hunter. Zwrócił głowę w lewa stronę i zobaczył jego siedzenie, a raczej tron.
 Tak jak jego laska była z tego samego metalu z płynącymi w nim strumieniami czerwonego światła. Jack od samego patrzenia w jego stronę poczuł się słaby.
Ledwo odwrócił wzrok i zamarł zdenerwowany.
Hunter stał przed nim, a Jack teraz sobie uświadomił, że przed nim klęczy. Na tylko taką pozę pozwalały jego kajdany.
Na jego twarzy pojawił się grymas obrzydzenia i złości. Próbował się poderwać, zrywając kajdany i stając na nogach, ale znów poczuł zmęczenie. Po niecałej minucie opadł bezsilnie miotając gromami wzrokiem w kierunku Huntera.
Ale on wciąż stał przed nim z wyższością, przyglądając się i uśmiechając, jak drapieżnik zadowolony z przybliżającej się śmierci ofiary.
-Nie próbuj. Nie warto. Specjalnie dla ciebie odwiedziłem pewne miejsce i przywiozłem ci pewne pamiątki. Na przykład te skuteczne na ciebie kajdany. Dodałem nawet łańcuchy. Jak myślisz działają?- specjalnie ukucną przed Jackiem szczerząc się ze zadowoleniem. Jack znów wychylił się na tyle na ile pozwoliły jarzma. Byli teraz na jednym poziomie i prawie na wyciągnięcie ręki.
-Tak.- powiedział to przeciągając każdą z liter i ukrywając w nich tyle jadu ile można.
- Ale nie bój się. Zapomniałeś o kagańcu. Przywiozłeś dla mnie łańcuchy, jak dla psa, a zapomniałeś, że on gryzie.- powiedział z drgającą wargą, unosząc brew ku górze.
 Hunter nawet nie mrugną. Wyglądał jak uszkodzony posąg, który ktoś zadrapał lub zniszczył pewien fragment. Jego blizna była jeszcze bardziej czerwona z bliska, a jego oko płonęło szkarłatnym płomieniem.
 Wstał powoli i znów miał ten swój uśmiech mówiący ,,Jesteś żałosny i nie masz ze mną szans''. Gdyby Jack był robakiem, pewnie Hunter zabawiłby się w Niszczyciela próbując go rozdeptać, ale nie jest! Jack nie jest robakiem! Nie pozwoli na traktowanie siebie w ten sposób. Spluną na Huntera, a jego ślina przed celem zamieniła się w lód. Hunter jękną bardziej ze zdziwienia niż bólu. Wytrzeszczył oczy i otarł ranę, z której już kapała krew. Jack trafi w niego prosto w bliznę tuż pod okiem.
-Jak to możliwe?- zapytał, ale raczej mówił do siebie niż do Jacka. Mimo zaniepokojenia jego głos był groźny i niebezpieczny. Wyciągną przed siebie swoją laskę. Jack teraz zauważył, że była  umazana krwią martwego Eloida leżącego nieopodal na podłodze. 
-Przytrzymać go!- rozkazał, a Jack nawet nie mrugną jak koło niego zaroiło się od demonów pokroju Edony. Przytrzymały go i odchyliły do tyłu. Trzymany przez kajdany i unieruchomiony przez demony nie mógł się poruszyć. Jeszcze jeden pociągną go z tyłu za włosy, że teraz patrzył wprost na pochylającego się nad nim Huntera. Patrzył śmierci prost w oczy, ale nie mógł się na nim skupić. Myślami był z Elsą. Gdy się przed nią otworzył. Jak ja rozśmieszał, jak ją obejmował i całował.
Znów poczuł przypływ energii, bo wiedział, że częścią jego mocy była Elsa. Ostatnia iskra przed zgaśnięciem uleciała z niego pod postacią lodowych promieni. Sześciu Eloidów zostało trafionych prosto w środek głowy i padli na ziemie już nie wstając. Jack momentalnie znów się szarpną, zapominając o kajdanach. Znów klęczał i oddychał głęboko. Podniósł wzrok i napotkał zdziwione spojrzenie Huntera i lekko podniesioną brew.
-Widocznie jesteś już silniejszy niż zakładałem wcześniej. Zakażony Kamień Strażnika nie pomaga tak dobrze jakbym chciał.- Jack pamiętał jak Edona przepraszał go za oddanie kamienia. Był czymś zakażony, by nie mógł się chronić. Ale jego moc jest podzielona. Nie wszystko jest od Księżyca. Jego miłość do Elsy dodaje mu chęci by walczyć. Za nią, dzięki niej i dla niej.
Ciepło kajdan spadło, a ciemny jak mrok metal pękł z trzaskiem spadając na posadzkę. Hunter nawet nie zdążył zareagować, jak Jack wstał jak burza śnieżna i stworzył Istoty Lodu.
W sali zaroiło się od istot stworzonych z jego mocy. Wilki wyglądające jak chmury burzowe, niedźwiedzie niczym śnieżne zaspy oraz inne groźne i gotowe do ataku.
W jednej chwili Piekielne istoty walczyły z Istotami Lodu. Ogniste i mroźne charaktery rzuciły się na siebie. Eloidy zmieniały postaci by wyrównać szansę i rzucały się w morderczym szale.
Jack już nie przejmował się walką Istot. Patrzył jak żyły na łysej głowie się pogrubiają i pulsują. Jego blizna jeszcze bardziej zczerwieniała, aż wreszcie zsiniała. Jego oczy zabijały cząstki Jacka tylko na niego patrząc.
-TY...- zaczął, ale przed jego nosem przeleciał lodowy pocisk. Poniżej podium stała... NIE!
-Elsa!- krzyknął przerażony Jack. Ta chwila wystarczyła Hunterowi. Rzucił się do przodu i przebił go swoją laską. Chłód metalu od razu zniknął wypełniając ciało Jacka płomieniami. Czuł jak metal przebija jego ciało i wychodzi na wylot. Krzyknął, obserwując jak czerwone linie zmieniają się na niebiesko, a Antyklejnot na górze laski lśni i osłabia Jacka.
Jack wrzeszczał i czuł jak jego mięśnie zanikają i stają się jak gąbki, a kości topią się od temperatury w jego ciele. Jego skóra piekła jakby palono go żywcem, ale on stał w miejscu i krzyczał.
Ból był za duży, aby z nim walczyć, a nawet się ruszyć. Stał tak patrząc w roześmiane oczy Huntera, które nagle zalśniły błękitem.
Ten błękit go wypełnił i już był tylko on. Jego wzrok wędrował we wszystkie strony, ale widział tylko ten kolor. Po chwili znów jego serce zwolniło, a jego bicie stało się miarowe. Ogień, który ogarniał i paraliżował jego ciało wracał do jego przebitej laską piersi. Po sekundzie opadł bezwładnie na podłogę i jednocześnie wypychając broń Huntera która wyleciała z jego rany. Zamrugał kilkakrotnie i wreszcie obraz nie składał się tylko z błękitu. Dostrzegał kształty i inne kolory.

Nagle wszystko nastąpiło zbyt szybko, a Jack był zbyt przytłumiony, żeby wszystko dostrzec.
 Ale jedno wiedział na pewno. Usłyszał szybki wdech Huntera, krzyki, zwodzenia w bólu, śmierci oraz jedno i najważniejsze....Krzyk Elsy, który roznosił się w sali. Wszystko stało się nieważne. próbował spojrzeć w stronę melodyjnego i cudownego odgłosy dziewczyny. Jego serce i dusza znów były szczęśliwe, a ciało przestało niszczyć samego siebie. Teraz cierpiał i przechodził przez to, aby tylko być z Elsą. Krzyki i gwary bitwy się wzmocniły. Usłyszał kolejne krzyki, ale jeden tylko go obchodził. Elsa...wypowiadała jedno imię. Zamknął oczy próbując otulić się ciemnością i złączyć się z jej głosem i widokiem jej pięknej twarzy
 Znów wołanie imienia...Jego.... Wołała go, a on otworzył oczy pod wpływam jej chłodnego,ale przyjemnego dotyku. Wszystko było zamazane, ale jej twarz lśniła w białej poświacie. Wpatrywała się w niego, a w oczach miała łzy. Chciał je otrzeć, ale był bezwładny. Nie czuł nic... Nie mógł się poruszać.
-Jack.- wyszeptała z przejęciem i troską. Nagle jakieś silne dłonie uniosły go do pozycji siedzącej i oparły o ścianę. Zaczął wyczuwać jej chłód, a dźwięki i obrazy nabierały kontur i wyrazistości.
Zamrugał szybko. Przed nim stała Elsa i Chris. Czemu patrzyli na niego z przerażeniem?
-Co zrobimy? Co ,,możemy'' zrobić?!- mówiła Elsa próbując przekrzyczeć gwar. Jack zaryzykował i spojrzał poza nią. Pierwszy raz w życiu zobaczył Piekło na własne oczy Eloidzi stawali w płomieniach niczym Anioły Ciemności, a Istoty Lodu stały patrząc na ich śmierć. Jack rozglądał się po sali, ale nie widział Huntera. Zniknął, a może uciekł, albo zaczaił się by dokończyć dzieła. Wciąż się rozglądał, ale napotkał tylko zielono-fioletowe drobne skrzydła. Zobaczył czerwone ocieplane ubrania, złotą, piaskową postać i szare furto.
Strażnicy walczyli zacieklez Hunterem odpierając jego ataki i oddalając od Jacka.
-Jack?- zapytał tak dobrze znany mu głos. Chris pochylał się nad nim i po chwili ukucną obok niego. Wpatrywał się w niego z troską, a jego oczy patrzyły na niego niczym jego własne. Widział jak jego skóra staje się szara, a oczy tracą blask. Przeniósł wzrok na Else, ale ona na niego nie patrzyła. Spoglądała nieobecnym wzrokiem na bitwę, zagryzając wargi i zaciskając mocno pięści. Paznokcie wbijały jej się we wewnętrzną stronę dłoni powodując rany.
Mimo bólu, który był obecny w jego odrętwieniu wyszeptał
-Elso- wypowiedział jej imię i nie musiał dodawać nic więcej. Spojrzała na niego czułym wzrokiem. Usłyszała ile miłości i czci dodał do tego jednego ,ale najważniejszego dla niego Imienia. Imienia dziewczyny, dla której żył, dla której dzisiaj walczy, ale przegrał.
Podeszła do niego klękając jak Chris po jego drugiej stronie. Wyciągała dłonie, ale pi chwili je cofała bojąc się go dotknąć. Na jej twarzy malował się ból i przerażenie. To go zmotywowało. Oderwał się od tego odrętwienia rzucając się bez muru na czołg. Ból rozlał się po całym ciele, ale poczuł, że może się poruszyć. Jękną, ale z zaciśniętymi szczękami wyciągną drżącą rękę w stronę Elsy. Próbując zahamować drżenie dotkną delikatnie dłonią jej twarz. Przejechał palcami po jej ustach i policzkach.
-Zostań ze mną.- poprosiła, ale bardziej błagała na skraju szaleństwa i rozpaczy.
-Ja zawsze będę z tobą Elso. Nawet kiedy odchodzę jestem z tobą...- wskazał ręką na jej serce, a ona uchwyciła jego dłoń.Przycisnęła ją do swojej piersi.
-Elso.
-Tak?
-Jesteśmy dla siebie stworzeni.- powiedział to słowo i już wiedział. Nigdy nie odejdzie nie może.
Ignorując ból...Ignorując brak sił na nawet zgięcie ręki, próbował wstać.
-Jack? Nie!- jeszcze bardziej zdenerwowana patrzyła jak Chris pomaga mu stanąć na nogach jak z waty. Mimo iż miał w piersi obok serca dziurę na wylot z rany nie ciekła krew. Czuł ból, jakby skubano mu po kawałkach serce. Wiedział co musi zrobić. Wiedział, że to szalone. Widział, że Elsa będzie cierpieć, ale umierając zabierze największe zło ze sobą.
Przeniósł wzrok na Huntera i Strażników. Skutecznie bronili Jacka przed Hunterem i jego laską z Antyklejnotem, ale to właśnie jego cel. Jego jedyna szansa.
Ostatni raz. Ostatnim tchnieniem wyzwolił resztki mocy rzucając w przyjaciół promieniami lodu. Zbyt zaszokowani nie mieli szans na obronę.
Lód rzucił ich do ścian pomieszczenia unieruchamiając. Wszyscy spojrzeli zaszokowani na jacka, bo teraz stał sam i to ledwo się trzymając na nogach przed Hunterem. On też nie krył szoku, ale błyskawicznie pojawił się na przeciwko bezbronnego Obdarzonego o szaleńczym panie.
-Jack co robisz?- zapytał Chris. Spojrzał ostatni raz na Else, ale ona już wiedziała, że może go nie zobaczyć. Odwróciła wzrok i płakała, ten ból na jej twarzy przeważył nawet nad tym nowy. Ponowny ogień. Ponowna laska wbita w niego, ale tym razem trafiająca serce, ale wszystko się zmieniło.
Hunter zdążył tylko zrobić przerażone spojrzenie, a Jack wyszeptać
-Kocham cię Elso.- wszystko przesłonił blask fioletu wydobywający się z Antyklejnotu, który popękał i uwolnił to co musiało się uwolnić...

5 komentarzy:

  1. Błagam spraw by Jack jakoś wrócił =(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że lubię trzymać w napięciu, ale w tej sytuacji będę chciała jak najszybciej wam wyjaśnić co się wg stało. Postaram się was nie zawieść.
      Mroźne całuski!!

      Usuń
  2. Interweniuję! Rozumiem trzymanie w napięciu, ale to już przesada. Świetny rozdział ^^. Chłodne pozdrowienia i życzę zimnej weny (Jack ma wrócić ^-^).

    OdpowiedzUsuń
  3. Placze! :( Blagam, niech Jack wroci!
    Rozdzial swietny I czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  4. jA TEŻ PŁACZE!!!Wogóle nie mogę się przez ciebie spokoić,czuje jakbym cały czas patrzyła na to i z prostej bezbronności płakała.Ja rycze tak jak woda leje się wodospadami!!!Jack!!!On nie......prawda?!Prosze on musi żyć,to nie może się tak skończyć,ale koro mówisz,że ten koniec jest potrzebny by zrobić następną część bloga to Jack pewnie będzie żył!!!Prawda?!!!!JA POPROSTU UMIERAM W ŚRODKU<MOJE SERCE KRWAWI PRZEZ GŁUPIE SŁOWA!!!!!

    OdpowiedzUsuń