Ciągle jestem na zawodach. Dajemy z siebie wszystko, ale jest ciężko. Jutro walczymy o pierwsze miejsce.
Proszę trzymajcie kciuki...
Udało mi się wreszcie napisać ten post...
Wiem powinnam wcześniej, ale tyle się dzieje.
Możliwe, że już jutro wracamy.
Oby, bo się za wami stęskniłam!
Oj, mam tyle pomysłów na kolejne rozdziały.
Tęsknię i walczę o pierwsze miejsce!
Na razie nie tracę głowy...
Frozen Love
czwartek, 27 listopada 2014
wtorek, 25 listopada 2014
Oj będzie się działo!
Jeżeli ciekawi was, o co chodzi, to musicie przeczytać następnego posta. Pojawi się jak zwykle jutro. Chcę wam zdradzić tylko, że nareszcie będziecie mogli wszystko zrozumieć. Dowiecie się o co chodzi z Jackiem, czyli co się z nim stało... Jak powiedzie się zadanie Elsy i Chrisa? Co czeka Annę w Arendell i przede wszystkim kim naprawdę jest Sven i o co chodzi z ,,Nimi'' i Filipem. To wszystko już buzuję w mojej głowie i piszę obijając palce o klawiaturę.
Już nie mogę się doczekać waszej opinii i komentarzy.
Nie wiem jak u was, ale mnie odwiedzi Jack Frost. Wszędzie w naszej okolicy leży śnieg!!!
Już nie mogę się doczekać waszej opinii i komentarzy.
Nie wiem jak u was, ale mnie odwiedzi Jack Frost. Wszędzie w naszej okolicy leży śnieg!!!
Rozdział 48 Ukryte zagrożenie…
Przykro mi, że publikuję to z widocznym opóźnieniem, ale dopiero niedawno wróciłam z zajęć dodatkowych. Jutro mam zawody sportowe. Trzymajcie kciuki i miłego czytania!
Nie
spodziewaliście się zapewne tego, ale ten rozdział zacznie się z perspektywy
Olafa. W przypadku Elsy i jej przyjaciół nic tak zjawiskowego się nie wydarzy. Nieporadny
i nie rzucający się w oczy bałwanek rzuci wam trochę mrozku na tę dziwną
historię…
Olaf szedł sobie
spokojnie, podskakując i nucąc coś pod swoją marchewą. Często zatrzymywał się
aby coś poobserwować. Tam z boku widział piękne niebieskie kwiatki, tam zauważył
dwa motylki, które lekko trzepotały skrzydełkami. Nareszcie wyszedł z lasu
obrzucany żołędziami i szyszkami przez niesforne wiewiórki. Nigdy nie
przepadały za nim.
Wyszedł cało,
chociaż jedna z nich wbiła mu się w tył głowy. Zbliżał się w kierunku rynku,
gdy drastycznie skręcił w bok. Okazało się, że zachwyciła go mała, choć bardzo
brzydka żabka. Poskakał za nią i trafił do królewskich stajni. Weszli razem do
środka i Olaf od razu wydał z siebie okrzyk radości.
-Svencio!!-
podbiegł do jednej z zagród i otworzył ją z trudem.
Zamek był znacznie wyżej od niego. Ściągną
sobie głowę i wziął ją w swoje patyczkowe dłonie. Uniósł ją wysoko, może nawet
nad wysokością głowy która powinna być teraz na jego szyi. Szarpną parę razy
zamek zębami i po chwili drewniane oraz bardzo podrapane drzwiczki uchyliły się
z piskiem.
-Oho ho!!!
Svenciu! Reniferciu ty mój.- mały bałwanek poleciał do jednego z reniferów, ale
to nie był Sven. Zniesmaczony widokiem małej hałaśliwej kulki śniegu, odwrócił
się niespodziewanie odtrącając go na bok. Gdy podszedł jeszcze parę kroków
renifer kopną go tylnimi kopytami i Olaf wystrzelił w powietrze.
-Haha!! Leci
śnieżyca!- nagle zobaczył, że leci prosto na ścianę po drugiej stronie stajni. Miną
przejście i następny boks i rozpłaszczył się na ścianie. Tułów oczywiście
oddzielił się od głowy, która poleciała nieco wyżej. Uderzył twarzą, aż mógł z
bliska ją poobserwować. Po chwili usłyszał trzask i potoczyła się po podłodze
usianej sianem. Ciało latało w tę i we wtę szukając brakującego elementu.
-Tutaj! No tak!
Tutaj! Uważaj!- tułów przywalił o drzwiczki, które lekko się ośnieżyły. Później
zaliczając wiele wpadek na różne przedmioty odnalazł się. Posadził głowę z
powrotem na miejsce i westchną.
-Od razu lepiej!
– patrzył nieprzytomnie i po chwili został czymś oblany na twarzy. Przed oczami
widział tylko różowe plamy i nieprzyjemny zapach. Dopiero po chwili okazało
się, że koło niego stoi prawdziwy Sven. Olaf jak to robi ze wszystkimi
napotkanymi reniferami krzykną i rzucił mu się na przednie nogi.
-Svencio!- Tym
razem nie został kopnięty. Trochę czasu minęło zanim Olaf odkrył źródło dziwnego
trzasku. Połamał sobie nos, a w tym przypadku jego marchewka w najgrubszym
miejscu co zawsze tworzyło mały garb, została przełamana. Reszta mu nie odpadła
i tylko zwisała na bardzo cienkiej skórce. Olaf zrobi smutną minę gotów
wybuchnąć płaczem. Nagle Sven poderwał się z miejsca i jednym chapnięciem zjadł
mu ją.
-Svencio! Nie dobry
renifer!- już chciał się na niego rzucić i otworzyć mu paszczę w poszukiwaniu
zguby, ale on był szybszy. Odszedł od niego do miski stojącej z bok. Olaf
dużymi oczami przyglądał mu się uważnie. Sven z uśmiechem i pełnym pyskiem
przydreptał do Olafa. Nagle znów przed oczami pojawiły mu się dziwne plamy i
został obklejony przez ślinę Sven. Olaf już się bał, że reniefer odgryzie mu
wreszcie głowę lecz nie. Próbując strącić część ohydnej śliny poczuł, że znów coś
ma na twarzy. Trochę większa i bulwiasta marchewka zagościła na dawnym miejscu.
-O jej! Ach ty
mały…- podbiegł do niego przygładził mu nikłe futerko koło kopyt. Wdrapał się
mu na grzbiet i wylecieli z zagrody.
Ludzie oglądali
się za nimi. Olaf nie miał nic przeciwko, ale widok dużego bezpańskiego renifera
z gadającym małym bałwanem na plecach, każdego by zadziwił. Szli tak przez całe
miasto, aż natrafili na skraj osady. Przeszli wokół wielkiego jeziora kierując
się w stronę lasu otaczającego wzgórze. Szli tak, podskakując i gawędząc, gdy
nagle natknęli się na dziwnego faceta. Przewalił się, a Sven stał jak wryty.
-Głupie bydle!-
chciał go uderzyć czymś w rodzaju laski z batem, ale Olaf się odezwał.
-Dzieńdoberek!-
zaskoczony nie trafił w renifera tylko w siebie. Znów się przewalił i klną pod
nosem.
-Jakiś dziwny
ten facio…- zwrócił się do Svena, który cofną się parę kroków.
-Odejdź plugawy
pomiocie! To ty jesteś tym stworem stworzonym przez Królową!- to nie brzmiało
jak pytanie tylko zarzut. Olaf uśmiechnął się głupawo i potrząsną rękoma.
-No tak, a co?-
-A może wiesz
gdzie podziewa się nasza Elsa?- teraz Olaf się trochę zdziwił. Z zgorzkniałego faceta,
który przed chwilą buchał gniewie, stał się przyjaznym pytającym gościem.
-Nie! Szukam
jakiego Krosta.- powiedział od niechcenia.
-Co? Krosta?-
znów pojawił się dawna pogarda i furia.
-Albo nie tak.
Rost, Lost, Mrost, Forst…- zaczął szukać odpowiedniej nazwy.
-Frost! Jack
Frost!-
-A no! Właśnie
ten! Ten dziwny chłopak, który ma łupież na głowie…- facet wyszczerzył się w
dziwnym uśmieszku.
-A dlaczego go
szukasz?- zapytał mrużąc oczy. Teraz znów udawał przyjaznego, ale w oczach
płonęło zaciekawienie i chęć szybkiego uzyskania informacji. Olaf nie lubił
kłamać i raczej tego nie zauważał. Był
mądry jak na bałwana, ale na człowieka nie.
-Elsa mi kazała.
Podobno gdzieś się zawieruszył, ale ja uważam, że wreszcie poleciał do sklepu
po szampon na kłaki.- teraz człowiek, był w nieopisanej euforii.
-A jednak! Mieli
racje! Trudno ten strażnik nam wystarcza. Później dorwiemy królową.- ostatnie
zdania wypowiedział z szczerą pogardą. Chyba zapomniał o obecności Svena i
Olafa bo mamrotał widocznie do siebie.
-A ty to kto?-
zapytał trochę nieprzytomnie Olaf.
-Chyba poznaję
tą gębę…- raczej nie mówił tego, żeby go wkurzyć, ale oczywiście mu się udało. W
jego oczach zapłoną dziwny czerwony blask. Skóra zrobiła się szarawa. W porę
się uspokoił, ale z widocznym trudem. Widocznie urósł o kilka stóp i teraz
zniżał się do normalnego wzrostu. Oczy zrobiły się na powrót normalne, ale wciąż było
czuć w nich wrogość. Kolor skóry wrócił do barwy kremowej, a wydłużone dziwnie
koniczyny się zwęziły. Strzepną sobie pyłek z suchej jesiennej trawy i Olaf
pierwszy raz zauważył coś dziwnego.
-Ale tym masz
szpony! Gościu idź lepiej na manikiur,
bo to odstrasza kobitki…- facet spiorunował go wzrokiem, ale widocznie nie
chcąc znów tracić kontroli uśmiechnął się złowieszczo.
-A żebyś się
zdziwił. Niedługo wyrwę z tego zapadłego królestwa samą królową, któraz będzie
błagać o…- nie dokończył, bo uznał, że za wiele powiedział. Olaf i tak go nie
słuchał. Poprawiał właśnie niesforne drobne patyczki na głowie.
-To jak mówiłeś,
że jesteś…
-Filip… na razie.
Nie długo będą mnie tu znać pod innym imieniem. – znów zrobił się dziwny, ale
oczywiście Olaf nie grzeszył bystrością i choć o drobinę minimalizmem
inteligencji.
Normalny
człowiek, który miałby tylko dwu cyfrowe IQ zauważyłby dziwne zachowanie Filipa.
Ale niestety! Olaf po pierwsze nie jest człowiekiem, a po drugie nie grzeszy
rozumem.
Pośród nich
jednak znajdowała się osoba mądrzejsza niż niezbyt mądry Olaf i gadatliwy Filip.
Może nie uwierzycie, ale był to Sven. Choć na zwykłego renifera, był bystry i
spostrzegawczy. On przecież czuł, że z tym facetem jest coś nie tak, ale przez
Olafa, który sturlał mu się z grzbietu nie mógł po prostu uciec.
Gdy szli po
lecie i natknęli się na niego Sven od razu zauważył niecodzienny strój. Miał
jakby czarną zbroję z dziwnymi symbolami. Fryzurę miał zmierzwioną i w
nieładzie. Oczy były nieprzytomne i podpuchnięte, jakby w ogóle ostatnio nie
spał. Jego cera nie mówiła zby t wiele o jego zdrowiu, wręcz przeciwnie. Wyglądał
jakby był chory. Sven od razu poczuł niechęć do niego, a przede wszystkim jak
się zamachnął bronią wyjętą za pasa.
-Głupie bydle!- krzykną,
ale Svnen przyglądał się groźnemu przedmiotowi
Był to dziwny czarny kij z długim batem. Był
inny i nietypowy. Gdy już się zamachną Sven ujrzał dziwny błysk. Na szczęście
Olaf się tym razem przydał.
-Dzieńdoberek!-
stracił z oczu cel i się zdziwił. Stracił równowagę i zamiast trafić w Svena
bat poleciał koło jego poroża trafiając w małe drzewko, które pogubiło
wszystkie liście na zimę. Gdy koniec broni dotkną drzewa, ono uschło, jakby w
ogóle nie żyło od bardzo dawna. Bat z impetem wrócił do niego, uderzają
niespodziewanie w bok. Nie zdołał utrzymać utraconej przed chwilą równowagi i
znów wylądował na ziemi. Zaczął coś mamrotać pod nosem w nieznanym języku lub
dialekcie. Gdy wstał zaczął prowadzić dziwną rozmowę z Olafem.
-Jakiś dziwny
ten facio…- Olaf szepną mu do ucha i zsuną się z jego grzbietu.
-Odejdź plugawy
pomiocie! To ty jesteś tym stworem stworzonym przez Królową!-
-No tak, a co?-
-A może wiesz
gdzie podziewa się nasza Elsa?- Z zgorzkniałego faceta, który przed chwilą
buchał gniewie, stał się przyjaznym pytającym gościem.
-Nie! Szukam
jakiego Krosta.- powiedział od niechcenia.
-Co? Krosta?-
znów pojawił się dawna pogarda i furia.
-Albo nie tak.
Rost, Lost, Mrost, Forst…- zaczął szukać odpowiedniej nazwy.
-Frost! Jack
Frost!- Sven nie widział dokładnie co widział w jego twarzy. Pogarda, gniew,
nienawiść, oraz zaskoczenie mieszane z tajemniczym uśmieszkiem.
-A no! Właśnie
ten! Ten dziwny chłopak, który ma łupież na głowie…- facet wyszczerzył się jeszcze
bardziej w dziwnym uśmieszku.
-A dlaczego go
szukasz?- zapytał mrużąc oczy. Teraz znów udawał przyjaznego, ale w oczach
płonęło zaciekawienie i chęć szybkiego uzyskania informacji. Patrzył na nich
jak skarbnica wiedzy, którą musiał szybko otworzyć i sprawdzić coś gorliwie. W
oczach jawiło się niebezpieczeństwo i dzikość, jakby chciał na nich skoczyć.
-Elsa mi kazała.
Podobno gdzieś się zawieruszył, ale ja uważam, że wreszcie poleciał do sklepu
po szampon na kłaki.- teraz człowiek, był w nieopisanej euforii.
-A jednak! Mieli
racje! Trudno ten strażnik nam wystarcza. Później dorwiemy królową.- ostatnie
zdania wypowiedział z szczerą pogardą. Chyba zapomniał o obecności Svena i
Olafa bo mamrotał widocznie do siebie.
-A ty to kto?-
zapytał trochę nieprzytomnie Olaf.
-Chyba poznaję
tą gębę…-
W jego oczach zapłoną
dziwny czerwony blask. Skóra zrobiła się szarawa. W porę się uspokoił, ale z widocznym
trudem. Widocznie urósł o kilka stóp i teraz zniżał się do normalnego wzrostu. Oczy
zrobiły się na powrót normalne, ale
wciąż było czuć w nich wrogość. Kolor skóry wrócił do barwy kremowej, a wydłużone
dziwnie koniczyny się zwęziły. Strzepną sobie pyłek z suchej jesiennej trawy.
-Ale tym masz
szpony! Gościu idź lepiej na manikiur,
bo to odstrasza kobitki…- facet spiorunował go wzrokiem, ale widocznie nie
chcąc znów tracić kontroli uśmiechnął się złowieszczo.
-A żebyś się
zdziwił. Niedługo wyrwę z tego zapadłego królestwa samą królową, która będzie
błagać o…- nie dokończył, bo uznał, że za wiele powiedział.
Sven wiedział co
chciał powiedzieć.
-To jak mówiłeś,
że jesteś…
-Filip… na razie.
Nie długo będą mnie tu znać pod innym imieniem. – znów zrobił się dziwny
Czuł już na pewno, że ten Filip, nie jest
zwykłym człowiekiem. Ale to nie było najważniejsze. Wiedział, że coś grozi
królowej, ale także Jackowi. On coś wiedział i Sven musi się dowiedzieć co…
Olaf najwyraźniej stracił zainteresowanie dziwnym nieznajomym, ale Sven nie
chciał spuszczać go z oczu. Po chwili on to zauważył i przez minutę czy dwie
patrzyli na siebie próbując odczytać drugiego. W końcu Filip potrząsną głową i
pogardliwym uśmieszku.
-On jest głupi…
przysyłać ciebie tutaj! Wiem kim jesteś naprawdę!- znów się wyszczerzył i pobiegł
do lasu. Sven stał jak wryty, a w oddali już nie było słychać odgłosów kroków,
ale dziwnego i złowieszczego dudnienia. Sven już wiedział o co chodzi… Widział
kim naprawdę jest Filip i do czego należał. Ale także co czeka świat, jeżeli
,,Oni’’ mają Jacka…
poniedziałek, 24 listopada 2014
Musicie to jutro przeczytać!
Och... Jestem rozbita! Nie wiem jestem podekscytowana i zarazem smutna. Dostałam takiego bzika na punkcie tego rozdziału, że się aż zapędziłam. Nie mogę go tak po prostu zakończyć i wam teraz pokazać w środku akcji. Dlatego jutro gdzieś tak o 18.00 pokażę się cały. Mam nadzieję, że tak jak ja będziecie z niego zadowoleni i przede wszystkim zaskoczeni. Och... po tym pisaniu mogę się wreszcie położyć i porozmyślać nad spektakularnym końcem....Pamiętajcie to wszystko dzięki wam i dla was!!!
Na pewno się tego nie spodziewaliście...uwierzcie, ja też!!!
Na pewno się tego nie spodziewaliście...uwierzcie, ja też!!!
niedziela, 23 listopada 2014
Rozdział 47 Nie pozwalaj sobie!
-Co mamy zrobić?
I jak go znaleźdź? Skoro ty jako opiekun nie możesz go nawet zobaczyć.-
-Elsa łaziła w
tę i we wte, po pokoju, wymachując nerwowo rękami. Byłą na skraju załamania i
płaczu. Nie wiedział czy to ze sfrustrowania, gniewu czy niesprawiedliwości
świata. Znów go straciła. Miała go przy sobie na początku przez kilka dni, a
potem wpadł w ręce Mroka i na początku Elizabeth. Gdy wycierpiała już dużo
wreszcie przyszła pomoc od Księżyca i go odzyskała, ale po co? Żeby go po
prostu Stracić?!
-Elso! Spokojnie...
Nie gniewaj się na Chrisa. To przecież nie jego wina.- Elsa nieświadomie krążyła
wokół niego i łypała w jego kierunku spode łba. Na pewno wyglądała groźnie.
Stanęła i spróbowała załagodzić rysy twarzy. Westchnęła i spojrzała przepraszająco na
Chrisa. Miał stężoną lekko przestraszoną twarz. Był gotowy sięgnąć coś za pasa,
cały czas zachowując czujność.
-Przepraszam.
Ale to jest nie fair! Znów to samo. Czy świat się na mnie uwziął?- odeszła od
niego parę kroków i spuściła głowę nadal mu się przyglądając.
-Kiedyś mówiono,
że prawdziwa miłość wszystko zwycięży Elso. Pokaż nam, że jesteś gotowa zrobić
i pokonać przeciwności losu. Nie załamuj się. Nie teraz. Nie w tej chwili.-
podszedł spokojnie z wielką gracją do niej i położył jej rękę na ramieniu. Uśmiechnął
się promiennie próbując ją pocieszyć, ale nie wiedział, że ten uśmiech był tak
podobny do Jacka. Teraz miała jeszcze więcej motywacji niż przed przemową
Chrisa. Musi go odnaleźdź choćby po to aby zobaczyć go ponownie.
-Ale co możemy
zrobić? Kto go może zlokalizować jak nie ty, jego opiekun?- Chris spuścił wzrok
i zamyślił się chwilę. Nagle rozpromieniony popatrzył w jej stronę.
-Może to dobry
czas aby odwiedzić Biegun Północny.-
-Co ty też chcesz
mnie tam zamknąć pod kluczem?- spytała zgryźliwie. Nie wiedział dlaczego jej ton
głosu wydał się taki szorstki.
-Posłuchaj. Może
Jack wcale nie chciał cię tam uwięzić. Może chciał ci coś pokazać i może ty
jesteś kluczem do odszukania go.- była całkiem skołowana tym. Wydawało jej się
to bez najmniejszego sensu. Jak ona na biegunie mogłaby go odnaleźdź.
-Nie do końca
rozumiem.-
-Wszystko ci
wyjaśnię na miejscu. Musimy szybko wyruszać.-
-Niby jak? Jesteśmy
w innej krainie. Nie mamy portalu.-
-Oh Elso. Czy
Jack w ogóle ci coś mówił o byciu Obdarzonym lub strażnikiem Marzeń?-
-No tak, ale by
mi wspomniał, że mogę się teleportować.- Chris już jej nie odpowiedział tylko
przybliżył się do niej. Szedł zdecydowanie w jej stronę nie zważając, że ona
cały czas się odsuwa. Zapędził ją prawie w kozi róg, że Elsa aż się potknęła. Przytrzymał
ją i był już stanowczo za blisko…
-Co ty robisz?-
zapytała w gniewie. Patrzyła na niego groźnie próbując się uwolnić od jego uścisku.
Złąpała ponownie równowagę i już chciała uderzyć go w policzek, gdy zrozumiała,
że Chris trzyma w ręku jej kamień od Księżyca.
-Chyba nie
myślałaś, że kradnę wszystkie laski Jacka. No jego tą drewnianą owszem, ale
ciebie. Prędzej bym popełnił samobójstwo, gdyby się on o tym dowiedział. –Elsa mimowolnie
uśmiechnęła się. Po chwili znów się skupiła i przyglądała się uważnie swojemu
wisiorkowi.
-Po co ci on? Wykorzystałam
już życzenie od Księżyca.- Chris jeszcze bardziej się uśmiechnął.
-Tak, ale to nie
jest tylko nośnik życzenia. To jest twój kamień Obdarzonego. To raczej Jack ci
powiedział.
-No tak. Mówił,
że wskazują moc i łączą się z Księżycem i Kamieniem Strażnika.-
-Dobrze. Widać,
że Jack nie tylko tu leniuchował.- Elsa już miała zaprzeczyć i tłumaczyć, że on
wcale nie leżał do góry brzuchem, ale Chris ciągną dalej.
- Ten kamień jak
sama powiedziałaś łączy się z Kamieniem Strażnika na biegunie północny. Jeżeli
to łączy ciebie i Jacka to znaczy, że tylko on może go odnaleźdź.- Elsa była w
szoku. Jaka ona jest tępa! Miała odpowiedź cały czas na szyi, tuż pod nosem.
-Kiedy ruszamy!-
Chris roześmiał się głośno.
-Możemy w każdej
chwili. Już od dawna chciałem rozprostować łapy.- Usłyszeli cichy chichot. To
była Anna. Cały czas stała koło nich przy oknie.
Spoglądając, a
teraz zakrywając twarz w dłoniach. Opanowała się i uspokoiła już po chwili, gdy
zobaczyła na sobie jego spojrzenie.
-Wybacz.
-Nic nie
szkodzi. Nie jestem dziki jak inne wilki. Ja nie gryzę.- uśmiechnął się i
pokazał rząd ostrych kłów które wysunęły się i zaostrzył. Anna która opierała
się na parapecie zsunęła się zaskoczona i wylądowała z hukiem na podłodze. Teraz
usłyszały jak z gardła Chrisa wydobywa się coś w rodzaju połączenia wycia i
śmiechu.
-Przepraszam.
Jednak jestem zwierzęciem. Żadnego taktu.- uśmiechnął się teraz normalnie i
pomógł wstać Annie podając rękę. Powoli mu pozwoliła, ale nie spuszczała wzroku
od jego twarzy. Teraz to Elsa zachichotała.
-To co zapakuję
parę rzeczy i wyruszamy za godzinę. Spotkajmy się na placu zamkowym.- Chris
wzruszył ramionami i rozciągną je.
-Jak chcesz.
Mnie tam wszystko jedno.- Nagle nadszedł Kristoff. Pogwizdywał sobie pod nosem
i staną natychmiast gdy ich zauważył, w pełnej gotowości. Na pewno zdziwił go
widok, że Chris stoi bardzo blisko Anny. Ona zaróżowiła się i szybko odskoczyła
od niego jak poparzona.
-Co tu się
dzieję?- nawet on, który nie jest bystrzakiem zobaczył to i teraz spoglądał
wrogo w stronę Chrisa.
-Wybieramy się
na biegun północny.- powiedział od niechcenia dłubiąc w zębach, które znów się lekko zaostrzyły.
-Ty z nim. Nie
ma mowy, nie pojedziesz!- krzykną i wskazał kciukiem w stronę Chrisa.
-Ja nawet…-
zaczęła cicho Anna.
-On nie jedzie.
Spokojnie nic między nami nie ma. Nie musisz się zachowywać jak zazdrosny kretyn.-
powiedział stanowczo Chris.
-Ej! Nie obrażaj
mnie! Widziałem jak staliście koło siebie. I to ma być normalne, że tak od
ciebie odeszła, gdy mnie zobaczyła?-
-No tak. –
powiedział. Nie patrzył w jego stronę, ale na swoje paznokcie.
-Jak nie chcesz
to twoja sprawa. Idę się przewietrzyć, bo zaleciało łosiem.- machnął parę razy
pod nosem i już chciał odejść
-A ja czuję tu tchórzliwego
psa!- krzyknął za nim. Reakcja Chrisa była natychmiastowa. Zatrzymał się w pół
kroku z noga zawieszoną w powietrzu. Odwrócił się szybko do Kristoffa z żądzą
mordu i dzikości w oczach. Wyglądał przerażająco. Żeby znów się zaostrzyły i
lekko się schylił, jakby był gotów do skoku, jak zwierze na wypatrzoną ofiarę.
-Powiedź to
jeszcze raz, a pożałujesz.- Nawet na zdeterminowanym Kristoffie zrobiło to
piorunujące wrażenie. Przełkną głośno ślinę i wpatrywał się w niego z przerażeniem.
-Tak myślałem…-
pobiegł szybko w stronę drzwi i otworzył je z wielkim trzaskiem. Po chwili
usłyszeli groźne wycie po woli się oddalające, ale pozostawiające ciarki na
plecach i sztywne włosy.
-Jak możesz być
takim chamem! On nam pomaga odnaleźdź Jacka, a ty tak go traktujesz?-
wykrzyczała Elsa.
-Co? Przecież to
on się przystawiało Anny!-
-Nie! Pomagał
jej wstać. Co miał innego zrobić, usiąść na niej czy podać jej rękę?- fuknęła
na niego. Krstoff zrobił zawstydzoną minę.
-Yyy… Przepraszam.
Trochę mnie poniosło. Ale to on zaczął z przezwiskami. Nazwał mnie Jeleniem!-
- A nie przyszło
ci do głowy, że wyczuł zapach Svena na tobie i pomylił rasy?- Kristoffa teraz
już totalnie zatkało, zrobił się czerwony na twarzy,. Drapał się nerwowo i
spoglądał na swoje buty.
-Dobra! Idę się
przygotować do podróży. Anno, może wytłumaczysz Kristoffowi, jaki mamy plan.-
Odeszła i usłyszał zdziwioną reakcję na zniknięcie Jacka. Ona też nie mogła się
jeszcze otrząsnąć. Przed chwilą przecież był tutaj, bezpieczny w zamku. Śmiał się, żartował, był z nią. Już myślała, że wszystko będzie dobrze. Jakże się myliła…
Dziwny głosik w jej głowie odezwał się niespodziewanie i prawie by wywaliła się
na ostatnim ze stopni schodów.
sobota, 22 listopada 2014
Rozdział 46 Następca...
Przykro mi, ale ten rozdział nie jest o Jacku.
Wiem, wiem, ale muszę was trochę potrzymać w niepewności… Ale nie będziecie się
nudzić. Miłego czytania!!!
-O co chodzi
Jackowi? Dlaczego tak się zachowuje?- spytała zmieszana Anna
-Zmienił się po
tym wszystkim.- powiedział bez zainteresowania Kristoff
-Co masz na
myśli?- dołączyła się Elsa i dodała do tego mordercze spojrzenie.
-No błagam! Ja
podobno jestem ten mniej inteligentny. Trzyma się na dystans, wybucha gniewem i
przybył do tego Chris. Wciąż coś omawiają szeptem.- Elsa spuściła wzrok. Niechętnie
to uznała, ale musi przyznać mu racje. Jack od tej pamiętnej chwili stał się
inny. Jest wciąż sobą, tak samo troskliwy i czuły, ale można zauważyć zmianę. Stał
się skryty, ale jak już musi to traci nad sobą kontrolę.
-No dobrze… masz
trochę racji, ale to nie powód twierdzić, że coś się mu stało.-
-Oczywiście
Elsa. Kristoff nie to miał na myśli.- szturchnęła do łokciem i spojrzała
znacząco.
-A takkk. Nie
chodzi o to, że on coś ukrywa i nie chcę nam powiedzieć. Szczerze nie dziwię - się.
Pewnie Elso nie powiedziałaś mu o twoim terminie. –teraz Anna nie tylko wbiła
mu łokieć w bok, ale jeszcze nadepnęła mocno na buta.
-Ałłł! To boli!-
-Ups! Bym cię
przeprosiła, ci się należało za niewydarzoną buzię…- Odeszła od niego z lekko
naburmuszoną miną. Podeszłą do Elsy i przytuliła ją. Ona za to wymigała się
szybko i nie spojrzała na siostrę.
-Elso…Wiesz, że
musisz podjąć kiedyś decyzję, a jeszcze przed tym powiedzieć Jackowi. Wiem, że
to będzie trudne, ale pomożemy ci, jesteśmy z tobą.- znów podeszłą do niej i
szukała jej wzroku. Elsa uniosła głowę i spojrzał na Annę. Ona też się
zmieniła. Biło od niej coś. Wydoroślała stałą się lepsza.
-Dorastasz Anno…
Teraz jestem pewna tego co muszę zrobić.- Anna uśmiechnęła się niepewnie.
-Ej o co biega,
bo nie nadążam.- wtrącił się Kristoff miał minę, jakby co dopiero się obudził.
-Czy ty w ogóle
słuchasz?- spytała się Anna.
-Czekaj…- włożył
sobie palca do ucha i pokręcił. Potem coś strącił z niego, a to poleciało na
okno. Była to duża kulka woskowiny.
-FFeeee… Nie
mów, że zrobiłeś to o czym myślę.- na jej twarzy pojawiło się obrzydzenie.
-Dobrze nie
powiem.-
-O rany! Tutaj
kończy się twoja inteligencja. Anno musisz pójść ze mną zwołać zebranie Rady.-
spojrzała z powagą na siostrę. Ona miała zmieszaną minę. Jeszcze częściowo
miała wyraz obrzydzenia, a teraz połączonego ze zdziwieniem.
-Dlaczego?
-Już dawno
powinnam to zrobić.- spojrzał znacząco na Annę i wiedziała, że zrozumie.
Wyleciała jak z
procy z pokoju ciągnąc za sobą Kristoffa. Elsa została sama z Olafem, który
siedział przy zaparowanym od niego oknie rysując reniferki.
-Olaf…- bałwanek
od razu na nią spojrzał. Rozpromienił się i przydreptał szybko do niej.
-Elsa. Co jest?
Co masz taką minę?-
-Olaf musimy
teraz coś załatwić, ty masz poszukać Jacka i mu przekazać, że ma przyjść na
polanę koło Rynku. Tam gdzie jest jezioro.
-Będziecie
pływać? O ja bym sobie ponurkował. Tylko, że niestety cały czas się unoszę. No
i jeszcze rozdzielam się i tracę głowę. Nie mówiąc, że jakoś taki cięższy się robie.
Jakieś kąpielów…-
-Olaf!
Zrozumiałeś?
-Tak tak! Jasne
jak śnieg!- Elsa odwróciła się od niego i tak samo jak siostra wybiegła w
pośpiechu. Wiedziała co musi zrobić. Od dawna tego chciała i nie dawało jej to
spokoju. Czy dobrze zrobi? Teraz jest pewna. Biegła korytarzem i zeszła po
schodach. Weszła do dużego pokoju gdzie znajdował się dość obszerny stół
pozajmowany prawie z wszystkich miejsc. Weszła dość nie królewsko. Zdyszana
oddychała szybko i głośno. Wyprostowała się i przygładziła poroszczochrane
włosy. Nie była dobrze ubrana. Zapomniała aby się przebrać. Dotknęła dłońmi swoich
boków i po chwili jej luźny strój przemienił się w podobną niebieską sukienkę,
która została zniszczona przez smoka. Rozbiegły
się szepty podziwu, a nie strachu. Elsa zauważyła prawie wszystkich członków Rady.
Nie było Filipa. Nie wiedziała czy miał się cieszyć z tego powodu czy uznać to
za zły znak. Zajęła swoje miejsce po środku i tym razem była też Anna. Uśmiechnęła
się blado do niej i zajęła miejsce koło niej.
-Królowo. Czy
coś się stało?-
-Pani zebrała
tak nagle naradę.-
-Mamy się czym
niepokoić?- znów sala wypełniła się pytaniami, które łączyły się w huk rozchodzący
się echem. Elsa nie miał czasu się przekrzykiwać i tylko uniosła władczo rękę. Nagle
wszyscy umilkli i spojrzeli na nią pytająco. Wszyscy teraz uważnie w
oczekiwaniu ją obserwowali.
-Nie nie macie
powodu do paniki. Nic się złego nie wydarzyło. Ta sprawa, która będzie dotyczyła
tej narady jest najwyższej wagi.- znów przeszedł cichy szept, ale Elsa ciągnęła
dalej.
-Dobrze wiecie,
że przez śmierć ,,moich’’ rodziców zostałam koronowana na królową. Byłam najstarszą
przedstawicielką rodu, ale teraz się to zmieniło. Zostałam Obdarzona. Wybrana
przez Księżyc. Jestem od teraz i na zawsze nieśmiertelna.-
-Co królowi?
-Jak to?
-Nie możliwe!
-Cisza! Królowa
mówi!- odezwał się jeden z najmłodszych w Radzie. Elsa uśmiechnęła się
uprzejmie do niego, a on słoną rumieńcem.
-Tak to wszystko
prawda, ale to nie wszystko. Okazało się, że nie jestem należytą następczynią
tronu. Zostałam przygarnięta przez rodziców Anny. Nie jestem z rodu
Królewskiego.
-Cooo?
-To absurd!
-Nie sądzę. Jestem
córką Simona. Pierwszego strażnika i Obdarzonego. Nie jestem prawdziwą siostrą
Anny, ale mam nadzieję, że mnie ją uzna.- Teraz wszyscy bez wyjątku spojrzeli
na Annę. Byłą widocznie nie tylko zaskoczona przemową Elsy, ale także
zakłopotana. Na jej twarzy pojawiły się czerwone plamki i kilka kropelek potu.
-Tak. Uznaję
Elsę córę Simona, jako moją siostrę i
dalszą Królową Arendell.
-Nie z tym
się nie zgodzę. Chcę przekazać tron w
odpowiednie ręce. Chcę aby Anna została nową i prawowitą Królową Arendell.-
teraz zapanowała cisza. Wszyscy zamarli z miną wielkiego zaskoczenia, niektórzy
zastygli z zdziwioną inni z zaskoczoną miną.
-Królowo to jest…-
zaczął niepewnie jeden z Rady.
-Wiem, że to
jest słuszna decyzja. Jeżeli uważacie Annę za osobę nieodpowiedzialną na to
stanowisko to się mylicie. Moja siostra robi postępy i z każdym dniem się
rozwija i dorasta. Ona będzie najlepszą królową w dziejach naszego królestwa.
Jestem tego pewna.- Znów spojrzała na siostrę. Wciąż była czerwona, ale uśmiechała
się zawstydzona.
-Jeżeli nadal
macie wątpliwości to dalej będę królową do czasu ukończenia przez Annę osiemnastu
lat. Jej urodziny wypadają za dwa miesiące, tuż przed gwiazdką. To idealny
moment na ogłoszenie nowej Królowej.- uśmiechnęła się do nich.
-Tak. Owszem,
ale…
-Czyli wszystko
jasne. Ja po abdykacji zostanę znów księżniczką Arendell i przede wszystkim będę
pomagała młodej Królowej w sprawowaniu władzy. Teraz Anna na próbę tygodnia
zajmie się królestwem. Musicie ją doglądać i pomagać. Niech zobaczy czy da radę
i wy będziecie mieli pewność co do swojej opinii.-
-A co z Królową?
-Opuszcza nas
Pani?-
-Wyjeżdżam na
ten tydzień w ważnej sprawie. Ufam Annie i wiem, że zostawiam Was i Królestwo w
dobrych rękach.-
-Elso ja…-
zaczęła niepewnie Anna.
-Aniu.- Siostra
od razu zrobiła duże oczy i spojrzał zaskoczona na nią. Od dawna nie używała
wobec niej zdrobnienia jej imienia. Uśmiechnęła się i mówiła dalej. Wcześniej
wstała i podeszłą naprzeciw siostry.
-Aniu. Jesteś
już gotowa. Przez ten okropny moment w moim życiu ty byłaś moją podporą.
Trzymałaś mnie w nadziei i wspierałaś w moich działaniach nawet wtedy gdy nie
byłam ich pewna. Kocham cię i wiem, że to samo zrobisz dla naszego Królestwa. Wiem,
że dasz sobie radę.
-Niby dlaczego?
Skąd masz taką pewność? Nie jestem taka jak ty.- teraz i ona wstała.
-Wiem i to jest
w tobie najlepszej. Jesteś ode mnie lepsza. A wiem to bo jesteśmy siostrami.-
Elsa podeszła do niej i przytuliła ją mocno. Szepnęła je do ucha
-Dasz radę.-
poczuła jak Anna wzmocniła uchwyt. Gdy ją wreszcie puściła Elsa poczuła znów jak jej płuca dostają tlen.
Dziwne, ale pewnie jakby nie była nieśmiertelna, Anna prawie by ją udusiła. Uśmiechnęła
się do siostry i skierowała do pozostałych.
-Dziękuję wam za
przyjście i wysłuchanie. Mam nadzieję, że Anna was nie zawiedzie i pomożecie
jej w sprawowaniu władzy.- powiedziała to i po chwili ten jeden z najmłodszych
Radnych wstał i zaczął klaskać. Spojrzał na innych i nagle wszyscy zrobili to
samo. Elsa stał koło siostry w oklaskach. Uśmiechnęła się promiennie i
skłoniła. Odwróciła się i pewnie opuściła salę razem z Anną.
-Elsa! Byłaś
niesamowita! Ale dlaczego? Nie chcesz już być królową?-
-Nie to nie to.
Ty jesteś prawowitą Królową. Już jestem ci tak wdzięczna i naszym rodzicom, że
byłam tu z wami. Ale teraz czuję, że to nie było to. Jestem potrzebna gdzie
indziej.
-Dokąd się
wybierasz?
-Jack
opowiedział mi to, że na miejsce Mroka i Elizabeth zostały wybrane następne
osoby. Jack został wybrany aby je odnaleźdź i pomóc opanować moce. Ja po prostu
czuję, że muszę mu pomóc. No i przy okazji będę mogła się trochę podszkolić.
-I spędzić z nim
czas sam na sam.- powiedział a dziwnym tonem.
-No weź Anna.-
Elsa poczuła, że jej gorąco.
-Dobra dobra. To
co zamierzacie? Jak ich znajdziecie?
-Jack ma pomysł,
ale najpierw wyruszamy na biegun północny.
-Coo? Do
Mikołaja?! A mnie wrobiłaś w papierkową robotę…- żaliła się głośno Anna. Elsa
uśmiechnęła się i złapała za fruwające we wszystkie strony ręce.
-Następnym razem
pojedziemy tam razem. Obiecuję!- Anna niechętnie się uciszyła i zrobiła smutną
minkę psiaczka.
-No dobrze! Ale
trzymam cię za słowo. OOo matko!!- za ściany wyszedł Chris i zaszedł ją od
tyłu. Anna podskoczyła z zaskoczenia. On nawet się z tego nie uśmiechnął.
-Co jest?-
zapytała przejęta Elsa.
-Wybieracie się
z Jackiem na misje i nic mi o tym nie mówicie?- zapytał twardo i chłodno. Elsa
aż poczuła zimny ogarniający ją wiaterek.
-Myślałam, że ci
powiedział.
-No tak…
Mieliśmy się przenieść do Nowego Jorku, a nie na biegun.- Chris zamyślił się .
-Chyba, że…-
-Chyba, że co?-
zapytała pośpiesznie. Teraz już była naprawdę zdezorientowana.
-On chciał cię
zostawić na biegunie. Chyba uważał tą misję za niebezpieczną dla ciebie. Czy
miałaś ostatnio jakieś przebłyski lub dziwne sny?
-Tak, ale co ma
to z tym wspólnego mo….-
-Wszystko
jasne.-
-Niby co?-
-Ty też masz za
zadanie znaleźdź tych dwoje. Najwidoczniej widziałaś przynajmniej jednego z
nich w swoim śnie. Prawda?-
-No tak.
Ostatnio miałam tak bardzo realistyczny sen, jakby był na jawie. Widziałam tam
dziwnego enigmatycznego chłopca. Był w swoim pokoju i zajmował się swoimi
kartami z magią. Potem weszła jakaś dziewczyna chyba jego siostra. Ona była
jego totalnym przeciwieństwem. Radosna, uśmiechnięta, a on cichy spokojny i
skryty.- Usłyszała ciche pomrukiwanie Chrisa i spostrzegła, że przygląda jej
się w zamyśleniu.
-Najwidoczniej
ty masz za zadanie odnaleźdź tego chłopca lub dziewczynę. Jedno z nich jest
Obdarzone jako moc cienia lub ognia.
-Czemu Jack chce
mnie chronić. Dlaczego chciał mnie uwięzić na biegunie północnym. Dam sobie
radę.
-Temu nie
przeczę, ale najwidoczniej nie tylko ty miałaś ostatnio dziwne sny.
-Jack zrobił się
przecież ostatnio bardzo dziwny, prawda?- dodała Anna.
-Tak. Zmienił
się. Kiedyś był inny. Weselszy, a teraz taki przygaszony, Chociaż jego skłonność
do ryzyka pozostała.-
-Musimy go
znaleźdź. Wybiegł w wielkiej złości i dotąd nie wrócił.- powiedziała to bardzo
przybitym i zmartwionym głosem. Poczuła, że Anna położyła jej rękę na ramieniu,
dla otuchy.
-Możesz go
wyczuć?- spytała z nadzieją.
-Raczej tak…-
już nic nie mówił. Zamkną oczy i zmarszczył brwi. Stał tak dłuższy czas coraz
bardziej skupiony. Jego twarz wykrzywiała się w zawodzie.
-Nie mogę…-
otworzył niechętnie oczy. Był zdołowany i zdezorientowany.
-Ja nie wiem…
Jak?
-Chris
spokojnie. Co się dzieje? Dlaczego go nie znalazłeś.- próbowała go uspokoić i
wymusić odpowiedź na jej pytania.
-Nie wyczuwam
go.
-Jak to nie. Jest
w innej krainie?
-Nie. To bym
wiedział. Chodzi o to, że go nie czuję jakby odszedł.-
-Co? To nie to
niemożliwe!!! Jack żyję!!! On nie odszedł!!!- krzyczała Elsa. Odsunęła się
gwałtownie od nich potrząsając głową i rzucając w Chrisa nienawistne
spojrzenia.
-Nie to miałem
na myśli. Wiedział bym gdyby umarł. Nie wiem gdzie jest.
piątek, 21 listopada 2014
Rozdział 45 Odbicie zguby...
Przepraszam za opóźnienie!!! Ale mam dla as kolejną zapowiadającą się serię akcji... Miłego czytania...wciągającego!!!
Oboje byli zaszokowani tym co się
nawzajem dowiedzieli. Szli teraz w stronę zamku. Elsa podobno miała jakiś plan.
Nie wiedział, o co jej chodzi i dlaczego Anna nie może jej zastąpić w
królestwie? Ale to go tak naprawdę nie męczyło. Rozmyślał o Elsie. Coś przed
nim ukrywa. Ale przecież on mówił jej wszystko o sobie, dlaczego ona miałaby
coś ukrywać. Raczej nie drugiego faceta? Odrzucił tą myśl i spojrzał na nią.
Szła zamyślona i czymś się denerwowała. Mrużyła lekko wzrok i wokół oczu
pojawiały się delikatne zmarszczki. Może naprawdę to coś poważnego? Trochę się
już denerwował. Weszli wreszcie z powrotem do pałacu. Przez całą drogę w ogóle
się do siebie nie odzywali. Gdy weszli do jednego z pomieszczenia Jack poczuł
przyjemny chłód. Nie wiedzieć czemu, ale na podłodze leżały małe płatki śniegu,
które po chwili się topił. Spojrzał pytająco na Else, ale nic nie mówiła, nawet
na niego nie spojrzała. Nagle się uśmiechnęła i nie czekając na niego, pobiegła
na górę po świeżych płatkach. Jack podążył za nią, przejęty. Co ją tak
uszczęśliwiło?
tylko, że normalnie one nie żyją.
-Olaf!- krzyknęła przejęta i
uradowana. Gdy ją zobaczył podskoczył nagle i jego głowa na chwilę była wyżej
od tułowia odłączając się od niego. Jack zamrugał jakby mu się przywidziało.
-Elsa…- przydreptał szybkimi
kroczkami do niej i wyciągną swoje
rączki z patyków. Elsa musiała się schylić,
żeby on mógł ją przytulić. Jack czuł się dość nie zręcznie. Jak ktoś
niepotrzebny, jak intruz. Chciał się już wycofać gdy usłyszał znów niski lekko
zasłodzony dla niego głosik.
-A co to za kolo?- zapytał pokazując
na Jacka i wlepiając swoje zbyt duże oczy w niego.
-To jest Jack Frost…
-A czy ten Nosr wie, że ma łupież
na kłakach?- Elsa zachichotała, ale Jack przestał się dziwić jego widokiem,
zaczął czuć niechęć do tego bałwana.
-Frost! I tak wiem, że moje włosy
są białe, ale to nie łupież!- podniósł trochę głos
-O soreczka!- zachichotał
-To czy ten Lostr wie, że farbowane
kłaki na biało nie robią wrażenia?- Jack teraz zaczął piłować sobie górne zęby
o dolne.
-A czy Elsa wie, że gadamy z jakimś
bałwanem, który ma zamrożony mózg, albo nie starczyło na niego śniegu? A poza
tym to naturalny kolor.
-Ten facio jest
jakiś nie ten tego. Uważaj na niego Elsa! To ja zmykam!- poszedł szybko w drugą
stronę. Teraz jak się trochę uspokoił to zobaczył, że za Olafem ciągnie się
mała śnieżna chmurka z której padają płatki.
-Jack nie
denerwuj się na Olafa. On jest po prostu…
-…bałwanem.!
odpowiedział.
-Niech ci
będzie. Ale naprawdę Olaf jest w porządku, musisz po prostu go poznać i
polubić.
-Lub
znienawidzić i rozpalić ognisko.- Elsa spiorunowała go wzrokiem.
-No co? I tak
trzeba byłoby po nim sprzątnąć, zostałaby kałuża. – wzruszył ramionami i
popatrzył za odchodzącym bałwankiem.
-Za co ty go
lubisz? Chyba jest nawet głupszy od Kristoffa, a to nie lada wyczyn.-
-Jack mówię. On
jest fajny. Pomógł Annie i zresztą nam wszystkim.-
-No dobra, ale
mnie nie. Co najwyżej za każdym razem myli moje nazwisko.-
-Chodźmy musimy
znaleźdź Annę zanim wezwiemy Radę.- poszli do jej komnaty i zobaczyli uchylone
drzwi i dróżkę śniegu.
-O nie! Ja
poczekam tutaj. Mam dość małych knypków, które mają większego nosa od mózgu.-
Elsa przewróciła oczami. Wzięła go za rękę i pociągnęła mimo sprzeciwu do
środka.
Anna i Krostoff
siedzieli razem na łóżku, a koło nich łaził Olaf podskakując i coś gadając
-O cześć wam!
Jack poznałeś już Olafa?- spytał rozpromieniona Anna.
-Niestety nie
ominęła mnie ta radość.- poczuł jak Elsa wbija mu łokieć w bok.
-Ał!! Tak
poznałem…- wycedził rozmasowując sobie uderzone miejsce. Popatrzył z wyrzutem,
a ona uśmiechnęła się chichocząc.
-Ta ja też go
poznałem… Ten facio jest jakiś dziwny. Jakby nie wiedział, że są już rzeczy na
łupież. Chyba jakiś zacofany…- ostatnie zdanie powiedział ściszonym głosem.
-Ja zacofany? Ja
żyję setki lat i jestem wciąż nastolatkiem oczywiście, że jestem zacofany! Ale
chociaż nie jestem chodzącym małym bałwanem z wielką bulwą zamiast nosa.- Kristoff
wybuchnął śmiechem jak i pozostali.
-Takie wybuchy
gniewu też są niepokojące… Chyba trzeba zabrać mu ten spróchniały badyl.. – znów
zaczął mówić szeptem, który i tak każdy słyszał.
–Nie no, gdzie
tu jest suszarka?!!-
-Jack nie
możesz! – powiedziała szybko Elsa.
-Owszem mogę…
Wystawię go bez tej chmurki na słońce, żeby mu marchewa dojrzała.-
-No Frost!
Nareszcie jest ktoś kto się doprowadza do furii. Ja nie miałem tyle szczęścia-
powiedział zadowolony Kristoff. Jack już nie mógł dłużej. Odwrócił się i
wyszedł zatrzaskując drzwi trzęsącymi się rękoma. Wybiegł z zamku i poleciał od
razu w górę.
Nie chciał
przebywać z tymi dwoma bałwanami w jednym pomieszczeniu. Jeszcze im pokarzę,
ale teraz chciał przestać się zamartwiać.
Myślał, że wszystko będzie dobrze kiedy wróci,
że poczuję się jak w domu. Nigdy nie miał takiego miejsca, gdzie mógłby zostać.
Już miał nadzieję, że go znalazł, że jest on przy Elsie w Arendell. Jednak się
mylił. Nic go nie łączyło z tym miejscem oprócz niej. Jak szybko mógłby stąd
wybyć, gdyby nie ona. Ale za to ona nie może. Jest tutaj uwięziony! Nie chciał
teraz tego mówić i się tym zamartwiać. Leciał przed siebie, nie zważając na
nic. Czuł przyjemny mroźny wiaterek zapowiadający wczesną zimę. Oczy lekko mu
łzawiły, ale miał to gdzieś. Chciał tylko lecieć. Dopiero teraz spostrzegł, że
słońce zniża się ku ziemi i niebo z niebieskiego zmienia kolor na różowy. Robiło
się późno i coraz ciemniej. Westchnął z niechęcią i zaczął lecieć z powrotem do
Arendell. Miał skrytą nadzieję, że znajdzie jakiś zapalnik i przypadkiem
natknie się na Olafa.
Leciał już długo, ale nie trafiał do zamku. Krajobraz był
inny. Zmienił się na wysokie góry pokryte śniegiem. Nie wiedział dlaczego, ale
poleciał dalej. Widział jak nadciąga burza i uznał, że byłoby szaleństwem
lecieć dalej. Opuścił się na ziemię i dostrzegł w oddali jaśniejący zamek z
lodu. Był piękny, zapierający dech! Strzeliste wieżyczki lekko uszkodzony
mostek prowadzący do wielkich wrót na których powtarzał się ten sam symbol. Wszedł
śmiało do środka i dożył jeszcze większego zaszokowanie.
Przed nim wznosiły się
piękne lodowe schody, a koło nich znajdowała się fontanna z zamrożonymi w locie
strumieniami. Na górze wisiała piękny kryształowy żyrandol, a w posadzce znów
zobaczył śnieżkę.
Poszedł na górę, dalej zwiedzając i podziwiając zamek. Schody
piętrzyły się w lekkim łuku. Gdy doszedł na koniec dostrzegł cztery komnaty.
Wszedł przez wrota bez drzwi i dostrzegł od razu piękny i pokaźny balkon
wychodzący na widok wzniesienia. Zdziwiło go jednak to, że w środku leżały
wszędzie kawałki lodu, a w niektórych miejscach z podłogi wystawały szpikulce. W
jednym
nawet tkwiła strzała. Jednym machnięciem ręki wszystko to znikło,
pozostałą tylko strzała. Wyszedł kierując się dalej. Wszedł do następnego
pomieszczenia. Było ogromnie i przestronne. W centrum stało wielkie lodowe łoże
z śnieżnymi poduszkami. Jack z rozpędu wskoczył na nie, zanurzając się w czymś
miękkim i chłodnym. Niechętnie z powrotem na nogi. Wszystko tu było zwyczajne.
Szafka i łóżko.
Skierował się do następnego. Tym razem była to łazienka, nie
różniąca się praktycznie niczym od innych, nie wliczając oczywiście budulca
czyli lodu. Wyszedł po chłodzącym ochlapaniu twarzy. Zachował trzeźwość umysłu
na ostatni pokój. Drzwi tego mieniły się pięknymi kolorami. Jakoś czuł, że musi
tam wejść. Już chciał popchnąć wielkie wrota, ale go ubiegły. Same się przed
nim otwarły. Nogi i ciekawość same go poprowadziły dalej. W środku nie było nic
oprócz lustra. Jak wszystko było z lodu, ale tym razem nie był niebieski czy
lekko zaróżowiony. Było złote. Jego cała rama była przepięknie zdobiona liśćmi
i symbolami słońca.
Sama jego tafla biła błękitem zmieszanym z różem i fioletem. Było coś w nim… Nie wiedział
co, ale to go wzywało. Podszedł nie myśląc już co robi. Stał już przed nim na
wyciągnięcie ręki i tak zresztą zrobił. Chciał, a nawet musiał go dotknąć. Gdy
to zrobił, lustro zmieniło się w zimne maski, które pochłonęły go. Jack zniknął…czwartek, 20 listopada 2014
Nowa postać...
Ostatnio pisała ze mną pewna osoba abym wprowadziła kogoś ważnego do mojego bloga.
Muszę przyznać, że spodobał m i się ten pomysł.
Od jutra zapoznam was z kimś nowym, zabawnym i wesołym.
Zapewne polubicie ją tak samo mocno jak ja...
środa, 19 listopada 2014
Rozdział 44 Zawsze coś...
-Kristoff czy ty musisz się tak obżerać- spytał zniesmaczony
Jack. Chris robił właśnie ten sam grymas.
-No co! Jestem głodny!!- powiedział
to bardzo niewyraźnie z buzią pełną plasków. Nie przeżuł jeszcze wszystkiego i
bezpośrednio wlał sobie sos czekoladowy do ust.
-Raczej byłeś jakąś godzinę temu.
Teraz wyglądasz jak spasione prosie. Chyba zawołam rzeźnika, bo zaczyna zajeżdżać
jak w chlewiku.- machał sobie teatralnie przed nosem, robią obrzydzoną minę. Dziewczyny
i Chris zachichotali.
-Czy przypadkiem spodnie ci na
szwach nie pękają?- spytał Chris.
-N- ii-e- kolejna porcja trafiła mu
do buzi.
-No stary, twoje gacie nie są już
takie mocne. Zawsze może ci pójść oczko na tyle.
-Hej miałeś o tym nie wspominać!-
-A ty możesz przestać mlaskać…-
-Jak tu człowiek może sobie w spokoju
zjeść?- Wstał wreszcie od stołu i widać było wybity brzuch spod bluzki. Wszyscy
znów się zaśmiali. Kristoff popatrzył na siebie i rzucił im gniewne spojrzenie.
-Yyy… To same mięśnie!-
-Jasne.- powiedziała Elsa ledwo
utrzymując się od śmiechu. Jack pokazał głową w stronę wyjścia i nie musiał nic
więcej robić. Elsa od razu poszła za nim. Miała wrażenie, że Chris cały czas ją
obserwuję, jakby miała zrobić coś Jackowi. On nie zaważał na to, lecz poszedł dalej.
Nie chciał się zatrzymać, szedł wciąż przed siebie, kierując ich na dziedziniec.
Elsa ledwo dotrzymywała mu kroku, nie mówiąc o pełnym żołądku jako balast. Lekko
zdyszana, wreszcie zobaczyła upragniony widok. Jack staną, ale nie odwrócił się
do niej. Miała wrażenie, że coś go trapi. Miała już niemiłe przeczucie, że
czeka ją jakaś nie miła niespodzianka. Odetchnęła głęboko i podeszła powoli do
niego. Nawet gdy położyła mu rękę na ramieniu, był jakiś nieobecny. Szukała
jego wzroku lecz na próżno. Wreszcie uśmiechnął się w jakiś wymuszony sposób.
-Pięknie prawda.- patrzył jak
słońce jest wysoko na przepięknym błękicie nieba. Nie było bez chmurnie, ale
wyglądały teraz jak kłębiaste obłoczki, tworzące masę kształtów.
-Tak. –musiała to przyznać, ale
wiedziała, że nie to chciał jej powiedzieć. Długo czekała i wreszcie musiała
zrobić pierwszy krok.
-Jack czy coś się stało?- zapytała
z lekką obawą w głosie. Dopiero teraz spojrzał na nią ze zdziwieniem i czymś
tajemniczym w oczach. Nie mogła się skupić. Włosy lśniły mu bielą, a oczy
błyszczały błękitem nieba. Do tego właśnie oświetlało go słońce, więc stał w
jasnej poświacie. Uśmiechnął się i ujął jej dłoń.
-Nic złego… Naprawdę!-
-To dlaczego jesteś taki nieobecny…-
teraz to wiedział a na pewno, że z czymś się waha.
-Możesz mi wszystko powiedziesz.
Wiesz o tym prawda?-
-Oczywiście, ale…- odwrócił wzrok i
puścił jej rękę. Chodził niespokojnie tam i z powrotem. Wreszcie odetchnął i
spojrzał na nią. Pewnie zobaczył niepewną minę, więc znów do niej podszedł.
-Pamiętasz jak ci opowiadałem, że w
naturze wszystko musi zachować równowagę?-
-Tak. Mówiłeś, że jak Księżyc was
Obdarzał musiał znajdywać dary przeciwne do innych.
-Właśnie…- uśmiechnął się i sapnął
z ulgą.
-No więc…tego. Elizabeth poświęciła
swoją nieśmiertelność dla Kristoffa, ale także zwróciła swoją moc. Teraz aby
wszystko wróciło do normy, Księżyc wybrał jej następcę.
-Naprawdę? Wiesz kto to?- Jack
potrząsną głową.
-To nie wszystko. Wiesz, że
pokonałem Mroka i teraz on też odszedł…
-Czyli brakuję jedności. Ktoś
otrzyma jego dar. –stwierdziła z lekkim lękiem. Ostatni właściciel tej
umiejętności, chciał zawładnąć światem.
-Tak. Te dwie osoby zostały wybrane
i możliwe, że nie są jeszcze tego świadome.
-Niby dlaczego? Nie mógł im się
objawić Księżyc i wyjaśnić wszystko?-
-Elso… do Księżyca należy
Obdarowywanie. Dał moc mi, Mrokowi, Nordowi i pozostałym strażnikom, ale do
zachowania równowagi dąży sama natura. Księżyc nie ma pojęcia kto ma te moce.
Zostały podarowane osobom, które najbardziej charakteryzuje dana umiejętność.
-Czekaj ja wciąż nie rozumiem.
-Ja też, ale wciąż pozostaje
ostatnie. Elizabeth odwiedził mnie.
-Co? Kiedy?-
-W pałacu, tuż po tym jak odeszła z
Księżycem. Dostała polecenie, aby wyznaczyć mi zadanie.- zatrzymał się tu na
chwilę, wypatrując zmian na twarzy Elsy. Ona już chyba widziała o co chodzi.
-Jack…To szaleństwo! Jak niby mamy
ich znaleźdź?-
-A myślisz, że Chris zaszczycił mnie
swoją włochatą obecnością, jakbym nie miał zadania?- uśmiechnął się łobuzersko.
-Ale przecież nie było go gdy
zjawiłeś się tutaj. Mówiłeś tak samo, że zostałeś wysłany na misje.-
-Tak, ale przez Księżyc w
określonym celu prawda. Mówił ci o tym.- przenikał ją wzrokiem. Skąd wiedział o
jej rozmowie przy jeziorze? On tylko znów się wyszczerzył.
-Podejrzewałem, że Księżyc ci
powiedział. Nie mogłabyś stać się nieśmiertelna, od tak. Musiał ktoś ci ją
oddać lub podarować z mocą. Ale dar miałaś po ojcu.-
-Tak. Po Simonie.- staną jak wryty.
-Po kim? Simonie? Tym Simonie?
Pierwszym Obdarzonym?
-Tak. Myślałam, że wiesz?-
-Nie! Wiedziałem, że masz dar po
ojcu, który musiał byś obdarowany, ale jakoś mi się nie zgadzało, bo ja jestem
panem Lodu. A więc wszystko jasne. Jesteś jego córką i dostałaś ją po nim.- Elsa pokiwała głową.
-Ale jak? Skąd? Przecież nie byłaś
nieśmiertelna, gdy cię poznałem.-
-Księżyc opowiedział mi jak to było
ze mną.- Elsa po chwili jeszcze bardziej go zdziwiła i zaszokowała. Mówiła, o
tym jak Simon poświęcił się dla niej, a Księżyc o niej nie wiedział. Jak żyła nieświadoma
i jak on dostał moc.
-Miałbym teraz moc wiatru? Super!-
Elsa uśmiechnęła się szeroko.
-Pasuję to do ciebie bardziej…Ale
Jack, jak masz zamiar znaleźdź nawet za pomocą Chrisa tych dwoje?
-Oczywiście pójdziemy najpierw w
pewne miejsce. Zawsze chciałem ci je pokazać.
-Domek Baby Jagi.- Jack zaśmiał
się.
-Nie. Ale byłaś blisko. Co powiesz
na domek Św. Mikołaja?
-Naprawdę? O rany! Jasne z
przyjemnością, tylko co z królestwem?
-Przecież jest Anna. Nie może cię
zastąpić?- to wcale nie głupi pomysł, tylko, że Rada nie ufa jej siostrze i
dlatego nie może jej powierzyć władzy. Do tego dochodzi jej przymuszone
małżeństwo. Zostało tak mało czasu. Jeszcze Jack nic nie wie. Poczuła jak coś
przewraca jej się w żołądku. Popatrzyła na jego wyczekującą minę.
-Chyba mam pomysł…
wtorek, 18 listopada 2014
Rozdział 43 Bliźniak?
Nareszcie! Elsa już miała serdecznie dość! Nie przyzwyczaiła
do gigantycznego białego wilka, który teraz biegł z zawrotną prędkością przez
bardzo gęsty las. Już i tak ją to dziwiło, jakim cudem to, że jest nieśmiertelna
uratują przed wylądowaniem na jakimś drzewie? I jeszcze Jack jej w tym nie pomagał.
On czuł się świetnie. Krzyczał wstawał i udawał, że balansuje. Chłopcy…prychnęła.
Od dawna już nie miała chwili wytchnienia. Miała nadzieję, że jeżeli znajdą
Jack i go odzyska od razu poczuję się lepiej. Niestety, na początku była w
totalnej euforii, ale teraz jest wykończona. Od ponad dwóch dni nie przymrużyła
oka, nie mówiąc, że czuję się teraz fatalnie. Czemu nieśmiertelni mają tak samo
jak śmiertelni? Może chociaż jakiś butik z kawą dla wieczny.
Nagle znajdowała się w jakimś dziwnym domu. Było tu ponuro i
ciemno. W oddali widniała zarys jakiejś twarzy. Chłopca. Był jeszcze bardzo
młody. Miał kruczoczarne włosy, które idealnie pasowały do brązowych włosów.
Wszystko to podkreślała lekka opalenizna lub to była jego naturalna karnacja. Siedział
w koncie chyba swojej sypialni i przeglądał jakieś kartki. Elsa powoli, bo
jakoś miała dziwnie ciężkie nogi powłuczyła się w jego stronę. Po kilu
minutach, nareszcie stała nad nim. Okazało się, że ma tam jakieś karty do
grania. Widziała na nich jakieś magiczne stworzenia. Smoki, gobliny, bogowie,
herosi i nawet postaci z baśni. Ujrzała Św. Mikołaja, Zębuszke, Zająca
wielkanocnego i Piaskowego Ludka. Wpatrywał się w nie i mruczał coś pod nosem.
Elsa zauważyła jaką przyjemność sprawiało mu samo ich przeglądanie i układanie.
Nagle do cichego i spokojnego pokoju, weszła dziewczynka. Była całkowitym
przeciwieństwem tego chłopca. Oczy miała w kolorze miodu, a włosy jak czyste
złoto. Była wyższa i wyglądała na starszą, ale musiała przyznać, że zauważyła
podobieństwo. Mimo tak dzielących ich różnic widziała podobną sylwetkę, rysy
twarzy a nawet sposób mówienia. Pewnie są rodzeństwem.
Oh, a ty znowu przeglądasz te głupie karty. One są
beznadziejne! Choć ze mną na dół Noah,
będzie o wiele ciekawiej. –zaproponowała z entuzjazmem.
-Nie dzięki Eve. Wolę tu posiedzieć.-
-Oh jesteś niemożliwy. No weź świeci słońce i jest ciepło, a
ty siedzisz w tej swojej norze.-
-Eve przestań! Tu mi dobrze…- odparł lekko podnosząc głos. Dziewczyna
jeszcze raz spiorunowała go wzrokiem i wyszła zatrzaskując drzwi. Huk był
ogromny, ale po chwili znikał w tym pokoju, jakby się wchłaniał z ciemnością. Chłopak,
który podobno ma na imię Noah, znów opuścił głowę. Tym razem już nie patrzył w
karty, ale przed siebie. Elsa niemal poczuła, jak patrzy na nią. Na pewno ją
zauważył. Serce zabiło jej mocniej, Chłopak uśmiechnął się dziwnie do niej i
zaczął przeczesywać ręką swoje średnie włosy.
Nagle Elsa niemal poczuła ucisk na ramieniu, zimny i
nieprzyjazny. Otworzyła nagle oczy i nagle znalazła się na podłodze. Widocznie
zasnęła, chociaż było to prawie niemożliwe podczas przejażdżki. Teraz
zauważyła, że była cała owinięta kocem i razem z nim zleciała z łóżka. Poczuła
jak kropelki potu spływają jej po czole i miała przyśpieszony oddech. Mimo iż
spała to czułą się jakby przebiegła maraton. Sen nic nie pomógł, na zmęczenie. Nie
chciała już znów zasypiać, bo prawdę mówiąc bała się kolejnego tak
realistycznego snu. Wszystko z niego zapamiętała, a praktycznie nigdy tak nie
jest. Wstała i rzuciła z powrotem koc na łóżko. Pobiegła, jeszcze trochę
otępiała do swojej kosmetyczki. Przejrzała się w lustrze i znów powinna mieś
koszmary następnej nocy. Wyglądała jeszcze gorzej niż myślała. We włosach sterczały
jej urywki gałęzi i listków, a włosy były i tak niemal spięte w ohydny warkocz.
Twarz pobrudzona, czymś ciemnym i lekko posiniaczona na boku. Ubranie
wyczarowane przez Elizabeth też było porozdzierane i brudne. Elsa nie mogła tak
wyjść. Poleciała szybko do swojej prywatnej łazienki i zaczęła napuszczać wodę.
Szybko rozpuściła i tak rozczochrane włosy i powyjmowała ozdoby pamiątkowe z
lasu. Gdy woda byłą już na odpowiednim poziomie rozebrała się i wskoczyła do
ciepłej wody. Tego jej było trzeba. Od tak dawna nie robiła nic dla siebie, a
taka mała rzecz, od razu ją zrelaksowała. Niechętnie z niej wyszła i poszła do
szafy. Wybrała coś lekkiego i wygodnego. Nie miała dziś w głowie jakiś zadań
królowej. Chciała spędzić go z Jackiem. Wybrała krótką białą spódniczkę,
wyglądającą jak płatki ,śniegu i do tego niebieską bluzkę. Była wykonana z
jedwabnego materiału, który lśnił za najmniejszym ruchem lub dotknięciem. Podeszłą
teraz do lusterka i tym razem nie wystraszył ja swój widok. To jakieś postępy!
Nałożyła szybko makiaż i nawet nie chciało, jej się zaplątywać włosów. Pozostawiła
je rozpuszczone popadające falami na ramiona. Już chciała pobiec do drzwi, gdy
zauważyła coś błyszczącego w świetle. Tak to ona!!!! Jej prezent od Jacka.,
róża zrobiona całkowicie z lodu, leżała cała na jej szafce. Była taka jak
kiedyś, a nawet piękniejsza. Płatki jakby się bardziej rozłożyły i zaróżowiły. Lśniła
i odbijała światło słoneczne. Nie była już czarna i brzydka, lecz piękna. Przytuliła
ją odruchowo do piersi i wstawiła do kryształowego wazonu. Spojrzała na nią
jeszcze przez chwilę i wybiegła z pokoju. Chciała już z całych sił pobiec w stronę
komnaty Jacka i uwiesić mu się na szyi, ale nagle poczuła niebiański zapach. Wszędzie
i na końcu świata by go rozpoznała…czekolada. Od razu sobie przypomniała, że od
wielu dni nic nie jadał. Zaczęło jej burczeć w brzuchu, tak głośno, ze sama się
go przestraszyła. Nogi same ją poniosły na dół do kuchni. Zapach robił się
coraz mocniejszy i Elsa aż lekko obśliniona weszła dalej. Otworzyła z rozmachem
drzwi do jadalni i zobaczyła tam wszystkich,. Anna i Kristoff siedzieli przy
stolę koło siebie rozmawiając wesoło i jedząc placki. Obok okna stał oparty o
ścianę Jack. Ku zdziwieniu Elsy, ktoś stał koło niego. Aż zdrętwiała…Zobaczyła dwie
prawie identyczne osoby. Gdyby nie to, że ten drugi miał dłuższe włosy,
możliwe, że by ich nie rozpoznała. Takie same błękitne oczy, blada cera, śnieżnobiałe
włosy, a nawet postawa i wzrost. On był ubrany na biało, a Jack jeszcze nosił
ubiór od Mroka. Materiał na ramieniu, był cały i nie było najmniejszego
rozdarcia. Jack przestał cicho mówić do swojego towarzysza i spojrzał na nią. Uśmiechnął
się momentalnie i tak samo znalazł się przy niej. Ucałował ją delikatnie w usta i spojrzał przenikliwie.
-Co?-
-Nie nic! Tylko już się przyzwyczaiłem do mojej leśnej nimfy,
a teraz znów mam królową śniegu.- uśmiechnął się żartobliwie. Elsa zrozumiała,
że pamięta jej wygląd zanim dojechali tutaj. Zrobiło jej się ciepło i znów
pojawił się rumieniec. Jack zaśmiał się i pogładził jej policzek. Czując, że
zaraz zrobi się jeszcze bardziej czerwona odezwała się szybko.
-Kto to jest?- zapytała i nie musiała udawać zdziwienia. Widziała
tego człowieka po raz pierwszy w życiu, a on tak był podobny do Jacka.
-Przecież dobrze wiesz…- znów omamił ją swoim łobuzerskim
uśmieszkiem.
-Nie wygłupiaj się. Przecież go nie znam. A on wygląda
prawie tak samo jak ty…- musiała to powiedzieć na głos, bo to było troszkę
dziwne. Jack pociągną ją zachęcająco za sobą w stronę nowego przybysza. Zrobiło
się jeszcze dziwniej, gdy uśmiechnął się tak jak Jack w tej chwili.
-Czy możecie mi to jakoś wytłumaczyć. Masz brata bliźniaka,
albo co?- znów się wyszczerzyli i wymienili szybkie spojrzenie.
-Coś w tym stylu.- mruknął wzruszając ramionami.
-Dobra nie bajeruj jej już. Widzisz, że nie rozumie.- głos mieli
podobny, ale tego drugiego był głębszy i groźniejszy, podobny do powarkiwania
co jakiś czas.
-Dobra…Chris.- Elsa teraz chociaż wiedział podstawy.
-Ej mówiłem ci chyba to jakieś milion razy, że Christopher.-
przewrócił oczami.
-Tak ale to było ponad 50 lat temu, może zmieniłeś zdanie,
ale ja nie. Więc Elso to jest Chris i jest moim opiekunem.- Elsa już teraz nic
nie rozumiała. To Jack ma dwóch opiekunów?- usłyszała śmiech Chrisa.
-Nie. Ma jednego, ale mógłby mieć więcej. Jest strasznie
upierdliwy i pakuję się w kłopoty. Szczerze nie wiem czy inni sobie z nim
poradzili.-
-Przecież jego opiekunem jest gigantyczny biały wilk.-
powiedziała to z lekką irytacją.
-Tak to on. To jest jego ludzka forma, ale paskudniejsza od
drugiej.- Chris szturchnął Jacka mocno łokciem w bok.
-Yyyy… Przepraszam nie wiedziałam. –
-Nic nie szkodzi. Jack jest zły, bo przegrał zakąś. Biegam
szybciej od jego fruwającego tyłka.- tym razem to Jack nadepną mu mocno na
nogę.
-Hej to prawda i teraz będziesz pomagał mnie czesać.- Jack
nie był widocznie zadowolony z tego powodu, ale wzruszył obojętnie ramionami. Christ
wyszczerzył się triumfująco i popatrzył na Elsę.
-Pewnie masz dużo pytań.- powiedział łagodnie.
-Tak. –
-To może zacznijmy od śniadania jestem głodny jak wilk. –Elsa
i Jack zaśmiali się głośno i dopiero teraz sobie przypomniała o rozchodzącym się
zapachu czekolady. Znów usłyszała domagający się jedzenia żołądek. Jack
zauważył i usłyszał to i na chwilę pobiegł do kuchni.
-Po co poszedł?- Chris obojętnie wzruszył ramionami.
-Myślałam, że wiesz, skoro jesteś jego opiekunem?-
-To nie tak działa. Wyczuwałam Jack, jak jest w potrzebie,
albo ja tego chcę, ale teraz on ma własne sprawy, Nie muszę węszyć. –poczuła się
dziwnie tego słuchając.
-Pewnie się zastanawiasz dlaczego jesteśmy tacy do siebie
podobni?- spytał obojętnie.
-Tak…- powiedziała ze szczerym zainteresowaniem i lekko
podniesionym głosem.
-Obdarzony, który ma specjalne tendencję do pakowania się w
kłopoty, a Jack z pewnością zalicza się na pierwsze miejsce, dostaje opiekuna,
który ma go bronić i nauczyć posługiwać się darem. Do tego przyjmuje dwie
postaci. Jedna jak sama widziałaś jest zwierzęca, a druga człowiecza. Jesteśmy
ze sobą związani mocą Elso i dlatego wyglądały prawie tak samo.
-A dlaczego wilk, a nie inne zwierze?-
-Wilk najlepiej opisuję charakter Jack. Wolt, prawie nie
ujarzmiony. Mógłbym też wymieniać lekkomyślny i tak dalej, ale zajmie to za
dużo czasu. Opiekunowie przyjmują pierwszą formę, która jest odzwierciedleniem
duszy chronionego. – Elsa była zdumiona tymi informacjami.
-Długo jesteś jego opiekunem?-
-Zaczęło się od urwania kontaktów z Elizabeth. Był gubiony i
do tego wywołał tą światowa śnieżycę. Księżyc to dostrzegł i uznał, że
potrzebna mu pomoc.- Elsa chciała zapytać
jeszcze tyle rzeczy, ale nagle wparował tu Jack. Niósł coś za plecami,
cały rozgromiony. Chris chyba wiedział po co poszedł, bo śmiał się cicho. Jack
podszedł do niej i podał jej coś małego i błyszczącego. Była to mała lodowa
kuleczka. Elsa nie wiedziała co to i po co jej to dał. Spojrzała na niego
pytająco, ale nie musiał nic mówić. Kuleczka zaczęła rosnąć i nagle zmieniła
się w wielkie czekoladowe serce. Miało piękne zdobienia jakby szron zrobiony z
białej czekolady, które świetnie wyglądało na tle ciemnej. Else zatkało.
-Podoba ci się?- spytał nieśmiało, ale mu nie odpowiedziała.
-Myślałem, że lubisz czekoladę.- spojrzał złowrogo na Annę.
-Jest piękne. I ty myślisz, że je zjem?- nie mogła by.
-Owszem, możesz bo to nie jest wieczne .Widziałem, że nie
będziesz chciała tego spróbować więc nie jest nie roztapiane…- poszli do stołu
i usiedli wszyscy koło siebie. Elsa podzieliła serduszko pomiędzy przyjaciół i
od razu wiedział co Jack mówi. Była strasznie głodna i poza tym nie wie czy by
wytrzymała by go nie zjeść. Po chwili weszła ich gosposia i podała wszystkim tacę
z jedzeniem. Wszyscy chmurnie zagarnęli świeże placki z jabłkami i zajadali się…Było
cudownie i słodko!
Subskrybuj:
Posty (Atom)