Frozen Love

Frozen Love
Forever

czwartek, 22 stycznia 2015

Rozdział 58 Dziwnie znajomy

-Cholera! Nie...Wyrównaj. Nie w lewo. Cholera, bo cię przedmucham... Ał!- Jack próbował balansować w powietrzu i utrzymać równowagę. Przelatywał właśnie nad miastem, który uważał przez te tygodnie za prowizoryczny dom. Ale teraz chciał stąd jak najszybciej uciec.
Wszystkie uczucia się rozwiały, pod wpływami przyjemnego i orzeźwiającego wiatru, jakby właśnie przebudzał się ze długiego i dziwnego snu.
Jego myśli bładziły i już tak nie bolały wspomnienia, których tak naprawdę nie posiadał.
Leciał nie tylko aby uciec od Edony i tego miasta, ale w poszukiwania odpowiedzi. Czuł, że wielokrotnie kiedyś tak robił i nigdy nie żałował. Niekiedy przebłyski pamieci niemal rozrywały mu czaszkę, ale teraz było lepiej.
Nagle prądy się zmieniły i poczuł jak kieruję się w stronę północy. Niewiedzieć czemu czuł, że już tędy leciał, a wiatry same go niosły w tym kierunku.
Wieczór zmienił się w gwiaździstą noc z pełnią księżca. Jack spoglądał co jakiś czas w stronę srebrzystej tarczy, ale miał jakieś dziwne wrażenie, że księżyc wygląda jakoś mizernie i niemal smutno. Albo to on tak się czuł.
Temperatura się zniżała, a wiatry przenikały go tworząc przyjemne dreszcze. Nie od chłodu, ale od dziwnej błogości. Zaciągną się w świeżości i dziwnej wolności, której nie czuł przy Edonie.
Po chwili wiatry zrobiły się dzikie i nawet sam jak to określiła Edona,jako Pan Mrozu, nie mógł nad nimi zapanować.
Czuł się jak kilkanaście silnych i nieprzyjaznych mu prądów biegunowych wyrywają go sobie niczym zabawkę, lub skarb, który muszą podzielić lub zdobyć dla siebie.
Nie orientował się już nad kierunkiem i praktycznie nic nie widział. Burza śnieżna pojawiła się niesłychanie szybko i znikąd, jakby pomagała wiatru się go pozbyć z przestrzeni.
Nie miał już siły. Wiatry i śnieżyca wymęczył go do tego stopnia, że zdołał dostrzec tylko majaczące się w ciemności światełka domost. Wycelował w ich kierunku i już tylko spadał. Leciał ku ziemi niczym kometa, która nie ma w zakończeniu szczęśliwego i przede wszystkim bezpiecznego końca lotu.
Po chwili śnieżyca ustępowała i twarz Jacka nie szarpały dzikie wiatry tylko coś twardszego. Wleciał w las, a gałęzie drzew raniły go niczym małe ostrza.
Poczuł ból i wszelkie optarcia i zadrapania gdy wylądował we własnie zbudowanym przez siebie kraterze.
Oddychał spontanicznie, jak po biegu, ale on leciał i uciekał przed czymś nad czym nie mógł, a powinien panować.
Rany się zasklepiały, ale ból w kościach pozostał. Gdźwigną się na wątłe nogi i zobaczył, że kurczowo ściska się swojej laski, jakby tylko ona była dla niego punktem bezpieczeństwa lub ostoją w tym chaosie.
Wyskoczył lub raczej wyleciał z krateru, by po chwili zapaść się w wielkiej zaspie świeżego śniegu.
-Kurde! Co jeszcze. Zamawiam lawinę śnieżną.- krzykną i usłyszał nieprzyjazne dudnienie.
-Ej. Ja żartowałem. - wygramolił się z pomocą mocy ze swojego dołka i otrzepał ze śniegu. Rozejrzał się, ale widział tylko ciemność i jaśniejące w oddali jasne punkciki.
Chwycił mocniej plecak w dłonie i powędrował w stronę światła. Mimo iż wiatry próbowały go zabić, czuł jak powietrze robi się chłodniejsze.
-No to już blisko biegun. -podsumował zbliżając się coraz bardziej do miasteczka.
Szedł tak jeszcze przez pięć minut, gdy nagle coś się zmieniło. Cały się napią słysząc szelesty w ciemnej gęstwinie lasu.
Nagle wilk zawył tak głośno i blisko niego, że przeszedł go dziwny dreszcz. Nie był spowodowany strachem, ale jakimś dziwnym deja vu.
Przeskoczył swoim lotnym krokiem ostatnie metry, ale czuł wlepiony wzrok w jego plecy. Ciekawość zwycieżyłani odwrócił dyskretnie wzrok.
Zobaczył żółte ślepia jaśniejące w mroku, ale jedno z nich było błekitne, po chwili tak szybko jak je dostrzegł, zniknęły.
Jack czuł się dziwnie. Nie wiedział co ma teraz zrobić, ale poszedł dalej drogą do miasta.

Nie było to obszerne i ładne miasteczko, wręcz przeciwnie. Większość domostw była opuszczona i zrujnownpana. Większośc miała pozapadane przez śnieg dachy, lub ściany o spróchniałej powierzchni leżało dalej odrzucone przez wiatr.
Nie było tu żadnej zieleni tylko ten smutny i szary widok. Jack zastanawiał się przez chwile czy aby napewno woli zostać tutaj w tym nawiedzonym strasznym miejscu, czy poczukać tych dziwnych wilków.
Nagle przed nim pojawił się dziwny cień jakiejś postaci. Nie wiedzieć czemu, ale Jack nie miał ochoty zapytać go o samopoczucie. Wszedł w mniejszą poczną drogę miasta, przechodząc między budynkami czuł się obserwowany i śledzony.
Podleciał szybko na górę i wyładował w zagłebienie nikłego dachu. Czuł, że jest to niepewne podłoże, wiec położył się płasko unikacjąc wstających niczym szpikulce drzazg.
Jack wyjrzał na ciemną drogę i nikogo nie zauważył. Wychylił się bardziej i drewno nieprzyjemnie zatrzeszczało.
-Podnieś się polwoli i podejdź do mnie Strażniku.- usłyszał groźny to męskiego głosu. Odwrócił głowę do tyłu i zobaczy podobieństwo Edony.
Nawet z tej odległości dostrzegł szkarłatne obwódki źrenic i przeraźliwie bladą skóre.
Miał jak Edona brązowe włosy i był drobnego lecz muskularnego pokroju.
-Strażniku? Nie jestem strażnikiem.- powiedział to z mocą, ale nie był pewien swego. Nie pamiętał niczego o sobie, ale czuł, że kiedyś słyszał to określenie.
-Czyli nie należysz do tej świty na biegunie, ale czuję wyraźnie, że jwsteś nieśmiertelny.- Jack powoli wstał z dachu czując kolejne skrzypnięcia i łamanie się struktury.
-Tak. Podobno jestem niezwykły. Spotkałem kogoś podobnego do ciebie. Pomogła mi i tak twierdziła.- na jego twarzy pojawił się dziwny grymas.
-Nie wierzę, że jedna z nas pomogła plugawemu Obdarzonemu.- powiedział to marszcząc nos, jakby Jack śmierdział najgorszym i najobrzydliwszym zapachem na świecie.
-A jednak. Jestem tutaj i raczej się na mnie nie rzuciła, a mogła. Jesteście strasznie gorący.- facet zastanawiał się chwile, ale Jack widział jak jego oczy zmieniały się na ciemny czerwony. Pora posiłku.
-Jak mniemam nieśmiertelni sa dla was pożywni, ale dziekuję nie mam ochoty na kolacje.- prychną i prozesmiał się.
-Czy ty wiesz w ogóle co się dzieje między demonami, a Obdarzonymi. Czy jesteś poprostu taki głupi. My nie możemy się wami żywić. Wasza energia jest wręcz nasycona mocami ksieżyca. To by ciebie i mnie zabiło. Ale w naturalny sposób z przyjemnością cię załatwię. Może awansuję w hierarchi.-Jack czuł sie jak uczniak, który przespał większosć zajęć i teraz ma zaległości w materiale.
-Kim są Obdarzeni?- demon rykną śmiechem.
-Ty naprawdę nie wiesz. Gdzie się chowałeś, że przegapiłeś tysiące lat wojny. Wy Obdarzeni jesteście pupilkami Księżyca, który ochrania ten świat przed nami. Jesteśmy skazani na życie w ciemnościach naszego wymiaru, bo boicie się o waszych cennych ludzi. Ale teraz wszystko się zmieniło. Basriera naszych światów została przerwana podczas zaćmienia księzyca. Została przelana krew pradawnego i teraz jesteśmy tu i nie zostawimy tego świata w spokoju. Zbliża się wojna, a ty jesteś moim wrogiem.- ruszył powoli w jego stronę z zacięciem i już czarnymi oczami.
-Nic nie pamiętam, ale świadomość, że chcecie zniszczyć ten świat nie jest ciekawa.- chwycił mocniej laskę kierując ją na demona.
-Nie czujesz jak Wasz ukochany Księżyc słabnie. Jest nas coraz więcej, a was zbyt mało.-
-Trudno.- Jack już chciał wystrzelić promień, ale demon ruszył na niego zbyt szybko i razem runeli w dół, dach się zarwał od ich wspólnej masy i ostatnie niespruchniałe deski przełamały się.
Jack wylądował na twardej podłodze jakiegoś składzika budowlanego, ale demon nie miał tyle szczęścia. Nadziany na metalowe pręty rusztowania miotał się nieprzyjemnie, a dziwna czarna krew spływała na podłogę.
-Wszys...cy... Umrz... Cie- wychrypiał, a jego oczy były całkiem białe.
Jack zamkną mu powieki i wyfruną z nieprzyjemnego składzika.
Rzucił się w stronę lasu, uderzając mocno w pobliskie drzewo. Usłyszał trzask własnych kości w dłoni i rykną z bólu.
Upadł na śnieg, opierając się o drzewo. Jego plecak pozostał w tamtej szopie, ale nie miał zamiaru do niej wracać.
Spojrzał z niechęcią na swoją dłoń i zobaczył jak jego kostki, aż po nadgarstek sinieje.
-Pięknie. Mój ulubiony kolor.
-A myślałem, że niebieski.- Jack spojrzał w stronę gęstwiny i znów ujrzał błysk niebieskich ślepi, ale tym razem ludźkich, a nie wilczych.
-Sory, ale nie jestem w nastroju na przyjazne uściski dłoni.- poruszał ręką i sukną.
-Wiesz, że jesteś nieśmiertelny, ale nie niezniszczalny.- jego ton był jakoś dziwnie znajomy i nie taki nieprzyjazny jak tego demona. Jack wytężył wzrok i zobaczył błysk białych włosów.
-Kim jesteś? Tylko nie mów, że moim ojcem, bo nie uwierzę. Albo tak... Nic mnie już ni zdziwi.- usłyszał miły śmiech i błysk zebów, w tym było cos z wilka.
-Mimo iż nie pamiętasz, jesteś taki sam.- wyszedł z cienia i Jacka zmurowało. Był praktycznie jego kopią. Wstał szybko chytając laskę.
-Gadaj. Kim jesteś?
-Twoin opiekunem.

17 komentarzy:

  1. Tak! Jack w końcu się znalazł :3 Księżyc słabnie? Umrą?! No zaczyna się dziać ^^ Masz już zaplanowaną liczbę rozdziałów czy lecisz na spontanie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spontan rozdziałów, ale historia już ma określony tok i koniec. Może się jeszcze wszystko zmienić.

      Usuń
  2. Co?! Jack nic nie pamięta? O matko 0.0 ciekawe co dalej weny i mroźne całuski a twój 2 blog jest tak samo niesamowity jak ten :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci. Miło słyszeć pochwał o drugim blogu.
      Co do pierwszegi, już mam dka was gotowe niespodzianki.

      Usuń
  3. W końcu ktoś, kto może przejaśnić Jackowi w głowie. Czekam na nexta, bo dalej nie wiadomo co z Elsą... Ale skoro opiekun Jacka się znalazł, to reszta musi być gdzieś w pobliżu.
    Anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz coś go ciągnęło do bieguna, ale nie będę nic zdradzać co do Elsy. Mogę tylko powiedzieć, że amnezja Jacka to początek przed potężną burzą.

      Usuń
    2. Już się boję o jego przyszłość O.o Nie będzie pamiętał Elsy, więc... czy zakocha się w niej od nowa? Ponownie błagam o ciąg dalszy!
      Anna

      Usuń
    3. Ej ja też czekam na twoim blogu. Mogę zdradzić, że nowy rozdział już jutro.
      Mroźne całuski!

      Usuń
  4. O matko! Ale czemu wcześniej mu nie pomogli? Zanim Jack stracił pamięć? I Ty kobieto mówisz, że się nad Tobą znęcam! :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ups. No wiesz odpłacam ci tym samym... A odpowiem ci na pytanie. Jego kamień strażnika był jak to opisywałam fioletowy...to taka wskazówka.
      Pozdrawiam...

      Usuń
    2. No to mam teraz łamigłówkę do rozwiązania ;) Idę po kawę tej nocy i tak już nie zasnę :D

      Usuń
  5. Ja nie wiem co powiedzieć twój blog przenosi mnie po prostu gdzie indziej!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci. Chyba się rumienię...
      Mroźne całuski!

      Usuń
  6. Jeju o.o cudny rozdział :) mam nadzieję, że ta jego amnezja nie będzie trwała długo Pozdrowionka :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja też tak wierzę. A i czekam na twoje rozdziały w nowym blogu...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń