Frozen Love

Frozen Love
Forever

niedziela, 26 października 2014

Rozdział 25 Niszczycielska siła.

 Wiem, że ciekawi was fakt co się dzieje z Jackiem, ale wszystko po kolei. Najpierw sprawa tego ognia, a potem następna. Postaram się dać następny rozdział jeszcze dziś... Miłego czytania!


-Kto to jest Elizabeth?- spytali oboje.
-Jack mi o niej opowiadał. Była pierwszą osobą, która go zobaczyła jako strażnika. Dostała moce…władała ogniem.
-Co!?
-Tak, ogniem. Jack podejrzewał, że to jest jego przeciwieństwo. Mówił, że wszystko musi pozostać w równowadze. Gdy Księżyc stworzył go jako pana Lodu, to musiał wybrać taż Ognia.
-Czyli ona wywołała ten pożar, dlaczego?-
-Nawet nie wiem czy to ona. Jack uważał, że zginęła. Nie panowała nad mocą.-
-Może nie umarła i nadal szuka Jack.-
-Może. Najważniejsze jest to, że musimy teraz powstrzymać pożar.-
-Dobra!-
-Jaki masz plan?-
-To bardzo proste. Jeżeli to normalny płomień to zgaśnie pod wpływem śniegu. Wywołam gigantyczną śnieżyce, która zasypie ogień.
-Dobry plan.-
-A dasz sobie radę.-
-Raczej…gdyby Jack tu był.-
-Byłby z ciebie dumny.- powiedziała z uśmiechem Anna.
Elsa go odwzajemniła i zaczęła iść w stronę bram. Wciąż bała się o Jacka. A może Elizabeth chcę się na nim wyżyć. Może uważa, że to wszystko, jej moce to jego wina. Nie wiedziała o co chodzi. Przecież Jack nic takiego je
j nie zrobił.
Oboje podążyli za nią.
-Śnieg w lecie. Mam deja vu…-
-JA też!- powiedziała ponuro Elsa.
Doszli wreszcie do ostatniej z bram i wyszli na plac. Było już tutaj dużo mieszkańców. Rozmawiali i tłoczyli się w małych grupkach. Podchodzili do nich pytając o pożar.
-Wszyscy zachowajcie spokój. Zajmiemy się tym. Jesteście bezpieczni za murami zamku.-
Przyśpieszyli kroku i doszli do ostatniej wielkiej bramy. Była otwarta i przez nią wchodziły kolejne grupy poddanych.
-Elsa jak zamierzasz zbliżyć się do pożaru?-
-Właśnie nie mamy powozu. Jeszcze nie załatwiłem następnego. A do tego Sven lubi zimno i boi się ognia.
-Weźmiemy ten Jacka.-
-Tak bardzo mądre brać wóz z lodu na misję, gdzie zagraża nam ogień. Będzie ciepło i mokro!-
-Nie musisz być sarkastyczny. Od tego jest Jack. Wyćwiczył cię na swoją nieobecność.- nakrzyczała na niego z wielkim gniewem w głosie.
Gdy zobaczyła zdziwioną i lekko przestraszoną twarz Kristofa zrozumiała co robi.
-Przepraszam cię.-
-Nic nie szkodzi. JA też się o niego martwię.-
-Przecież się kłócicie przez cały czas.
-To tak jak masz w stadzie dwóch samców Alfa, walczą o wyższość.-
-Naprawdę! Nawiązujesz do wilków?- spiorunowała go wzrokiem i skrzyżowała ręce.
-No dobra inaczej. Braterska przyjaźń. Kłócimy się, ale kochamy.
-Lepiej! –uśmiechnęła się Anna.
-Jack mi opowiadał, że jest to nierozpuszczalny lód. Stworzył nawet kanapę, która nie topiła się na słońcu.- chwaliła go z uśmiechem, ale znów poczuła ból. Przypomniała sobie jak gadali, śmiali się, przytulali…całowali. Po twarzy popłynęły jej łzy. Bała się o niego…
-Oh Elso! Od razu zaczniemy go szukać, gdy skończysz z pożarem.- przytuliła ją Anna.
-Wiem…dzięki.- otarła łzy i ruszyła w stronę małej polanki koło muru.
Tam właśnie strażnicy schowali powóz. W stajni ani do pałacu by go nie upchnęła. A teraz na placu był tłum ludzi. Nie miała czasu mówić wszystkim, że jest to coś normalnego i akurat stworzonego przez nią. Nie chciał się chwalić, że to jej wspaniałe dzieło. Tylko Jacka. Nie ma teraz czasu na tłumaczenie ludziom, że w mieście jest nowy strażnik władający lodem.
-O  jest tutaj!- pokazała na piękną lodową karetę. Konie nie były zaprzężone, ale stały na baczność czekając na rozkazy.
Kristof się wzruszył.
-Naprawdę niezniszczalny lód…kocham tego chłopa!-
-No wiesz takie wyznania. Powiedz to jemu, ale raczej on woli Elsę. A ja jestem zazdrosna.-
-Przestań. Wiesz, że ty jesteś moją miłością.-
-Chodźcie…Jak znajdę Jacka to nie będę rzygać na takie widoki.-
Siostry wsiadły, a Kristof zajął miejsce woźnicy. Konie były już przypięte i galopowali w stronę rosnącego zagrożenia.
Powietrze stawało się cięższe i brudniejsze. Spowiła ich lekko mgła dymu i popiołu. Byli już blisko. Czuli narastające ciepło bijące od rozpowszechniającego się ognia.
-Zatrzymaj się!- krzyknęła Elsa przez okienko w saniach. Byli już na tyle blisko, że przybliżenie się jeszcze dalej byłoby niepotrzebnym zagrożeniem.
Wysiedli z powozu i nagle stanęli jak wryci. Widok ich przeraził. Ku nim zbliżał się nie ubłaganie największy pożar jaki w życiu widzieli. Drzewa po kolei zapalały się od siebie. Przewalały się i niszczyły kolejne. Zwierzęta uciekały, wielkie plamy nie były tylko dymem, lecz ptakami. Uciekały w stronę królestwa. Sarny, zające i inne leśne stworzenia szły ich śladem.
Elsa odwróciła się do nich z napięciem widocznym na jej twarzy i postawie ciała.
-Posłuchajcie. Zaraz stworzę wielką górę lodową, aby być wyżej i dosięgnąć całego pożaru.
-Dobra!- odezwali się oboje.
Kristof podszedł do Anny i objął ją ramieniem. Elsa powoli unosiła ręce ku górze i spod ich stóp wyrastał lód. Unosili się coraz wyżej…i wyżej, aż wreszcie ujrzeli wszystko co chcieli zobaczyć.
-O matko!- wyrwało się Kristofowi.
Anna zakryła ręką usta, ale w jej oczach zagościło przerażenie. Elsa zrobiła podobnie.
Zobaczyli gigantyczną plamę czarnego wypalonego i zniszczonego miejsca narodzin pożaru. A bliżej prawdziwe morze ognia. Było nie do powstrzymania. Zalewało kolejne miejsca nie pozostawiając nic przy życiu.
Elsa nie zastanawiała się długo. Zabrała całą swoją moc. Nie pozwoliła aby strach wziął górę. Starała się być opanowana i skupiona. Myślała o Jacku, jak w nią wierzył. Powtarzał, że jest silna i ma wielki dar. Do oczu napłynęły jej łzy, ale od razu wyschły od ciepła bijącego od pożaru. Znów uniosła ręce i po chwili na niebie pojawiły się wielkie chmury. Zakryły większość nieba pozostawiając szarość przyćmiewającą błękit. Słońce znikło…cień zakrył doliny, ale nie było ciemno. Ognia było zbyt dużo.
Nagle z wielkiej ciemnej chmury, spadł śnieg. Nie był to pierwszy lekki puszek. Leż potężna burza śnieżna. Na płomienie spało ich tak wiele, że po chwili zaczęło robić się biało. Ogień nie miał szans. Śnieg atakował go z podwójną mocą. Było go zbyt dużo i szybciej walczył. I jeszcze kilka sekund…nareszcie. W dolinie nie było najmniejszego płomienia. Ciemne plamy zniszczenia, jasność ognia, siła destrukcji zastała zastąpiona przez białą powłokę śniegu. Większość się rozpuściła w kontakcie z ogniem, ale mała część pozostała.

Elsa opuściła ręce i nagle chmura znikła pozostawiając blask słońca i błękit nieba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz