Jack spał bardzo źle. Śniły mu się same koszmary. O
Elizabeth i Elsie, że skrzywdzi je obie…że stanie się powodem cierpień
bliskich. Sny były jego wrogami napierającymi na niego ze zmożoną siłą. Obudził
się po drugiej stronie łóżka zlany potem. Przetarł ręką po czole rozcierając
słone krople. Odwrócił się i zobaczył śpiącą Elsę. No tak… Zasnął wczoraj przy
niej. Nawet nie zmienił ubrań. Miał na sobie ciągle sztywny strój
zaprojektowany przez Annę.
Postanowił się przebrać. Zszedł powoli i obszedł łoże.
Pocałował Elsę w czoło i po cichutku wymknął się z komnaty. Zamknął drzwi i
ruszył w stronę swojego pokoju.
Przy komodzie była oparta jego laska i komplet świeżo
upranych ciuchów. Na nich leżała mała karteczka.
,,Wiem, że to jest twój prawdziwy styl, więc proszę!’’
Najwidoczniej Anna widziała, że Elsa nie przekonała go do
noszenia takich ubrań na co dzień. Na jego niebieskiej bluzie i brązowych
spodniach, nie było widać nawet kropelki krwi.
Dziury porobione od wypadków były zszyte aż prawie
niewidocznie.
Na jego twarzy zagościł uśmiech. Szybko się przebrał,
tworząc wzory szronu na ubiorze i chwycił swoją laskę. Otworzył okno wychodzące
na mały balkonik. Rozejrzał się i wziął głęboki wdech. Uwielbiał wstawać rano,
nie mówiąc o lataniu. Było jeszcze wcześnie, miasto odpoczywało po
imprezowaniu.
Spojrzał na zegarek stojący na szafce. Była dopiero piąta.
Dawno tak wcześnie nie wstał. Zawsze to była szósta lub siódma. Te koszmary
dały mu wycisk.

Jack poczuł nieprzyjemny i duszący zapach dymu. Wywoływał u
niego mdłości. Zakrył sobie wolną ręką noc i rozejrzał się wypatrując źródło
smrodu. W oddali dostrzegł czarny pióropusz unoszący się coraz wyżej. Podleciał
tam najszybciej jak mógł. W dole zobaczył ogromny, rozpowszechniający się
pożar. Płomienie niszczył wszystko po drodze. Drzewa pod jego wpływem
przewalały się niszcząc sąsiednie. Ptaki i inne zwierzęta uciekały w popłochu.
Cała chmara wron przeleciała koło Jack dekoncentrując go. Zachwiał się i po
chwili spadał w otchłań płomieni.

To nie był normalny pożar. Ogień wydawał się dziki i
nieposkromiony jak zwierze…jakby żył. Nie mógł się bronić, nie mówiąc o tym, że
stąpał boso po rozjarzonym gruncie. Parzył go niemiłosiernie. Różnica
temperatur była ogromna…
Musiał znaleźdź laskę inaczej tutaj spłonie lub w jego przypadku rozpuści…Zaśmiał się w twarz
niebezpieczeństwu i pobiegł w wolną drogę w głąb. Rozglądał się po płonących
jeszcze zgliszczach szukając zguby.
Cały był spocony. Było tam strasznie gorąco, a dym drażnił
jego gardło i płuca. Zaczął kaszleć i się dusić. Obraz zaczął się rozmazywać.
Widział migające pomarańczowe, rażące plamy. Nogi odmówił posłuszeństwa. Ugięły
się po nim kolana i upadła na lekko zwęgloną ściółkę. Nie mógł już oddychać.
Jego płuca nie dostawały tleny. Dym zajmował całe jego ciało. Mózg się
wyłączał. Nie chciał tak skończyć…
Upadł już całym ciałem, czekając na koniec. Ostatni raz spojrzał
w górę. Chciał zobaczyć Elsę ten ostatni raz, ale nie mógł. Zamknął oczy i
odpłynął w ciemność.

Spokojnie i bez sił przeturlał się w bok. Spadło z wielkim
łoskotem, ale chociaż nie na niego. Uniósł się ledwo, chcąc się rozejrzeć.
Bolała go głowa. Wszystko nadal płonęło, ale wytwarzało mniejszy dym. Powietrze
ledwo dochodziło, ale chociaż dało się oddychać. Próbował wstać, ale nie mógł. Opary
dalej zatruwały jego ciało. Oczy łzawiły chociaż i tak był oblany potem. Z
nieba latały małe pyłki spalonych roślin.
Zdołał się podnieść do pozycji siedzącej i popatrzył jak
wszystko się niszczy. Jeszcze chwile i umrze.
Nagle z pomiędzy ogromnych płomieni zobaczył drobną
sylwetkę. Wyszła z nich nic sobie nie robiąc. Jack miał otumaniony umysł, więc
szybko nie skojarzył kto to może być. Po chwili ta osoba szła w jego stronę.
Obraz stawał się rozmazany, ale dostrzegł jej rude włosy i zielone przenikliwe
oczy. Stała już prawie przed nim ze niewzruszoną minął, a on upadł. Miał przed
chwilę jeszcze uchylone oczy. Zobaczył jak się do niego schyla i znów stracił
przytomność.
* * *

Spojrzała na obicie i potem uwagę przykuło źródło
odbijającego światła słonecznego.
Róża z lodu, którą
dostała od Jacka, wciąż stała w kryształowym wazonie. Okazało się, że zmieniła
lekko kolor na fioletowy. Promienie sprawiały, że pokój mienił się barwami.
Przyglądała się jej z uśmiechem i w tej chwili wszedł jej nadworny
sługa.

-Co się stało?- Elsa szybko wstała i już stała naprzeciw
niego.
-Królowo. Wybuchł ogromny pożar na skraju Królestwa. Płomienie
się rozprzestrzeniają i niszczą wszystko. Zbliża się powoli do miasta!- ostanie
wykrzyczał.
Elsa wytrzeszczyła oczy w przerażeniu. Ogień! Zbliża się! O
matko!
-Spokojnie! Ile mamy czasu, zanim ogień dotrze do nas?-
-Podobno jakąś godzinę.-
-Dorze, zwołaj Radę.-
-Tak jest, Królowo.-
Elsa szybko, rzuciła ostatnie spojrzenie w kierunku róży. Oby
i ona nie spłonęła pomyślała i wybiegła z komnaty, zostawiając otarte drzwi.
* * *
Jack poczuł ogromny ból. Gardło piekło go jakby miał w nim
ogień. Oddychał szybko wciąż kaszląc. Niektóre części ciała miał bardzo poważnie
oparzone, a w szczególności stopy. Teraz
żałował, że nie nosi butów. Chciał otworzyć oczy, ale sprawiało mu to trudność.
Powieki był albo tak posklejane popiołem albo tak ciężkie. Poruszył się
zmieniając pozycję. Od razu tego pożałował. Przeszył go ból. Nie wiedział czy
to od oparzeń. Wydał z siebie głośny jęk, przypominający syk.
-Nie ruszaj się! Będzie gorzej.- łagodny głos, rozbrzmiewał
echem. Jack odruchowo odkręcił się w jego stronę otwierając momentalnie oczy.
-Ał!!- krzyknął.
.jpg)
Podeszła widząc jego zmagania z próbami wstania. Pomogła mu
ignorując jego jęki.
-Nie musiałaś. Nie jestem dzieciaczkiem.-
-Musiałam.-
Jack chwiał się na nogach czując przeraźliwy ból w nogach i
w klatce. Nie pamiętał, żeby się aż tak oparzył. Przyłożył zdrową rękę do
torsu.
-Gdy upadłeś połamałeś sobie dwa żebra. Dość nie poważne
było tak łazić po płonącym lesie. Jeśli chciałeś wybrać się na grzyby to może
by ci te matołki coś poleciły.-
Już chciał na nią syknąć, ale samo oddychanie sprawiało ból.
-Nie powinieneś jeszcze wstawać, ale i tak mnie nie
posłuchasz.-
-Nie.- odburknął jej. Uznał, że źle się zachowuje. Przecież
go uratowała.
-Dzię-ki za pomoc!-
-Nie dziękuj. To moja wina. Powinnam wysyłać następnym razem
jakieś taktowniejsze zaproszenia.-
-To twoja sprawka!- wykrzyczał. Jego słowa wciąż dudnił mu w
głowie.
-Tak! A i znalazłam twoją laską. Lekko zwęglona, ale da się
jej używać.- Wyciągnęła zza pleców jego laskę. Zamiast ciemnego brązu była
ciemna, czarna.
Jack stęknął, ale nie chciał się kłócić. Chwycił ją i się na
niej oparł. Od razu po jego dotyku i ona nie była przypalona i on poczuł się
lepiej.
Spojrzał na Elizabeth. Była poważna, a na twarzy nie
malowały się żadne uczucia. Patrzyła na niego.
-Umiesz zabawiać swoich gości?- przeszedł do sedna.
-Chyba tak. Chciałam z tobą porozmawiać. Wiedziałam, że gdy
zobaczysz ogień przylecisz. Tak jak wtedy…-
-Tym razem to ja płonąłem.- wrócił mu sarkastyczny humorek.
Elizabeth pierwszy raz się uśmiechnęła. Jednak coś miała z
dawnej siebie.
-Tylko ty umiałeś mnie rozbawić-
-Taki ze mnie gość.- uśmiechnął się ignorując już trochę
mniejszy ból.
-Elizabeth. O co ci chodzi?-
Odeszła trochę od niego zataczając wokół niego kręgi.
-Naprawdę nie wiesz Jack?!-
-No najwidoczniej. Jeżeli pytam…-
Zatrzymała się przed nim stykając się prawię nosami.
-Chcę ciebie Jack. Zawsze chciałam ciebie!-
(do Eli) Osz, ty ty wredna małpo, won mi od Jacka, hamidle niemyty x)(Its a joke xd)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że akcja (mimo że i teraz jest świetna :)) się rozkręci :D i że Elsa postanowi nieźle zawalczyć o Jacka :P
Rozkręci się!!! Obiecuję! A walka będzie zawzięta...
UsuńMaria Pobłocka napisała wszystko to co ja chciałam napisac więc przyłanczam się do jej komentarza.
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki!!! Miło, że czytasz!! Zostań z nami jak najdłużej!
UsuńWredna małpa cholera jasna ;-;
OdpowiedzUsuńLubię gdy ktoś się aż tak włącza w mojego bloga!!!
Usuń