Ten rozdział będzie z perspektywy Jacka. Wiem, że nie
możecie się doczekać dalszego ciągu, ale teraz na końcu pojawi się kluczowa
postać…Od razu ją poznacie. Miłego Czytania!!
Jack nie wiedział co się dzieje. Leżał…chyba leżał na
podłodze. Wszystko wydawało się zamglone i niezrozumiałe. Ta dziewczyna…groził
jej. Dlaczego? Gdy w jego umyśle pojawiła się, wszystko stało się jaśniejsze. Jego
puste wspomnienia wypełniła miłość, taka znajoma, ale nadal odległa. Nienawiść,
jaką wcześniej do niej żywił została zastąpiona przez prawdziwe potężne
uczucie.
Coś dziwnego i mokrego, które spływało po twarzy, poczuł na
policzku. Wziął rękę i zaczął pocierać. Obniżył ją i zobaczył. Łzy…chyba to
łzy, ale czarne. Mroczne jest teraz jego życie lub było. Znów zagościła w nim
Elsa. Wypełniła dziwna pustkę ,ale Elizabeth, on jej nie kochał. Dlaczego przed
chwilą to czuł tak mocno, że chciał zabić Elsę. Nic nie rozumiał…
Rozejrzał się nie przytomnie po sali. Zobaczył ją… to Elsa!
Stała przed nim, odwrócona. Coś krzyczała, ale dźwięki zdawały się jakby były
słyszane pod powierzchnią wody. Spojrzał dalej…Elizabeth. Co ona robi?!
Trzymała nóż na gardle jakiejś dziewczyny. Znał ją…widział ją kiedyś, jakby
lata temu. Miała rude włosy, jasną cerę i była podobna do Elsy. Poczekaj…
Na pewno, poznaję ją,
to Anna! Anna! Poznał ją jeszcze niedawno, a już zapomniał?! Czuł się jakby
uczył się wszystkiego od nowa. Czarny potok znów poleciał mu po twarzy. Zaczęło
robić się jaśniej. Jego wzrok się poprawił, widział teraz wszystko inaczej. Wracały
kolory.
Przetarł zmęczone oczy swoją ubrudzoną od łez ręką. Trochę zapiekły
go i znów czerń. Co to było?
Głowa go rozbolała. Schował ja w rękach, chciał się skupić. Natłok
informacji wbijał się w osłabiony umysł, jak pocisk, z którym nie można walczyć.
Otworzył oczy gotowy na kolejną mocną dawkę.
Koło Anny, tak Anny leżał chłopak. Był starszy od nich
wszystkich. Chyba, tak wyglądał. Miał jasne blond włosy, źle i niedbale
ulizane. Ubranie poniszczone, a widoczna zaszyta dziura na tyle spodni wydawała
się znajoma. Nagle przed oczami przeleciały mu obrazy. Chłopakowi rozrywają się
spodnie pod nimi miał bieliznę w reniferki. Kto normalny ma takie coś normalnie
w szafie. No chyba, że Nord. Ale kto to? Dlaczego…i znów masa informacji. Św.
Mikołaj w swojej bazie, Zając, Ząbek, Piasek i Mrok…Kristoff! Poznał go tak jak
Annę i Elsę.
Rozejrzał się znów szukając rozwiązań na pytania. Ale coś
się stało. Elsa zrezygnowana, odwróciła się do niego. Wypowiedziała coś nie
używając dźwięków. Chyba było to -Wrócę po ciebie.- Ale dlaczego odchodziła?
Poszła do znajomego kręgu, a potem po kilku minutach doszli Anna i Kistoff. Oboje
patrzyli na niego z przerażeniem… Wielkie wytrzeszczone oczy zajmowały 1/3
powierzchni twarzy. Prawie zobaczył swoje odbicie. Było dziwne. Spojrzał teraz
ze trzeźwym umysłem na samego siebie. Nie miał bluzy…leżała podarta i spalona
na podłodze. Spodnie tak samo zniszczone. Ale na ciele miał dziwne symbole.
Jarzył się i wbijały w skórę. Dotknął lekko jednego z nich. Poczuł
przeszywający ból…rozchodził się po całym ciele. Ponownie czarne łzy zleciały
powiększając kałuże obok niego.
Nagle w dziwnym pomieszczeniu zrobiło się cieplej i jaśniej.
Popatrzył w stronę źródła. Ujrzał ostatni raz obraz Elsy, Kristofa, Anny i po chwili
obtoczył ich ogień. Jack bez zastanowienia i odruchowo wstał podlatując do
nich. Nie zdążył…zniknęli. Tylko Elizabeth przeszywała go teraz rozwścieczonym wzrokiem.
-Nie! Cała ta praca…NA NIC!! Znów ją pamiętasz co!- Jack
stał zdezorientowany. Elizabeth krążyła wokół niego jak wściekły pies piekieł.
W dłoniach pojawiły się płomienie rozchodzące się wyżej po rękach.
-Sprawiałam ci minimalny ból Jack! Naprawdę! Ale teraz przez
tą szmatę będziesz jeszcze bardziej cierpiał… Ona nigdy cię nie dostanie, jesteś
mój!- rzuciła się na niego z niebywałą prędkością.
Jack odruchowo uniósł się w powietrzu robiąc zgrabne salto i
lądując tuż za nią. Jeszcze nie zdążyła się odwrócić, a Jack uderzył w nią najmocniej
jak mógł. Powalona na ziemię i zła strzelała płomieniami. Jack jak zręczna i
zawodowa baletnica, wirował pomiędzy nimi wychodząc z tego nawet bez
najmniejszego oparzenia. Nie wiedział co robi. Wszystko wydawało się tak, jak w
zwolnionym tempie. Już chciał ją znokautować,
pozbawić przytomności, gdy pochłonęła go ciemność. Poczuł jeszcze przenikliwy
ból w plecach i z tyłu głowy. Upadł na zimną, kamienną posadzkę jeszcze z lekko
uchylonymi powiekami. Słyszał jakieś szmery oddalające się coraz bardziej.
-Nareszcie! Już nie mogłam… Znów jest sobą przez tą Elsę!-
-Spokojnie! Teraz ja się nim zajmę.- usłyszał na koniec
jakiś mroczny drażliwy głos i odpłynął. Ale nie był obtoczony przez ciemność.
Ból był teraz jego sprzymierzeńcem. Pamiętał ją! Pamiętał Elsę. Wszystkie
informacje, zdarzenia i przeżycia wracały coraz szybciej. Niewidzialna gruba
ściana odgradzająca go od niej powoli pękała. Widział ją. Jej piękną białą
porcelanową twarz. Niebieskie błyszczące się jak lód oczy. Piękne wydatne usta
podkreślone lekko czerwoną szminką. Włosy wspaniale upięte w luźny warkocz
spadający jej na ramię. Jej suknia, jakby zrobiona z samych płatków śniegu
iskrzących się w promieniach słońca. Błękity, które na niej górowały doskonale
podkreślały jej oczy. A teraz przypomniało mu się jakieś wydarzenie. Ona i on
sami na łóżku. Śmiali się i całowali. Stykali się w jedno…nie byli jednym. Jej
usta były wszędzie. Przyśpieszony oddech i bicie serca grzmiały im w uszach…Było
pięknie! Nie znów! Wracał do rzeczywistości. Ból znów znajomy, a odległy…powracał.
Usłyszał przenikliwy przez mrok śmiech i otworzył oczy.
Był przywiązany. Nie, skrępowany kajdanami. Nie mógł się
ruszać. Łańcuch przechodził mu przez dłonie i nogi aż po samą szyję. Jeden
ruch, mały ale gwałtowny, a by się udusił. Na metalu jarzyły się znajome
symbole. Widział je już na swoim ciele. Przed nim stały dwie postacie. Jedną i
druga poznał bez problemów. Elizabeth i…
-Mrok!- powiedział to z nienawiścią dobrze słyszalną w
głosie. Znów wyszczerzył swoje szare zębiska. Czarne jak smoła włosy, tak samo
jak kiedyś zagarnięte do tyłu. Szaty, które go okrywały wyglądały jakby
utkanego z samego mroku i ciemności. Jego skóra pasowała do zębów. Szara i
pozbawiona kolorów. Oczy przenikliwe i na pierwszy rzut oka podstępne.
-Ja się nie cieszę. Zabieraj swój spopielony tyłek bo wezmę
odkurzacz!-
-Jack Frost nieugięty i hardy jak zawsze. Bądź grzeczny!-
-Nie byłem wzorowym uczniem w klasie Norda. Powiedźmy, że
prawie zasłużyłem na poprawne.-
-Nie igraj ze mną chłopcze. Możesz wziąć za duży kęs i się
udławić.-
-Ty już straciłeś zęby na tym kęsie. Byłeś na wizycie
kontrolnej u Zębuszki. Wszystkie pozostałe twoje perełki powybija gratis. Może
za dzielnego pacjenta dostaniesz limo pod okiem.- Jack szczerzył się do niego,
a Mrok widocznie tracił nerwy. Pamiętał jak ostatnim razem Ząbek uderzyła go w
twarz i wyleciał mu ząb. Powiedziała, że są kwita za ukradzione z jej pałacu.
Mrok dał się ponieś i uderzył Jacka z całej siły w brzuch. Momentalnie
spiął mięśnie, ale ból przeszył jego ciało. Po chwili otworzył oczy i splunął
krwią na but Mroka.
-Dzisiaj pastowania dla niedobrych gnojków odwołane.-
Mrok już go nie bił odszedł wściekły podchodząc do dziwnej szafeczki pod ścianą.
Przeszukiwał szuflady mamrocząc gniewnie pod nosem. Jack
momentalnie się uśmiechnął. Jego miejsce zajęła Elizabeth. Mimo iż była tą dziewczyną,
która chciała go zabić i sprawiała mu ból, patrzyła na niego z uczuciem.
-Jack. Nie denerwuj go! Będzie jeszcze gorzej jeśli będziesz
się upierał.-
-Bo co! To on zaczął. Powinien pójść do konta.-
Sapnęła i machnęła na niego ręką. Wciąż jednak zerkała na
niego z ukosa.
-:Elizabeth.-
Znów stałą do niego przodem. Na jej twarzy malowało się
rozpogodzenie, a oczy zabłyszczały. Nie zapłonęły jak ogień tylko iskrzyły się rozświetlone
własnym balaskiem.
-Dlaczego ty? Co ja ci takiego zrobiłem?-
-Ty praktycznie nic, ale…-
-To dlaczego mi to robisz?-
-Nie tobie…Nam! Robię to dla nas!-
-Niby jak. Więzisz mnie, sprawiasz mi ból, zadajesz się z
tym… I do tego ranisz moich przyjaciół. I po prostu mi mówisz, że robisz to dla
nas.-
-Tak! Nasza miłość jest taka Jack. Niszczyła nas, na
początku. Teraz poniszczy innych, a potem już nic. Będziemy dla siebie. Będzie
idealnie.-
-Nie Elizabeth! Ja cię nie kocham!- powiedział to patrząc
jej prosto w oczy. Nagle znów przybrała gniewną maskę zasłaniając prawdziwą i
dobrze mu znaną Elizabeth.
-To przez tą sukę! To ona mi ciebie zabrała. Nie martw się! Niedługo
będziesz tylko mój! Mój, a nie jej. Wrócisz do mnie!-
-Nie, ja nie wrócę! Ona jest moją miłością. Moim życiem, a
nawet energią.-
-Nieprawda! Kłamiesz!! Zatruła twój umysł!!!-
-Nie, ty masz zatruty. Mrok cię zmienił! Nie widzisz tego?!-
-Dzieciaczki spokojnie! Kłótnię małżonków poćwiczcie gdy
będzie po sprawie. Elizabeth wszystko przygotowane?- wtrącił się Mrok. W rękach
miał dziwną księgę z symbolem podobnym do tego, który jest na piersi Jacka.
-Tak! Mam zaklęcia i nóż z zamku Simona.- powiedziała
skruszona i w pełni mu poddana.
-Dobrze zaczynamy!- powiedział zadowolony. Wyszczerzył się
tak, że było widać puste miejsce w dziąśle.
-Niby co?- odezwał się zdezorientowany Jack. Wodził wyrokiem
na jedno i na drugie, na zmianę.
-Zrobimy coś, co od dawno mi się należało!- Elizabeth
chrząknęła.
-I równie dla niej.- dodał pośpiesznie.
- Wiem, że powinieneś iść do psychiatryka. Może mają
specjalnie dla ciebie czarny kaftanik. Biały do ciebie nie pasuje.-Nikt już na
niego nie patrzył. Elizabeth zaczęła
rysować znów swój ognisty krąg, a Mrok szukał czegoś w tej zakurzonej księdze. Gdy
znalazł, Elizabeth też skończyła. Jack patrzył na nich lekko przerażony. Zamknął
odruchowo oczy i pomyślał o Elsie. Nie mógł jej zapomnieć. Nie znowu! Nie! Usłyszał
głos Mroka. Mówił w jakimś dziwnym, starym dialekcie. Nie znał tych słów i nie
dało się ich porównać do żadnego innego znanego języka. Otworzył oczy.
Elizabeth poszła za niego z lśniącym nożem, którym wycinała znaki na jego
ciele. Poczuł piekący ból na dłoni. Krew lekko ściekała po jego dłoni, a
Elizabeth ją zbierała do pucharu. Podeszła z nim do Mroka dorzucając dziwne rzeczy.
Po chwili, gdy Mrok skończył, znaki na ciele Jacka, a nawet na kajdanach i nożu
zapłonęły żywym ogniem. Jack czuł jak więzy wpalają się w jego skórę. Czuł
nawet jej zapach. Czuł go po całym ciele, ale to mu nie przeszkadzało.
Myślami
wciąż był przy Elsie. Zadowolony z tego co mu pozostało…wspomnienia,
wyszczerzył się triumfująco do nich. Ale on nie stał spokojnie, rozciął tym razem
swoją rękę i Elizabeth. Złączył to wszystko do tego samego pucharu. W naczyniu
dziwnie zabulgotało, a unosząca się para przyprawiała o mdłości.
Pij!- wyciągną naczynie do Jacka. Przyłożył do jego ust. Znów
poczuł ten okropny smród.
-Nie dzięki. Śmierdzi jakby tam coś zdechło. Oj to chyba
twoja krew. Współczucie stary. To dlatego tak od ciebie capi.- Mrok nie
pozwalał się długo obrażać i zmusił go do wypicia.
Było okropnie, nawet gorzej niż przy wypalaniu znaków. Smak
już nie miał znaczenia. W ciele Jacka wszystko ulegało zmianie. Czuł się okropnie,
jakby kości się po kolei łamały, mięśnie zanikały, a krew gotowała. Znów ten
ból…nie fizyczny. Tracił to co było najcenniejsze. Elsa zanikała, zaczął
płakać. Mógłby zginąć lub ponosić najgorsze tortury, ale chciał pozostawić Elsę
w swoim umyśle, sercu. Niestety…obraz zanikał. Przyjaźń, miłość zostały
zastąpione nienawiścią i
udawanym uczuciem do Elizabeth. Ale coś jeszcze…poczuł,
że chce się oddać Mrokowi. Być na każde jego skinienie. Chciał być posłuszny…Zrozumiał
wtedy, że umiera. Nie dosłownie, ale stracił coś bez czego nie można żyć…samego
siebie.
NIeeee tylko nie to,jeszcze do tego leciała akurat smutna piosenka z twojej listy no dzięki przez ciebie płaczę to straszne,a ja się boję,że w każdej chwili może być za późno,ale sama nie wiem na co,wiem tylko,że za niedługo stanie się coś okropnego,w sumie już się stało,ale myśle,że w końcu Jack zabiję Else i zrozumie,że on ją zabił i znów stanie sie normalnym Jackiem,lecz na ich miłość będzie za późno,prosze ja chce Happy end a w mojej głowie same smutne zakończenia,ale co ja gadam ten blog się dopiero zaczyna prawda?Życzę dużo weny i czekam z dużą niecierpliwością na next!!
OdpowiedzUsuńBosz to tak genialne jest <3<3<3
OdpowiedzUsuń