Frozen Love

Frozen Love
Forever

piątek, 24 października 2014

Rozdział 23 Płonąc umieram...

 Jack spał bardzo źle. Śniły mu się same koszmary. O Elizabeth i Elsie, że skrzywdzi je obie…że stanie się powodem cierpień bliskich. Sny były jego wrogami napierającymi na niego ze zmożoną siłą. Obudził się po drugiej stronie łóżka zlany potem. Przetarł ręką po czole rozcierając słone krople. Odwrócił się i zobaczył śpiącą Elsę. No tak… Zasnął wczoraj przy niej. Nawet nie zmienił ubrań. Miał na sobie ciągle sztywny strój zaprojektowany przez Annę.
Postanowił się przebrać. Zszedł powoli i obszedł łoże. Pocałował Elsę w czoło i po cichutku wymknął się z komnaty. Zamknął drzwi i ruszył w stronę swojego pokoju.
Przy komodzie była oparta jego laska i komplet świeżo upranych ciuchów. Na nich leżała mała karteczka.

,,Wiem, że to jest twój prawdziwy styl, więc proszę!’’

Najwidoczniej Anna widziała, że Elsa nie przekonała go do noszenia takich ubrań na co dzień. Na jego niebieskiej bluzie i brązowych spodniach, nie było widać nawet kropelki krwi.
Dziury porobione od wypadków były zszyte aż prawie niewidocznie.
Na jego twarzy zagościł uśmiech. Szybko się przebrał, tworząc wzory szronu na ubiorze i chwycił swoją laskę. Otworzył okno wychodzące na mały balkonik. Rozejrzał się i wziął głęboki wdech. Uwielbiał wstawać rano, nie mówiąc o lataniu. Było jeszcze wcześnie, miasto odpoczywało po imprezowaniu.
Spojrzał na zegarek stojący na szafce. Była dopiero piąta. Dawno tak wcześnie nie wstał. Zawsze to była szósta lub siódma. Te koszmary dały mu wycisk.
Postanowił się odprężyć. Stanął na barierce i skoczył. Leciał, a raczej spadał przez moment,  a  po chwili szybował wysoko nad królestwem. Słońce dopiero wstawało, barwiąc chmury na różowe kolory. Niebo jeszcze nie przybrało swojego błękitu. Wszystko to odrywało go od nieprzyjemnych myśli. Leciał rozkoszując się widokami i pędem wiatru. Powietrze jeszcze zimne, a dla niego rześkie mierzwiły mu włosy. Ubrania trzepotały przy jego ciele…było tak jakby nic złego się nie działo. Niestety wszystko jest chwilowe.
Jack poczuł nieprzyjemny i duszący zapach dymu. Wywoływał u niego mdłości. Zakrył sobie wolną ręką noc i rozejrzał się wypatrując źródło smrodu. W oddali dostrzegł czarny pióropusz unoszący się coraz wyżej. Podleciał tam najszybciej jak mógł. W dole zobaczył ogromny, rozpowszechniający się pożar. Płomienie niszczył wszystko po drodze. Drzewa pod jego wpływem przewalały się niszcząc sąsiednie. Ptaki i inne zwierzęta uciekały w popłochu. Cała chmara wron przeleciała koło Jack dekoncentrując go. Zachwiał się i po chwili spadał w otchłań płomieni.

Nie miał laski… Nie widział jej. Przecież przed chwilą ją trzymał. Patrzył na zbliżającą się nieubłaganie ziemię. Chwycił jednym zwinnym ruchem wystającą płonącą gałąź. Chwilowo zawisł, ale uszkodzona złamała się pod jego ciężarem. Runął z łoskotem. Odrzut był ogromny…z bólu przekręcił się na bok i splunął krwią. Nie mógł chwilowo złapać tchu. Wstał teraz głęboko dysząc i rozglądał się za laską. Nie było jej. Widać było same płomienie. Były coraz większe i zbliżały się do niego z nie opisaną mocą.
To nie był normalny pożar. Ogień wydawał się dziki i nieposkromiony jak zwierze…jakby żył. Nie mógł się bronić, nie mówiąc o tym, że stąpał boso po rozjarzonym gruncie. Parzył go niemiłosiernie. Różnica temperatur była ogromna…
Musiał znaleźdź laskę inaczej tutaj spłonie lub  w jego przypadku rozpuści…Zaśmiał się w twarz niebezpieczeństwu i pobiegł w wolną drogę w głąb. Rozglądał się po płonących jeszcze zgliszczach szukając zguby.
Cały był spocony. Było tam strasznie gorąco, a dym drażnił jego gardło i płuca. Zaczął kaszleć i się dusić. Obraz zaczął się rozmazywać. Widział migające pomarańczowe, rażące plamy. Nogi odmówił posłuszeństwa. Ugięły się po nim kolana i upadła na lekko zwęgloną ściółkę. Nie mógł już oddychać. Jego płuca nie dostawały tleny. Dym zajmował całe jego ciało. Mózg się wyłączał. Nie chciał tak skończyć…
Upadł już całym ciałem, czekając na koniec. Ostatni raz spojrzał w górę. Chciał zobaczyć Elsę ten ostatni raz, ale nie mógł. Zamknął oczy i odpłynął w ciemność.
Obudził go wielki trzask. Otworzył szeroko oczy i dostrzegł po woli przewalające się ogromne i płonące drzewo. Leciało prosto na niego, ale on widział to w zwolnionym tępię.
Spokojnie i bez sił przeturlał się w bok. Spadło z wielkim łoskotem, ale chociaż nie na niego. Uniósł się ledwo, chcąc się rozejrzeć. Bolała go głowa. Wszystko nadal płonęło, ale wytwarzało mniejszy dym. Powietrze ledwo dochodziło, ale chociaż dało się oddychać. Próbował wstać, ale nie mógł. Opary dalej zatruwały jego ciało. Oczy łzawiły chociaż i tak był oblany potem. Z nieba latały małe pyłki spalonych roślin.
Zdołał się podnieść do pozycji siedzącej i popatrzył jak wszystko się niszczy. Jeszcze chwile i umrze.
Nagle z pomiędzy ogromnych płomieni zobaczył drobną sylwetkę. Wyszła z nich nic sobie nie robiąc. Jack miał otumaniony umysł, więc szybko nie skojarzył kto to może być. Po chwili ta osoba szła w jego stronę. Obraz stawał się rozmazany, ale dostrzegł jej rude włosy i zielone przenikliwe oczy. Stała już prawie przed nim ze niewzruszoną minął, a on upadł. Miał przed chwilę jeszcze uchylone oczy. Zobaczył jak się do niego schyla i znów stracił przytomność.


                                                                             * * *

Elsa obudziła się przez promienie słońca, które robiły to praktycznie codziennie. Zapominała o zasuwaniu zasłon, a wczoraj i tak nie miała do tego głowy. Piękny, romantyczny wieczór…najpierw zakończenie ,,Wielkiego Targu’’ a później Jack. Przeszedł ją przyjemny dreszczyk. Przypomniała sobie tą chwile, kiedy byli tak blisko. Całowali się, obejmowali tworząc jedno. On drżał i ona. Przypomniał sobie jego usta, które raz lekko musnęły jej. Nie był to pocałunek, ale coś delikatnego i przyjemnego. Dotknęła palcami twarzy i obróciła się do drugiej strony łóżka. Jacka już nie było. Wstał trochę zawiedziona. Poszła do komody i wyjęła inną skromniejszą sukienkę. Ubrała ją i podeszłą do kosmetyczki. Przejrzał się w lustrze i przygładziła odruchowo włosy. Spięła ja w luźny warkocz i nałożyła lekki makiaż.
Spojrzała na obicie i potem uwagę przykuło źródło odbijającego światła słonecznego.
 Róża z lodu, którą dostała od Jacka, wciąż stała w kryształowym wazonie. Okazało się, że zmieniła lekko kolor na fioletowy. Promienie sprawiały, że pokój mienił się barwami.
Przyglądała się jej z uśmiechem i w tej chwili wszedł jej nadworny sługa.
-Pani! Przykro mi, że Królową niepokoję, ale mam złe wieści.- cały był rozdygotany i oddychał nierówno.
-Co się stało?- Elsa szybko wstała i już stała naprzeciw niego.
-Królowo. Wybuchł ogromny pożar na skraju Królestwa. Płomienie się rozprzestrzeniają i niszczą wszystko. Zbliża się powoli do miasta!- ostanie wykrzyczał.
Elsa wytrzeszczyła oczy w przerażeniu. Ogień! Zbliża się! O matko!
-Spokojnie! Ile mamy czasu, zanim ogień dotrze do nas?-
-Podobno jakąś godzinę.-
-Dorze, zwołaj Radę.-
-Tak jest, Królowo.-
Elsa szybko, rzuciła ostatnie spojrzenie w kierunku róży. Oby i ona nie spłonęła pomyślała i wybiegła z komnaty, zostawiając otarte drzwi.


                                                                             * * *
Jack poczuł ogromny ból. Gardło piekło go jakby miał w nim ogień. Oddychał szybko wciąż kaszląc. Niektóre części ciała miał bardzo poważnie oparzone,  a w szczególności stopy. Teraz żałował, że nie nosi butów. Chciał otworzyć oczy, ale sprawiało mu to trudność. Powieki był albo tak posklejane popiołem albo tak ciężkie. Poruszył się zmieniając pozycję. Od razu tego pożałował. Przeszył go ból. Nie wiedział czy to od oparzeń. Wydał z siebie głośny jęk, przypominający syk.
-Nie ruszaj się! Będzie gorzej.- łagodny głos, rozbrzmiewał echem. Jack odruchowo odkręcił się w jego stronę otwierając momentalnie oczy.
-Ał!!- krzyknął.
-Mówiłam…- Jack leżał na kamiennej posadce w kolorach szkarłatu. Miał obandażowane ramię i klatkę piersiową. Stopy był posmarowane jakąś maścią, która była wyczuwalna i pachniał niezbyt ładnie. Próbował się podnieść, ale od razu zrezygnował. Przed nim stała Elizabeth. Była ubrana jak wczoraj w lesie. Zielona sukienka, skórzana kurtka i te symbole na jej przedramieniach. Nie wiedział czy miała ich więcej .Te zaś jarzyły się jeszcze bardziej niż przedtem.
Podeszła widząc jego zmagania z próbami wstania. Pomogła mu ignorując jego jęki.
-Nie musiałaś. Nie jestem dzieciaczkiem.-
-Musiałam.-
Jack chwiał się na nogach czując przeraźliwy ból w nogach i w klatce. Nie pamiętał, żeby się aż tak oparzył. Przyłożył zdrową rękę do torsu.
-Gdy upadłeś połamałeś sobie dwa żebra. Dość nie poważne było tak łazić po płonącym lesie. Jeśli chciałeś wybrać się na grzyby to może by ci te matołki coś  poleciły.-
Już chciał na nią syknąć, ale samo oddychanie sprawiało ból.
-Nie powinieneś jeszcze wstawać, ale i tak mnie nie posłuchasz.-
-Nie.- odburknął jej. Uznał, że źle się zachowuje. Przecież go uratowała.
-Dzię-ki za pomoc!-
-Nie dziękuj. To moja wina. Powinnam wysyłać następnym razem jakieś taktowniejsze zaproszenia.-
-To twoja sprawka!- wykrzyczał. Jego słowa wciąż dudnił mu w głowie.
-Tak! A i znalazłam twoją laską. Lekko zwęglona, ale da się jej używać.- Wyciągnęła zza pleców jego laskę. Zamiast ciemnego brązu była ciemna, czarna.
Jack stęknął, ale nie chciał się kłócić. Chwycił ją i się na niej oparł. Od razu po jego dotyku i ona nie była przypalona i on poczuł się lepiej.
Spojrzał na Elizabeth. Była poważna, a na twarzy nie malowały się żadne uczucia. Patrzyła na niego.
-Umiesz zabawiać swoich gości?- przeszedł do sedna.
-Chyba tak. Chciałam z tobą porozmawiać. Wiedziałam, że gdy zobaczysz ogień przylecisz. Tak jak wtedy…-
-Tym razem to ja płonąłem.- wrócił mu sarkastyczny humorek.
Elizabeth pierwszy raz się uśmiechnęła. Jednak coś miała z dawnej siebie.
-Tylko ty umiałeś mnie rozbawić-
-Taki ze mnie gość.- uśmiechnął się ignorując już trochę mniejszy ból.
-Elizabeth. O co ci chodzi?-
Odeszła trochę od niego zataczając wokół niego kręgi.
-Naprawdę nie wiesz Jack?!-
-No najwidoczniej. Jeżeli pytam…-
Zatrzymała się przed nim stykając się prawię nosami.

-Chcę ciebie Jack. Zawsze chciałam ciebie!-

6 komentarzy:

  1. (do Eli) Osz, ty ty wredna małpo, won mi od Jacka, hamidle niemyty x)(Its a joke xd)
    Mam nadzieje że akcja (mimo że i teraz jest świetna :)) się rozkręci :D i że Elsa postanowi nieźle zawalczyć o Jacka :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozkręci się!!! Obiecuję! A walka będzie zawzięta...

      Usuń
  2. Maria Pobłocka napisała wszystko to co ja chciałam napisac więc przyłanczam się do jej komentarza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki!!! Miło, że czytasz!! Zostań z nami jak najdłużej!

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Lubię gdy ktoś się aż tak włącza w mojego bloga!!!

      Usuń