Anna wchodziła do pokoju, lekko zerkając za drzwi. Zobaczyła
Jacka i Elsę w dość nietypowej pozie. Od razu zrozumiała, że przeszkodziła im w
nieodpowiednim momencie.
-Ups! Przepraszam może ja przyjdę później…- już się
wycofywała.
-Nie!- powiedzieli oboje. Popatrzyli na siebie, a potem od
razu na Annę. Jack, zapominając o bólu, usiadł na środku łóżka, odsuwając się
od Elsy.
-Możesz zostać. W niczym nam nie przeszkodziłaś.-
-Tak, my sobie tylko rozmawialiśmy…-
Oboje spuścili wzrok i myślami wybiegli do tej pięknej, choć
przerwanej chwili.
-No wiesz…przyszłam tu, ponieważ miałaś urządzić lodowisko i
nie zaczniemy puszczać fajerwerków bez ciebie…- powiedziała podekscytowana.
Prawie skakała z zadowolenia.
-A no tak! Zapomniałam całkowicie…-
-O co biega… Chyba przeleżałem całą historię?-
-Nie…po prostu Elsa zamrozi Cały Wielki Rynek, gdzie odbywa
się targ.
A tam są górki i slalomy i…-
Elsa chrząknęła…
-…a i to jest na zakończenie. Później puszczamy fajerwerki i
goście sobie odpłyną…
Elsa wystawiła jej język i się uśmiechnęła.
-O super!!! Kiedy to?-
-Hola hola… Jack ty nigdzie nie idziesz.- powiedziała
stanowczym głosem królowej.
-Jesteś jeszcze zbyt słaby aby szaleć na lodowisku lub nawet
wychodzić z łóżka.-
-Nie prawda! Jestem strażnikiem. Nic mi nie jest!-
-Nie oszukasz mnie Jack.- popatrzyła na niego podejrzliwie,
ale i z uczuciem.
-Mimo iż to ja jestem ta bardziej ,,nierozważna’’ to zgadzam
się z Elsą.-
-Co…ty też przeciwko mnie!-
-Nie przeciwko. Chcemy dla ciebie jak najlepiej.-
-Czuję się jak na fotelu u zębowej wróżki, gdy mi tłumaczy
abym nitkował zęby.-
Zębowa Wróżka uwielbia, a nawet kocha zęby Jacka. Uważa, że
są śnieżno białe i iskrzą się jak świeże płatki śniegu w słońcu. Oczywiście ma
racje. Tylko, że chce je chronić za wszelką cenę. Przypomina mu o myciu zębów,
nitkowani i musi się stawiać na co miesięczne wizyty.
Ma niezłą siłę perswazji. Raz zapomniał o umyciu zębów i już
tego nigdy… nie powtórzy…
Jego żeby były całe, oprócz ucha… Nie znał Ząbek od tej
strony.
-Siemka… Jak widzę, już nie symulujesz i stajesz po woli na
nogi Kapturku.- powiedział zadowolony Kristoff.
-A co ty taki w skowronkach?-
-Widzisz, nareszcie oberwałeś w ten zmrożony tyłek.-
-A ty to nie. Pewnie jeszcze czujesz ten powiew świeżego
powietrza na tyle.-
-Ej…mieliśmy do tego nie wracać.-
-Jakoś trudno zapomnieć te widoki.-
-Chłopcy.- powiedziały obie siostry.
-Dobra będę grzeczny…na razie.- powiedział rozbawiony Jack.
-O czym gadaliście?-
-O tym, że traktują mnie tu jak dziecko.- oburzył się i
złożył ręce.
-Nie dziwię się…-
-Kristoff-
-Już Aniu! O co dokładnie chodzi?-
-Jack jest jeszcze za słaby aby iść na zakończenie Wielkiego
Targu. On się wciąż upiera, że nic mu
nie jest.- tłumaczyła zatroskana Elsa.
-No weźcie! Musi być jakiś sposób. Nie będę siedział w
łóżku, gdy wy będziecie się superowo bawić. To nie leży w mojej naturze.
Uwierzcie mi…-
-Ale co mamy zrobić… Jack nie masz wyjścia.-
-A ja mam pomysł!- wykrzykną zadowolony Kristoff.
-Jaki! Mów…- dopytywał się Jack.
-Zobaczycie.-
Wyleciał z pokoju, jak z procy. Jeszcze pozostał pęd
powietrza i ruszające się nerwowo drzwi.
Przyjaciele popatrzyli po sobie, wzruszając ramionami. Nie
widzieli co wymyślił Kristoff.
-Co on kombinuje?- spytała Elsa.
-Nie wiem. Mimo iż to mój chłopak, wciąż mnie zadziwia.-
-Może musiał iść do kibelka…- powiedział rozbawiony Jack.
Popatrzyły obie na niego z podniesionymi brwiami do góry.
Nagle można było usłyszeć ciche popiskiwanie, jak u myszy.
Nasłuchiwali wszyscy ze zdziwieniem na twarzy.
Po chwili do komnaty wjechał Kristof z wózkiem.
-Ta dam!!- krzykną pokazując na część swojego pomysłu.
-Nie…a masz inny pomysł?-
-No…na pewno nie wsiądę na jakiś wózeczek jak dla dziadka!-
-Frost, masz 317 lat. Jesteś praktycznie dziadkiem. A w
ogóle czytałem coś o dziadku mrozie.
Możesz być jego następcą. Dokleimy ci brodę i możesz śmigać
na bal…. dziadziu…- powiedział triumfującym głosem.
-Nigdy na to nie wsiądę!.- powiedział stanowczym głosem.
-A co? Wolisz wózeczek dla dzidziusia? Może coś
wykombinujemy…-
-Hahhaa…bardzo śmieszne! I tak jestem od ciebie starszy. Trochę szacuneczku!
-Jack. Może to jedyna szansa abyś teraz tak wyszedł.-
powiedział już poważnie Kristoff.
-A wy co o tym myślicie?- Zwrócił się do Elsy i Anny.
-Kristoff ma racje. To jedyna szansa.-
Elsa popatrzyła na posmutniałego Jacka. Serce jej się
krajało na taki przykry widok. Osoba, którą…kocha, smuci się.
-Zostawicie nas samych? Może go przekonam.-
-Dobra. Ale pamiętaj mamy mało czasu…Niedługo się ściemni i
zaczynamy.-
-To zajmie nam chwilkę…- uśmiechnęła się szczerze i
odprowadziła ich wzrokiem.
Złapali się za ręce i szybko opuścili pomieszczenie.
Została tylko Elsa i przygnębiony Jack…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz