Frozen Love

Frozen Love
Forever

czwartek, 23 października 2014

Rozdział 21 Pięknie ona i ja …i ona?

-Nie zamartwiaj się tak. Wyglądasz super! Po uroczystości zwołam wszystkich i cię przedstawię, nie będziesz musiał się ukrywać.-
-Dzięki…- odpowiedział wzdychając.
Elsa wstała ze swojej części sofy. Było jej dobrze i wygonie, ale nie mogła dłużej już siedzieć. Wyciągnęła rękę i wrócił błysk w jej oczach.
-Choć pójdziemy się zabawić! Już czas na finał!- powiedziała podekscytowana.
Jack mimowolnie widząc to, musiał się uśmiechnąć. Udał, że chce jej podać rękę, ale złapał ją w pasie i pognał w las. Leciał z szybkością i taką łatwością. Gęstwina drzew nie robiła mu trudności. Elsa zamykała co jakiś czas oczy, nie była do tego przyzwyczajona. Jack oddał się temu, złączając się z wiatrem. Raz nawet udał, że nie widzi drzewa i prawie by na niego wpadli. Elsa trąciła go w ramię, a on wyszczerzył się zwycięsko.
 Wpadli na polanę jak huragan i przewalili ze zaskoczenia Kristofa. Był właśnie koło Anny, oparty o sanie, gdy ręka mu się ześlizgnęła. Wywalił się rozmasowując po chwili bolące miejsca.
Jack oczywiście po wylądowaniu roześmiał się i patrzył z wyższością.
-Nie gadaj, że to zrobił taki mały wiaterek.-
-Mały wiaterek to ci hula w głowie, chyba cię przewiało…- pokazał stukając palcem w czoło.
-Chłopcy idziemy na Zakończenie. Wy możecie tu sobie siedzieć i się kłócić, a my zaszalejemy.- podskoczyła zadowolona Anna.
Jack znów znalazł się przy Elsie i pocałował ją w policzek.
-Łał co ty mu zrobiłaś, jak przekonałaś? Pranie mózgu, zakaz całowania, biczowanie…- wymieniała Anna na palcach.
-Zwykła siła perswazji …- puściła oczko do Jacka
-Nie ma sensu już jechać. To niedaleko. – ocenił Kristof.
-No to ruszamy!- Jack powędrował pierwszy łapiąc Elsę za rękę.
Kristof coś szepnął do Anny rozbawiony, ale mieli to w nosie. Okazywanie uczuć już nie sprawiało im problemów. Nawet zrobili na złość i zatrzymali się przed nim. Pocałowali się czule, zerkając na zdziwioną twarz Kristofa. Roześmiali się i poszli dalej.
Po paru minutach nareszcie doszli do miejsca, gdzie było już mniej drzew. Po chwili znaleźli się na górce, z której było widać oświetlony lampami ,,Wielki Targ’’. Wszyscy byli zadowoleni, śmiali się i bawili przy muzyce. Na głównym rynku stała scena dla orkiestry, a kolo niej był tłum tańczących. Z boku stały jeszcze różne stoiska, a jeszcze dalej po drugiej stronie w oddali widać było nieszczęsny staw. Elsie przypomniała się ta chwila, gdy Jack do niego wpadł. Przeszedł ją dreszcz, który nie umknął uwadze Jackowi. Przysunął ją do siebie i okrył ramieniem lekko pocierając.
-Królowo lodu, zimno pani. Jest pani zaskakująca…- zadrwił lekko, ale ze swoją klasą.
-No wiesz nawet najzimniejsza osoba powinna kiedyś poczuć chłód.-
-Ja go czułem przez ponad 300 lat. Teraz mam ciebie.
-Super jestem twoim przenośnym grzejniczkiem .-  
-No coś w tym rodzaju…- uśmiechnął się.
Kristof i Anna doszli zaraz, rozmawiając i śmiejąc się.
-Jak ładnie!- wykrzyknęła Anna.
-No siora! Niezła robota. Sorki, że ci nie pomogłam.- powiedziała nieśmiało.
-Teraz nie czas na to, idziemy!-
-No Frost kapturek na głowę.- powiedział Kristof.
Jack niechętnie z grymasem założył go. Według Elsy wyglądał niesamowicie. Jak tajemniczy Książę z innej krainy. Rozmyślając o tym zaróżowiła się na policzkach.
-No dobra idziemy!-
Doszli wreszcie na miejsce. Ludzie widząc Królową i Księżniczkę, od razu obtoczyli ich.
Zaczęli kłaniać się i dostojnie witać. Elsa przybrała postawę władczyni i odpowiadała wszystkim po kolei. Jackowi się to znudziło, więc oddalił się w stronę placu.
Tak to jego klimat. Zabawa śmiechy…tylko jeszcze troszeczkę lodu na koniec i wszystko pasuje. Ciekawiło go kiedy Elsa wyczaruje lodowisko na Targu. Może po kryjomu by się włączył. Nie rozmyślał długo bo w lasku mignęła mu pomarańczowa kropka.
Od razu ruszył w tamtą stronę zaciekawiony. Przez tych wieśniaków nie mógł lecieć, bo by ich to
,, zdziwiło’’. Nareszcie przedarł się przez tłum i  powędrował w głąb.
Teraz mógł nie obawiać się o opinie publiczną. Leciał rozglądając się.
Prawie zderzyłby się z wielkim konarem drzewa. To co zobaczył totalnie nim wstrząsnęło.
Przełknął głośno ślinę i wytrzeszczył oczy. Uchylił lekko usta wpatrując się w jedną rzecz wartą teraz jego uwagi.  W lesie pobrzmiewał głos, odbijający się echem.
-Co Jack? Nie cieszysz się z mojego powrotu?- odezwała się.
Nie mógł wydusić żadnego słowa. Dźwięki jeszcze obijały się w jego głowie powodując szum.
Nareszcie odetchnął głęboko i zdobył się na odpowiedź.
-Elizabeth? To ty?-
-Tak! To ja… Zdziwiony?- Przed nim stała Elizabeth, cała i zdrowa. Jakby widział ducha. Wyglądała jak dawniej.
Rude, płomieniste włosy, lekko falujące opadały na jej ramiona. Była ubrana w obcisłą zieloną sukienkę, podkreślającą jej oczy. Na sobie miała skórzaną kurtkę z podwiniętymi rękawami. Buty niby szykowne, ale wygodne na koturnie. Na rękach widniały dziwnie błyszczące wzory, jakby płonęły ogniem.
-No tak..- przypomniał sobie te wydarzenia ponownie już drugi raz dzisiaj.
-Ale jak…jak ty!? Jak to możliwe…że ty?!- jąkał się.
-Że żyje. No wiesz na pewno nie dzięki tobie.- odburknęła na niego.
-Ale co się stało z tobą. Ostanie nasze spotkanie pamiętam jako… twoją śmierć.-
-Nie umarłam Jack. Odrodziłam się. Ktoś mi w tym pomógł.-
-Księżyc…wybrał cię!-
-NIE! On patrzył jak cierpię! Jak tracę kontrolę, jak niszczę siebie i niszczę wszystko w płomieniach. Sobie patrzył…A ja!!!- wykrzykiwała w stronę Jacka. W jej rękach na końcach pojawiły się ogniki. Wzięła oddech i popatrzył opanowana.
-Nie on nic nie zrobił. Pomógł mi ktoś kogo dobrze znasz Jack. Ktoś kto widzi dla ciebie szansę u swego boku.-
-Kto?-
-Choć ze mną a się przekonasz…- wyciągnęła do niego rękę.
-Ja… nie mogę. Jestem tu teraz z przyjaciółmi… Nie teraz.-
-Chodzi ci o tę zgraje z Arendell. To jakieś niedojdy, a w szczególności ich królowa.
-Nie waż się tak o niej mówić. Jest wyjątkowa!-
-Kiedyś mówiłeś to samo o mnie.- złagodniała teraz i patrzyła z uczuciem na Jacka.
Westchnął dobierając starannie słowa. Zbliżył się do niej i teraz stali koło siebie na wyciągnięcie ręki.
-Elizabeth myślałem, że nie żyjesz. Trudno mi było po twoim odejściu...naprawdę.
Ale teraz jestem z kimś innym. Kochałem cię, ale to się skończyło…Przepraszam.
-Nie to nie koniec. Wciąż możemy byś razem. Pamiętam nasza miłość była niesamowita.-
-Nie…Elizabeth była trudna. Nie mogliśmy się sobie oddać, bo ty mnie parzyłaś. Tobie przeszkadzało to, że jestem zamarznięty i bolało cię najmniejsze wyznanie miłości... pocałunki. Nasze pocałunki był bolesne…-
-Nie prawda…Jestem teraz inna! Opanowana! Zmieniona! On mi pomógł! Przygarnął mnie i nauczył panować nad mocą. Teraz mogę robić wszystko.-
To co zrobiła wstrząsnęło Jackiem. Chwyciła go i szybko pocałowała. Od razu odsuną się od niej i zakrył ręką usta.
To była prawda, tym razem nie został oparzony, a ona nie krzyczała z bólu. Ale to nie było teraz najważniejsze, on kocha Else. Teraz ona jest dla niego całym światem. Jego miłością i jedyną osobą, którą chce całować.
-Widzisz Jack… Możemy być razem. Znów to czujesz? Nasza miłość…odradza się jak płomień…jak ja.-
-Nie Elizabeth…Jak kocham kogoś innego.-
-Nie prawda!!! Kłamiesz! Ktoś ci zatruwa umysł…ja jestem tą jedyną.- krzyczała na niego. Znów straciła opanowanie i pojawiły się płomienie na dłoniach. Jack odsunął się od niej jeszcze dalej.
-Muszę iść Elizabeth. Dobrze, że nic ci nie jest, ale ja żyję dalej …bez ciebie. Może się kiedyś zobaczymy, ale będę teraz tylko twoim przyjacielem.-
Odwrócił się i zaczął iść szybkim krokiem.
Usłyszał za sobą jej głos. Nie wiedział dokładnie co powiedziała, ale chyba coś w rodzaju
,,Jeszcze zobaczymy’’.
Wyszedł jeszcze otępiały z tego buszu. Był lekko nieprzytomny. Wszystko się rozmywało i miał przed oczami Elizabeth. Ona żywa. Pocałowała go…Ale on kocha Else. Kto jej pomógł… Pytania krążyły w jego głowie sprawiając ból. Nawet nie zauważył, że doszedł do rynku i stał przed orkiestrą.
Otrząsnął się i rozejrzał trzeźwo.
Po chwili w podskokach podeszła do niego rozpromieniona Anna.
-Tu jesteś Jack! Szukaliśmy cię. Choć…zaraz Elsa zrobi lodowisko i potem fajerwerki.- podskakiwała i chwyciła szybko Jack i pociągnęła za sobą.
Zaprowadziła go do małej grupki osób. Pierwszą osobą, którą zauważył była Elsa. Zarumieniona i zadowolona. Rozmawiała z jakimś starszym facetem, troszkę niższym od niej.
Koło niej stał Kristof i parę innych nieznajomych.
Elsa spojrzała w bok i gdy go zauważyła, uśmiechnęła się promiennie. Podeszłą do niego, łapiąc za rękę.
-Gdzie byłeś? Już się martwiłam…-
-Szwendałem się po rynku. Niezłą zabawa!- wymusił z siebie udawany uśmiech.
-Tak!! Przyzwyczaj się…Choć czas na troszkę lodu.-
Chwyciła go i zaprowadziła za sobą na scenę.
-Uwaga! Zaraz oficjalny koniec ,,Wielkiego Targu’’.- Krzyknęła do tłumu, który od razu jak na komendę zamilkł i patrzyli na nią uważnie.
-Dziękuję wam za przybycie i udział. Teraz czas na końcowe atrakcje.-
Zaszła z podestu uniosła lekko sukienkę, odsłaniając gładką i lekko kremową nogę. Uniosła ją i opuściła z siłą. Pod nią zaczął rozprzestrzeniać się lód, który rozchodził się na cały rynek. Po chwili wszyscy mieli wyczarowane łyżwy z lodu i zaczęto jeździć i się śmiać.
Lód miał lekki kolor fioletu z wzorami płatków śniegu w tafli.
Jack podziwiał jej dzieło i nareszcie się rozweselił. Podeszła do niego, a teraz ona i on mieli łyżwy na butach.
-Nieźle! Ale chyba zabijesz się na tym lekkim obcasie…-
-Mistrzyni….nigdy.- pociągnęła go w głąb.
 Jeździła znakomicie. Nie sprawiało jej to trudności, tak jak jemu latanie. Parę razy wyrżną mocno obcierając sobie ręce. Elsa chichotała za każdym razem i pomagała mu wstać. Jack zrezygnowany i już obolały, poszedł na skraj lodowiska. Chwycił się poręczy od stanowiska i zdjął te niewygodne dla niego buty.
Stanął nareszcie na bosych stopach, rozkoszując się chłodem lodu.
-Jack!-
-No co mam strój picusia, ale to nie podlega dyskusji.- uśmiechnął się i teraz to on prowadził.
-No dobra! Widzę, że tak zrobisz sobie mniejszą krzywdę.-
-O popatrz!- Elsa wskazała na rozgwieżdżone niebo na których błyskały piękne, kolorowe światła.
-Puszczają fajerwerki!- wykrzyczała i patrzyła uważnie.
Jack zamiast na niebo, obserwował ją. Tak się cieszył widząc ją radosną…
I teraz przed oczami w tłumie ujrzał Elizabeth. Patrzyła gniewnie na Else i po chwili zniknęła… Jack poczuł strach… Jeżeli ona chcę skrzywdzić Else…
Popatrzył na nią z bólem na twarzy i obserwował teraz każdego w jej zasięgu…

Mógłby ją chronić przed całym światem, żeby widzieć ją bezpieczną…




1 komentarz: