-Nie zamartwiaj się tak. Wyglądasz super! Po uroczystości
zwołam wszystkich i cię przedstawię, nie będziesz musiał się ukrywać.-
-Dzięki…- odpowiedział wzdychając.
Elsa wstała ze swojej części sofy. Było jej dobrze i
wygonie, ale nie mogła dłużej już siedzieć. Wyciągnęła rękę i wrócił błysk w
jej oczach.
-Choć pójdziemy się zabawić! Już czas na finał!- powiedziała
podekscytowana.
Jack mimowolnie widząc to, musiał się uśmiechnąć. Udał, że
chce jej podać rękę, ale złapał ją w pasie i pognał w las. Leciał z szybkością
i taką łatwością. Gęstwina drzew nie robiła mu trudności. Elsa zamykała co
jakiś czas oczy, nie była do tego przyzwyczajona. Jack oddał się temu,
złączając się z wiatrem. Raz nawet udał, że nie widzi drzewa i prawie by na niego
wpadli. Elsa trąciła go w ramię, a on wyszczerzył się zwycięsko.
Wpadli na polanę jak
huragan i przewalili ze zaskoczenia Kristofa. Był właśnie koło Anny, oparty o
sanie, gdy ręka mu się ześlizgnęła. Wywalił się rozmasowując po chwili bolące
miejsca.
Jack oczywiście po wylądowaniu roześmiał się i patrzył z
wyższością.
-Nie gadaj, że to zrobił taki mały wiaterek.-
-Mały wiaterek to ci hula w głowie, chyba cię przewiało…-
pokazał stukając palcem w czoło.
-Chłopcy idziemy na Zakończenie. Wy możecie tu sobie
siedzieć i się kłócić, a my zaszalejemy.- podskoczyła zadowolona Anna.
Jack znów znalazł się przy Elsie i pocałował ją w policzek.
-Łał co ty mu zrobiłaś, jak przekonałaś? Pranie mózgu, zakaz
całowania, biczowanie…- wymieniała Anna na palcach.
-Zwykła siła perswazji …- puściła oczko do Jacka
-Nie ma sensu już jechać. To niedaleko. – ocenił Kristof.
-No to ruszamy!- Jack powędrował pierwszy łapiąc Elsę za
rękę.
Kristof coś szepnął do Anny rozbawiony, ale mieli to w
nosie. Okazywanie uczuć już nie sprawiało im problemów. Nawet zrobili na złość
i zatrzymali się przed nim. Pocałowali się czule, zerkając na zdziwioną twarz
Kristofa. Roześmiali się i poszli dalej.
Po paru minutach nareszcie doszli do miejsca, gdzie było już
mniej drzew. Po chwili znaleźli się na górce, z której było widać oświetlony
lampami ,,Wielki Targ’’. Wszyscy byli zadowoleni, śmiali się i bawili przy
muzyce. Na głównym rynku stała scena dla orkiestry, a kolo niej był tłum
tańczących. Z boku stały jeszcze różne stoiska, a jeszcze dalej po drugiej
stronie w oddali widać było nieszczęsny staw. Elsie przypomniała się ta chwila,
gdy Jack do niego wpadł. Przeszedł ją dreszcz, który nie umknął uwadze Jackowi. Przysunął
ją do siebie i okrył ramieniem lekko pocierając.
-Królowo lodu, zimno pani. Jest pani zaskakująca…- zadrwił
lekko, ale ze swoją klasą.
-No wiesz nawet najzimniejsza osoba powinna kiedyś poczuć
chłód.-
-Ja go czułem przez ponad 300 lat. Teraz mam ciebie.
-Super jestem twoim przenośnym grzejniczkiem .-
-No coś w tym rodzaju…- uśmiechnął się.
Kristof i Anna doszli zaraz, rozmawiając i śmiejąc się.
-Jak ładnie!- wykrzyknęła Anna.
-No siora! Niezła robota. Sorki, że ci nie pomogłam.-
powiedziała nieśmiało.
-Teraz nie czas na to, idziemy!-
-No Frost kapturek na głowę.- powiedział Kristof.
Jack niechętnie z grymasem założył go. Według Elsy wyglądał
niesamowicie. Jak tajemniczy Książę z innej krainy. Rozmyślając o tym zaróżowiła
się na policzkach.
-No dobra idziemy!-
Doszli wreszcie na miejsce. Ludzie widząc Królową i
Księżniczkę, od razu obtoczyli ich.
Zaczęli kłaniać się i dostojnie witać. Elsa przybrała
postawę władczyni i odpowiadała wszystkim po kolei. Jackowi się to znudziło,
więc oddalił się w stronę placu.
Tak to jego klimat. Zabawa śmiechy…tylko jeszcze troszeczkę
lodu na koniec i wszystko pasuje. Ciekawiło go kiedy Elsa wyczaruje lodowisko
na Targu. Może po kryjomu by się włączył. Nie rozmyślał długo bo w lasku
mignęła mu pomarańczowa kropka.
Od razu ruszył w tamtą stronę zaciekawiony. Przez tych
wieśniaków nie mógł lecieć, bo by ich to
,, zdziwiło’’. Nareszcie przedarł się
przez tłum i powędrował w głąb.
Teraz mógł nie obawiać się o opinie publiczną. Leciał
rozglądając się.
Prawie zderzyłby się z wielkim konarem drzewa. To co
zobaczył totalnie nim wstrząsnęło.
Przełknął głośno ślinę i wytrzeszczył oczy. Uchylił lekko
usta wpatrując się w jedną rzecz wartą teraz jego uwagi. W lesie pobrzmiewał głos, odbijający się
echem.
-Co Jack? Nie cieszysz się z mojego powrotu?- odezwała się.
Nie mógł wydusić żadnego słowa. Dźwięki jeszcze obijały się
w jego głowie powodując szum.
Nareszcie odetchnął głęboko i zdobył się na odpowiedź.
-Elizabeth? To ty?-
-Tak! To ja… Zdziwiony?- Przed nim stała Elizabeth, cała i zdrowa. Jakby widział ducha. Wyglądała jak dawniej.
Rude, płomieniste włosy, lekko falujące opadały na jej ramiona. Była ubrana w obcisłą zieloną sukienkę, podkreślającą jej oczy. Na sobie miała skórzaną kurtkę z podwiniętymi rękawami. Buty niby szykowne, ale wygodne na koturnie. Na rękach widniały dziwnie błyszczące wzory, jakby płonęły ogniem.
-No tak..- przypomniał sobie te wydarzenia ponownie już
drugi raz dzisiaj.
-Ale jak…jak ty!? Jak to możliwe…że ty?!- jąkał się.
-Że żyje. No wiesz na pewno nie dzięki tobie.- odburknęła na
niego.
-Ale co się stało z tobą. Ostanie nasze spotkanie pamiętam
jako… twoją śmierć.-
-Nie umarłam Jack. Odrodziłam się. Ktoś mi w tym pomógł.-
-Księżyc…wybrał cię!-
-NIE! On patrzył jak cierpię! Jak tracę kontrolę, jak
niszczę siebie i niszczę wszystko w płomieniach. Sobie patrzył…A ja!!!-
wykrzykiwała w stronę Jacka. W jej rękach na końcach pojawiły się ogniki. Wzięła
oddech i popatrzył opanowana.
-Nie on nic nie zrobił. Pomógł mi ktoś kogo dobrze znasz
Jack. Ktoś kto widzi dla ciebie szansę u swego boku.-
-Kto?-
-Choć ze mną a się przekonasz…- wyciągnęła do niego rękę.
-Ja… nie mogę. Jestem tu teraz z przyjaciółmi… Nie teraz.-
-Chodzi ci o tę zgraje z Arendell. To jakieś niedojdy, a w
szczególności ich królowa.
-Nie waż się tak o niej mówić. Jest wyjątkowa!-
-Kiedyś mówiłeś to samo o mnie.- złagodniała teraz i
patrzyła z uczuciem na Jacka.
Westchnął dobierając starannie słowa. Zbliżył się do niej i
teraz stali koło siebie na wyciągnięcie ręki.
-Elizabeth myślałem, że nie żyjesz. Trudno mi było po twoim
odejściu...naprawdę.
Ale teraz jestem z kimś innym. Kochałem cię, ale to się skończyło…Przepraszam.
-Nie to nie koniec. Wciąż możemy byś razem. Pamiętam nasza
miłość była niesamowita.-
-Nie…Elizabeth była trudna. Nie mogliśmy się sobie oddać, bo
ty mnie parzyłaś. Tobie przeszkadzało to, że jestem zamarznięty i bolało cię
najmniejsze wyznanie miłości... pocałunki. Nasze pocałunki był bolesne…-
-Nie prawda…Jestem teraz inna! Opanowana! Zmieniona! On mi
pomógł! Przygarnął mnie i nauczył panować nad mocą. Teraz mogę robić wszystko.-
To co zrobiła wstrząsnęło Jackiem. Chwyciła go i szybko pocałowała. Od razu odsuną się od niej i zakrył ręką usta.
To była prawda, tym razem nie został oparzony, a ona nie
krzyczała z bólu. Ale to nie było teraz najważniejsze, on kocha Else. Teraz ona
jest dla niego całym światem. Jego miłością i jedyną osobą, którą chce całować.
-Widzisz Jack… Możemy być razem. Znów to czujesz? Nasza
miłość…odradza się jak płomień…jak ja.-
-Nie Elizabeth…Jak kocham kogoś innego.-
-Nie prawda!!! Kłamiesz! Ktoś ci zatruwa umysł…ja jestem tą jedyną.-
krzyczała na niego. Znów straciła opanowanie i pojawiły się płomienie na
dłoniach. Jack odsunął się od niej jeszcze dalej.
-Muszę iść Elizabeth. Dobrze, że nic ci nie jest, ale ja
żyję dalej …bez ciebie. Może się kiedyś zobaczymy, ale będę teraz tylko twoim
przyjacielem.-
Odwrócił się i zaczął iść szybkim krokiem.
Usłyszał za sobą jej głos. Nie wiedział dokładnie co
powiedziała, ale chyba coś w rodzaju
,,Jeszcze zobaczymy’’.
Wyszedł jeszcze otępiały z tego buszu. Był lekko
nieprzytomny. Wszystko się rozmywało i miał przed oczami Elizabeth. Ona
żywa. Pocałowała go…Ale on kocha Else. Kto jej pomógł… Pytania krążyły w jego
głowie sprawiając ból. Nawet nie zauważył, że doszedł do rynku i stał przed
orkiestrą.
Po chwili w podskokach podeszła do niego rozpromieniona
Anna.
-Tu jesteś Jack! Szukaliśmy cię. Choć…zaraz Elsa zrobi
lodowisko i potem fajerwerki.- podskakiwała i chwyciła szybko Jack i pociągnęła
za sobą.
Zaprowadziła go do małej grupki osób. Pierwszą osobą, którą
zauważył była Elsa. Zarumieniona i zadowolona. Rozmawiała z jakimś starszym facetem,
troszkę niższym od niej.
Koło niej stał Kristof i parę innych nieznajomych.
Elsa spojrzała w bok i gdy go zauważyła, uśmiechnęła się promiennie.
Podeszłą do niego, łapiąc za rękę.
-Gdzie byłeś? Już się martwiłam…-
-Szwendałem się po rynku. Niezłą zabawa!- wymusił z siebie
udawany uśmiech.
-Tak!! Przyzwyczaj się…Choć czas na troszkę lodu.-
Chwyciła go i zaprowadziła za sobą na scenę.
-Uwaga! Zaraz oficjalny koniec ,,Wielkiego Targu’’.- Krzyknęła
do tłumu, który od razu jak na komendę zamilkł i patrzyli na nią uważnie.
-Dziękuję wam za przybycie i udział. Teraz czas na końcowe
atrakcje.-
Zaszła z podestu uniosła lekko sukienkę, odsłaniając gładką
i lekko kremową nogę. Uniosła ją i opuściła z siłą. Pod nią zaczął rozprzestrzeniać
się lód, który rozchodził się na cały rynek. Po chwili wszyscy mieli
wyczarowane łyżwy z lodu i zaczęto jeździć i się śmiać.
Lód miał lekki kolor fioletu z wzorami płatków śniegu w
tafli.
Jack podziwiał jej dzieło i nareszcie się rozweselił. Podeszła
do niego, a teraz ona i on mieli łyżwy na butach.
-Nieźle! Ale chyba zabijesz się na tym lekkim obcasie…-
-Mistrzyni….nigdy.- pociągnęła go w głąb.
Jeździła
znakomicie. Nie sprawiało jej to trudności, tak jak jemu latanie. Parę razy wyrżną
mocno obcierając sobie ręce. Elsa chichotała za każdym razem i pomagała mu
wstać. Jack zrezygnowany i już obolały, poszedł na skraj lodowiska. Chwycił się
poręczy od stanowiska i zdjął te niewygodne dla niego buty.
-Jack!-
-No co mam strój picusia, ale to nie podlega dyskusji.-
uśmiechnął się i teraz to on prowadził.
-No dobra! Widzę, że tak zrobisz sobie mniejszą krzywdę.-
-O popatrz!- Elsa wskazała na rozgwieżdżone niebo na których
błyskały piękne, kolorowe światła.
-Puszczają fajerwerki!- wykrzyczała i patrzyła uważnie.
Jack zamiast
na niebo, obserwował ją. Tak się cieszył widząc ją radosną…
I teraz przed
oczami w tłumie ujrzał Elizabeth. Patrzyła gniewnie na Else i po chwili
zniknęła… Jack poczuł strach… Jeżeli ona chcę skrzywdzić Else…
Popatrzył na
nią z bólem na twarzy i obserwował teraz każdego w jej zasięgu…
Mógłby ją
chronić przed całym światem, żeby widzieć ją bezpieczną…
O yaa ;o Super ;3 Jestem ciekawa co się stanie ;-;
OdpowiedzUsuń~fly c;