Obudził się całkowicie skołowany i bardzo obolały. Leżał na czymś przyjemnie chłodnym, ale nie od tego był tak bardzo sztywny. Każdy mięsień w jego ciele krzyczał, a kości chciały same się łamać. Miał wrażenie, że jego głowa zaraz eksploduje.
Odważył się otworzyć niechętnie oczy i znów jękną. Leżał na dworzu, a słońce rzucało swoje promienie prosto w jego twarz.
Uniósł się do pozycji siedzącej by zobaczyć gdzie jest i zauważył nadchodzącą do niego dziewczynę.
Była drobnej budowy z długimi brązowymi włosami. Cerę miała bardzo bladą, oczy ukrytę pod dużymi ciemnymi okularami.
Oderwał na chwilę od niej wzrok i zobaczył, że leży w śniegu, a do okoła były gęste zielone drzewa. Zdziwniony tym bardziej, bo nieznajoma była w czarnej krótkiej sukience na ramiączka bez żadnej kurtki, a nawet butów.
-Hejka. No nareszcie, ile można spać? Już się bałam, że to podejrzane bo spałeś prawie dziesięć minut.- był jeszcze bardziej skołowany.
-Jakbym spał może dziesięć godziny byłoby to dziwne, ale nie dziesięć minut.
-Prawie dziesięć. Nieważne ja się nie znam na tym, bo nie sypiam.- powiedziała rozglądając się poza nim. Wytrzeszczył oczy i spojrzał na nią wątpiącą miną.
-Ty sobie żartujesz. Prawda?- Uśmiechnęła się drapieżnie do niego i nachyliła nad nim, jakby chciała zdradzić mu tajemnicę, a pośród gęstwiny ukrywali się niepożądani słuchacze.
-A chciałbyś by była?- zapytała zadziornie i wzniosła głowę ku niebu. Rozłożyła ręce i okręciła się niczym w deszczu.
-Ah. Tak długo o tym marzyłam. Stać w blasku. Nigdy więcej w cieniu. Wy macie to na codzień i tego wcale nie doceniacie.- próbował się podnieść i momentalnie nieznajoma mu pomogła. Była bardzo ciepła, jakby miała nieustającą gorączke. A to było dziwne, bo na jej twarzy nie było, żadnego rumieńca.
Po chwili bliskości sykną i wyswobodził parzącą rękę.
-A no tak. Znów zapomniałam. Ach, ale mamy czas.- zamrugał gwałtwonie odchodząc od dziewczyny.
-Kim w ogóle jesteś?- zapytał, bo atmosfera robiła się napięta i dziwna. Ona znów uśmiechnęła się jak lis, ściągając szybko okulary.
-A ty wiesz kim jesteś?- zapytała, ale on już był wchłaniany przez szarłatne dwa klejnoty osadzone tam gdzie powinny być normalne oczy. Ich barwa po prostu hipnotyzowała, ale także powodowała ciarki na ciele.
-Twoje oczy...- zaczął kręcąc głową. Nagle jeden z kosmyków jego włosów wpadł mu do oczu. Zdziwnił się bo były białe. Nie opruszone przez padający w tym czasie śnieg, ale po prostu całkiem białe.
-Twoje włosy...- powiedziała bawiąc się z nim.
Pomyślał przez chwilę i faktycznie nie wiedział kim jest. Nie mógł sobie nic przypomnieć, a jak próbował widział tylko błękit oczu i lekko fioletowy blask.
-Nie pamiętam... Ja..Kim jestem? Kim ty jesteś?- dziewczyna uśmiechnęła się bardziej znów robiąc obrót.
-Jesteśmy wolni.
Po dwóch tygodniach wcale nie czuł się wolny, wręcz przeciwnie. Tkwił w swoim własnym więzieniu nie pamiętając nic ze swojej przeszłości.
Czuł się obco we własnym ciele. Otaczany przez innych wyróżniał się i nawet nie wiedział dlaczego.
Mimo iż był wysoki i dobrze zbudowany miał całkiem białe włosy. Dochodziła do tego bardzo śnieżnobiała cera i jaskrawe niebieskie oczy. Od samego patrzenia w lustro mogły boleć oczy od jego widoku.
Był jakby nienaturalny. Jakby odchodził od normy i nie miał szans na wyrównanie jej.
Na ciele miał lśniące srebrem małe blizny i jeden dziwny symbol na ramieniu.
Wyglądał nieco jak płatek śniegu.
Jedyne co choć trochę łączyło go z przeszłością był drobny srebrny łańcuszek z fioletowym kamieniem. Miał czasem wrażenie, że z jego środka próbuje wydostać się niebieskie światło.
Przez ten cały czas dowiedział się od Edony, że są oboje niezwykli i jedyni w swoim rodzaju. Opowiadała także o niebezpiecznych istotach, które grasują po świecie i próbują go nam odebrać.
Twierdziała, że nazywa się Jack Frost i panuję nad lodem i śniegiem z pomocą jakieś drewnianej laski. Przypominała prosty badyl zawinięty nieco na górze.
Nie wiedział czy to prawda, bo szczerze nie wierzył w to wszystko.
Nie czuł zimna, było mu wręcz przyjazne i rozróżniał wiejące wiatry jakby go przyzywały i wołały, ale czy naprawdę był Panem Lodu?
Owszem potrafił coś lekko zamrozić lub oszronić dotykając, ale czy to od razu potęga. Jeśli tak to co będzie gdy dotnie tej laski?
Wstał z brudnej ziemi i przeniósł się do środka klubu.
Można powiedzieć, że tu zamieszkali. On i Edona może się niezgadzali w różnych sprawach, ale znaleźli tu swój bezpieczny kąt.
Był właśnie w mieście Winterdark w pobliskiej spelunce. Dobre i grzeczne osoby się tu nie zapuszczały chyba, że wpakowały się w nałogi lub długi.
Jack chciał aby go widziano, nie lubił być duchem jakby był martwą zjawą, więc założył spowrotem sygnet z czerwonym kamieniem, który dostał od Edony.
Co to za zabawa jeżeli inni nie zdają sobie sprawy, że robisz to na ich koszt.
Wsześniej nie wiedział co miała na myśli, ale po tych czternastu dniach wolał zapomnieć tak jak resztę ze swojego życia.
Pierścień był złoty i obszerny z małymi wygrawerowanymi symbolami. Na górze widniał niszym kropla krwi mały kryształ, który po założeniu na palec lekko zawibrował, a teraz lśnił dziwnie groźnym światłem.
Szedł między stolikami z kotarami, dla napalonych kochanków i stołów bilardowych. Zszedł na niższy lepszy poziom i zobaczył bardziej wyposażony bar i stoliki z pokerem. Jego kąt z stołem był jak zwykle zarezerwowany, a Edona już zabawiała się z jedym chłopakiem. Odrażało go to co robiła, ale nie miał nikogo oprócz niej.
Podszedł do nich z obrzydzeniem na twarzy.
Siedzieli na sofie, a Edona już zaczęła zabawę. Chłopak robił się już szarawy i wtedy wkroczył Jack.
Padł na kanapę lekko strącając dziewczynę z zaszokowanego chłopaka.
-Ej!- warknęła, a jej oczy nie były jeszcze tak czerwone jak powinny. Nie skończyła.
-Oj. Przepraszam.- zrobił zdziwioną minę zasłaniając teatralnie usta ręką.- Czyżbym w czymś przeszkodził?- zapytał z udawaną skruchą, ale już nie powstrzymując uśmieszku.
-Ja... Właśnie... Lepiej.. Już pójdę.- wyjąkał chłopak, który już odzyskał kolory i zabierał się z kanapy. Przeszedł przez klub szybkim krokiem i znikną na schodach.
Jack parskną śmiechem i założył rękę za głowę Edony.
-Musisz przejść na dietę, bo enrgia ci rozerwie żołądek. Ale wiesz co, spróbujmy kiedyś, tylko ja nie będę cię składał klejem do kupy.- spiorunowała go wzrokiem i przyłożyła dłoń do jego chłodnego policzka. Momentalnie się odsuną czując zbliżające się oparzenie trzeciego stopnia.
-Nie mogę tego robić na tobie, bo cię osłabiam. Mogłabym zrobić to w złej chwili i co? Mogą nas przypadkiem znaleźdź. Muszę się posilać śmiertelnikami.
-No tak, bo oni mogą stracić młodość, a ja się już nawet nie zsiwieję. Dosłownie.
-Jack, wiesz o czym mówię.
-Właśnie nie wiem!- zerwał się z kanapy.- Nie wiem o kim mówisz, bo ich nie widziałem, nie pamiętam! Sam nie wiem kim jestem, mówisz, że jesteśmy tacy sami, ale ja uważam, że nie.- wybiegł z klubu na świeże zimowe powietrze. Oddychał szybko jakby właśnie nurkował i łapał zachłannie każdą ilość odzyskanego powietrza.
W pobliżu nie było nikogo tylko śnieg sypiący grube płaty osiadał na już zaśnieżonej drodze. Jedynym budynkiem oddzielonym od miasta był właśnie ten klub. Głośna i tak muzyka nie dawała by spokoju normalnym mieszkańcą, więc wybudowano go na obrzeżu.
Nienawidził magazynu, który był dołączony do klubu, ale praktycznie był nie używany. Wszedł do środka i padł na stos starych kartonów, które były jego posłaniem.
Spoglądał niewidzącym wzrokiem w ciemność i rozmyślał co robić.
Nic go tu nie trzymało. Co miał zatęsknić za szczurami, brudem i spaniu na spleśniałych kartonach?
Jedyne co go tu trzymało to Edona.
Znalazła go samotnego w górach, bez pamięci i niczego. Powiedziała co nieco o nim i mu pomogła.
Zamknął oczy i znów zobaczył te same obrazy. Fiolet, niebieskie oczy, ból.
Zerwał się szybko z kartonów łapiąc się za pulsującą pierś. Zdjął kurtkę i wyszukał pod bluzką dwie małe blizny . Jedna znajdowała się obok serca, a druga centralnie na nim. Zawsze go bolały i czuł w nich jakby żywy ogień.
Edona znów mu nic nie mówiła. Jedyne co robiła to z niego żarty i zabawy. Nie powiedziała co im grozi tylko, że ktoś na nich poluje.
Miał dość. Zabrał swój kamień i przewiesił go przez szyję, zapakował do plecaka parę ukradzionych przez Edone ubrań i trochę chleba na drogę.
Zerkną jeszcze raz po zniszczonym magazynie i zaciągną się zapachem pleśni i zgnilizny. Ktoby pomyślał, że można się do niego tak przyzwyczaić.
Gdy miał już wychodzić, jego uwagę przykuła ta jego ,,magiczna laska''.
Patrzył na nią sceptycznie, ale niechętnie i powoli się do niej zbliżał.
Była po prostu badylem! Ale jednak coś w nim było. Nie wiedział co i odruchowo dotkną powierzchni drewna.
Zaświeciło jaskrawo niebieskim światłem i zamroziło ścianę, o którą się opierała.
Przyjrzał się ścianie, która była nie tylko pokryta lodem, ale także przyozdobiona pięknym szronem.
Jack chwycił niepewnie ją w dłonie i znów zaświeciła błekitem i pokryła się takim samym szronem co ściana.
Chciał zrobić krok w stronę drzwi na zewnątrz, ale jego noga jakby pociągnęła całe ciało do góry.
Spadł na ziemie z hukiem, a laska zamroziła podłogę magazynu. Przeleciała przez jego długość ślizgając się i zatrzymując dopiero po przeciwnej stronie.
-Ała! Co do cholery?- wstał obolały i z obtartym łokciem, z którego teraz leciała krew.
Zabarwiony czerwienią lód i tak był wyzwaniem do chodzenia. Jack ściągną buty i przeszedł spokojnie do laski.
Chwycił ją już pewniej i pomyślał, że chcę podfrunąć w stronę zakurzonej apteczki.
Lekki podmuch wiatru uniusł go, odrywając nogi od podłoża by wylądować spokojnie koło spruchniałej szafy.
Jack zaśmiał się do siebie i otworzył wiszącą koło szafki czewoną wyblakłą skrzynkę. Wziął opatrunek i już chciał go zawinąć na ranie, ale po niej na skórze została tylko srebrna blizna, która i tak już zanikała.
-Dobra. Czyli Edona zapomniała mi powiedzieć, że jestem jakimś cholernym super odmieńcem. Może wyrosną mi rogi, lub włosie na ciele.- mrukną zdenerwowany i zirytowany Edoną.
Teraz na prawdę nic go tu nie trzymało. Edona może nie kłamała, ale także nie mówiła prawdy. Zarzucił plecak na ramię, ścisną mocniej laskę w dłoni i wyleciał w zimną noc.
Czyli przeniósł się do jakiegoś świata czy też krainy, no i stracił pamięć. Niedobrze. Mam takie wrażenie, że Edona przyniesie jeszcze jakieś kłopoty... A co się stało z Elsą i resztą na polu bitwy? Czekam co dalej.
OdpowiedzUsuńAnna
Dobrze główkujesz, ale on jest w normalnym świecie. Wszystko zostanie z czasem wyjaśnione, np dlaczego go nie znaleźli.
OdpowiedzUsuńDziękuję ci, że jesteś.
Zaspa całusów!!!!
CUDEŃKO!!! LunaMoon chce więcej!!! :D
OdpowiedzUsuńMroźne całuski i dużo, dużo weny!
Jesteś NIESAMOWITA!!! Tyle rozdziałów i każdy zupełnie wyjątkowy! ;)
Ty jesteś cudowna, że tak piszesz. Dziekuję ci że czytasz,
UsuńNie mogłabym inaczej :) Wpadłam po uszy w tę zaspę :D Czytam i nadal będę czytać Jack Frost mi świadkiem :P
UsuńCudny rozdział, ale mam nadzieję, że Elsa i Jack szybko do siebie wrócą, bo inaczej oszaleję =3
OdpowiedzUsuńCzytasz jeszcze mojego bloga ? Mogłabyś choć wpaść ? Będzie mi niezmiernie miło =) :*
Link : http://jelsaadresmojegonowegobloga.blogspot.com
Jeśli nie to przepraszam.
Pozdrowionka :* i czekam na nexta :*
Z przyjemnością wpadam na twojego bloga. Ten nowy jest genialny, po prostu go kocham...
Usuńrozdzial jest genialny
OdpowiedzUsuńzapraszam na mojego bloga:
jack-i-elsa.blogspot.com
Z chęcią wpadnę i poczytam. Napewno coś po sobie pozostwię. Dziękuję ci, że czytasz i komentujesz!!
UsuńCzytałam już wiele blogów o Elsie i Jacku ale ten jest najlepszy. Śmieszny, smutny, wciągający. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Olałam na nim wzruszenia i śmiechu. Wiem że ten blog powstał dawno i pewnie nie przeczytasz tego koma ale powiem jedno. Gatki w reniferki mnie rozwaliły. Skąd ty wzięłaś ten pomysł?!
OdpowiedzUsuńPowinno być płakałam
Usuń