Frozen Love

Frozen Love
Forever

piątek, 10 października 2014

Rozdział 14 Wózeczek! Co jeszcze smoczek i pieluszka…

 Anna wchodziła do pokoju, lekko zerkając za drzwi. Zobaczyła Jacka i Elsę w dość nietypowej pozie. Od razu zrozumiała, że przeszkodziła im w nieodpowiednim momencie.
-Ups! Przepraszam może ja przyjdę później…- już się wycofywała.
-Nie!- powiedzieli oboje. Popatrzyli na siebie, a potem od razu na Annę. Jack, zapominając o bólu, usiadł na środku łóżka, odsuwając się od Elsy.
-Możesz zostać. W niczym nam nie przeszkodziłaś.-
-Tak, my sobie tylko rozmawialiśmy…-
Oboje spuścili wzrok i myślami wybiegli do tej pięknej, choć przerwanej chwili.
-No wiesz…przyszłam tu, ponieważ miałaś urządzić lodowisko i nie zaczniemy puszczać fajerwerków bez ciebie…- powiedziała podekscytowana. Prawie skakała z zadowolenia.
-A no tak! Zapomniałam całkowicie…-
-O co biega… Chyba przeleżałem całą historię?-
-Nie…po prostu Elsa zamrozi Cały Wielki Rynek, gdzie odbywa się targ.
A tam są górki i slalomy i…-
Elsa chrząknęła…
-…a i to jest na zakończenie. Później puszczamy fajerwerki i goście sobie odpłyną…
Tak w skrócie.- popatrzyła z wyrzutem na Elsę.
Elsa wystawiła jej język i się uśmiechnęła.
-O super!!! Kiedy to?-
-Hola hola… Jack ty nigdzie nie idziesz.- powiedziała stanowczym głosem królowej.
-CO!!! Jak to?- krzykną, zdziwiony.
-Jesteś jeszcze zbyt słaby aby szaleć na lodowisku lub nawet wychodzić z łóżka.-
-Nie prawda! Jestem strażnikiem. Nic mi nie jest!-
-Nie oszukasz mnie Jack.- popatrzyła na niego podejrzliwie, ale i z uczuciem.
-Mimo iż to ja jestem ta bardziej ,,nierozważna’’ to zgadzam się z Elsą.-
-Co…ty też przeciwko mnie!-
-Nie przeciwko. Chcemy dla ciebie jak najlepiej.-
-Czuję się jak na fotelu u zębowej wróżki, gdy mi tłumaczy abym nitkował zęby.-
Zębowa Wróżka uwielbia, a nawet kocha zęby Jacka. Uważa, że są śnieżno białe i iskrzą się jak świeże płatki śniegu w słońcu. Oczywiście ma racje. Tylko, że chce je chronić za wszelką cenę. Przypomina mu o myciu zębów, nitkowani i musi się stawiać na co miesięczne wizyty.
Ma niezłą siłę perswazji. Raz zapomniał o umyciu zębów i już tego nigdy… nie powtórzy…
Jego żeby były całe, oprócz ucha… Nie znał Ząbek od tej strony.
-Siemka… Jak widzę, już nie symulujesz i stajesz po woli na nogi Kapturku.- powiedział zadowolony Kristoff.
-A co ty taki w skowronkach?-
-Widzisz, nareszcie oberwałeś w ten zmrożony tyłek.-
-A ty to nie. Pewnie jeszcze czujesz ten powiew świeżego powietrza na tyle.-
-Ej…mieliśmy do tego nie wracać.-
-Jakoś trudno zapomnieć te widoki.-
-Chłopcy.- powiedziały obie siostry.
-Dobra będę grzeczny…na razie.- powiedział rozbawiony Jack.
-O czym gadaliście?-
-O tym, że traktują mnie tu jak dziecko.- oburzył się i złożył ręce.
-Nie dziwię się…-
-Kristoff-
-Już Aniu! O co dokładnie chodzi?-
-Jack jest jeszcze za słaby aby iść na zakończenie Wielkiego Targu. On się wciąż  upiera, że nic mu nie jest.- tłumaczyła zatroskana Elsa.
-No weźcie! Musi być jakiś sposób. Nie będę siedział w łóżku, gdy wy będziecie się superowo bawić. To nie leży w mojej naturze. Uwierzcie mi…-
-Ale co mamy zrobić… Jack nie masz wyjścia.-
-A ja mam pomysł!- wykrzykną zadowolony Kristoff.
-Jaki! Mów…- dopytywał się Jack.
-Zobaczycie.-
Wyleciał z pokoju, jak z procy. Jeszcze pozostał pęd powietrza i ruszające się nerwowo drzwi.
Przyjaciele popatrzyli po sobie, wzruszając ramionami. Nie widzieli co wymyślił Kristoff.
-Co on kombinuje?- spytała Elsa.
-Nie wiem. Mimo iż to mój chłopak, wciąż mnie zadziwia.-
-Może musiał iść do kibelka…- powiedział rozbawiony Jack.
Popatrzyły obie na niego z podniesionymi brwiami do góry.
Nagle można było usłyszeć ciche popiskiwanie, jak u myszy. Nasłuchiwali wszyscy ze zdziwieniem na twarzy.
Po chwili do komnaty wjechał Kristof z wózkiem.
-Ta dam!!- krzykną pokazując na część swojego pomysłu.
-Chyba sobie kpisz!- powiedział markotnie Jack.
-Nie…a masz inny pomysł?-
-No…na pewno nie wsiądę na jakiś wózeczek jak dla dziadka!-
-Frost, masz 317 lat. Jesteś praktycznie dziadkiem. A w ogóle czytałem coś o dziadku mrozie.
Możesz być jego następcą. Dokleimy ci brodę i możesz śmigać na bal…. dziadziu…- powiedział triumfującym głosem.
-Nigdy na to nie wsiądę!.- powiedział stanowczym głosem.
-A co? Wolisz wózeczek dla dzidziusia? Może coś wykombinujemy…-
-Hahhaa…bardzo śmieszne! I tak jestem od ciebie starszy. Trochę szacuneczku!
-Jack. Może to jedyna szansa abyś teraz tak wyszedł.- powiedział już poważnie Kristoff.
-A wy co o tym myślicie?- Zwrócił się do Elsy i Anny.
-Kristoff ma racje. To jedyna szansa.-
Elsa popatrzyła na posmutniałego Jacka. Serce jej się krajało na taki przykry widok. Osoba, którą…kocha, smuci się.
-Zostawicie nas samych? Może go przekonam.-
-Dobra. Ale pamiętaj mamy mało czasu…Niedługo się ściemni i zaczynamy.-
-To zajmie nam chwilkę…- uśmiechnęła się szczerze i odprowadziła ich wzrokiem.
Złapali się za ręce i szybko opuścili pomieszczenie.

Została tylko Elsa i przygnębiony Jack…





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz