Frozen Love

Frozen Love
Forever

sobota, 18 października 2014

Rozdział 19 Nigdy nie niańczyć bachorów!

Jechali szybko rozkoszując się widokami i pędem powietrza przez uchylone okienko. Dla Jacka to było normalne i zarazem przyjemne. Wszystko super… Oj chyba nie.
-Rany!! Zaraz się odwinę i zamrożę mu usta…-
-Jack wiesz, że dużo dzisiaj przeszedł.- broniła go Anna.
-Tak!!! Ja też i teraz moje bębenki krwawią..-
-Nie jest  tak źle! To takie samo słodkie pochrapywano jak za pierwszym spotkaniem.-
-Wtedy już prawie ogłuchłem…-
-Co... nie słychać cię!-
-Haha… Śmieszne-
Tak jak dla Kristofa to nie było  nic wielkiego.Codziennie jeździł z Svenem swoimi saniami, więc takie

przeżycia były dla niego nudne…
Zasną praktycznie od razu, jak zwykle z głową odwaloną do tyłu, chrapiąc przeraźliwie.
Ślina zbierałam się w otwartych ustach jak w misce i spływała strumykami po bokach. Miał już obślinione całe ramiona.
-Naprawdę jeśli wy go nie zamkniecie to ja to zrobię…Obślini mi tapicerkę!-
-No weź nie budź go..-
-No dobra, ale zamknę mu buzię… O macie jakiś korek, w tym przypadku dość sporawy. Tak rozdziawił paszcze, że zaraz mu odleci.-
-Jack nie możesz.-
-Ja mogę. Też już nie wytrzymuję. Mam już mokrą sukienkę…To jest obrzydliwe!- pożaliła się Elsa
-O!!! Wyczaruj wielki kawał lodu i wepchnij mu do ust…-
-Nie nie możecie!- zakryła Anna, Kristofa.
-No przestań zaraz was wymyje z powozu. Jak marzysz o kąpieli w jego ślinie, to twoja sprawa.-
-No dobra, ale jakby co nie mieszajcie mnie do tego…-
-Ej a może wyczaruj mu smoczek z lodu!- zaproponował Jack.
-To chyba nie najgorszy pomysł!-
Elsa zaczęła tworzyć mały smoczek. Chciała pokazać Jackowi, że też dobrze i sprawnie korzysta z mocy. Po chwili w rękach trzymała, drobny smoczek z reniferkiem jako wzór.
-Nieźle! No możesz utulić naszego bobaska..-
Elsa niepewnie wsadziła Kristofowi smoczek do ust. Od razu zacisną szczękę i zaczął ssać.
-Ooo!!! Jaki uroczy!- powiedział Anna przykładając złożone ręce do boku.
-Ta!! Okropnie!! Uważaj przyzwyczai się i niedługo będzie ssał kciuk i robił w pieluchę. Swoje reniferki rzuci w kąt i zacznie latać za tobą na czworaka krzyczeć ,,Mama!!!’’-
-Prędzej ty zazdrośniku. Elsa obsłuż Jacka. Też chce pocmokać!!!-
Siostry zaśmiały się.
Nareszcie cisza. W tle słychać było już tylko odgłosy ssania Kristofa i nic szczególnego.
Po paru minutach smoczek Kristofa zaczął się kurczyć i wreszcie znikną.
-Ten niegrzeczny bachor zjadł smoczek! Chyba wyssał go do końca….dosłownie.- rzucił Jack.
Kristof zdenerwowany lekko jękną i znów zaczął swoje przedstawienie od nowa.
-No nie!! Znowu… Nigdy nie będę mieć dzieci…-
-Kristof nie jest dzieckiem.- znów broniła go Anna.
-Jasne on tylko został w młodości kopnięty przez renifera… Taki szczególik.-
-Jack!-
-No dobra! Elsa wyczaruj teraz tą bryłę lodu w kształcie korka. Zatkamy tego śliniaka…-
Elsa posłusznie znów zaczęła czarować. W rękach tworzyła się po woli mała bryłka, która rosła w oczach...dosłownie. Na koniec trzymała już spory kloc lodu.
Anna pomogła już ostatecznie siostrze i wsadziły ją Kristofowi.
-Ej słyszycie to? Jakby cisza…-
Wyglądało to przekomicznie z boku. Kristof z odchyloną głową miał w rozszerzonych ustach wielką bryłę, prawie większą od jego głowy. Już nie było słychać chrapania i ślina nie wypływała po bokach.
Wszyscy już zadowoleni wrócili do rozkoszowania się podróżą i ciszą…
Niestety nie trwało to wiecznie. Nagle Kristof zaczął się lekko rzucać jakby miał odruchy wymiotne. I po chwili wielka bryła lodu została wystrzelona z jego ust z niebywałą prędkością. Na nieszczęście okienko było cały czas otwarte i kloc uderzył nieświadomego Jacka w tył głowy.
 Odruchowo szarpnął lejce…Konie zahamowały gwałtownie i zatrzymały prawie przewalając powóz. Odrzut był na tyle mocny, że Jack wyleciał przed siebie prosto na wielkie drzewo.
Anna, Elsa i Kristof prawie nie pourywali sobie głów nie wspominając o łamaniu nosów.
Dziwne było to, że Kristof wciąż spał.
Anna i Elsa popatrzył na niego z niedowierzaniem.
-Wiesz, on mnie czasami zadziwia…-
-Mnie też!-
Dziewczyny szybko wyleciały z powozu w kierunku Jacka.
Był nieprzytomny, a z tyłu głowy sączyła mu się krew. Spływał w dużych ilościach tworząc na razie nie wielką kałużę.
Były przerażone tym widokiem. Elsa szybko ukucnęła obok niego i zaczęła głaskać go po policzku.
-Jack! Jack! Słyszysz mnie? Proszę nie rób mi tego po raz drugi!-
-Znasz się na leczeniu Strażników?-
-No sorry w naszej bibliotece nie ma takiego działu…- odburknęła Elsa.
-To co robimy? Nie mogę tak stać i patrzeć jak nieśmiertelny wykrwawia się na moich oczach…Nic mu nie będzie?-
-Nie wiem….Chyba nie. Jest nieśmiertelny, ale co możemy zrobić?-
Elsa była w szoku i czuła się bezradnie w tej sytuacji. Przyłożyła lekko czerwone ręce do twarzy. Matko! To krew Jacka, ma ją na rękach…to okropne.
Jeszcze bardziej wpadła w panikę, jak ktoś taki może aż tak krwawić.
Co zrobić, co robić?!
Po chwili coś się jej przypomniało. Kamień… Jego kamień strażnika.
Szybko włożyła rękę pod granatową bluzę i szukała jego naszyjnika.
Anna zdziwiona nie wiedziała gdzie odwrócić wzrok.
-Yyy…Elso to nie jest dobra pora na obmacywanie. Później się zabawisz, ale w tej sytuacji…
-Anno!!! Jak możesz…phhh..- prychnęła zła i nareszcie go złapała.
Wysunęła go na wierzch, oceniając…
Znów zobaczyła ten piękny kamień w kolorze błękitu i jego jaskrawe światło.
Ku jej zaskoczeniu kamień znów, miał swoje chimery. Jego blask nie był rażący tylko coraz słabszy.
-Co to?-
-Jego źródło mocy. Kamień Strażnika.-
-Czy on zawsze tak puszcza oczka i mruga…-
-Nie! Jest źle…-
Tylko co robić. Za pierwszym razem pomogła mu stając się jego nowym źródłem energii, a teraz co ma robić. Pocałować go…to nie jest takie złe, ale Anna. A chrzanić ją! Jack się liczy teraz najbardziej.
Elsa przysunęła się do śpiącego Jacka. Był taki spokojny i piękny… Przybliżyła swoje usta do swoich i się stało…pocałowała go.
Niby nie był to odwzajemniony całus, ale wspaniały. Znów poczuła przyśpieszone serce i oddech. Czy ona już zawsze będzie tak na niego reagowała? Grunt było cudownie…
Czuła jego świeży oddech jego ciepło, serce. Wplotła rękę w jego włosy, uważając na ranę z tyłu głowy. Tak bardzo była widoczna…Kolor biały jak śnieg nie ukrywał na głowie wielkiej krwawiącej rany, tylko bardziej uwidaczniał.
Gdy się od niego odsunęła, Anna jeszcze stała jak słup. Miała wielkie oczy i uchylone usta.
-Yyy…No siostra! Teraz to jest wykorzystanie chwili jego nieprzytomności…Nie podejrzewała cię o takie zabawianie się z chłopcami…-
-Anno! Ja tylko…
Nie dokończyła przez oślepiające światło na piersi Jacka. Po chwili ustało, a ją raziło coś innego.
Jack siedział teraz przed nią z otwartymi błyszczącymi oczami, uśmiechając się pogodnie.
Po ranie nie było nawet śladu. Najmniejszego rozdrapania, ranki czy nawet siniaka.
-Mymm… Jeśli tak mam być ratowany za każdym razem, muszę robić to częściej.- mruknął do niej.
-Nawet się nie waż!! Znów mi to zrobiłeś. Bałam się o ciebie, prawie Anna uznała że cię wykorzystuję!-
-Uuu…możesz pozwalam! Rób to częściej…- uśmiechnął się i tym razem pocałował ją z wzajemnością.
Elsa zarumieniła się i przeniosła odruchowo wzrok na Annę. Stała, ale już nie tak zdziwiona.
Uśmiechała się teraz i spoglądała na siostrę z uznaniem oraz zaklaskała bezgłośnie w ręce.
Elsa odwzajemniła uśmiech i wróciła do Jacka. Był rozpromieniony, chociaż przed chwilą był ciężko ranny i wciąż siedział w swojej krwi.
-Czy to znaczy, że teraz ja wykorzystałem ciebie?-
-Jesteśmy kwita…- znów się zarumieniła.
-Uwielbiam gdy to robisz! Twoje rumieńce są piękne, ja nie mogę…-
-Co?!- zakryła policzki rękoma.
-Nie… są cudowne i fascynujące.-
Uśmiechnęli się do siebie i przypomnieli po chwili, że nie są sami.
Już można uznać to za dzień znajomości, a oni tak okazują swoje uczucia.
Anna się uśmiechała radośnie i niestety.
Przy powozie stał oparty i zadowolony Kristof.
-Co się szczerzysz?- zapytał Jack
-No no…Frost nieźle wyrywasz laski. Zawsze lecisz do jakiejś krainy i bajerujesz je na skaleczony paluszek?- zadrwił z niego.
-A ty? Wyrwałeś Annę na litość. Twoje umysłowe zatrzymanie i nieporadność ją wzruszają…-
-Hej!!! Wcale nie…-
-A właśnie obudziłeś się już…bobasku!-
-Co?-
-Cmoktałeś tego smoczka jak jakiś niewyżyty…- uśmiechnął się figlarnie.
-Jakiego smoczka? Co jak? Frost!!!-
-No co już nigdy nie będę się zajmować takimi bachorami jak ty…-
-Nie musisz już dorosłem.-
-Raczej wątpię…
-A ty to co? Do śpiącej królewny przyszła królowa?
-Tak zazdrośniku! A ty żabciu zmieniłeś się w wieśniaka po całusie z Anną. Trudno do królewicza ci daleko…
Kristof zaczerwienił się. Jack patrzył na to i się coraz bardziej szczerzył.
-Chłopcy! Jesteśmy tu! Jeśli się nami nie zajmujecie to może sobie pójdziemy…
Nie zdarzyła wstać od Jacka, a nawet się poruszyć po odwróceniu, bo Jack już pochylał się ku niej i trzymał ją mocno za rękę. Uśmiechnął się do niej i przyciągnął ku siebie.
Popatrzył jej w oczy i pocałował.
-Nigdy nie będziesz teraz sama. Będę się tobą zajmował wieki…
Kristof gwizdnął i chciał coś dodać ale Anna znokautowała go wzrokiem.
-Dzięki Ann! Chyba nie jest aż takim idiotą. Za-kumał o co ci chodzi…
-Ty też powinieneś!
-Dobra kum kumam!!
-Frost! Zakończenie!
-A no tak! Zakończenie…-
-Zdążymy.- odparł Jack.
Próbował wstać. Opierał się o drzewo chwiejąc się na nogach. Był jeszcze osłabiony po wypadku. Odsunął się dalej od podpórki i zakręciło mu się w głowie. Gdyby nie dziewczyny leżałby teraz z powrotem na ziemi.
-Dasz radę?- spytała zatroskana Elsa.
-Tak! Ja bym nie dał…-
-Dobrze bo czeka cię jeszcze zmiana garderoby!- powiedziała ucieszona Anna.
-Co!!!!- wrzasnął Jack, wlepiając się w Annę.


2 komentarze:

  1. Hehhe dobre,a Else to bym się po niej nigdy nie spodziewala olać to,ze Anna ich widzi i całować ummm nieżle się zapowiada!!

    OdpowiedzUsuń