Wiem, że ciekawi was fakt co się dzieje z Jackiem, ale wszystko po kolei. Najpierw sprawa tego ognia, a potem następna. Postaram się dać następny rozdział jeszcze dziś... Miłego czytania!
-Kto to jest Elizabeth?- spytali oboje.
-Jack mi o niej opowiadał. Była pierwszą osobą, która go zobaczyła jako strażnika. Dostała moce…władała ogniem.
-Co!?
-Tak, ogniem. Jack podejrzewał, że to jest jego przeciwieństwo. Mówił, że wszystko musi pozostać w równowadze. Gdy Księżyc stworzył go jako pana Lodu, to musiał wybrać taż Ognia.
-Czyli ona wywołała ten pożar, dlaczego?-
-Nawet nie wiem czy to ona. Jack uważał, że zginęła. Nie panowała nad mocą.-
-Może nie umarła i nadal szuka Jack.-
-Może. Najważniejsze jest to, że musimy teraz powstrzymać pożar.-
-Dobra!-
-Jaki masz plan?-
-To bardzo proste. Jeżeli to normalny płomień to zgaśnie pod wpływem śniegu. Wywołam gigantyczną śnieżyce, która zasypie ogień.
-Dobry plan.-
-Raczej…gdyby Jack tu był.-
-Byłby z ciebie dumny.- powiedziała z uśmiechem Anna.
Elsa go odwzajemniła i zaczęła iść w stronę bram. Wciąż bała się o Jacka. A może Elizabeth chcę się na nim wyżyć. Może uważa, że to wszystko, jej moce to jego wina. Nie wiedziała o co chodzi. Przecież Jack nic takiego je
j nie zrobił.
Oboje podążyli za nią.
-Śnieg w lecie. Mam deja vu…-
-JA też!- powiedziała ponuro Elsa.
Doszli wreszcie do ostatniej z bram i wyszli na plac. Było już tutaj dużo mieszkańców. Rozmawiali i tłoczyli się w małych grupkach. Podchodzili do nich pytając o pożar.
-Wszyscy zachowajcie spokój. Zajmiemy się tym. Jesteście bezpieczni za murami zamku.-
Przyśpieszyli kroku i doszli do ostatniej wielkiej bramy. Była otwarta i przez nią wchodziły kolejne grupy poddanych.
-Elsa jak zamierzasz zbliżyć się do pożaru?-
-Właśnie nie mamy powozu. Jeszcze nie załatwiłem następnego. A do tego Sven lubi zimno i boi się ognia.
-Weźmiemy ten Jacka.-
-Tak bardzo mądre brać wóz z lodu na misję, gdzie zagraża nam ogień. Będzie ciepło i mokro!-

Gdy zobaczyła zdziwioną i lekko przestraszoną twarz Kristofa zrozumiała co robi.
-Przepraszam cię.-
-Nic nie szkodzi. JA też się o niego martwię.-
-Przecież się kłócicie przez cały czas.
-To tak jak masz w stadzie dwóch samców Alfa, walczą o wyższość.-
-Naprawdę! Nawiązujesz do wilków?- spiorunowała go wzrokiem i skrzyżowała ręce.
-No dobra inaczej. Braterska przyjaźń. Kłócimy się, ale kochamy.
-Lepiej! –uśmiechnęła się Anna.
-Jack mi opowiadał, że jest to nierozpuszczalny lód. Stworzył nawet kanapę, która nie topiła się na słońcu.- chwaliła go z uśmiechem, ale znów poczuła ból. Przypomniała sobie jak gadali, śmiali się, przytulali…całowali. Po twarzy popłynęły jej łzy. Bała się o niego…
-Oh Elso! Od razu zaczniemy go szukać, gdy skończysz z pożarem.- przytuliła ją Anna.
-Wiem…dzięki.- otarła łzy i ruszyła w stronę małej polanki koło muru.
Tam właśnie strażnicy schowali powóz. W stajni ani do pałacu by go nie upchnęła. A teraz na placu był tłum ludzi. Nie miała czasu mówić wszystkim, że jest to coś normalnego i akurat stworzonego przez nią. Nie chciał się chwalić, że to jej wspaniałe dzieło. Tylko Jacka. Nie ma teraz czasu na tłumaczenie ludziom, że w mieście jest nowy strażnik władający lodem.
-O jest tutaj!- pokazała na piękną lodową karetę. Konie nie były zaprzężone, ale stały na baczność czekając na rozkazy.
Kristof się wzruszył.
-Naprawdę niezniszczalny lód…kocham tego chłopa!-
-No wiesz takie wyznania. Powiedz to jemu, ale raczej on woli Elsę. A ja jestem zazdrosna.-
-Przestań. Wiesz, że ty jesteś moją miłością.-
-Chodźcie…Jak znajdę Jacka to nie będę rzygać na takie widoki.-
Siostry wsiadły, a Kristof zajął miejsce woźnicy. Konie były już przypięte i galopowali w stronę rosnącego zagrożenia.



Elsa odwróciła się do nich z napięciem widocznym na jej twarzy i postawie ciała.
-Posłuchajcie. Zaraz stworzę wielką górę lodową, aby być wyżej i dosięgnąć całego pożaru.
-Dobra!- odezwali się oboje.
Kristof podszedł do Anny i objął ją ramieniem. Elsa powoli unosiła ręce ku górze i spod ich stóp wyrastał lód. Unosili się coraz wyżej…i wyżej, aż wreszcie ujrzeli wszystko co chcieli zobaczyć.
-O matko!- wyrwało się Kristofowi.
Anna zakryła ręką usta, ale w jej oczach zagościło przerażenie. Elsa zrobiła podobnie.
Zobaczyli gigantyczną plamę czarnego wypalonego i zniszczonego miejsca narodzin pożaru. A bliżej prawdziwe morze ognia. Było nie do powstrzymania. Zalewało kolejne miejsca nie pozostawiając nic przy życiu.


Elsa opuściła ręce i nagle chmura znikła pozostawiając blask słońca i błękit nieba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz